"Polska" jesień 1939 w Moskwie (1)

 |  Written by Godziemba  |  0
W 1939 roku ambasadorem RP w Moskwie był Wacław Grzybowski.
 
        W chwili wybuchu II wojny światowej Polska posiadała na terytorium Związku Sowieckiego przedstawicielstwa  w czterech miastach. W Moskwie była siedziba Ambasady, jej Wydziału Konsularnego oraz ataszatu wojskowego. W Mińsku i Kijowie działały Konsulaty Generalne, w Leningradzie zaś Konsulat.
 
        Ambasadorem RP w Moskwie był Wacław Grzybowski. Dyplomata, urodzony 4 kwietnia 1887 r. w Zamiechowie w powiecie uszyckim na Podolu, był doktorem filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 1920 roku związany z obozem piłsudczykowskim, był gorącym zwolennikiem polityki wschodniej Marszałka oraz programu prometejskiego. Do służby zagranicznej wstąpił w 1927 roku zostając polskim posłem w Pradze, gdzie pozostał do 1935 roku. Latem 1936 roku zastąpił Juliusza Łukasiewicza, który objął paryską placówkę, na stanowisku ambasadora RP w sowieckiej stolicy.
 
        Praca dyplomatów w państwie bolszewickim była niezwykle trudna. Gospodarze starali się przede wszystkim maksymalnie utrudnić im zdobywanie informacji. Kontakty z przedstawicielami aparatu państwowego w drugiej połowie lat trzydziestych zostały zawężone do kręgu najwyższych funkcjonariuszy Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych. Nie istniały również formalne związki ze środowiskami: naukowym, dziennikarskim, literackim oraz artystycznym. W atmosferze "Wielkiej Czystki" nie mogły tym bardziej rozwijać się stosunki towarzyskie.
 
         Permanentna inwigilacja i rozmaite szykany ze strony NKWD ograniczały lub wprost uniemożliwiały prowadzenie obserwacji terenu. Ustalenie podstawowych faktów urastało więc często do rangi poważnych problemów. Władze sowieckie reglamentowały bowiem również dostęp do własnej prasy oraz wydawnictw.
 
        Piastujący w latach 1935-1939 funkcję kierownika referatu sowieckiego Wydziału Wschodniego resortu spraw zagranicznych - Stanisław Zabiełło uznał obsadę Ambasady w Moskwie za "bardzo średnią". Grzybowski jako informator i obserwator Związku Sowieckiego był - według niego - "najwyżej poprawny. Nie pozostawił śladu lwiego pazura". Najbliższego jego współpracownika  - radcę Tadeusza Jankowskiego uważał wprawdzie za urzędnika rozsądnego, trzeźwo patrzącego na sowiecką rzeczywistość, lecz nie posiadającego umiejętności syntetycznego ujmowania problemów, ani też większych talentów politycznych. „Dlatego też - argumentował - punkt ciężkości studiów sowieckich pod koniec lat trzydziestych "przesunął się zdecydowanie do Warszawy, spoczywając na trzech filarach: moim referacie w MSZ, wywiadzie wojskowym Niezbrzyckiego i Biurze Studiów Rosja mjr. Bączkowskiego tzw. Ewidencji Oddziału II Sztabu Głównego".
 
       Mimo wszystko Grzybowski "wyrobił sobie w moskiewskim korpusie dyplomatycznym dość wysoką pozycję". Ówczesny sekretarz legacyjny ambasady III Rzeszy w ZSSR Hans von Herwarth twierdził w swych pamiętnikach, że na osobiste relacje między członkami moskiewskiego korpusu dyplomatycznego nigdy nie rzutowały napięcia pomiędzy państwami, które reprezentowali. „Negatywny stosunek do komunizmu – dowodził - łączył nas i pozwalał przesłonić niejedną linię podziału. ( ... ) Współpraca wszystkich przedstawicielstw była tak bliska, jak gdyby chodziło o kontakty państw sojuszniczych. ( ... ) Wymiana informacji o ZSRR nie była niczym nadzwyczajnym. Po paradach lub manewrach zbierali się obserwujący te wydarzenia zagraniczni attache wojskowi i konfrontowali swoje wrażenia. Moskwa była bodaj jedynym miejscem na świecie, gdzie zgodnie współpracowali francuscy, niemieccy i polscy oficerowie. W pewnym sensie dawał już wtedy o sobie znać duch późniejszej europejskiej wspólnoty”.
 
         Chociaż von Herwarth uważał się za przeciwnika narodowego socjalizmu, nie przyszło mu nawet do głowy, aby ostrzec któregoś z przebywających w Moskwie polskich dyplomatów przed konsekwencjami postępującego latem 1939 roku zbliżenia sowiecko-niemieckiego. Na swego powiernika wybrał sekretarza ambasady USA w Moskwie - Charlesa Bohlena, któremu wyjawił w dniu 24 sierpnia treść tajnego protokołu dodatkowego do paktu Ribbentrop-Mołotow.
 
          Grzybowski długo - zbyt długo - pozostawał pod wpływem obiegowego przekonania, iż sowiecka Rosja na trwałe została wyeliminowana z udziału w kształtowaniu układu sił w Europie, przekonania - dodajmy - dość powszechnego w europejskich gabinetach dyplomatycznych. Stalinowska polityka izolacji od świata zewnętrznego zdawała się to rozumowanie potwierdzać. "Związek Sowiecki świadomie zmniejsza ilość nici łączących go z innymi krajami" - pisał ambasador do MSZ 18 stycznia 1939 i konstatował, że ZSSR usiłuje "odgrodzić się od świata kapitalistycznego".
 
