Referendum ludowe - jak nie przegrać Polski?

 |  Written by alchymista  |  6

Porozmawiajmy na poważnie. Pani Fedyszak-Radziejowska ma rację. W linkowanym przez niektórych z nas wywiadzie dla radia wnet Pani Profesor zwraca uwagę na to, że nie Jarosław Kaczyński, lecz my, wyborcy, powinniśmy zdecydować co zrobić z tym kukułczym jajem, jakim jest referendum ludowe zafundowane nam przez Człowieka Roku 2015 Gazety Wyborczej. Reżim przygotował się na ewentualną porażkę owego Człowieka Roku i natychmiast przeszedł do kontrataku.

Podczas referendum w sprawie odwołania HGW ze stanowiska prezydenta Warszawy, czołowe tuzy obozu rządzącego wzywały do jego bojkotu. Była to sytuacja skandaliczna, ponieważ jako osoby zainteresowane w jego wyniku, w sposób nieuprawniony wpłynęły na jego przebieg. Ponieważ 90% uczestników referendum głosowało za odwołaniem HGW, znajdujące się na spisach wyborców podpisy były w istocie listami proskrypcyjnymi, spisami przeciwników PO. Naruszona została w ten sposób zasada tajności głosowania. Jarosław Kaczyński nie może więc wzywać do bojkotu referendum ludowego i nie może tego zrobić także Prezydent Andrzej Duda. Gdyby to zrobili, wypomniano by profesorowi Glińskiemu jego „standardy białoruskie”, oj na pewno by wypomniano!

Trudne jest też dla PiS podjęcie decyzji o wezwaniu do udziału w referendum, które jest w gruncie rzeczy bez wartości prawnej. Jednak strategia podważania legalności referendum ludowego może się nie sprawdzić, bo w odczuciu powszechnym legalne jest to, co jest słuszne, a słuszne jest to, czego chce „wielu” (plures). Nie pomogłyby ekspertyzy, że referendum nie oznacza zmiany konstytucji, że jest to w sumie kosztowny sondaż na koszt podatnika. Właśnie z tego powodu Kukizowcy zrobiliby wszystko, aby przekuć wynik referendum w swój sukces i udowodnić, że PiS należy do "bandy czworga". Właściwie można potraktować to referendum jako pierwszą turę wyborów parlamentarnych. Potem Kukizowcy ciągnęliby PiS za uszy do sali sejmowej, byleby tylko uchwalić zmianę konstytucji i słowo „proporcjonalne” zmienić na „większościowe”. W oczach Polaków motorem „prawdziwych zmian” i „prawdziwych reform” byłby więc Kukiz i jego ludzie. Nie udałoby się tego zagłuszyć nawet jakimiś nowymi, tragicznymi doniesieniami z Ukrainy.

Z tego wynika jasny wniosek, że to do nas, wyborców PiS, należy podjęcie decyzji, i że tę decyzję musimy podjąć w drodze debaty, prowadząc Kukizowców nie do większościowego zwycięstwa, ale do jednogłośnej konkluzji. Decyzji w tak trudnych sprawach nie można podjąć z dnia na dzień, ale myślę, że w lipcu powinniśmy mieć już w miarę skrystalizowany pogląd co zrobić. Ponieważ nie dostrzegamy zapewne wszystkich niuansów sprawy, możemy jedynie oczekiwać dyskretnych wskazówek ze strony kierownictwa PiS, wysyłanych za pośrednictwem osób cieszących się zaufaniem Prezesa, lecz nie wchodzących w skład jego bezpośrednich podwładnych. Myślę, że jeśli Pani Profesor Fedyszak-Radziejowska ma dostateczną wiedzę o kulisach operacji „referendum ludowe”, to z pewnością powinna wykazać się aktywnością w najbliższych miesiącach.

