MIędzy brexitem a superpaństwem

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  1
Brytyjskie referendum to jedno z tych wydarzeń, które wybijają politykę z jej codziennego rytmu, powodują dezorientację, a u niektórych wręcz panikę. Świat, który znamy, zdaje się sypać na naszych oczach, a poprzez hałas pękających fundamentów czegoś, co trwać miało przez wieki, niektórzy słyszą ponoć wystrzały korków od szampana. W Moskwie, a może też w Berlinie i kilku innych stolicach Europy. Brexit generuje bowiem setki nowych linii podziału – w Europie, w Wielkiej Brytanii, a nawet w samej Anglii. W wewnętrzny konflikt wpycha również wielu polskich eurosceptyków i eurorealistów. 

Charakterystyczna jest tu opinia Rafała Ziemkiewicza „Nie podzielam radości środowisk eurosceptycznych. Nasi eurosceptycy bardziej nie lubią UE, niż kochają Polskę.”- mówił w TV Republika publicysta, którego trudno uznać przecież za zwolennika Unii Europejskiej w jej dzisiejszej formie. Wyjście Wielkiej Brytanii z tej struktury spowoduje prawdopodobnie wzmocnienie roli Niemiec (w ostatnich dniach Berlin czuje się bardzo pewnie), którym ubędzie najpoważniejszy oponent w ramach UE. Rosja również może mieć powody do zadowolenia – z największych państw Unii Wielką Brytanię cechowała większa, niż w przypadku Niemiec czy Francji, ostrożność w relacjach z Moskwą. Tyle, że wbrew niektórym głosom, nie zostajemy sami pośród państw powolnych ekipie Putina – chociaż tracimy potencjalnego, mocnego sojusznika, Rosji nie kochają również (poza Niemcami) państwa regionu Morza Bałtyckiego.

Główni rozgrywający z Brukseli sami zaś stają się mocno osłabieni, choć jeszcze nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Stawiają więc ultimatum państwom grupy Wyszehradzkiej, chcą likwidować państwa narodowe i ich samodzielną politykę w kluczowych dziedzinach, czy maja jednak ku temu jakikolwiek mandat? Dzisiejszy Berlin, dzisiejszy Paryż czy Bruksela budzą jednak o wiele mniejszy respekt, niż w czasach unijnej prosperity. Brexit, nawet jeśli, o czym za chwilę, unijnym elitom jest na rękę, pozycji ich nie wzmacnia, nadszarpuje bowiem ich autorytet. Pokazuje też – przynajmniej na razie, ponieważ ostatecznie Wielka Brytania UE jeszcze nie opuściła – że rozstanie jest możliwe. Efekt domina, o którym w swoim piątkowym wystąpieniu wspominał Andrzej Duda, jest całkiem możliwym scenariuszem. Zauważmy, że w pierwszych godzinach po ogłoszeniu wygranej zwolenników Brexitu, w przestrzeni informacyjnej pojawiały się nazwy kolejnych państw, które mogą zdecydować się na taki krok. Wśród nich zaś przeczytać można było nawet o Holandii czy Francji. W pierwszym z tych krajów nie tak dawno wyborcy odrzucili w referendum traktat stowarzyszeniowy UE z Ukrainą, do czego wzywały partie eurosceptyczne wykorzystując antybrukselską retorykę. W polskich mediach analizowano ten przypadek głównie pod kątem jego znaczenia dla Ukrainy, jednak dziś okazuje się, że może on mieć znaczenie również dla obecności samej Holandii w UE. Prorosyjskość większości sił eurosceptycznych jest tu oczywiście ważnym i trudnym do zlekceważenia elementem układanki. We Francji o referendum w sprawie członkostwa w Unii wspomina już Marie Le Pen.

Polski rząd może stracić sojusznika, który lojalnie wspierał nas choćby podczas debat na temat stanu demokracji w Polsce. Jarosław Kaczyński podchodzi do tego ze spokojem, mówiąc, że Parlament Europejski nie jest najważniejszy. Trzeba też napomknąć, że podczas niedawnego bankietu z okazji urodzin królowej, brytyjska ambasada gościła miedzy innymi Mateusza Kijowskiego i Andrzeja Rzeplińskiego, co może budzić pewne wątpliwości. Jeśli jednak tracimy sojusznika politycznego, nie zapominajmy, że sprawami obronności wciąż zajmuje się przede wszystkim NATO, to zaś wzmacnia swoje zainteresowanie wschodem Europy. Skład Sojuszu wydaje się być w tej chwili o wiele bardziej niezagrożony, niż trwałość dzisiejszej Unii Europejskiej.

Wystąpienia polskich polityków reprezentujących dzisiejszy obóz władzy, które miały miejsce w piątek, uznać należy za bardzo dobre i odpowiednio wyważone. Zamiast pretensji do Anglików (i Walijczyków) – wezwanie  do refleksji nad sytuacją Unii, podkreślenie naszych dobrych relacji z Wielką Brytania, wreszcie odniesienie się do obaw Polaków pracujących i mieszkających na Wyspach. Ich sytuacja prawdopodobnie nie ulegnie szybkiej i negatywnej zmianie, choć część mediów już straszy nas załamaniem polskiego rynku pracy w związku z powrotami. Wielka Brytania może w mniejszym, niż dotąd, zakresie absorbować polskich pracowników, niemniej ze wstępnych deklaracji, a także ze zdrowego rozsądku wynika, że osoby już pracujące w tym zakątku świata nie mają się czego obawiać. Potwierdzają to też wypowiedzi członków rządu w Londynie.

