Zlustrowanie prof. Kieżuna przez tygodnik niepokornych dziennikarzy z platformy Point Group, pokazuje nam kolejny raz, jak długoterminowo procentuje zło, choćby nieintencjonalne i z naiwności rozpoczęte i w porę nie zneutralizowane. Kieżun popełnił błąd w latach 70., po czym zamiast, gdy tylko było to możliwe, rzecz w całości opisać, uznał zapewne, że skoro w swoim odczuciu niczego złego nie zrobił, to nie ma o czym mówić. W związku z czym o wszystkim, dwadzieścia z hakiem lat później o sprawie mówi ktoś inny. Zupełnie przypadkiem ktoś, kto razem z kilkoma kolegami zajmuje się podważaniem sensu działania profesora i jego towarzyszy z wcześniejszych czasów, gdy trudno mu coś zarzucić.
Tak, jakby poprzez zachowanie (w jakim stopniu – nie do obrony na razie nie podejmuję się oceniać, odsyłam tu do dyskusji pod wpisem Jana Bogatki, która zainspirowała mnie do napisania tego tekstu) z lat o wiele późniejszych Kieżun miał delegitymizować swój udział w powstaniu, ba, samo Powstanie Warszawskie, zgodnie z potrzebą chwili i redakcji działu historycznego tygodnika „Do Rzeczy”. Tego samego, z którego ostatnich stron Eryk Mistewicz przenosi się do pracy jako doradca medialny Ewy Kopacz. Jego koledzy z redakcji nie lustrowali, chyba, że znów o czymś nie wiemy.
I właśnie – my nie wiedzieliśmy, a ponoć poza nami wszyscy wiedzieli. Czemu więc nie pisali wcześniej? Czekali na dobry moment? Dobrego momentu nie było i nie będzie, tyle tylko, czy w związku z tym nie można pisać, że ten, w którym panowie z „Do Rzeczy” wypuścili materiały jest zły? Jak wiemy – nie dla wszystkich. Pomiędzy zaś krytyką (czasem to zbyt łagodne określenie) postawy profesora, a jego histeryczną obroną trudno właściwie zająć jakieś środowisko zdroworozsądkowe, zwłaszcza, gdy nie chcemy powtarzać antylustracyjnych kalek z obozu „GW”.
Trudno zresztą o sprawie pisać bez emocji, niezależnie od tego, czy Witold Kieżun jest dla nas bohaterem i symbolem (na ogół dość późno odkrytym), czy tylko przeszkodą w głoszeniu proniemieckiej lub przynajmniej antypowstańczej narracji historycznej. Dla mnie, dla którego był tym pierwszym nie jest to łatwy moment, jednak nie widzę powodów, by współpraca Kieżuna z bezpieką (nieważne, czy wynikająca z naiwności, czy nie i nieważne, na ile szkodliwa dla innych – odsyłam znów do dyskusji u Bogatki, a zwłaszcza wrażeń ~ellenai z lektury) miała wpłynąć na ocenę jego działalności z okresu II wojny światowej, a zwłaszcza Powstania Warszawskiego. Co za tym idzie, nie zmienia więc również oceny jego dzisiejszych wypowiedzi i sądów, dotyczących tamtych czasów. Również jego krytyka polskiej transformacji ustrojowej i diagnoza dzisiejszego stanu III RP raczej nie są typowe dla niezlustrowanych, bojących się – w przenośni oczywiście - własnego cienia. Jeśli zaś uznać, bo i taki głos się pojawił, że to Kieżuna wylansowano specjalnie, by później uderzyć w niego, więc i w cały jego przekaz, to wtedy musielibyśmy agenturę odnaleźć praktycznie w każdym medium po prawej stronie rynku medialnego, od „W Sieci” do Radia Wnet. A choć z „naszymi” częściej mi nie po drodze, niż po drodze, tu jednak nie popadałbym w przesadę.
Ten wpis swój początek wziął z mojej niezgody na porównanie Kieżuna do Wałęsy. Cała droga życiowa Wałęsy i jego decyzje polityczne motywowane i kadrowe, zwłaszcza z czasów jego prezydentury, a także późniejsza degrengolada, były strachem przed ujawnieniem jednej rzeczy, z której mógł się tanim kosztem wyplątać, a się nie wyplątał. Nie mam poczucia, aby działaniami prof. Kieżuna po upadku PRL kierowały takie motywacje, nie widzę, by jego działalność publiczna podporządkowana była lękowi przed ujawnieniem papierów, które dziś każdy może sobie przejrzeć. Podejrzewam, że Kieżun po prostu rzecz zlekceważył, uznał w swoim sumieniu za nieistotną i się nią do czasu nie przejmował. Owszem, to błąd, ale czy dający prawo do porównań z Bolkiem, wykradającym papiery, wytaczającym procesy, żebrzącym o świadectwo moralności u Jaruzelskiego? Owszem, Kieżun postawił dziś sporą część swoich zwolenników w sytuacji trudnej, choć, jak staram się pokazać tym wpisem, nie bez wyjścia. Czy jednak to daje prawo do porównywania go z Wałęsą, który zniszczył marzenia co najmniej dwóch pokoleń Polaków i któremu zawdzięczamy olbrzymią część syfu, w którym musimy dziś żyć? To jednak trochę daleko idące, prawda?
