Feministyczne Unijne Centrum Kolonijne, część 6

 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Jedna z pań opiekunek rzuciła hasło, że koloniści powinni bardziej zbratać się z otoczeniem.
- Niby jak? - wzruszył ramionami okularnik.
- Wieś oferuje olbrzymie możliwości - rzekła z entuzjazmem pani opiekunka. - Można pisać bloga i hodować ziółka! Można pisać bloga i piec ciasta! Można pisać bloga i fotografować wieś! Można, można wiele i zamierzam wam to dzisiaj pokazać. Spotkamy się z panią sołtys. Będzie to dobra okazja dla was - spojrzała na chłopaków - abyście uzmysłowili sobie, że pada kolejna bariera i zawód sołtysa jest otwarty również dla kobiet.
- Trzewioszarpiące - rzekł apatycznie Gruby Maciek, no i poszli.
Pani sołtys była na mszy, co bardzo zdenerwowało panią opiekunkę.
- To straszne, jak kościół się w nas wpycha - zauważyła pani opiekunka zaglądając do wnętrza świątyni.
- Jak na razie to my wpychamy się do kościoła - odparł Łukaszek.
Pani opiekunka cofnęła się gwałtownie od drzwi i zakazała innym wchodzić do kościoła. A jak usłyszała, że ludzie śpiewają "ojczyznę wolną racz nam wrócić panie" to humor jej się popsuł do reszty. Z trudem dotrwała do końca mszy. Wreszcie ludzie zaczęli wysypywać się z kościoła, a większość z nich wykonywała śmieszne ruchy palcami. Nieustannie pocierali kciuk prawej dłoni z jej palcem wskazującym. U lewej dłoni tak samo.
Kiedy pani sołtys wyszła z kościoła, pani opiekunka zaraz na nią natarła.
- Jak pani może wyśpiewywać takie bzdury?! Nie wolno! Co to, nasza ojczyzna jest niewolna?!
- Jak mi nie wolno śpiewać tego, co chcę, to chyba nie ma wolności - odgryzła się pani sołtys. - A pani to kto?
- Jestem opiekunką na koloniach feministycznych.
- A...! I co panią do mnie sprawdza?
- Chciałabym aby pani pokazał jakąś ofertę wsi skierowaną ku naszym podopiecznym.
- To źle pani trafiła, bo tu nie ma nic.
- Nic?! Jak to: nic?! - zdenerwowała się znowu pani opiekunka. - Niech pani nie opowiada takich tekstów, jakby na wsi był same zgliszcza!
- Ale tak jest!
- Bzdury! Sama widziałam ofertę gospodarstwa agroturystycznego! Rowery, wędkowanie, grill, bryczka...
- To jest nawet w mieście - wtrąciła się przewodnicząca rady kolonistów, Julia. - A nam by chodziło o coś takiego bardziej wiejskiego. Może pieczenie chleba?
- Było kiedyś koło gospodyń wiejskich... - zastanowiła się pani sołtys. - Ale już nie ma.
- Co? - zdumiała się pani opiekunka. - Jakieś kółko hafciarskie...
- Nie ma.
- Zespół taneczny...
- Nie ma.
- Świetlica...
- Nie ma.
- A...
- Nie ma. Nie ma. Nie ma - ze złośliwym uśmiechem strzelała pani sołtys. - Nic nie ma! Już niczego nie robimy razem! Każdy tylko nieufnie patrzy na drugiego i pracuje od świtu do zmierzchu.
- Proszę pani! Mamy trzydzieści lat wolności. Czy pani aby nie dramatyzuje?
- Ja dramatyzuję?! Powiedzieć co myślę mi nie wolno, chodzić do kościoła mi nie wolno, śpiewać co chcę mi nie wolno, tego mi nie wolno, tamtego też... To ma być wolność?
- Proszę pani, wolność mierzy się osiągnięciami! Niech pani się rozejrzy po wsi jaka piękna!
- Już pani opowiadam: te ruiny to był pegeer, tamte to była fabryka, a tam gdzie te zarośla to była bocznica kolejowa. Ile ludzi tu kiedyś pracowało...
- A teraz gdzie pracują?
- W nowej fabryce.
- O, i co wytwarzają?
- Nic. Przychodzą w jednej pace śrubki, w drugiej nakrętki i osiem godzin nakręcają nakrętki na śrubki, potem pakują je w trzecią pakę i odsyłają z powrotem.
- O, a tamten dom? - pani opiekunka pokazała okazałą willę.
- To dom właściciela tej fabryki. Jedyny nowy we wsi od trzydziestu lat.
- Czyli widzi pani, można być z czegoś dumnym! Niejedna wieś pozazdrościłaby wam takiego pięknego domu! Statystycznie rzecz biorąc, jesteście bogatą wsią.
- O tak. Statystycznie na jedną osobę wypada jedna pięćsetna Bentleya.


--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
5
5 (2)

1 Comments

Więcej notek tego samego Autora:

=>>