          Nie dostrzegał, iż izolacja Związku Sowieckiego na arenie międzynarodowej może skończyć się z chwilą, kiedy załamie się system monachijski. Nie zauważył też, że mocarstwa zachodnie, jak i Niemcy byłyby w takiej sytuacji zmuszone poszukiwać na własną rękę "drogi do Moskwy".
 
         Przekonany, że sprzeczności ustrojowe Niemiec i Związku Sowieckiego mają nadal fundamentalne znaczenie, nie rozumiał właściwego znaczenia dymisji sowieckiego komisarza spraw zagranicznych Litwinowa. Nie dostrzegł, że nominacja Mołotowa była czytelnym sygnałem dla Berlina i ważnym krokiem na drodze do zbliżenia obu totalitarnych mocarstw.
 
         Ambasador od początku z rezerwą podchodził do pogłosek o zbliżeniu niemiecko-sowieckim. Gdy w czerwcu 1939 roku wiceminister Szembek spytał się go "ile jest prawdy w pogłoskach o rozmowach niemiecko-sowieckich", Grzybowski odpowiedział, że w jego opinii "można postawić dwa pewniki: 1) Rosja nie może dopuścić do zwycięstwa Niemiec; 2) Rosja nie może się zgodzić na wspólną granicę z Niemcami. Niemniej odzywają się w Sowietach głosy, że klęska Niemiec mogłaby być dla Rosji niepożądana". Polski dyplomata przypuszczał, że "Moskwa będzie niewątpliwie bluffowała świat pozorami rozmów z Niemcami, ale do prawdziwego porozumienia niemiecko-rosyjskiego nie dojdzie. Cały bluff takich ewentualnych rozmów polega na tym - twierdził że Niemcy wiedzą, iż jeżeli porozumieją się z Rosją, to stracą Japonię" .
 
           Zapowiedź podpisania niemiecko-sowieckiego traktatu handlowo-kredytowego spowodowała w znaczny wzrost niepokoju w Warszawie. polskich kręgach W telegramie z 21 sierpnia 1939 roku Grzybowski wyraził przypuszczenie, iż Stalin realizuje politykę zastraszenia skierowaną przeciwko mocarstwom zachodnim oraz Polsce. "Formuła szantażowa będzie – pisał ambasador - prawdopodobnie zbliżona do dania Anglii i Francji do zrozumienia, że cele imperialistyczne Sowietów w stosunku do państw bałtyckich i innych sąsiadów mogą być także zrealizowane przez ewentualne porozumienie z Niemcami".
 
           W kolejnej depeszy napisanej następnego dnia trafnie oceniał, że "Sowiety chcą zachęcić Niemcy do wojny, rezerwując sobie późniejszą decyzję". Jednocześnie wskazywał, iż  "ewentualny pakt o nieagresji z Niemcami nie stoi na przeszkodzie do kontynuowania rokowań angielsko-francusko-sowieckich”. Przekonanie to podzielali początkowo także francuscy i angielscy dyplomaci w Moskwie.
 
           Komentując sytuację międzynarodową powstałą na skutek podpisania układu Ribbentrop-Mołotow potwierdzał swoją wcześniejszą ocenę, że „Sowiety chcą zachęcić Niemcy do wojny, rezerwując sobie późniejszą decyzję. Nadal jednak uważał za „nieprawdopodobne” „zaangażowanie Sowietów po stronie Niemiec”. Był też zdania, że "posunięcie Niemiec obliczone jest przede wszystkim na efekt na Zachodzie, zaś Sowiety wróżą sobie możność zachowania wolnej ręki i całkowitą zgodę Anglii i Francji na swoje cele wojenne".
 
         Przeprowadzone w końcu sierpnia 1939 roku rozmowy z innymi dyplomatami utwierdziły Grzybowskiego w przekonaniu o taktycznym charakterze zwrotu w polityce zagranicznej Moskwy i Berlina oraz pozwoliły mniemać, iż pakt Ribbentrop-Mołotow "nie przesądza stanowiska Sowietów na wypadek konfliktu i jest jedynie punktem wyjścia do dalszej rozgrywki".
 
         W ostatnim raporcie dla MSZ z końca sierpnia 1939 roku., nie wykazał się przenikliwością, a stwierdzenie, że "sytuację naszą podpisanie paktu znacznie odciążyło " świadczyło o postrzeganiu porozumienia sowiecko-niemieckiego wyłącznie w kategoriach taktycznej rozgrywki pomiędzy Warszawą, Paryżem i Londynem.
 
            Przekonanie o braku realnego zagrożenia ze wschodu równie silnie ugruntowane było wśród najwyższych czynników wojskowych II Rzeczypospolitej. Instrukcje, jakie otrzymał nowy attache militaire w Moskwie - ppłk dypl. Stefan Brzeszczyński na początku czerwca 1939 roku, akcentowały „małe prawdopodobieństwo wojny, słabość Sowietów, wycieńczonych "czystkami", nadzieję na ich życzliwą neutralność w razie naszego konfliktu z Niemcami, a nawet gotowość do pomocy materiałowej , gdybyśmy się o to zwrócili, gdyż nie leży w interesie Sowietów rozgromienie Polski i wspólna granica z Niemcami”.
 
          Wojskowi decydenci nie docenili ciężaru gatunkowego paktu Ribbentrop-Mołotow, czemu zresztą trudno się dziwić, skoro większość z nich wykluczała wcześniej ewentualność porozumienia między Moskwą a Berlinem.
 
CDN.
 
 
ilustracja z:http://www.msz.gov.pl/resource/49b516fe-96d0-4989-9007-709afcdd9635:JCR
Hun
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>