Wybory, d...a i kamieni kupa

 |  Written by Gadający Grzyb  |  5

Czy cały ten bajzel został na zimno przygotowany do odpalenia na wypadek, gdyby wybory wygrał nie ten co trzeba?

I. Broszurowy skandal

Afera związana z wyborami samorządowymi jest wielowarstwowa i dotyczy zarówno wszechogarniającej degrengolady organizacyjnej przy ustalaniu wyników, jak i konkretnych czynności przedwyborczych, które znacząco przyczyniły się do sprokurowania obecnego bardaku. Pierwszą sprawą, która nieco ginie przykryta zamieszaniem wokół informatyzacji procesu wyborczego jest kwestia zbroszurowanych kart do głosowania w wyborach do sejmików wojewódzkich (niebieska książeczka) oraz rad powiatów i dzielnic (broszurka żółta). W tym roku mieliśmy po raz pierwszy do czynienia z tą formą karty wyborczej (dotychczas używana była tzw. „płachta” na której znajdowały się listy wszystkich komitetów) i uważam, że była to podstawowa przyczyna zarówno gigantycznej ilości głosów nieważnych jak i ponadnormatywnego wyniku PSL. Z moich doświadczeń jako członka jednej z obwodowych komisji wyborczych wynika, że forma „zeszytowa” totalnie zaskoczyła i zdezorientowała głosujących, do tego stopnia, że sądzili, iż mogą postawić krzyżyk na każdej kartce wyborczej broszurki. Wyborcy gremialnie dopytywali się jak oddać ważny głos, aż w końcu przy wydawaniu kart zaczęliśmy wydawać łopatologiczne instrukcje: „jeden kolor, jeden głos”, na co często odpowiedzią było zdziwienie - „w tej niebieskiej książeczce też?”. W efekcie, na blisko tysiąc oddanych głosów doliczyliśmy się niemal 150 głosów nieważnych – w przeliczeniu wyszło mi prawie 15%! Główną przyczyną było zakreślanie więcej niż jednej listy. Podkreślam, że dotyczyło to wyłącznie kart zbroszurowanych, tam gdzie karty były jednostronicowe, odsetek nieważnych głosów był śladowy.

Inną konsekwencją wprowadzenia wyborczych broszurek w wyborach do sejmików jest wysoki wynik PSL-u, który zgarnął swoistą premię za wylosowanie listy nr1. Lista ludowców oczywiście znalazła się na pierwszej stronie niebieskiej książeczki i wielu wyborców zakreślało automatycznie pierwszego kandydata nie zaprzątając sobie głowy wertowaniem pozostałych kartek. Naprawdę, chciałbym wiedzieć jaki to geniusz wpadł na ten reformatorski pomysł, który jak się okazało masowo wprowadził ludzi w błąd. Jak widać, formuła karty wyborczej może sama w sobie prowadzić do wypaczenia wyników – nawet jeśli optymistycznie założymy, że nie doszło do innych machlojek.

II. Pierdel, serdel, burdel

Kolejnym elementem pejzażu powyborczej zgrozy jest słynny Kalkulator Wyborczy opracowany przez łódzką firmę Nabino, zwany „kalku-gniotem”. Tutaj dyletanctwo i zaniedbania sięgają kilku miesięcy wstecz. Po pierwsze, PKW rozpisała przetarg na trzy miesiące przed wyborami, wskutek czego poważne firmy nie stanęły w ogóle do konkursu, wiedząc, że przygotowanie sprawnie działającego systemu w tak krótkim czasie jest zwyczajnie niemożliwe. Jedyną firmą, która się zgłosiła była właśnie wspomniana Nabino – niewielki podmiot, którego głównym dokonaniem było do tej pory wdrożenie Scentralizowanego Systemu Dostępu do Informacji Publicznej dla MSWiA, z tym, że w konsorcjum z większą firmą Infomex, oraz – uwaga – Komunix. Ta ostatnia firma jest powiązana personalnie z Nabino (osoba Macieja Cetlera), mieści się w tym samym budynku przy ulicy Wróblewskiego 18, zaś z danych w KRS wynika, że jest obecnie... w stanie likwidacji. Czyli co – zmieniamy kolejne szyldy i jedziemy dalej? Osobną sprawą jest pula nieco ponad 400 tys zł, jaką PKW przeznaczyła na informatyzację wyborów. Z tego co udało mi się zorientować, za tego typu projekty rynkowa cena powinna być wielokrotnie wyższa. Podsumowując, dziadowskie oszczędności połączone z nierealnym terminem wykonania projektu i dyletanctwem wykonawcy nieprzygotowanego do realizacji tego typu zleceń (ponoć jedna z programistek do tej pory zajmowała się głównie projektowaniem stron www i programowania uczyła się „w biegu”) poskutkowały obecnym paraliżem wyborczym.