Tak, jakby poprzez zachowanie (w jakim stopniu – nie do obrony na razie nie podejmuję się oceniać, odsyłam tu do dyskusji pod wpisem Jana Bogatki, która zainspirowała mnie do napisania tego tekstu) z lat o wiele późniejszych Kieżun miał delegitymizować swój udział w powstaniu, ba, samo Powstanie Warszawskie, zgodnie z potrzebą chwili i redakcji działu historycznego tygodnika „Do Rzeczy”. Tego samego, z którego ostatnich stron Eryk Mistewicz przenosi się do pracy jako doradca medialny Ewy Kopacz. Jego koledzy z redakcji nie lustrowali, chyba, że znów o czymś nie wiemy.
I właśnie – my nie wiedzieliśmy, a ponoć poza nami wszyscy wiedzieli. Czemu więc nie pisali wcześniej? Czekali na dobry moment? Dobrego momentu nie było i nie będzie, tyle tylko, czy w związku z tym nie można pisać, że ten, w którym panowie z „Do Rzeczy” wypuścili materiały jest zły? Jak wiemy – nie dla wszystkich. Pomiędzy zaś krytyką (czasem to zbyt łagodne określenie) postawy profesora, a jego histeryczną obroną trudno właściwie zająć jakieś środowisko zdroworozsądkowe, zwłaszcza, gdy nie chcemy powtarzać antylustracyjnych kalek z obozu „GW”.
Trudno zresztą o sprawie pisać bez emocji, niezależnie od tego, czy Witold Kieżun jest dla nas bohaterem i symbolem (na ogół dość późno odkrytym), czy tylko przeszkodą w głoszeniu proniemieckiej lub przynajmniej antypowstańczej narracji historycznej. Dla mnie, dla którego był tym pierwszym nie jest to łatwy moment, jednak nie widzę powodów, by współpraca Kieżuna z bezpieką (nieważne, czy wynikająca z naiwności, czy nie i nieważne, na ile szkodliwa dla innych – odsyłam znów do dyskusji u Bogatki, a zwłaszcza wrażeń ~ellenai z lektury) miała wpłynąć na ocenę jego działalności z okresu II wojny światowej, a zwłaszcza Powstania Warszawskiego. Co za tym idzie, nie zmienia więc również oceny jego dzisiejszych wypowiedzi i sądów, dotyczących tamtych czasów. Również jego krytyka polskiej transformacji ustrojowej i diagnoza dzisiejszego stanu III RP raczej nie są typowe dla niezlustrowanych, bojących się – w przenośni oczywiście - własnego cienia. Jeśli zaś uznać, bo i taki głos się pojawił, że to Kieżuna wylansowano specjalnie, by później uderzyć w niego, więc i w cały jego przekaz, to wtedy musielibyśmy agenturę odnaleźć praktycznie w każdym medium po prawej stronie rynku medialnego, od „W Sieci” do Radia Wnet. A choć z „naszymi” częściej mi nie po drodze, niż po drodze, tu jednak nie popadałbym w przesadę.
Ten wpis swój początek wziął z mojej niezgody na porównanie Kieżuna do Wałęsy. Cała droga życiowa Wałęsy i jego decyzje polityczne motywowane i kadrowe, zwłaszcza z czasów jego prezydentury, a także późniejsza degrengolada, były strachem przed ujawnieniem jednej rzeczy, z której mógł się tanim kosztem wyplątać, a się nie wyplątał. Nie mam poczucia, aby działaniami prof. Kieżuna po upadku PRL kierowały takie motywacje, nie widzę, by jego działalność publiczna podporządkowana była lękowi przed ujawnieniem papierów, które dziś każdy może sobie przejrzeć. Podejrzewam, że Kieżun po prostu rzecz zlekceważył, uznał w swoim sumieniu za nieistotną i się nią do czasu nie przejmował. Owszem, to błąd, ale czy dający prawo do porównań z Bolkiem, wykradającym papiery, wytaczającym procesy, żebrzącym o świadectwo moralności u Jaruzelskiego? Owszem, Kieżun postawił dziś sporą część swoich zwolenników w sytuacji trudnej, choć, jak staram się pokazać tym wpisem, nie bez wyjścia. Czy jednak to daje prawo do porównywania go z Wałęsą, który zniszczył marzenia co najmniej dwóch pokoleń Polaków i któremu zawdzięczamy olbrzymią część syfu, w którym musimy dziś żyć? To jednak trochę daleko idące, prawda?
