Szczurołap w Czerni

 |  Written by Bolo Mauser  |  10
W lutowym numerze „Nowej Fantastyki” AD 2017 Maciej Parowski określa fantastykę jako „język pierwszy”, który ma więcej wspólnego z językiem bajek, niż z językiem nauki. Co samo w sobie jest rzeczą wspaniałą, wszak w języku przypowieści formowano podwaliny pod religie i cywilizacje. Jednak wiedzą o tym nie tylko ludzie zacni, lecz i nikczemnicy budujący cywilizację śmierci. Stąd odstrzał przedszkoli „bajkami” typu „O krecie który chciał wiedzieć kto narobił mu na głowę” lub o księżniczkach ratujących królewiczów. Chodzi o to by nie tylko zniszczyć dziecięcą wrażliwość, odebrać niewinność, ale przede wszystkim, by wszczepić nowe stereotypy, w miejsce starych. Tak więc walcząc z daną kulturą używa się antybajek i antybaśni, czegoś co w formie prorockiego żartu opublikował kiedyś Marcin Wolski.
     A jak ogłupia i bajeruje się lud w „dorosłej” fantastyce? Dzieje się to w sposób daleko bardziej subtelny. Takim przykładem toksycznego bajania jest seria MIB, Barry’ego Sonnenfelda. Która weszła na stałe do kanonu SF. Nie ma większego sensu rozwodzić się nad fabułą. To historyjka o dwóch bezpieczniakach, pracownikach agencji kontrolującej obecność inteligentnych form życia pozaziemskiego na naszej planecie. Spełniając swe zaszczytne obowiązki kilka razy z rzędu ratują Ziemię przed zagładą, wszystko w tajemnicy ma się rozumieć. Sporo w tym kpiny, żartu, pastiszu. Które w tej serii pełnią rolę melasy, dzięki której widz przełknie daleko mniej smaczne treści.
     Nie ma tam co prawda mowy o „komisariacie jako domu naszym” Jednak serwuje się nam komunikat że „tajniak bratem i pasterzem naszym jest” ironia i humor nie wyszydzają a oswajają ze zjawiskiem. Widząc sympatycznych bezpieczniaków nasuwało się pytanie: „jaką mamy gwarancję że owi obcy dla których ukrycia egzystencji tajniacy pozbawiają przechodniów wspomnień, to obcy rzeczywiście, a nie na przykład anomalie Matriksa?” Ale któż o to zapyta? Rozbrajający, na poły dziecięcy uśmiech Willa Smitha skłania do amnezji równie skutecznie co wypalający mózgowie błysk kasownika wspomnień. Ilu z nas odczuło niepokój kiedy agent J błyskiem swego ustrojstwa okalecza pamięć niewygodnych świadków. Natomiast w odróżnieniu od precyzyjnego, zimnego Smitha, „po prostu Smitha”, agent J to człek ciepły i poczciwy i wszystko co czyni, czyni dla bezpieczeństwa milionów. Komu mogło by zależeć na zasianiu w naszych sercach miłości do nosicieli czarnych garniturów?
    Warującemu na sutej emeryturce bezpieczniakowi uczucia mas są obojętne, a rozrywki poza, piwem, dziwkami i wycieczkami do egzotycznych miejsc, dostarczają mu od czasu do czasu nawiedzeni reporterzy próbujący ustalić coś na temat jakiegoś morderstwa sprzed lat. Inaczej ma się rzecz z ich Panem. Wielki Bat miłuje swych poddanych i pragnie byśmy i my go miłowali. Niezręcznie jednak zabiegać o uczucia kiedy wygląda się jak starszy referent ZUS-u, z trzydziestoletnim stażem, w godzinach urzędowania. Natury zmienić nie sposób, ale jak jej domalować buzię Willa Smitha czy pełne szorstkiego uroku oblicze Tommy Lee Johns'a, robi się różnica. Po co właściwie Wielki Brat chce naszej miłości? Władza odarta z uczucia ma w sobie coś prostackiej uzurpacji. Dlatego też tyran, nawet ten zbiorowy, potrzebuje ciepłych afektów poddanych, które zrównoważą chłód stalli kagańca. Tych uczuć może domagać się: drapieżnie jak Stalin, Hitler czy Mussolini bądź subtelnie: jak opiekuńcza, nijaka Merkel, czy coraz mniej miłościwie panujący wśród Skandynawów Szwcjalizm. Wszak zawsze w końcu nadchodzi ta chwila kiedy, nie sposób dalej trzymać nieboraków w