Silni, zwarci, gotowi…

 |  Written by Rosemann  |  1

W tym naszym, jak sugerują niektórzy, przesyconym ksenofobia albo nawet i faszyzmem oporze przed przyjęciem przybyszów z południa i wschodu tak naprawdę największą role odgrywa strach przed tym, co mogą oni ze sobą przynieść.

Oczywiście możliwe, że ci, którzy się boja nie maja racji ale jest to równie prawdopodobne jak to, że jednak się nie mylą w swych obawach. Takie 50/50.

Ten strach można by pewnie wyeliminować albo choć zmniejszyć nie obrażając tych, którzy do niego się przyznają jak to robią obecnie szczerzy zwolennicy pomocy uciekinierom z Azji i Afryki oraz ci, którym zabrakło charakteru gdy zapadały decyzje w sprawie fali przybyszów napływającej do Europy lecz skutecznie zapewniając przestraszonych, że mogą jednak czuć się bezpieczni.

Ale z tym problem zdaje się być jeszcze większy niż z rzeczową dyskusją na temat uchodźców.

Jakość naszych służb, tych, których zadaniem będzie czy może raczej już jest eliminowanie tych zagrożeń, których obywatele tak się obawiają, poznaliśmy jakiś czas przedtem, zanim pojawiła się przyczyna naszych obaw. Trudno określić zbyt dokładnie kiedy miał miejsce sprawdzian, który tak sromotnie obnażył te jakość ale mieliśmy okazję (nie napisze przyjemność) poznać jego wynik kiedy ukazywać się zaczęły nagrania, do których powstania nie miało prawa dojść. Trudno przecenić wagę tego sprawdzianu tym bardziej, że wmawia się nam, że egzaminatorami naszych służb mieli być kompletni amatorzy.

Pojawiające się sugestie, że służby, które nie potrafiły uchronić elity naszej władzy przed „spiskiem kelnerów” nie są w stanie uchronić nikogo przed niczym nie są ani trochę przesadzone.

I na tym w zasadzie można by skończyć. Dalsze epizody tej historii zdają się służyć tylko temu, by nasze przerażenie nie opadło poniżej poziomu, który wywołuje mimowolne acz uporczywe drżenie warg.

W minionym tygodniu, chyba właśnie po to by uspokoić obawy społeczeństwa, nasze służby przeprowadziły w Drawsku Pomorskim ćwiczenia, których celem było przekonanie się (a chyba bardziej obywateli), czy są albo że są one gotowe stawić czoła zagrożeniom przywoływanym w dyskusjach o czekającym nas napływie uchodźców. Efekt był najgorszy z możliwych bo symulowany atak terrorystyczny na miejscowe gimnazjum zakończył się wcale nie symulowanym pobytem trojga uczniów w szpitalu w tym jednej uczennicy w stanie śpiączki. Nie wiem czy tylko ja skojarzyłem to zdarzenie z „odbiciem zakładników” na moskiewskiej Dubrowce.

Ten tydzień przyniósł dwa kolejne przyczynki w dyskusji nad naszym bezpieczeństwem. Okazało się, że do Polski wjechał pan Dmitrij Połonski, „wicepremier” zaanektowanego przez Rosję Krymu, objęty będącym elementem przyjętych sankcji zakazem wjazdu na terytorium Unii Europejskiej. Okazało się, że Połonski „był kontrolowany na granicy, ale strażnicy nie wychwycili, że jest przedstawicielem rosyjskich władz na Krymie i nie powinien wjechać do Polski”*

Przypominam, że te same służby mają, jak nas zapewnia Ewa Kopacz i wysłana na błyskawiczny „przegląd granic” minister Teresa Piotrowska, skutecznie „wychwycić” gości, którzy mogą stanowić dla nas znacznie większe zagrożenie a nie są, tak jak ów Połonski, umieszczeni na żadnej liście. Zastanawiam się jak ktoś, kto nie potrafi „wychwycić” gościa znanego z nazwiska i konterfektu miałby „wychwycić” całkiem anonimowych zbirów, których danych i wizerunków nikt nam nie podeśle.