Sprawą zasadniczą z naszej strony jest udzielenie wyborcom Kukiza „minimum zaufania”, z zachowaniem ostrożności. Potraktujmy ich jako „brodzik zainteresowania sprawami publicznymi” Zybertowicza. Cytuję: Jeśli chcemy odnieść sukces w przestrzeni komunikacyjnej, to musimy przekaz dywersyfikować. Ta dywersyfikacja polega na tym, że nie możemy ludzi od razu rzucać na głęboką wodę patriotyzmu. Najpierw muszą pochodzić po brodziku zainteresowania sprawami publicznymi. W tym brodziku muszą być takie haczyki, które zachęcają do wejścia na głębszą wodę sportów wodnych”. Potraktujmy więc elektorat Kukiza jako formację nie do końca zorientowaną w naturze systemu, ale mającą wolę, aby system obalić. To jest ten cenny moment, gdy uprawna roślina kiełkuje i nie można dopuścić do tego, by spaliło ją słońce, zalała woda albo zagłuszyły chwasty. Potem „brodzik patriotyczny” się pogłębi i zamieni w basen – ale na razie musimy zadbać o to, aby Kukizowcy sami sobie i nam przy okazji nie narobili szkody.

Istnieje możliwość, że w referendum udział weźmiemy i wówczas nasuwa się pytanie na jakie pytania warto odpowiadać „TAK”, a na jakie „NIE”. Przypominam, że strategia PSL w roku 1946 polegała na tym, by głosować „NIE” na pytanie pierwsze i „TAK” na pozostałe pytania. Strategia ta nie zdała się na nic, gdyż referendum zostało sfałszowane, ale pytania referendalne były sformułowane w taki sposób, że można było – bez utraty twarzy – wezwać do głosowania za utrzymaniem Senatu, mimo że PSL od dawna instytucji Senatu się sprzeciwiał.
Być może jest to jakaś podpowiedź także i dla nas. Na stronie tvp.info ukazał się sondaż, który pokazuje preferencje Polaków dotyczące sprawy referendum. 60 proc. respondentów zagłosowałoby za nową ordynacją wyborczą w zaplanowanym na 6 września referendum m.in. w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. 45 proc. badanych „zdecydowanie” chce wziąć udział w referendum, a 31 proc. „raczej” poszłaby zagłosować”

Nasuwa się oczywiście pytanie, czy sondaż jest wiarygodny i w jakim celu jest publikowany. Po pierwsze wygląda na to, że frekwencja może przekroczyć 50%. I nie jest ważne, że tą drogą w polskim prawie nie można zmieniać konstytucji. Jest ważne, że w opinii większości głosujących jego wynik byłby „wiążący” dla elit politycznych. To jak zrealizowałyby one główny postulat, to już inna sprawa – być może udałoby się znaleźć jakiś kompromis, np. okręgi dwu-trzymandatowe i lista krajowa.

Właśnie dlatego, że w referendum nie można zmienić konstytucji, jego wynik należałoby więc przekuć w konsensus narodowy, w dobrą zmianę Andrzeja Dudy. Wyobrażałbym sobie to następująco:

1. nie uchylamy się od głosowania, a wręcz wzywamy do głosowania, jednocześnie zaznaczając, że jesteśmy przeciwni JOW, ale chcemy konsensusu w sprawie ordynacji wyborczej;

2. prawdopodobny wynik: zwolennicy JOW wygrywają minimalną większością głosów. Wówczas konsekwentnie kontynuujemy narrację zgody i pojednania, prezentując możliwe warianty porozumienia w sprawie ordynacji wyborczej. Na zarzut, że "większość zdecydowała", odpowiadamy: Polska potrzebuje zgody i pojednania.

Pozostaje pytanie drugie, najbardziej drażliwe, oraz pytanie trzecie, na które akurat najłatwiej odpowiedzieć. W sprawie finansowania działalności politycznej należałoby przede wszystkim zażądać od Kukiza dokładnego sprawozdania finansowego i pokazania źródeł pozyskiwania pieniędzy. Wyciągnięta przez Maxa sprawa rozdętych wydatków na samorządy lokalne powinna być Kukizowi i jego zwolennikom stale i przy każdej okazji przypominana. Powinniśmy dążyć do tego, aby w umysłach kukizowców sprawa finansowania partii politycznych zlała się i nierozerwalnie połączyła z problemem rozdętej administracji samorządowej. W toku kampanii referendalnej można zadawać wiele pytań na ten temat i podnosić wiele przykładów niegospodarności samorządów, ale chyba najbardziej nośnym pytaniem referendalnym byłoby: „czy jesteś za zniesieniem sejmików wojewódzkich?”. Bo ja jestem. To pytanie warto zadawać samemu Kukizowi i ukazywać w ten sposób, że koszty obsługi tychże sejmików przekraczają znacznie koszty obsługi Sejmu i partii politycznych. Tym sposobem, prawdopodobne zwycięstwo Kukizowców w pytaniu 2 można zamortyzować i częściowo obrócić w sukces – nie dla PiS, ale dla Polski. Potrzeba do tego jednak naszej powszechnej świadomości i powszechnego zaangażowania, by ta narracja przebiła się do publicznej wiedzy.