ignorancji i trzeba poinformować lud, czy to o wprowadzeniu ACTA, czy GMO, czy o nowym podatku, czy wreszcie o wprowadzeniu watach obcych mordujących obywateli i gwałcących obywatelki. Wielkie uczucie jeśli nawet nie wszytko wybaczy, to na sporo znieczuli. „Jestem dumna z osiągnięć socjalnych, szwedzkiego państwa opiekuńczego” deklarowała, kilka lat temu, autorowi niniejszego tekstu, zaprzyjaźniona Szwedka. Ta sama pani zagadnięta jakiś czas potem znów o owe „osiągnięcia” ze wskazaniem na kryzys spowodowany, muzułmańską hidżrą odparła „Ja wierzę w miłość, nie interesują mnie małe brudne sprawki polityków”. I tyle.
     Zostawmy jednak, grę na uczuciach zbiorowych ergo bezpieczniacki lifting PR i pomówmy jeszcze poważniej. Jeśli odrzucić tezę żydowskiego twórcy pornografii, że faceci w czerni to rodzaj jakiś sympatycznej esbecji dla nieziemców, to jaka jest właściwie natura owego fenomenu? W książce „Miraculous Visitors” (Cudowni Goście) Braian Aldiss skłania się ku, zapoczątkowanej przez Jaques'a Vllee, psychologicznej interpretacji zjawiska UFO. Aldiss sugeruje że źródłem UFO jest to co od czasów Junga zwykliśmy zwać nieświadomością. Cokolwiek miało by się pod ową nazwą kryć, mimo iż natury niematerialnej potrafi bezpośrednio ingerować w świat fizyczny: uwieść nastolatka, uciąć głowę psu, stajać się statkiem kosmicznym, facetem w czerni... Aldiss odwołanie się do koncepcji rzeczywistości jako snu. Tylko umysł prawdziwie istnieje, rzeczywistość jest śniona przez pogrążone w Maii byty. Książka jawne nawiązania do sufizmu i tybetańskiego lamaizmu. Z tym ostatnim wiąże się nadanie ludzkiemu umysłowi władzy powoływania do istnienia efemerycznych lecz jak najbardziej realnych tworów. „Tulpa” to materialna manifestacja myśli i ukrytych pragnień. Coś jak projekcja holograficzna, w której miast fotonów biorą udział cząstki o wiele cięższego kalibru. W. Y. Evans-Wentz porównał cały proces do pracy architekta który daje wyraz swej abstrakcyjnej koncepcji w trójwymiarowym modelu, po tym jak uprzednio uczynił to używając kalki. Przyjąwszy tą perspektywę można już snuć hipotezy, jak Aldiss, Vallee czy fizyk kwantowy Thomas Bearden , iż syndrom facetów w czerni to manifestacja zawartości podświadomości. Tu pojawia się pytanie: Gdzie się podziały te stworzenia z ogrodu rozkoszy cielnych z obrazów Boscha czy grafik Gigera? Trudno uwierzyć by cała ludzkość, w skrytości ducha, pragnęła najść i wymiany zdań z kilkoma nieco przygłupimi esbekami. Skoro MIB są jedynie materializacją, projekcją naszych ukrytych obsesji i lenków dlaczego są tak zunifikowane
    MIB (termin ukuty przez Johna Keel'a pisarza i badacza zjawisk paranormalnych) nawiedzają osoby około fenomenu UFO, krótko po lub przed jego doświadczeniem. Odziane w czerń postacie często przedstawiały się jako wysłannicy jakiejś bliżej nie określonej agendy sił powietrznych. Charakteryzuje ich Szczególne upodobanie do koloru czarnego i starych modeli samochodów renomowanych firm. Ich ubranie jak i środki transportu wyglądają jakby dopiero co wyszły z warsztatu. Choć zdarzały się też wśród MIB osobniki niezwykle niechlujnie. Przemieszczają się pojedynczo, dwójkami lub samotrzeć. Osoby które weszły w bezpośredni kontakty z MIB mówią o ich nieprzeniknionych twarzach i dziwacznym zachowaniu. Bezpośredni kontakt z MIB nierzadko pozostawia poczucie dezorientacji, mdłości lub amnezji utrzymujących się nawet przez dni i tygodnie. MIB zdają się wiedzieć bardzo wiele o swym rozmówcy, czasami włączając w to szczegóły znanych tylko osobie przesłuchiwanej, nie stronią też od gróźb i nacisku, póki nie zrobią z ofiarą jakiś niezrozumiałych dla