Dziś usłyszałem o kolejnej sprawie, której wyjaśnieniem pewnie zajmą się w najbliższym czasie nasze służby specjalne. Tu określenie „specjalne” zaczyna nabierać specjalnego znaczenia. Okazało się, że w jednym z ośrodków (szkoleniowych!!!!!) Agencji BEZPIECZENSTWA Wewnętrznego odbyła się taka balanga, że jeden z jej uczestników opuścił nagle ten łez padół.

Konkludując, jeśli mamy mówić o naszym bezpieczeństwie, pozostaje nam już tylko liczyć na jedno. Na to, że zabijemy śmiechem tych, którzy mogą do nas przybyć w celu strzelania do nas i wysadzania nas w powietrze. Że poumierają ze śmiechu gdy tylko dowiedzą się kto ma tu się z nimi mierzyć i ich zwalczać.

* http://wyborcza.pl/1,75478,18950122,wicepremier-krymu-wjechal-do-polski-pod-zmienionym-nazwiskiem.html#ixzz3nRX1JBKJ

ilustracja z:
http://r-scale-ed.dcs.redcdn.pl/scale/o2/tvn/web-content/m/p1/i/17e23e50...
Hun
5
5 (4)

1 Comments

Traube's picture

Traube
mają odpowiednie narzędzia, że będą sprawdzać "uchodźców" i że nic złego nam z ich strony nie grozi.
Do tego jest system wymiany informacji strefy Schengen.

OK.

A ja się zastanawiam, jakimi informacjami o potencjalnych polskich, fińskich albo węgierskich agentach dysponują służby Iranu, Senegalu, Paragwaju czy innej Indonezji. Myślę, że żadnymi informacjami nie dysponują. I tak samo polskie czy węgierskie służby nie mają żadnych danych ani o Syryjczykach, ani o Erytrejczykach, ani o Afgańczykach. Dlaczego zresztą miałoby być inaczej?

Można liczyć na pomoc w identyfikacji ze strony syryjskiej? A może wystarczy do Afganistanu fax wysłać, aby uzyskać od tamtejszej policji informacje o jakimś facecie, którego udało się zidentyfikować jako Afgańczyka, ale niewiele więcej o nim wiadomo, bo udawał Syryjczyka posługując się fałszywymi dokumentami? Może władze Erytrei dysponują bazą danych z odciskami palców i wzorami tęczówek swoich obywateli? 

Ilu Polska ma specjalistów portrafiących chociażby odróżnić różne arabskie dialekty, o językach paszto i dari nie wspominając? A to jeden z pierwszych mechanizmów selekcji kłamców od autentycznych Syryjczyków. 

Ba, ilu mieszka w Polsce ludzi posługujących się biegle językiem arabskim i ilu z nich gotowych by było rzucić swoje obecne zajęcia, aby oddać się do dyspozycji służb?

Ja znam dwóch takich, jeden to Palestyńczyk, drugi jest z Maroka. Obaj mają dobrze płatną pracę i jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby mieli ochotę ją rzucić, aby pomagać w przesłuchiwaniu potencjalnych terrorystów i to mimo, iż jeden z nich postarał się o uprawnienia tłumacza przysięgłego. Tyle, że co innego wieczorem po pracy przetłumaczyć komuś list albo jakiś dokument, a co innego zostawić tę pracę i na pełny etat zająć się tłumaczeniem. No, ale to arabski. A jak z językiem tigrinia, którym mówią w sporej części Erytrei? Jak z innymi językami w Erytrei używanymi? Jak z paszto z Afganistanu? A i tam są w obiegu inne języki.

Można takich tłumaczy "zaimportować" np. ze Szwecji, ale raz, że nie znają oni polskiego, a dwa, że mają szwedzkie oczekiwania płacowe.

Do tego "uchodźców" powinno się poddać przesłuchaniom przeprowadzanym przez ludzi posiadających dogłębną wiedzę o sytuacji w ich krajach...


 
 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>