„Wielka Brytania jest suwerennym krajem i miała prawo do zdecydowania o swojej przyszłości w UE. Głos narodu brytyjskiego nie powinien być powodem do krytyki, tylko służyć jako sygnał ostrzegawczy i mobilizujący nas do dalszego działania. Rozczarowanie integracją europejską i spadek zaufania do UE są zjawiskiem widocznym w niektórych Państwach Członkowskich, któremu musimy przeciwdziałać, przybliżając Unię do obywateli.” – głosi oświadczenie wydane przez warszawski MSZ. „Czy nie jest tak, że Unia Europejska zbyt wiele narzuca krajom, które do niej należą? Że obywatele uważają, że nie działa w sposób demokratyczny, że nie mają prawa wypowiedzenia się w ważnych swoich sprawach? Czy uważają że zbyt wiele spraw podejmowanych jest arbitralnie w Brukseli, a za mało rozmawiają ze społeczeństwem?” – pytał tego samego dnia Andrzej Duda. Jakże różne są te reakcje od stanowiska naszej, euroentuzjastycznej wciąż opozycji. Jeśli posłuchać jej przedstawicieli, można odnieść wrażenie, że komentują oni wyniki polskich wyborów sprzed kilku miesięcy. „To wielkie zwycięstwo lęków nad rozumem” – mówi Janusz Lewandowski. Joanna Senyszyn pisze na twitterze: „Za wyjściem z UE głosowali mniej wykształceni, z mniejszych miast i ze wsi. Zupełnie, jak u nas na PiS i Dudę. W. Brytania drugą Polską.”

Kiedy część wysokich rangą polityków unijnych wprost popędza Anglię, by wyszła raz na zawsze i jak najszybciej, inni rozpaczają i chwytają się każdej nadziej na zablokowanie zmian – czy będzie to zbiórka podpisów pod apelem o powtórzenie referendum, czy płynące ze Szkocji sygnały o możliwym zablokowaniu brexitu przez tamtejszy parlament. Obserwujemy tu  podział na wtajemniczonych, dla których 24 czerwca nie stało się nic złego i wszystko nadal przebiega zgodnie z planem (planem Steinmeiera) i naiwniaków, wierzących własnej propagandzie. Niektórzy piszą więc o ogłupieniu tabloidową propagandą, szukają, jak Senyszyn, socjologicznych wyjaśnień i winią swój własny „gorszy sort” osób posiadających prawa wyborcze. I to właśnie powoduje, że nawet mając pełną świadomość, że wycofanie się Anglików z Unii może źle się Polsce przysłużyć, nie sposób było nie poczuć emocji towarzyszących nam podczas oglądania choćby słynnego zdjęcia Andrzeja Wajdy na wieczorze wyborczym Bronisława Komorowskiego. Oto ludzie, przekonani o własnej nieomylności (a zarazem o swej przewadze nad oponentami), dowiadują się, że nie wszystko zawsze musi pójść zgodnie z ich planem.

Bruksela ma problem, który dobrze opisuje przywołany wyżej fragment wystąpienia prezydenta Dudy. Problem ma również Wielka Brytania. Zanim bowiem wynegocjuje sobie jakąś formę obecności w europejskiej gospodarce, w czym powinniśmy jej mocno kibicować, może paść ofiarą silnego podziału społeczeństwa. Według kryterium narodowego (wraca kwestia samostanowienia Szkotów, pojawia się też, czego chyba nikt się nie spodziewał, idea zjednoczenia Irlandii), jak i stosunku do obecności w UE, co generować może emocje i konflikty podobne do tych, które znamy z doświadczeń polskich, czy węgierskich. Spór polityczny, nałożony jeszcze na multikulturalizm, może spowodować chaos na Wyspach. To z kolei unijna wierchuszka będzie próbowała wykorzystać do szantażowania swoich społeczeństw fałszywą alternatywą „Unia albo zamieszki, nacjonalizm, kryzys”. Tyle, że na podobną propagandę jest chyba za późno, wszystkie te zjawiska istnieją już od dawna w „starej Europie” (oczywiście nie tam, gdzie polityczna poprawność próbuje ich najczęściej szukać) i w dużym stopniu przed nimi właśnie Brytyjczycy uciekają.

Wydarzyć może się jeszcze wiele. W interesie Polski jest obecnie zachowanie jak najlepszych relacji z Wielką Brytanią, czy to w ramach UE, czy niezależnie od niej oraz, co trudniejsze, hamowanie imperialnych zapędów Berlina. Na szczęście, władze w Warszawie zdają sobie z tego sprawę.
Krzysztof Karnkowski

Tekst ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
5
5 (1)

1 Comments

tł's picture

Skoro tak, a nie inaczej zilustrowałeś tekst... ;-)

London calling
To the far away towns
Now war is declared
And battle come down

Więcej notek tego samego Autora:

=>>