Kto ponosi odpowiedzialność za in vitro?

 |  Written by Ursa Minor  |  5
Forum Kobiet Polskich apeluje o poparcie wniosku dotyczącego odpowiedzialności ośrodków in vitro za zdrowie kobiet i ich dzieci. Po zebraniu wymaganej ilości podpisów zostanie on skierowany m.in. do ministra Bartosza Arłukowicza.

Inicjatorzy wniosku, domagają się od resortu skontrolowania wszystkich ośrodków wykonujących zabieg in vitro. Jak wskazują, prawda o konsekwencjach in vitro nie dociera do opinii publicznej.

Ogromna ilość dzieci po zabiegu in vitro rodzi się z nieuleczalnymi wadami, a w początkowej fazie zabiegu zabija się tysiące ludzkich istnień

- W szpitalu św. Rodziny w Warszawie dokonano pięciu kontroli,  natomiast tam, gdzie dziecko „zostało wyprodukowane” – chore dziecko – nie dokonano żadnej kontroli. Do społeczeństwa nie dociera informacja o tym. Chcemy uzyskać jak najszersze poparcie społeczne i razem z wieloma osobami, które się pod tym protestem podpiszą, złożyć je do ministra zdrowia, Krajowej Rady Lekarskiej oraz do sejmowej Komisji Zdrowia. Mam nadzieję, że zostanie on zauważony. Jest to ważne także pod względem formalnym, żeby to wreszcie zrobić, jak również, żeby społeczeństwo zwróciło uwagę na ten problem. (…) Milczy się o tym, że te dzieci zostały wyprodukowane z in vitro; bez żadnej odpowiedzialności –zwraca uwagę Ewa Kowalewska, prezes Forum Kobiet Polskich.

Wniosek można podpisać na stronie www.citizengo.pl

http://www.radiomaryja.pl/informacje/kto-ponosi-odpowiedzialnosc-za-in-v...

5
5 (1)

5 Comments

Ursa Minor's picture

Ursa Minor
To co robi pani Magdalena Rigamonti i „Wprost” to przejaw totalnego chamstwa. Tygodnik publikuje wywiad z panią Agnieszką i jej mężem, w którym wykorzystują śmierć swojego dziecka

Nie wiem jak to nazwać, ale jedyne co przychodzi do głowy to słowo: chamstwo, demoniczność! Magdalena Rigamonti, dziennikarka tygodnika WPROST, która publicznie pisze nieprawdę (nawet nie zamieściła sprostowania jakie do niej wysłał prof. Bogdan Chazan odnośnie tekstu pt. :"Do prof. Bogdana Chazana: Panie profesorze, proszę przestać kłamać! ), kolejny raz publikuje nieprawdę. Oto tytuł jej wywiadu z panią Agnieszką i jej mężem, rodzicami dziecka, które uratował prof. Chazan, dziecka które jej rodzice chcieli abortować, czyli zabić, „Pacjentka prof. Chazana: Pierwszy widok jest trudny do przeżycia”. Ileż razy można powtarzać ten stek kłamstw! Pani Agnieszka nie BYŁA PACJENTKĄ PROF. CHAZANA. Mam nadzieję, że Rigamonti odpowie wkrótce za te kłamstwa. Ale z drugiej strony, co można się spodziewać po dziennikarce, która wydaje książkę-wywiad z aborterem Romualdem Dębskim, w którymprzedstawia się niebiańskie oblicze abortera!!!

Wracając jednak do, powiedzmy szczerze, dramatycznego wywiadu. Możemy się dowiedzieć, że rodzice dziecka, które urodziło się z poważną wadą, a które po kilku dniach zmarło, za wszelką cenę chcieli się pozbyć tego człowieka, chcieli je unicestwić, a jak się nie udał ten proceder, to opowiadają teraz, co ich strasznego spotkało, jaka tragedia w momencie przyjścia na świat chorego dziecka. Kim trzeba być by w ten sposób myśleć, jakim kaleką moralnym trzeba być, by widzieć w tym dziecku coś co kaleczy oczy i serce?

Profesor Bogdan Chazan jest dla nich kłamcą, manipulatorem człowiekiem bezdusznym ,który pozwolił na straszne cierpienie broniąc życia tego dziecka. Toż to jakiś totalny bełkot, obłęd nakręcany przez filozofię antyhumanistyczną, demoniczną, irracjonalną, wrogą człowiekowi!

Oto fragmenty wywiadu:

JACEK: 10 dni. W 22. tygodniu wiedzieliśmy, że nasz syn nie ma szansy na przeżycie. Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień. 

AGNIESZKA: Byliśmy u niego codziennie, dwa razy dziennie. Ale krótko. 