(10)
126 Comments
budyn. swietny komentarz
28 September, 2014 - 19:40
Ellenai czyta docs i porownala to co Prof. Kiezun napisal z notka ubeka.
Cytat:
Natrafiłam za to na kolejną ciekawostkę w teczce personalnej (to osobny plik).
Jest w niej pisemne sprawozdanie Kiezuna z jego zagranicznych kontaktów oraz osobna notatka służbowa z rzekomej rozmowy operacyjno-sondazowej na ten sam temat, napisana przez kapitana Szlubowskiego. W owej notatce możemy na przykład przeczytać, że profesor Jerzy Langrod mieszkający we Francji, jest autorem szeregu artykułów na tematy polskie, o wymowie negatywnej, opublikowanych w "Kulturze Paryskiej" i prawdopodobnie jest masonem. Jest także opinia o dr Frybesie z UW jako o bezideowcu łasym na kasę.
W pisemnym sprawozdaniu Kiezuna natomiast, podpisanym przez niego, widzimy zupełnie inne opinie. O Frybesie nie ma ani słowa, nie ma też niczego o zaangażowaniu prof. Langroda w "Kulturę Paryską" ani o jego masoństwie, natomiast są m. in. takie stwierdzenia: "cieszy się on w Paryżu wielkim autorytetem, jest ekspertem ONZ, doradcą w wielu krajach", "propaguje szeroko naukę polską we Francji", "kontakty naukowe z nim są korzystne dla naszej nauki administracji", "sekretarz ambasady E.Kuc [...] stwierdził, ze ambasada (PRL - przyp. mój) pozytywnie ocenia postać prof. Langroda, który nigdy nie bierze udziału w żadnych atakach na Polskę Ludową. Podobną opinię słyszałem również z ust prof. Adama Łopatki dyr. INP PAN ".
Wnioski? Opis Langroda (Kultura Patyska, masoneria) to wykwit literackich umiejętności i radosna twórczość kapitana Szlubowskiego. Całkiem prawdopodobne zresztą, że w publikacjach Langroda zakazanych w Polsce był duzo lepiej zorientowany, niźli sam Kieżun.
Zresztą sami sobie poczytajcie i porównajcie. Oba dokumenty są w teczce personalnej - notka słuzbowa na str. 51, a pisemne oświadczenie Kiezuna na str. 60.
Co zabawniejsze, pod pisemnym oswiadczeniem Kiezuna jest dopisek Szlubowskiego, iż informacje podane przez Kiezuna w oswiadczeniu "pokrywają się całkowicie z uzyskanymi wcześniej danymi".
Mam nieodparte wrażenie, że nazbyt wielu osobom nie chciało się dokładnie przyjrzeć tym dokumentom.
Koniec cytatu.
Budyniu
28 September, 2014 - 20:10
Ja także jestem zdania, że Kieżun zlekcewazył niebezpieczeństwo. Nie jemu jednemu, ale wielu ludziom - szczególnie wykształconym - wydawało sie, że są w stanie bezpiecznie dla wszystkich prowadzic grę z SB. Personifikowali sobie system w osobie oficera prowadzącego, podczas gdy przecież była to cała bezwzględna machina, która zajmowała się zbieraniem nawet najbardziej banalnych, pozornie najdurniejszych informacji, mogących jednak posłużyć do złamania innych ludzi. Bo jak ma się czuć człowiek, któremu oficer mówi na przykład, że znana mu jest jego słabość do truskawek? Niby bzdura, ale pojawia się panika - skąd on to wie?
Szkoda, ze profesor Kieżun nie zdecydował się wyjawić tej swojej współpracy, nawet jeśli uznawał ją za mało istotną. Znalazłby wielu obrońców, którzy stanęliby za nim murem. Dziś jest to rola niełatwa.
Kieżun Wałęsa
28 September, 2014 - 23:08
Pozdrawiam,
przecież nie napisałem, że
28 September, 2014 - 23:16
Jan Bogatko i Budyń
29 September, 2014 - 12:45
Autorem tych słów jest Krzysztof Wyszkowski.