niej rzeczy po których poczuje się niczym owa trzynastolatka, o której opowiada Edwin Black w filmie Grzegorza Brauna „Eugenika”. „Lubisz komiksy dziewczynko, chcesz? Zrobimy coś że poczujesz się lepiej tylko tu podpisz. Podpisane. Zatwierdzone. I pod nóż.” Dziewczynka domyśla że stało się z nią coś złego że pozbawiono ją, sama nie wie dokładnie jeszcze czego, dopiero z czasem okazuje się że utraciła zdolność do dawania życia. Podobnie z wychowanymi według technokratycznego paradygmatu ofiarami MIB, po kontakcie z facetami w czerni wiedzą że coś jest nie tak, że te dziury w pamięci to objaw jakiejś daleko większej rany, jakiej doznało ich jestestwo, jeszcze im nie wiadomo jaka jest natura, zranienia ale czują ze stało się coś strasznego, czego skutki dopiero nadejdą. Tymczasem zestaw o facetach w czerni banalizuje i uspokaja, mówiąc: „Nic się nie stało ziemianie, nic się nie stało, ktoś właśnie wypalił wam dziurę w pamięci i duszy, lecz tak naprawdę nic się nie stało”
    ”Padere” Freixedo hiszpański herezjarcha w swym „La Granja Humana” (Folwark Ludzki) ujmował bez ogródek że jesteśmy „bydłem bogów”, Dukaj w „Perfekcyjnej Niedoskonałości” konstruował model wedle którego jesteśmy poddanymi, jesteśmy posiadanymi przez jakąś nieodgadnioną dla nas Cywilizację, podobnie jak wcześniej pisał o tym Charles Fort w „Book of the doomed” (Księga skazańców). Nie sposób też nie wspomnieć o spekulacjach Snerga i jego nadistotach: skoro zwierzęta mogą jawić się rośliną jako duchy, to co właściwie nam jawi się jako... duchy, UFO i MIB. Itd. Itp. Etnograf Peter Rojcewicz w swoim kanonicznym eseju na temat MIB podaje iż najwcześniejszy opis diabła w postaci ludzkiej można odnieść w bizantyjskim manuskrypcie z przełomu XI i XII stulecia. Bies ukazuje się on w postaci męża w czerni. Cóż, przez stulecia, w zasadzie do przedwojnia, nasi przodkowie nie mieli problemów z identyfikacją MIB, owych „nadistot” i „nadcywilizacji”. Dopiero po odrzuceniu chrześcijańskiego Mitu (za mit rozumiem tu pojęciową nakładkę na rzeczywistość) nastąpił zamęt. W którym osobnicy typu: Bławacka, Freud, Jung i inni, zaczęli łowić swoje ryby.
     Sen syna osaczonego przez demony C.G. Junga, nabiera aż nadto przejrzystej symboliki, przypomnijmy: przedstawia rybaka z głową zwieńczoną kominem, z którego buchał czarny dym. Nad rybakiem unoszący się anioł i diabeł który go przeklinał, anioł zwraca się do diabła „Milcz bo on łapie tylko złe ryby!” Złe czy raczej zdezorientowane? Ludzie tacy jak Freud czy Jung wpuścili sporo dymu w aksjologiczną przestrzeń Zachodu, a media i Hollywood , który Marlon Brando nazwał „żydowskim folwarkiem”, ów dym rozdmuchały dalej. Dziś już wiemy że Jung był okultystą i pisał kazania dla umarłych, a uniwersytecka karjera Freuda została wsparta łapówką.
      Wiemy? A może nie wiemy? A jeśli wiemy to czy wyciągamy z tego wnioski? Wszak spora część polskiej inteligencji pozwala się indoktrynować, przyjmuje nieprzyjazne jej rozumowi i dziedzictwu abstrakty, zaczadzona miazmatami wrogiej mitologii, patrzy i nie widzi. Dlaczego? Wydaje się że mamy tu do czynienia z tym samym mechanizmem jaki zachodzi w relacji szczur –szczurołap. Szczurołap, reb Hollywood, zaprzyjaźnia się ze szczurami, karmi je i dba ich potrzeby, aż momentu kiedy zaczyna je truć. Jednak nawiązana uprzednio relacja jest tak silna, że szczury jedzą z jego ręki i zdychają nie łącząc tych faktów. Niektórzy miłośnicy darów Hollywooda i niektórych dzieł fantastyki tak zasmakowali w nostalgii i fajerwerkach że można im podawać miast intelektualno- duchowej strawy, trutkę na gryzonie czy inne gówno, a i tak nie zauważą różnicy.