JACEK: Nie dawaliśmy rady więcej. Godzina, najdłużej dwie. Żona brała go na ręce.

AGNIESZKA: Raz z tobą. Pomogłeś mi. Przytuliłam. (Pani Agnieszka płacze). Ty też brałeś. Moja mama chciała zobaczyć, ale nie mogła podejść, bo akurat pielęgniarki się nim zajmowały. Może lepiej. Teściowa przy nim była. Bardzo przeżywała. Pod koniec życia płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się, zmieniło pozycję. Ten widok stał się mniej drastyczny.

JACEK: Pierwsze spojrzenie, pierwszy widok jest trudny do przeżycia, a potem myślę, że się powoli przyzwyczajaliśmy. Byliśmy przygotowani na to, czego mogliśmy się spodziewać. Jednak tego się nie da opisać. 

A oto porcja przerażających wypowiedzi rodziców, którym prof. CHazan pozwolił na pożegnanie się ze swoim dzieckiem, a nie zabił tego człowieka z powodu jego wyglądu!

JACEK: Skoro prof. Chazan przeprowadzał aborcję tak, jak to opisuje, to widok naszego dziecka nie zrobiłby na nim żadnego wrażenia. Pogrzeb dopiero będzie. Co teraz przede wszystkim czujecie? Smutek?

JACEK: Byliśmy dziś w prokuraturze, rozmawialiśmy z panią prokurator o bezpośrednim narażeniu na utratę życia lub zdrowia.

JACEK: Zrozumieliśmy, że w zasadzie cały szpital, którym kieruje prof. Chazan, nie wykonuje aborcji, lekarze nie przepisują tabletek antykoncepcyjnych i nie przeprowadzają badań prenatalnych. Czy pani wie, że prof. Chazan zamienił przyszpitalną, ogólnodostępną przychodnię ginekologiczną w miejsce, w którym konsultowane są teraz tylko pacjentki szpitala? 

JACEK: Dla mnie to jest niewyobrażalne. Prof. Chazan zachowywał się przez lata jak władca, jak właściciel państwowego szpitala. 

AGNIESZKA: Kiedy z nim rozmawiałam, nie był w kitlu, tylko w cywilnych ubraniach. Nie badał mnie. Byłam przekonana, że ta rozmowa z nim jest formalnością, że dyrektor szpitala chce się upewnić, iż nie byłam namawiana przez lekarzy i że jestem stuprocentowo przekonana. Przecież ja przyjechałam na tę rozmowę z torbą, byłam gotowa na przyjęcie do szpitala i na przerwanie ciąży. W trakcie rozmowy okazało się, że to nie jest formalność. Na początku usłyszałam, że moja ustna i pisemna prośba o przerwanie ciąży mają taką samą wagę. Kiedy do niego przyszłam, wiedział doskonale, jaka jest moja ustna prośba, teraz kłamie, że dowiedział się o moim istnieniu dopiero 14 kwietnia. Wiem, że gdybym ja tego pisma nie napisała, to prof. Chazan by mi nie odpowiedział i dzisiaj pewnie nie byłoby żadnej sprawy, dalej oszukiwałby kobiety, manipulował nimi (...)


JACEK: W tym wszystkim najbardziej cierpiało nasze dziecko. Kiedy się urodziło, to nikt z żadnych ruchów pro-life, z żadnych fundacji, nikt z popierających prof. Chazana, żaden ksiądz, dosłownie nikt nie zgłosił się, żeby chociaż zapytać, jak można pomóc, co można zrobić. 

AGNIESZKA: Kuria wolała zbierać pieniądze na karę dla prof. Chazana, niż chociażby pomodlić się za nasze dziecko. 

Przerażająca mentalność niektórych współczesnych ludzi. Nie wiem co leży na sercu pani Agnieszki i Jackowi. Jedno niewątpliwie jest pewne: otoczeni są przez demony, które każą im na opiniowanie tak kłamliwych rzeczy, że np. Kościół nie modlił się za ich dziecko. Kościół nieustannie modli się za takie dzieci, które przychodzą na świat chore i które szybko umierają. Kościół modli się również, za takich ludzi jak pani Agnieszka i Pan Jacek. Kościół zawsze jest z człowiekiem, nigdy przeciwko niemu.

