Czy kangury też skaczą w rytm reggae?

 |  Written by karlin  |  0
Właściwie od tego chciałem i powinienem swój cykl muzyczny zacząć. Łagodnie, a potem coraz ostrzej, ale chciałem poczekać na jej pierwszy, pełny, studyjny album - "Flow State", który ukazał się w końcu kilkanaście dni temu.

W zasadzie biograficzny standard dla muzycznego pop biznesu. Była ćpunką (przynajmniej wedle jej słów - była, ale już nie jest, czyli nie bierze). Wszystko poza herą. Dziary jak z zakładu poprawczego dla dziewcząt aspirujących do Fordonu. Biżuteria ze złomowiska. Ubrania dilerki spod latarni. Pierwszą gitarę dostała od dziadka w wieku trzech lat, brała w ręce wszystko, co mogło choćby udawać instrument, a pierwsze "koncerty" dla rodziny "grała" w wieku lat czterech.

Natasha (Tash) Sultana. Z Australii.

Parę lat temu przyrządziła sobie pizzę z magicznymi grzybkami, i wylądowała w szpitalu. Magiczne grzybki, o czym najboleśniej przekonał się kilkadziesiąt lat temu Peter Green, potrafią bowiem uszkodzić - czasem trwale - biochemię mózgu. U niej zaowocowało to wielomiesięcznymi psychozami i trudnościami w odróżnieniu rzeczywistości od urojeń. Jak twierdzi, pomogło jej kilku znajomych oraz muzyka. Jeszcze dwa i pół roku temu, nie mogąc nigdzie zagrzać miejsca, ani znaleźć pracy, grywała dla kilkudziesięciu ludzi na ulicach i w pociągach. Aż w maju 2016 r. nagrała we własnym domu (z udziałem jej psa oraz zerkającej zza ściany Mamy) ten utwór, a potem wrzuciła go na Youtube.
 
TASH SULTANA - JUNGLE (LIVE BEDROOM RECORDING)

No i się zaczęło. Milion odsłon już po paru dniach. Obecnie - ponad 25 milionów (tylko tej oryginalnej wersji). W zasadzie stale w trasie - Australia, Europa, Ameryka Północna. Wszystkie koncerty wykupione wiele tygodni wcześniej. Zaczynała od salek 100-300 osób, teraz są to czasem festiwale i wielotysięczne tłumy. W grudniu 2017 zagrała na legendarnej Margaret Court Arena w Melbourne, chyba najbardziej prestiżowym miejscu na występ w tym mieście i w Australii. Jej pierwszy pełny album - wcześniej, w zeszłym roku to był właściwie maksi singiel - jest mieszanką nowości ze zbiorem jej starych utworów, w profesjonalnie dopracowanych, studyjnych wersjach.

Ale jak dopracowanych! Ulubiony przeze mnie utwór sprzed lat, "Blackbird", to w tej wersji po prostu gitarowe arcydzieło.
 
 
 

No i coś z jej koncertu, bo to są widowiska nie tylko muzyczne.
 


Wielki talent. Przede wszystkim, czuje hipnotyczny rytm reggae, jak córka Boba Marleya. Znakomicie śpiewa, fantastycznie radzi sobie z gitarą, a potrafi zagrać jeszcze na dziewięciu instrumentach. Z łatwością znajduje wciągające motywy muzyczne i riffy. Na scenie eksploduje energią i radością gry.

Oby nigdy nie wróciła do nałogów i przemyślała założenie własnego zespołu. Nawyki z czasów, gdy była ulicznym grajkiem, i tworzyła swoją "orkiestrę" przy pomocy loopingu (jej występy są do dzisiaj w zasadzie nadal jednoosobowe), to raczej ograniczenie, niż szansa na coś więcej. A muzycznym talentem  w wieku 23 lat mogłaby obdzielić kilka wykonawczyń z najwyższej półki.  

Gra z innymi to stymulator, pożywka i wytchnienie. Nowe pomysły muzyczne. Bieganie na bosaka po dywaniku, nasączonym specjalnym klejem, żeby się stopy po tych kilkudziesięciu, włączających i wyłączających nagrywanie i odtwarzanie, pedałach, nie ślizgały, ogranicza, zabiera czas, uwagę i energię. A ona potrzebuje nowych pomysłów muzycznych, bo mam takie wrażenie, że zaczyna się powtarzać, oraz powinna się skupić na tym co robi najlepiej, w sposób unikalny lub wręcz rewelacyjnie. Na komponowaniu, grze na gitarze i śpiewaniu. To wszystko słychać wyraźnie na jej pierwszym albumie.  

 
0
Brak głosów

Więcej notek tego samego Autora:

=>>