@nurni
29 September, 2014 - 13:05
no to zaśpiewajcie
29 September, 2014 - 13:13
EOT.
@nurni
29 September, 2014 - 13:21
Nurni
29 September, 2014 - 13:20
Może o tym, że Wyszkowski nie jest wyrocznią w kazdej możliwej sprawie i o tym, że podobnie jak bardzo wielu oceniających, nie zapoznał się dokładnie z tymi dokumentami?
Trzeba sie zastanowic, kim jest
29 September, 2014 - 20:06
Wariograf bardzo by przyspieszyl te rozwazania.
Budyniu, Fritz
28 September, 2014 - 22:07
Innym też gorąco polecam.
http://wpolityce.pl/historia/215336-redaktorzy-otwarcie-przyznaja-ze-aut...
Ellenai
28 September, 2014 - 23:48
Nic dodać nic ująć. Ale chciałoby się zrobić coś, żeby trochę odreagować. Autor ma możliwość, bo przestanie kupować "Do Rzeczy". Ja nie mogę tego zrobić, bo od czasów Hajdarowicza nie kupuję.
Tak sobie myślę, patrząc na biblioteczkę, że sporo w niej książek niejakiego Rafała A. Ziemkiewicza...
A gdyby tak zapakować i odesłać autorowi, razem z otwartą na 26 stronie nieprzeczytaną jeszcze książką "Jakie piękne samobójstwo"?
Infantylne?
No to co z tego!
Chyba tak zrobię. Tylko na jaki wysłać adres? Domowego chyba nie ma szans dostać, więc na którąś z redakcji. Tylko którą?
Może podpowiesz, skoro już tak Cię słucham (z tym "wPolityce")?
Ellenai, Ro,
29 September, 2014 - 00:00
Dobry tekst, analiza źródeł, wyważone argumenty. Przekonuje mnie w pełni.
Wcześniej, w którymś komentarzu napisałam o prawdzie. Niezależnie kogo dotyczy, jak ważnych osób, autorytetów, należy dążyć do jej poznania. Rzetelnego.
W tej konkretnej sytuacji jednak ciągle będzie wisiało pytanie o czas publikacji i kontekst Powstania Warszawskiego.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kocie!
29 September, 2014 - 00:42
Mianowicie: a czemuż to u licha, mamy bronić Profesora, dlaczego On ma się tłumaczyć?
A na drzewo z Ziemkiewiczami, Zychowiczami, Cenckiewiczami i ich naczelnymi redaktorami "Do - czy Od Rzeczy"?!
Czy to, że ubecja była ponurą bandycką organizacją, to znaczy, że miała jakieś nadludzkie moce?
Niby dlaczego ktoś taki, jak profesor Witold Kieżun nie miałby sobie z nią "pograć"?
A jeżeli nie On, to kto? Zawisza Czarny, Jerzy Michał Wołodyjowski, Śpiący Rycerze spod Giewontu?
Esbecję tworzyli ludzie. Mali, wredni, na swój sposób inteligentni ludzie. Organizacja znakomicie nadawała się do łamania Bolków, Ketmanów, Filozofów - małych ludzi, jak ci z których się składała.
Ale jest pewien próg, którego nawet najcwańsi z nich nie byli w stanie przeskoczyć. Z tego co mówi i jak mówi Profesor, można wywnioskować, że porusza się w przestrzeni niedostępnej dla żadnego z tych "oficerów", ale także dla rozmaitych redaktorków.
Z szacunku dla pamięci nieżyjących już niestety Polaków, nie wymienię, kto moim zdaniem, mógłby sobie, gdyby chciał, z bezpieczniakami "pograć" bez szkody dla samych siebie i dla innych.
I tak moim zdaniem powinno się sprawę różnym redaktorom, czy nawet historykom stawiać.
Nie mówiąc o pomniejszych "purystach".
@ro
29 September, 2014 - 07:36
"Dziewczyna czuje, - odpowiadam skromnie -
A gawiedź wierzy głęboko;
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"
Ro
29 September, 2014 - 13:23
W kwestii drugiej - Ziemkiewicz jest najbardziej związany z "Do Rzeczy" - poza tą redakcją funkcjonuje raczej jako freelancer. Jeśli więc masz zyczenie odsyłac mu jego ksiązki, to pewnie najlepiej własnie tam:
(Batory Office Building II)
Ellenai
29 September, 2014 - 13:36
dzieki, czytalem juz 23.
29 September, 2014 - 20:08
już patrzę, dziękuję też za
28 September, 2014 - 22:13
pozdrawiam!
istnieje bardzo ważki powód
29 September, 2014 - 11:34
Powód jest tu:
http://www.polskatimes.pl/artykul/680659,prezes-armii-krajowej-potwierdz...