Skutki były łatwe do przewidzenia. Informatyczny bubel nie przeszedł żadnego z przedwyborczych testów, doprowadzając informatyków w terenie do szewskiej pasji. Mimo to PKW i Krajowe Biuro Wyborcze dopuściło system do użytku, choć było wiadome, że oprogramowanie nie ma prawa zadziałać i wyłoży się w momencie, gdy zaczną z kraju masowo spływać protokoły. Potem ruszyła lawina – okazało się, że poziom zabezpieczeń jest właściwie żaden (znów – podobno powierzono to studentce politechniki!), że byle domorosły haker może się włamać i dowolnie mieszać danymi, że z niczego wyskakują w charakterze zwycięzców kandydaci, których w danym okręgu nawet nie było na listach... Oliwy do ognia dolała sama PKW ogłaszając zwycięstwo PSL w województwie Świętokrzyskim, podczas gdy wiceszef tamtejszej komisji twierdzi, że nie wysyłał żadnych protokołów, bo sam czeka wciąż na dane z dwóch powiatów, w międzyczasie okazało się, że liczba nieważnych głosów sięga gdzieniegdzie 25-40%... Do tego doniesienia o błędnie wydrukowanych kartach, fałszerstwach podczas liczenia głosów, workach z kartami pozostawionymi bez nadzoru... Pierdel, serdel, burdel. Wybory, d...a i kamieni kupa.

III. Indolencja czy sabotaż?

No i teraz pytanie za 100 punktów: indolencja, czy świadomy sabotaż? Innymi słowy – czy mamy do czynienia z samoistnie powstałym bałaganem będącym wyłącznie efektem skandalicznej niekompetencji a który może teraz zostać wykorzystany do różnego rodzaju fałszerstw i nadużyć, czy też przeciwnie – cały ten bajzel został na zimno zaplanowany i przygotowany do odpalenia na wypadek, gdyby wybory wygrał nie ten co trzeba? W pierwszym przypadku trzeba by stwierdzić, że faktycznie polskie państwo istnieje tylko teoretycznie, w praktyce zaś toczy się jedynie siłą bezwładu i byle kryzys może doprowadzić do krachu. W drugim wariancie należałoby przyjąć, że to co przywykliśmy uważać za wbudowane w system patologie jest de facto tegoż systemu istotą, podstawą, tudzież głównym czynnikiem sprawczym państwowej oraz politycznej dynamiki. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że pozbawione realnego nadzoru służby montują podobną prowokację w obronie zagrożonych interesów. Weźmy pod uwagę PRL-owski rodowód biografii członków PKW, ogłoszenie na gwałtu-rety wdrażania nowego systemu wyborczego, kurczowe trzymanie się tegoż mimo porażki testów i potwierdzonych informacji o prawdopodobieństwie zewnętrznych manipulacji... Natomiast już po blamażu wyborczym wciąż, dzień po dniu, PKW odwleka decyzję o wyrzuceniu do kosza kalku-gniota i przejściu na ręczne liczenie głosów – czyli rezygnuje ostatniej szansy by uratować resztki własnej powagi. Na to jeszcze nakładają się ruskie serwery, niedawna działalność informatyzacyjna byłego konsula honorowego Rosji, no i słynne wycieczki szkoleniowe do Moskwy. Czego „leśnych dziadków” tak naprawdę nauczał „czarodziej Putina” Władimir Czurow?