ilustracja z:http://s.tvp.pl/images/c/6/a/uid_c6a8cec674dc1718ca4bbf579f56444a1425997...
Hun
5
5 (3)

10 Comments

Bolo Mauser's picture

Bolo Mauser
Na skutek czy to mej ignorancji czy "obsuwie w systemie", podczas aktualizacji, stracilem poprzednią wersję wpisu, wraz z komentarzami kolegów,  które  jednak wziołem pod uwagę i za które dziekuje. Silne pozdro.
tł's picture

Przeczytałem z zainteresowaniem i - tym razem - bez zdenerwowania ;-). Niektóre tezy być może są zbyt  radykalne - np. nie robiłbym SF i fantasy zarzutu z czerpania inspiracji z relligii, mitologii i kultur pozaeuropejskich - ale całość fajna. Nawiasem mówiąc, stawiamie w jednym rzędzie Madame Blavatskiej z Freudem i Jungiem  wydaje mi się przesadą ;-).
Dixi's picture

Dixi
"Biblia" na przykład...:):):)
Judaizm i chrześcijaństwo wywodzą się spoza Europy (choć to drugie powstało na terenach Imperium Rzymskiego), a czerpiemy, czerpiemy...
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
tł's picture

Judaizm i chrześcijaństwo wywodzą się z kręgu kultury śródziemnomorskiej, którą par excellence uznajemy nadal za europejską. O przynależności do  kręgu kulturowego nie decyduje wyłącznie geografia.  
Bolo Mauser's picture

Bolo Mauser
Co do Junga i Blawackiej to nie sądzę że przesadziłem, to kwestia dyskursu, ten urzyty przez Junga wydaje się  daleko  mniej "magiczny", niż ów stosowany przez me Blawacka, przez co łatwiej "wchodzi" europejskim technokratom... czy po prostu białym wykrztałciuchom, co to zachwyciwszy się radiem i mikrofalówką przestali wierzyć w Pana Boga a wierzą w nauki Filemona [duch opiekun Junga]. A co do SF czy Fantazy wystarczy wskazać "Kosiciół" Jedii...
Pozdrawiam Serdecznie
Dixi's picture

Dixi
Oj, Tobie, TŁ, nie sposób dogodzić...:):):)
Nawet na "rdzennie" europejskie kultury (grecką i rzymską) Wschód miał duży wpływ (potem - odwrotnie).
Nie będę uczył ojca dzieci robić, więc na tym poprzestanę.
Mówiliśmy o wpływach, a ja Cię poparłem.
I mam za swoje:):):)
Opowiem za to anegdotę.
Jakoś tak w stanie wojennym moi znajomi - historycy, próbowali zdobyć granty w USA.
Oczywiście kombinowali, co się może dobrze "sprzedać", więc myśleli, myśleli i wymyślili:
"Antysemityzm w Atenach Peryklesa".
- A tam w ogóle byli jacyś Żydzi?
- No wlaśnie...
:):):)
 
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
tł's picture

Drogi Dixi, Ty mi nie dogadzasz. Ty - jak zwykle - szukasz jelenia, z którym mógłbyś popolemizować. Informuję niniejszym, że żubrem jestem, nie jeleniem ;-)!!!