W środowisku nie toleruje się wspólpracy
Drugi powód jest charakterystyczny dla chyba calego zbioru tajnych wspólpracowników prlowskich służb. Otóz wspólpraca była obopólnie korzystna. Trudno zatem potem przeonywać o jakims uwikłaniu skoro SB w swoim przecie najlepiej pojętym interesie czuwała nad rozwojem kariery swego wspólpracownika.
Archiwa zawierają i własnoręcznie podpisane jjako "Tamiza". donosy.
Profesor przekonuje że prowadził z SB jakąś wyrafinowaną grę. No dobrze..
Z kim zatem prowadził grę jeszcze kilka dni temu gdy przekonywał iż o pseudonimie Tamiza dowiedział się dopiero od Woyciechowskiego i Cenckiewicza?
Chyba z nami.
Bogu dzięki jest jeszcze
29 September, 2014 - 11:48
Kłaniam się.
pan Debich panem Debichem, a
29 September, 2014 - 11:51
@nurni
29 September, 2014 - 11:54
Z całą pewnością. Oszukał nas we wszystkim o czym mówił. O Powstaniu, o transformacji. Musimy zrewidować nasze poglądy, nieprawdaż?
jeśli musicie
29 September, 2014 - 12:03
@nurni
29 September, 2014 - 12:17
Tak, trzeba będzie zrewidować
29 September, 2014 - 12:49
Już wiem! Kościuszko był agentem i pod wpływem wrogich knowań wzniecił tę swoją insurekcję, w wyniku której zginęło wielu niewinnych kosynierów. Tylko jeszcze musimy ustalić czyje to były knowania.
Redakcja "Od Rzeczy pomoże"?
Lepiej zacząć od poczciwego
29 September, 2014 - 12:56
Nurni,
29 September, 2014 - 13:41
Czy masz pewność, że Witold Kieżun kierował się wyłącznie chęcią osiągnięcia osobistych korzyści?
Gdy prześledzimy jego życie, jego postawy, widzimy człowieka, który pragnął dobra Polski.
Po drugiej stronie są motywy panów Cenckiewicza i Woyciechowskiego.
Jaką masz pewność, że kierowali się wyłącznie pragnieniem poznania i pokazania innym całej prawdy i tylko prawdy?
Gdy przyjrzymy się ich poglądom, okazuje się, że publikacja arykułu szczęśliwie pomaga w podważeniu wiarygodności jednego z ważniejszych oponentów.
Żeby obraz czynów był prawdziwy, musimy wziąć pod uwagę także motywy, nie tylko efekty.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@szary kot
29 September, 2014 - 13:45
Miałem się nie włączać bo jestem infantylny. Ale właśnie efekty powinniśmy przede wszystkim wziąć pod uwagę. Efekty!!!
Szary Kot
29 September, 2014 - 14:22
O ile zabiegi by SB pomogło mu w awansie czy powrcoie do ZBOWIDu kazały by odpowiedzieć Ci twierdząco - o tyle druga strona medalu jest jeszcze gorsza. Czowiek który przeszedł i przez ubeckie kazamaty i przesłuchania musiał zdawać sobie sprawę z tego że sporządzanie charakterystych swych kolegów (w tym byłych żołnierzy AK) sprowadzało na nich niebezpieczeństwo. Zatem osoobistą korzyścią była i chęć zaszkodzenia.
Tamiza zresztą niespecjalnie sie kryje z niechęcią do osób na które donosił - vide pozbawione jakiejkolwiek klasy informacje dla esbeków że pani X "wciąż marzy" by zostać żoną Chrzanowskiego.
Droga bohaterów Powstania (Kieżun zawsze powinien być tak nazywany) była rózna. To nie pierwszy przypadek gdy jeden z ludzi niezwykle zasłuzonych przechodzi na drugą stronę. Tak bywa.
Ci ludzie to absolutna ekstraklasa jesli chodzi o archiwalia.
Czesto, przy okazji zdemaskowania Tamizy podnosi się krytykę Powstania w wykonaniu Cenckiewicza. Co jednak zrobić z takim fantem jak Woyciechowski?
To goracy zwolennik Powstania Warszawskiego. To jest jakieś nieporozumienie.
Na dodatek przywołuje się starą już pieśń. Przy okazji zdemaskowania dowolnego agenta dowiadujemy sie ZAWSZE że ci którzy to odkryli kierowali się niskimi pobudkami.