W sumie wywiad z panią Fedyszak-Radziejowską uważam za cenny, bo skłania do szukania rozwiązań, do próby rozegrania i ogrania przeciwnika w tej „pierwszej turze wyborów parlamentarnych”. Zbyt wielki pesymizm nie jest wskazany. Nie rozpaczajmy nad klęską, bo kto się śmieje z nas, ten się śmieje ostatni.

Jakub Brodacki

ps. to już drugi wpis o "nośnej" tematyce mojego autorstwa, za nadprodukcję Redakcję i Koleżeństwo serdecznie przepraszam. A dla poprawienia nastroju proponuję:
 

 
5
5 (1)

6 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
Ja jestem zdania, że my i PiS powinniśmy olać to referendum. W sensie, nie rozmawiać o nim, nie zajmować się nim, nie wyrażać żadnego zdania - nic.
Swoim tekstem nie wpisujesz się w moją koncepcję smiley
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Niezupełnie wink Uważam, że jest czas na bicie piany i jest czas na trzymanie mordy w kubeł. Wczoraj był jeszcze czas na bicie piany, ale po konwencji PiS zgadzam sie z Tobą - nie do nas należy ułożenie strategii w tej rozgrywce. Chyba, że dostaniemy wyraźny sygnał w tej sprawie, choćby od profesor Fedyszak-Radziejowskiej.

Na razie temat trzeba uznać za zamknięty.
Obrazek użytkownika max

max
Nadprodukcja zawsze mile widziana. :)

Referendum to chory pomysł. Nie tylko, jak wspomniałeś, nie będzie wiążące - ale należy je także traktować jako (oby ostatnie) drgawki (agonalne?) partii władzy.

Dla mnie sprawa jest jasna. JOW-y byłyby nieszczęściem, podobnie jak zaprzestanie finansowania partii. Na referendum nie idę i liczę tutaj zarówno na "nasz" elektorat, jak i, tradycyjnie nie biorącą udziału w wyborach część wyborców.

A konskwencjami "marketingowymi" nie przejmowałbym się za bardzo. :)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Zgadzam się z Twoimi poglądami; po prostu zastanawiam się nad wariantem bardziej koncyliacyjnym, zwłaszcza gdyby sie okazało, że istotnie ponad połowa wyborców chce pójść na referendum i wykończyć PiS. Wiele zależy od badań opinii, ale takich prawdziwych, nie tych, które są na stronie tvp.info. Gdyby sie jednak okazało, że są zbliżone do tych cytowanych, to trzeba się zastanowić jak zamortyzować skutki porażki.

Inaczej mówiąc wychodzę na przeciw myśleniu polfica.
Obrazek użytkownika max

max
Frekwencja w II turze wyborów prezydenckich (przez Polakó traktowanych jako "najważniejsze") frekwencja wyniosła 55%. Zaledwie - choć jak na warunki polskie to i tak dużo.
A ile wyniesie w przypadku "jakiegoś tam" referendum?
I jeszcze odejmijmy tych, którzy zazwyczaj głosują (jak ja, na przykład), a teraz świadomie zostaną w domu.
No pasaran. :)

Oczywiście, zdarzyć się może wszystko i na tę okoliczność warto być przygotowanym. A nawet "przegrane" referendum to też jeszcze nie koniec świata. :)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika polfic

polfic
I kto to mówi? O tygodni tłumaczę, że JOW to nie jest temat wart biadolenia, jako coś co od nas zależy. Nawet jak będą wprowadzone to na naszych warunkach.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>