A odnośnie nie udzielenia pomocy przez Kościół, prof. Chazana czy ruchów pro-life to wszyscy wyrażali pomoc, ale to matka i ojciec unikali jakichkolwiek kontaktów z tymi, którzy mówili że ich dziecko to człowiek, a nie jakiś nieudany eksperyment. Więc przeraża ten wywiad swym demonicznym charakterem. A nade wszystko przeraża pani Rigamonti, która wykorzystuje cierpienie tych ludzi, do swoich interesów. Bo jak sama napisała, „Pani Agnieszka, której prof. Bogdan Chazan nie zezwolił na aborcję, nie rozmawia z prasą. Dla „Wprost” zrobiła wyjątek”. Po co? W jakim celu? By powiedzieć prawdę, której nikt nie chce słyszeć? Masakra!

Aborcja to morderstwo i nikt nie ma prawa domagać się tego, by lekarz zabijał człowieka. I trzeba dodać ważną uwagę: in vitro jakiemu poddała się pani Agnieszka (kilkakrotnie) to przyczyna jej obecnego cierpienia, a nie profesor Chazan. A Kościół katolicki, ruchy pro-life i wszyscy ludzie dobrej woli (tak, dobrej) mówią wprost: życie zaczyna się w momencie poczęcia aż do śmierci. I nie będą zabijać człowieka w łonie matki z powodu wad genetycznych, braku szans na przeżycie czy innych przyczyn.

Sebastian Moryń

http://www.fronda.pl/a/skandal-wprost-atakuje-prof-chazana-i-kosciol-wyk...

Ursa Minor's picture

Ursa Minor

Moja wiara nikomu nie zagraża. Jej sednem jest zasada miłości bliźniego i pozostaje zgodna z powołaniem lekarza, ponieważ oznacza, że każdego pacjenta należy traktować z równym szacunkiem

—podkreśla prof. Chazan.

W kwietniu 2014 roku Profesor Bogdan Chazan jako dyrektor szpitala Świętej Rodziny odmówił wykonania aborcji. Decyzja lekarza wywołała medialną burzę, której końca nie widać. Profesor został ikoną ruchu pro-life, a za swoje stanowcze opowiedzenie się za życiem, został zwolniony z pracy i wciąż jest oskarżany.

Profesor Chazan, zanim został symbolem bezkompromisowej walki o prawo do życia dzieci nienarodzonych, sam przebył długą życiową drogę i wewnętrzną przemianę. Już w sierpniu do księgarń trafi wywiad-rzeka z prof. Bogdanem Chazanem. Książka nosi tytuł „Prawo do życia. Bez kompromisu”.

Stanowi ona odpowiedź na postawione profesorowi zarzuty, a przede wszystkim po raz pierwszy Bogdan Chazan tak kompleksowo prezentuje swoje stanowisko. Na postawione mu pytania i odnosząc się do stawionych mu zarzutów, mówi jako lekarz, katolik i zwyczajny człowiek.

Profesor opowiada także o swojej przeszłości, czasach gdy sam dokonywał aborcji. Mówi o powodach swojej przemiany i podaje mocne argumenty medyczne stojące za jego dzisiejszym kategorycznym sprzeciwem wobec usuwania ciąży.

Zobacz video

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/206274-ponosze-konsekwencje-wyborow-kt...

 

Ursa Minor's picture

Ursa Minor

„Lekarz mówi, żeby się nie przejmować. Ja czuję, że straciłam moje dziecko” - portal Deon.pl publikuje wstrząsającą relację kobiety, która poddała się zabiegowi in vitro.

Swojego męża poznała się w liceum, a pod koniec studiów wzięli ślub. Rok później znalazła się w szpitalu, przeszła operację, po której usłyszała od lekarza, że może mieć problemy z zajściem w ciążę. Jej świat się zawalił, bo od zawsze marzyła o dzieciach. Miała wielkie pretensje do Pana Boga. Przez cały czas starali się o dziecko. Bezskutecznie.

W końcu decydują się na in vitro. Na własnej skórze doświadczają, jak bardzo wizje roztaczane przez zwolenników sztucznego zapłodnienia odbiegają od rzeczywistości.

Pamiętam korytarze kliniki. Pełno na nich uśmiechniętych zdjęć dzieci z In vitro. Jakie to piękne. Ale z drugiej strony kontrastuje z szarymi, wystraszonymi twarzami kobiet czekających na swoją kolej. Na wszystkich twarzach to samo napięcie. Czy nam się uda? W klinice sprawy intymne przestają istnieć. Pani w recepcji głośno woła jedną z pacjentek na badanie czystości pochwy. Drzwi do pokoju do oddawania nasienia są lekko uchylone. W środku jakoś ciemno, ściany są czerwone, na stoliku gazety z pornografią. Wszędzie jest bardzo sterylnie, czysto, biało… oprócz dzieci na zdjęciach mało kto się uśmiecha

— relacjonuje kobieta.