Muszę przyznać że motywy dla których ktoś podejmował współprace z SB zawsze interesowały mnie o tyle o ile. O wiele ciekawsze są motywy dla których większość ludzi nie godziła sie na wspólpracę. Płacąc za to zawsze jakąś cene - odmowy wspólpracy wszak się nie nagradzało.
Poeta powiada iż "to nie wymagało jakiegoś specjalnego charakteru" i chyba ma racje.
Co jednak zrobić z takim
29 September, 2014 - 14:32
Zresztą, choćby i motywy Cenckiewicza i Woyciechowskiego były jak najgorsze (a nie są, moim zdaniem) nijak nie zmienia to oceny postępowania profesora Kieżuna (jakakolwiek by one nie była, pozytywna, negatywna czy neutralna).
Znajomość motywów postępowania panów historyków mogłaby być pomocna, gdyby zależało nam na ocenie ich samych, nie profesora Kieżuna. Temat na zupełnie inną dyskusję.
Swoją drogą, praktyka wskazuje, że próby "rekonstrukcji" motywów bywają rzeczą ryzykowną - a to jeszcze inna sprawa.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Max,
29 September, 2014 - 15:10
Pytanie o motywy to nie tylko sprawa oceny Powstania Warszawskiego, ale także rywalizacji dwóch, nazwijmy umownie, prawicowych czasopism, dwóch ośrodków.
Sprawność warsztatowa, czy jak napisał Nurni: "absolutna ekstraklasa jesli chodzi o archiwalia" to jeszcze dla mnie zbyt mało dla wystawienia świadectwa "nieskazitelnego poszukiwacza czystej prawdy"
Nie przesądzam "winy", czy niecnych motywacji żadnej ze stron. Staram się, słuchając, czytając, często mądrzejszych i mających dostęp do źródeł, dociec kto ma rację.
Nie chodzi nawet o autorytety, ale o podstawową możliwośc zaufania wiarygodności podawanych przez nich informacji.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Przecież akta są dostępne.
29 September, 2014 - 15:40
Wszystko, co Cenckiewicz i Woyciechowski zrobili, to nagłośnienie sprawy.
Owszem możemy dyskutować o ich motywach, charakterze - i to może być nawet ciekawa dyskusja - ale nie będzie miała nic wspólnego ze sprawą Kieżuna. Dwie zupełnie odrębne rzeczy.
Możemy sobie też postawić pytanie, czy warto "grzeszki" wyciągać, czy też, w przypadku ludzi skądinąd zasłużonych można (trzeba?) zatrzymac śmieci pod dywanem. To z kolei dyskuja o etyce, pragmatyzmie i paru "zbliżonych" kwestiach. :)
Cenckiewicz mógłby sobie być wcieleniem Mefistofelesa, a Woychiechowski inkarnacją świętego Michała - albo odwrotnie. :) I ten "fakt" również by jednej litery nie zmienił w archiwach IPN dotyczących profesora Kieżuna.
"Obrońcy" profesora, jak Gontarczyk, wyrządzają mu niedźwiedzią przysługę próbując zmieszać z błotem Cenckiewicza i Woyciechowskiego - zamiast zająć się konkretami. Przy okazji: insynuacje Gontarczyka wyjątkowo paskudne... - kolejny, który zagląda do mózgów i zna intencje - godny spadkobierca Kulawego Diabła Lesage'a. :)
****
Przy okazji Nurni dobrze jednak trafił - i zatopił. :)
Rozważmy:
1. Witold Kieżun został ostatnio "twarzą" Powstania Warszawskiego.
2. Cenckiewicz to zwolennik tezy, że Powstanie było "niepotrzebne".
3. Woyciechowski to zwolennik tezy, że Powstanie było jak najbardziej "potrzebne".
4. Cenckiewicz i Woyciechowski publikują obciążające Kieżuna materiały.
5. Cenckiewicz i Woyciechowski zostają oskarżeni o branie udziału w kampanii "antypowstaniowej".
Które z powyższych punktów nie "kleją się" do reszty? :)
Wypada zrezygnować albo z 5., albo z 3. :)
Z 3. zrezygnowac ciężko, bo wypowiedzi Wyociechowskiego znane.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Nie tylko
29 September, 2014 - 15:53
Jeśli współpraca prof. Kieżuna była znana, a wygląda na to, że była, zajęcie się nią wcześniej i opublikowanie materiałów zaraz po zapoznaniu się z nimi nie rodziłoby wątpliwości.
Dziś, może niesłuszne, ale rodzi i ten znak zapytania pozostanie.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Wydaje mi się, że się nie
29 September, 2014 - 16:09
Jakakolwiek dobrowolna, dająca komunistom wymierne korzyści, współpraca z SB była zła, prawda?