Odnośnie do anegdoty - niechęć do Żydów (i żydów) w Atenach Peryklesa była faktem :-)))!
Dixi's picture

Dixi
Wiedziałem!:):):)
PS
Nie szukam jelenia.
Lubię porozmawiać, a na B-n-r konwersacja umiera:(:(:(
No i są osoby, z którymi szczególnie lubię się posprzeczać:):):)
PPS
Sprawa przepływów między kulturami jest bardzo interesująca, ale, jak widzę, nie cieszy się ona zbyt dużym zainteresowaniem na portalu.
Te przepływy są nieuniknione (mają zresztą swoje zalety) i nie zatrzymają ich  Mury Chińskie, wyspiarskie położenie czy nawet wielkie odległości w milach morskich i lądowych.
Zauważam ich nieuniknioność i ożywczy wpływ, ale mam swoich negatywnych faworytów.
Bardzo, na przykład, irytuje mnie nagła epidemia mangi w Polsce, a co gorsza, nie zauważam żadnego jej pozytywnego wpływu na kulturę czy społeczeństwo (dotyczy to młodszych pokoleń). Przeciwnie.
To coś innego niż wpływy Orientu w okresie baroku lub - modernizmu.
 
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Bolo Mauser's picture

Bolo Mauser

tekst jest pisany z pozycji łacinnika (przedstawiciela cywilizacji łacińskiej, [taksonomia cywilizacji wg. F. Konecznego])  i katola, nie chodzi mi o wymiane między kulturami, a inwazję okultyzmu i totalniactwa pod płazczykiem pop-kultury.To że obce cywilizacje próbują poszerzyć swe terytorium kosztem naszego,  to rzecz równie naturalna jak to że płoną lasy, jednemu i drugiemu można i trzeba sie przeciwstawiać... Ludziska są inkultrowani zazwyczaj o tym nie wiedząc. Przyjmują stare zabobony i obce abstrakty,  w nowych opakowaniach jakby był to towar prima sorta... itd itp
Dixi's picture

Dixi
Jestem przeciwnikiem jakiejkolwiek inwazji, a już szczególnie inwazji okultyzmu i teozofii, które uważam za szkodliwe głupoty.
Zwracałem uwagę na to, że (i to fakt historyczny) Rzym (z oporami, vide pochodnie Nerona) uległ jednak inwazji chrześcijaństwa, a Chrystus i jego apostołowie Rzymianami nie byli. Wśród autorów ksiąg Nowego Testamentu (wiadomo, że Autorem był Pan Bóg) znalazł się jeden Grek (Łukasz) oraz Izraelita z pokolenia Beniamina - obywatel Rzymu (Szaweł-Paweł).
No, ale był to przypadek wyjątkowy.
Dłaczego?
Nie lubię całej tej formacji, która opiera się na "Złotej gałęzi" Frazera, traktując ją jak Wielką Księgę.
Odtrutką jest "Kozioł ofiarny" René Girarda.
Nie piszę teraz posta, ani tym bardziej rozprawy naukowej, więc nie będę się zbytnio rozwodził, ale serdecznie polecam obydwie te pozycje, bo one pokazują dwa spojrzenia na sprawę mitologii, kultury i tradycji.
Zgadzam się z TŁ-em, że stawianie Junga na jednej płaszczyźnie z Bławatską to nadużycie.
Jung (za którym zresztą nie przepadam) jest ważny dla europejskiej kultry i świadomości (podobnie jak Freud, któremu wiele można zarzucić, ale słusznych intuicji - nie). To rudyment antropologii. Bławatska to wygłup i bezczelne oszustwo.

 
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"

Więcej notek tego samego Autora:

=>>