Małżonkowie przechodzą szereg badań. Ona przyjmuje coraz więcej leków i czuje, że jej hormony szaleją. Jest jednak zdesperowana i czuje, że wszystko przetrzyma, żeby tylko zostać matką.

Robimy wszystko tak, aby pobrać jak najwięcej komórek jajowych, z których potem będą zarodki. Ostatecznie udaje się pobrać 6. Nadchodzi dzień wprowadzenia zarodków. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo zapłodnienia wybiera się dwa najsilniejsze. Dostaje ich zdjęcia w dużym powiększeniu. Widać na nim szare kulki, podzielone na kilka mniejszych. Ja widzę tam już nasze dziecko. Resztę zarodków zamrażamy. Teraz musimy czekać dwa tygodnie na wynik. Jestem roztrzęsiona. Każdy nowy sygnał mojego organizmu jest powodem skrajnych emocji, euforii lub rozpaczy. Dzisiaj myślę, jak moje dziecko mogłoby czuć się bezpiecznie w takim środowisku? Po dwóch tygodniach już wiemy… nie udało się. Lekarz mówi, żeby się nie przejmować, bo bardzo rzadko udaje się za pierwszym razem, ja czuję, że straciłam moje dziecko

— wyznaje.

Wszyscy wokół niej twierdzą, że nic się nie stało. Ona odbiera to zupełnie inaczej, więc przeżywa swoją stratę w samotności. Ze względów zdrowotnych kolejne próby zapłodnienia metodą in vitro nie wchodzą w rachubę. Jest załamana. Jej małżeństwo powoli zaczyna się rozpadać. Czuje też, że coraz bardziej oddala się od Boga. Postanawiają sobie dać ostatnią szansę. Szczególne doświadczenie Mszy Świętej, a potem wspólne rekolekcje sprawiają, że coś zaczyna się w ich życiu zmieniać na lepsze. Bóg uzdrawia ich małżeńskie relacje i zsyła ukojenie.

Zaczynamy wierzyć, że Bóg ma dla nas najlepszy plan. Uczymy się zaufania

— opowiadają małżonkowie.

Całkowity spokój wraca w sakramencie pokuty. Ona opowiedziała o wszystkim spowiednikowi i nie może uwierzyć, że dostała rozgrzeszenie.

Wciąż jednak dręczy ich pytanie, co dzieje się z zamrożonymi zarodkami. Postanawiają przekazać je innej parze.

W sterylnym, białym pokoju, w obecności uśmiechniętej pani w białym fartuchu, czuję, że oddaję swoje własne dzieci i nie mam żadnej możliwości aby zapewnić im bezpieczeństwo. Znów dużo płaczę ale tym razem pytam Boga co robić. Następnego dnia już wiem, że od tego dnia aż do końca mojego życia muszę się za te dzieci modlić. Robię to codziennie

— pisze kobieta.

W końcu małżonkowie dojrzewają do decyzji, żeby zostać rodzicami adopcyjnymi. Adoptują dwójkę dzieci - najpierw chłopca, a potem dziewczynkę. Wreszcie mogą się cieszyć rodzinnym szczęściem. Od doświadczenia in vitro nie uwolnią się już do końca życia. W końcu ta procedura kosztowała życie ich dzieci.

Kilka lat po nieudanej próbie in vitro brałam udział w rekolekcjach z ojcem Manjackalem. Zachęcona jego słowami, podczas modlitwy, po raz pierwszy wyobraziłam sobie nasze dzieci, które wtedy straciliśmy, bo to były nasze dzieci, nie komórki, zarodki… nasze dzieci. Wyobraziłam sobie jak symbolicznie robię znak krzyża na ich główkach i pozwalam im odejść do Ojca. Wtedy przyszedł pokój. Wiem, że są już bezpieczne i kochane

— kończy kobieta podpisana jako „mama”.

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/206460-wstrzasajaca-historia-malzonkow...

Torpeda Wulkaniczna's picture

Torpeda Wulkaniczna
co powiedzieć.
"Wstrząsające" to za mało.
Naprawdę.

Życzę tym Mamom spokoju





 

<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>

Ursa Minor's picture

Ursa Minor
mam podobne odczucia.
Nie oceniam rodziców, szukających zaspokojenia potrzeby rodzicielstwa w in vitro. Myślę, że pcha ich do tego niepohamowane pragnienie posiadania potomstwa i dlatego nie trafiają do nich argumenty ukazujące  prawdę o konsekwencjach ich działań.

Nie mogę jednak zupełnie pojąć, jak można szczuć ludzi, którzy protestują wobec zabójstwa bezbronnej istotki i czynnie bronią jej życia. I  pewnie tego nie pojmę.

Również pozdrawiam i dzięki za Twój głos.Ursa Minor
 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>