Jeżeli taka współpraca miejsce miała miejsce, Kieżun postąpił źle.
Jeżeli tak postąpił, a fakt ten ukrywał, postąpił źle ponownie.
I tyle.
Cała reszta to dywagacje nie mające związku bezpośredniegoze sprawą. Kto, gdzie, dlaczego, kiedy i po co ujawnił... Ciekawe, możemy się nad tym zastanawiać, oczywiście, ale nic to już nie zmieni. Profesor jest winny lub nie jest winny.
Potencjalna rywalizacja między redakcjami, o której wspominasz interesuje, mnie osobiście, niewiele. :) Wojenki między pannami dziennikarzami? Ponabijać się z nich można, ogólnie jednak nuudy... :) Zaraz, moment, a to nie profesor powinien się był przyznać? Albo ci, którzy próbowali uczynić z niego niemalże ideał Polaka - nie sprawdzili życiorysu? A teraz, jak się mleko wylało - winni ci co śmieci nie zamietli pod dywan? :) Nie zachowali milczenia?
To są, Szary Kocie, zasady solidarności mafijnej. :))
Wszystko w rodzinie? :)
Ale całkiem poważnie: mnie się taka solidarność mafijna nie podoba.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Max,
29 September, 2014 - 16:22
W przypadku lustracji,prawdę, szczególnie tę trudną, należy ujawnić od razu gdy ją poznamy.
Nigdy nie twierdziłam, że sam fakt ujawnienia jej jest zły. Ciągle pytam o czas, o kontekst, także o sensację "okładkową".....
A czy profesor powinien zrobić to sam? Powinien, świadczyłoby to o jego klasie, zwłaszcza jeśli miał uchodzić za autorytet.. Obowiązku jednak nie miał, nawet oskarżony w procesie karnym ma prawo zachować milczenie (to tak z formalnego punktu widzenia)
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kocie
29 September, 2014 - 16:32
Nie podoba mi się, gdy solidny badacz, w tak istotnej sprawie zamienia się w publicystę.
Masz
29 September, 2014 - 16:46
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Możemy pytać, możemy sobie
29 September, 2014 - 17:03
Clou zagadnienia pozostaje nie zmienione: czy profesor był dobrowolnym współpracownikiem i swoją działanością komuś zaszkodził lub wspierał reżim komunistyczny. A jeśli tak się stało, czy robił to w sposób świadomy.
****
"Artykuliki w tygodniakach" mają do siebie to, że są zazwyczak skrótowe, bo przeznaczone dla "masowego odbiorcy". :) Taka ich uroda. :) Można ich nie czytać - ja rzadko czytam. ;)
Wiarygodność "Faktu" i SE pozostawia co nie co do życzenia... ;)
A poważniej.
Nie, Ellenai, przede wszystkim nie podonba się - wszystkim nam - że tak się stało. Lepiej byłoby gdyby profesor miałzupełnie czystą kartę. Bo o czym my się dowiadujemy: jakieś kontakty z SB w "dobrej sprawie", przykrywki, nie przykrywki, "wodzenie za nos" SB - to aż przykro czytać, wiesz? A to przecież wersja "light", wersja wybielająca pana profesora.
I wszyscy jesteśmy zirytowani, tylko różnie źródło tej irytacji lokujemy. Wypada do kogoś mieć pretensje - bo stałą się rzecz cholernie niemiła i kompromitująca. Tylko do kogo: do historyków - że napisali, do gazety - że opublikowałą, do profesora - że się nie przyznał, do...
Jest tak paskudnie, że część prawicowej opinii publicznej woli odsądzić od czci i wiary panów C&W - o ileż prościej byłoby, gdyby wszystko okazał się ich wymysłem, nadużyciem, nadinterpretacją. Wiesz? Chyba też bym wolał tak... Nieszczęsny dysonans poznawczy. :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Ellenai, Szary Kot, Max
29 September, 2014 - 17:13
Na pewno W Siieci, gdzieś czytałem że i Czerska.
Wyobraźmy sobie ten drugi scenariusz. Rzucilibyśmy się michnikoidom do gardła, natychmiast.
I dopiero byśmy wyszli na durniów.
Czerska spokojnie przyglądała się zachwytom nad prof Kiezuniem. Myślę że nieźle się bawili. A tak - naszym kosztem.
W Sieci zabrakło po prostu odwagi. Nawet jesli agent, to dziś przydatny w naszej wojence z Do Rzeszy (nie ma literówki)
C&W byli nie tylko odważni ale przede wszystkim uczciwi.