Afera wyborcza to o wiele więcej niż sprawa wygranej bądź przegranej tej czy innej partii. Obecny paraliż to uderzenie w same ustrojowe fundamenty Polski i tak należy go traktować. Wyobraźmy sobie, że PKW koniec końców ogłasza oficjalne wyniki. Kto w nie uwierzy? Nawet jeśli utopijnie założymy, że nie zostały wypaczone? Owszem, można powrócić do ręcznego przeliczenia wszystkich głosów. Jako członek komisji obwodowej nie mam powodu obawiać się takiej weryfikacji – ale wyłącznie pod warunkiem, że w międzyczasie nikt nie dobrał się do opieczętowanych przez nas pudeł z kartami. Jednak skądinąd wiadomo, że w różnych miejscach różnie z tym bywało, zatem nawet takie rozwiązanie nie załatwi problemu. Jedyną możliwą opcją jest więc spec-ustawa radykalnie skracająca kadencję samorządów i nakazująca rozpisanie nowych wyborów. Bez tego czeka nas wieloletni festiwal podważania legalności władzy na trzech, niezwykle istotnych poziomach. Chyba nie trzeba tłumaczyć jak destrukcyjny będzie to miało wpływ na funkcjonowanie całego państwa.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://blog-n-roll.pl/pl/kalkulator-czy-liczyd%C5%82o#.VHd7kWfYiGc

http://blog-n-roll.pl/pl/b%C4%99d%C4%85c-cz%C5%82onkiem-komisji#.VHd7nWfYiGc

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 47 (24-30.11.2014)

5
5 (7)

5 Comments

n0str0m0's picture

n0str0m0
to ja mam rozwiazanie, ktore w panstwie tak teoretycznym jak nasze, sprawdzi sie na 100%.

WYBORY JAWNE. 

z osobistym podpisem na kartce, ktora nastepnie sie zabezpiecza przezroczysta folia samoprzylepna, by nie bylo mowy o jakimkolwiek szachrajstwie.

JAWNE LICZENIE GLOSOW.

poniewaz ciagle jeszcze w konstytucji mamy zagwarantowane prawo do swobody pogladow, ta wersja daje 100 trafnosci. ale mam jeszcze jeden postulat. 

WYBORY PELNE - OBOWIAZKOWE.

by nikogo nie kusilo winy zwalac na niska frekwencje.

osobiscie jestem przeciw wyborom, ale podejrzewam, ze wiekszosc jeszcze do tego nie dorosla. 
 
Gadający Grzyb's picture

Gadający Grzyb
Imienne wybory to zaproszenie do represji. Jawne liczenie można przeforsować jeśli będzie transmisja kamerami on-line z lokali wyborczych. Wybory obowiązkowe to zamordyzm.
pozdr.
GG
ro's picture

ro
Od razu zastrzegę, że nie jestem zwolennikiem obowiązkowych wyborów, ale nie mogę się zgodzić, że to zamordyzm. A w każdym razie nie większy, niż na przykład obowiązek szkolny, czy obowiązek posiadania dowodu osobistego.
Po prostu: byłby to jeden z (wielu) elementów organizacji społeczeństwa. Rzecz moim zdaniem zbędna, ale w ostateczności - do zaakceptowania. Gdzieś na świecie (chyba w Belgii) są przykłady.

Pozdrawiam
 
Gadający Grzyb's picture

Gadający Grzyb
Owszem, w niektórych krajach tak jest, ale to mi jednak trąci uszczęśliwianiem na siłę. Poza tym już sobie wyobrażam te sterty nieważnych głosów wrzucanych przez wk...ch obywateli, których przymusowo zagnano na wybory - to dopiero byłoby pole do manipulacji!
pozdr.
GG
Torpeda Wulkaniczna's picture

Torpeda Wulkaniczna
że znajdziesz wielu, którzy ujawnią swoje preferencje?

Jak już Twój pomysł wprowadzą, niewielu będzie umiało się podpisać...

 

<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>

Więcej notek tego samego Autora:

=>>