Ida - między sztuką i życiem

 |  Written by Everyman  |  2

Obejrzałem „Idę”. Obejrzałem oczami Polaka, bo jakże inaczej. Cudzoziemca wizja artystyczna twórców filmu może urzekać – mnie raczej zastanawia. Do jakiego stopnia filmowa opowieść może deformować prawdę historyczną by odkryć jakąś inną prawdę, usprawiedliwiającą uproszczenia narracji? Czy tylko dla samej sztuki?

Czy samobójstwo filmowej Wandy, postaci stworzonej w oparciu o życiorys Wandy Wolińskiej-Brus, stalinowskiej prokurator bezkarnie żyjącej aż do śmierci w Oxford, nie jest manipulacją? I czemu ma służyć? Czy tylko wymogom fabuły? Czy czasem nie jest przekłamaniem pozostawiającym w pamięci niedoinformowanego widza komunikat, że oto uczestniczka mordów sądowych poniosła zasłużoną karę, sprawiedliwości stało się zadość i sprawa jest zamknięta?

Sprawiedliwości nie stało się zadość. To tak jakby przed widzami szekspirowskiego Makbeta zataić, że lady Makbet nie popadła w obłęd i nie popełniła samobójstwa, lecz dokonała żywota w spokojnej starości na zamku Inverness.

Nie mogę uwierzyć, że członkowie Akademii Filmowej będą oglądać „Idę” rozsmakowując się wyłącznie grą aktorów, zdjęciami, muzyką czy montażem. Że co wrażliwszym nie drgnie serce nad losem skrzywdzonej żydowskiej rodziny, a postać tytułowej Idy i jej ciotki nie przywróci dyskusji nad istotą i konsekwencjami holocaustu.

Istotą – powtarzam. Film „Ida” tę prawdę zniekształca. Dotyka zjawiska będącego skutkiem, nie przyczyną powstania zbrodniczej machiny, o której film mówi, że obsługuje ją ktoś zupełnie inny, niż ci, którzy ją zaprojektowali, stworzyli i uruchomili. Żadna artystyczna racja nie jest wystarczającym powodem by na to się godzić.

Dlaczego w Polsce pojawiły się głosy, że film ma wymowę antypolską? To pytanie zabrzmi może donośniej kiedy go zestawić z innym, logicznie uzasadnionym: dlaczego nigdzie na świecie nie mówi się o nim, że jest antyniemiecki?

Odpowiedź jest prosta - bo Niemców, autorów i wykonawców zagłady, w nim nie ma.

Tu kończy się, niestety, moja zdolność do snucia refleksji mogących się składać na jedną z wielu obiektywnych recenzji - zaczyna mnie ponosić. Nie jestem w stanie dłużej słuchać tekstów, że przecież to nie film o historii, lecz opowieść o splątanych ludzkich losach. Owszem, tak też można, lecz dlaczego mamy słuchać o supłach i węzłach tragicznej egzystencji nie słysząc nic o tych, którzy je wiązali?

Bo co? Bo nie wypada? Bo trzeba zapomnieć?

Nic z tego. W Polsce się nie da. Zbyt dużo mamy przykładów by zgubić proporcje i - choć coraz mniej świadków - wystarczy dowodów.

Przykład mi najbliższy to historia wielodzietnej polskiej rodziny, do której trafiła żydowska dziewczynka po błaganiach ojca, drżącego o los jedynaczki. Uznał on, że łatwiej uda się ocalić dziecko wśród ośmiorga polskich dzieci kolegi z zarządu jednej ze spółdzielni rzemieślniczych, gdzie pracowali razem przed wojną. Po kilku miesiącach matka polskich dzieci, przerażona doniesieniami sąsiadów, że obecność „Zosi” przestała być tajemnicą, decyduje się odesłać dziewczynkę do ojca ukrywającego się w Konstancinie. Pod nieobecność ciężko chorego męża postanawia, że podczas przejazdu pociągiem przez miasto dziewczynki o wyraźnych semickich rysach towarzyszyć jej będzie jej równolatka, Marysia. Do dziś z przerażeniem próbuję sobie wyobrazić jakie motywy musiały kierować jej wyborem. Za ten najprostszy, za strach o pozostałe dzieci, które chciała ochronić przed sieroctwem podczas okupacji do końca życia będę nienawidził i pogardzał tymi, którzy ją do tego zmusili, a ją samą i ojca „Zosi” postawili przed biblijnym wyborem.

Dziewczynki bezpiecznie dotarły na miejsce. Dalszych losów „Zosi” nie znam, wiem tylko, że trafiła do ojca, a Marysia szczęśliwie do domu.

Marysia to moja Mama. Komu mam dziękować za to, że żyje i że ja teraz mogę o tym napisać?

Co z tymi, którzy w mojej Warszawie czyhali na te dzieci w imię obłąkańczej, zbrodniczej idei?Zapomnieć? Nie wspominać? Nigdy!

Jakże mam obdarzać szacunkiem tych, którzy celowo, przypadkiem lub choćby dla czystości „artystycznej wizji” próbują nas nakłonić do zapomnienia o prawdziwych autorach tego zła?

img: http://www.avoir-alire.com/ida-la-critique-du-bijou-de-pawel-pawlikowski

5
5 (4)

2 Comments

karlin's picture

karlin
Wyjątkowo niebezpiecznie zakłamany film. Przy nim durne, antypolskie agitki w rodxzaju "Pokłosia" to zwykły cep, którego nikt za jakiś czas nie będzie oglądał.

"Ida" to nie tylko bezpieczny azyl dla mających prawdę, historię i Polskę w pogardzie, ale i zręcznie zastawiona pułapka na tych, których po prostu walka z wszechograniającym kłamstwem męczy. A jest ich niestety dużo, coraz więcej.     
MD's picture

MD
W moim przekonaniu mamy do czynienia z systematycznym rozbijaniem pamięci narodowej.
Dziękuję za przejmujące wspomnienie rodzinne bo to jest rzeczywistym źródłem pamięci, również tej w wymiarze ludzkim.
MD

Więcej notek tego samego Autora:

=>>