Gdyby ktoś zapytał wobec kogo uczciwi to odpowiadam: wobec NAS.
Nie zasługujemy na to by być oszukiwani. Nawet jeśli komuś się tak wyimaginowało że jesteśmy przedmiotem, a nie podmiotem.
Tak a propos "wSieci": http:/
29 September, 2014 - 17:21
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Ok, no to jeśli nie zrobili
29 September, 2014 - 16:49
Każdy czas byłby zły, każdy, od kiedy profesor Kieżun stał się postacią wybitnie rozpoznawalną.
Co do "sensacji okładkowej" - w pewnym sensie zgoda, ale tutaj "podziękować" należy "Do rzeczy". Z drugiej strony - gdyby artykulik ukazał się w mniej popularnym piśmie, na n-tej stronie, małym drukiem - co przyszłoby z takiego "ukrytego" ujawnienia? Przecież chodziło o to, żeby ludzie się dowiedzieli...
Podobno - nie pamiętam gdzie to czytałem, czy słyszałem - panowie C&W zajmowali sięsprawą od maja tego roku, konsultując się z profesorem. A zajęli się wówczas, kiedy profesor odmówił wystąpienia do IPN o status osoby pokrzywdzonej. Analiza materiału zajmuje czas, weryfikacja wiarygodności zgromadzonych dokumentów, powiązań z innymi. NIe jestem specjalistą, ale zakładam, że tak to wygląda - czasochłonne jest na pewno. Skończyli, jak się upewnili to opublikowali - niespecjalnie widzę tu możliwość innego scenariusza...
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Wiesz Kocie, PW jest tu chyba
29 September, 2014 - 16:18
Nurni, gdzie to jest?
29 September, 2014 - 14:41
Gdzie jest ten fragment o jakiejś pani X, która chce zostać zoną Chrzanowskiego?
Znalazłeś to w tych teczkach opublikowanych przez "Do Rzeczy", czy w jakichś innych materiałach?
Podaj mi, proszę strony, bo chyba nie umiem szukac :(
wszystko jest w linku
29 September, 2014 - 14:52
"gorący zwolennik Powstania"
29 September, 2014 - 14:46
A powinny interesować, mimo wszystko
29 September, 2014 - 16:24
Mimo wszystko, abstrahując już od samego Kiezuna, nie wydaje mi się, aby było to słuszne podejście.
Nawet o największych zbrodniach - zbrodniach przeciwko zyciu - rozstrzyga się, oceniając motywy kierujące zabójcą. Czym innym jest zatłuczenie młotkiem bydlaka, który dzień w dzień od 20 lat znęca się nad rodziną, czym innym - odepchnięcie go tak niefortunnie, że rozbije sobie łeb o umywalkę, czym innym jest zabicie tyrana, a czym innym zabicie kogoś we wspólnej bójce na noże. Czym innym jest morderstwo z przypadku, czym innym zaplanowanie zbrodni i zamordowanie kogoś z zimną krwią, a jeszcze czym innym uduszenie bezbronnego dziecka.
Owszem zatem, okoliczności i motywy nie są bez znaczenia. To tylko dla czekisty zbrodnią był zarówno zamach z bronią w ręku, jak i kradzież ziemniaków z kołchozowego pola.
Nurni
29 September, 2014 - 13:27
Tamiza
29 September, 2014 - 13:47
Kręcenie Tamizy jest irytujące, ale z drugiej strony wspolpracownik SB kroczy dzis ścieżka dawno juz wydeptaną. Choć pomysł z supertajną współpracą z Amerykanami jest na rynku całkiem nowy.
Nie wiem Nurni
29 September, 2014 - 14:03
Wątpliwości zbudziło natomiast to, ze w odręcznie pisanych informacjach nie zawarł żadnych kompromitujących kogokolwiek wiadomości - wręcz przeciwnie, pisze o tych ludziach, jakby chciał ich chronić. Niektóre rzeczy bagatelizuje - też jakby chciał, by Sb-cy uznali je za mało istotne (jak np. opis wizyty Jana Pawła II). Nikt z nas nie może jednak wiedzieć, co mu w głowie siedziało i jakimi motywami się kierował. Pseudonimem Tamiza jest podpisana tylko (przynajmniej z tego, co zdażyłam do tej pory przeczytać) ta odręcznie napisana notka, w której prof. Kieżun opisywany jest w 3 osobie, czyli tak, jakby to ktoś inny o nim pisał. Czy natarfiłeś na jakas inną jeszcze odręczną notkę podpisaną Tamiza?
Ten podpis (maszynowo) pojawia się tylko w notkach słuzbowych napisanych przez oficerów SB.
Pages