Zakupy ostatniej szansy (1)

 |  Written by Godziemba  |  0
Na wiosnę 1939 roku polskie władze podjęły desperackie próby zakupu sprzętu wojskowego.
 
       Doświadczenia z wojny z bolszewikami sprawiły, iż szefostwo polskich sił zbrojnych dążyło do oparcia zaopatrzenia armii na dostawach realizowanych przez przemysł krajowy. Za granicą miano kupować jedynie sprzęt niedostępny w kraju „czy to z powodu braku surowców, czy też z powodu prze­szkód fabrykacyjnych”. Nawet w przypadku uzyskania zagranicznych kredy­tów dążyć należało do zakupu przede wszystkim surowców oraz maszyn i urządzeń mających posłużyć do uruchomienia krajowej produkcji.
 
 
        W drugiej połowie lat 30. okazało się, że polskie biura konstrukcyjne zaczynały tracić zdol­ność do utrzymywania kontaktu ze światową czołówką, a stosunkowo długi czas niezbędny dla wdrożenia przez fabryki masowej produkcji najnowszych wzorów sprzętu ogranicza możliwość szybkiego wyposażenia oddziałów w nowoczesny sprzęt. W raporcie oficerów broni pancernej latem 1938 roku wskazano, iż „armia nasza nie posiada zupełnie nowoczesnego sprzętu czołgowego, mogącego wspierać piechotę w natar­ciu, a wyprodukowanie go w kraju trwałoby co najmniej 5 lat przy koszcie prze­szło dwukrotnie wyższym – przeto szybkie zakupienie go we Francji jest jedynym rozwiązaniem”.  Podobne zjawisko występowało także w produkcji płatowców myśliwskich i silników samolotowych.
 
 
        Wyraźne pogarszająca się sytuacji międzynarodowej Polski na początku 1939 roku sprawiło, iż władze wojskowe zdały sobie sprawę, że niezbędne jest podjęcie natychmiastowych zakupów sprzętu zagranicą. Niestety w tym samym czasie także inne państwa (Francja, Wielka Brytania) zdecydowały się na przyspieszenie przygotowań militarnych. W efekcie gwałtownie pogorszyła się dostępność nowoczesnego sprzętu wojskowego.. Stawiało to pod znakiem zapytania szanse polskiej armii na szybkie zawarcie kontraktów.
 
 
        Najbardziej oczywistym z potencjalnych źródeł zakupów była Francja. Jednak Paryż, dążąc przede wszystkim do pokrycia własnych potrzeb, od jesieni 1938 roku nie odpowiadał  na polskie prośby dotyczące zakupu czołgów lekkich. Zabiegi o uzyskanie zgody na za­kup uznawanego za jeden z najnowocześniejszych w Europie czołgów Somua S-35 nie przyniosły powodzenia, mimo deklaracji producenta, który zgłaszał gotowość podjęcia dostaw „w ilości 5 sztuk miesięcznie”. Strona polska – świadoma słabości swej broni pancernej – skłonna była w tej sytuacji nabyć zdecydowanie gorsze konstrukcje Renault R-35 lub Hotchkiss H-39. Ale mimo zaangażowania w sprawę najwyższych wojskowych czynników, w tym Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych marszał­ka Edwarda Śmigłego-Rydza i Szefa Sztabu Głównego gen. Wacława Stachiewicza, nie udało się osiągnąć porozumienia. Jasne też było, że forsowany przez Warszawę zakup większej liczby czołgów wymagać będzie zawarcia kolejnej umowy kredytowej.
 
 
       W tych warunkach po zbliżeniu z Londynem, w Warszawie powoli krystalizowała się koncep­cja sięgnięcia po brytyjskie kredyty i dostawy sprzętu wojskowego. Dziwi więc, iż  podczas swej londyńskiej wizyty w kwietniu 1939 roku min. Beck zignorował próbę podjęcia kwestii polskich zbrojeń przez pre­miera Chamberlaine’a – podkreślając spory zakres samowystarczalności armii Rzeczypospolitej w zakresie zaopatrzenia materiałowego.
 
 
       Z rezerwą traktowano w Warszawie natomiast liczne oferty napływające z USA. Tamtejsi producenci – odmiennie niż miało to miejsce w Europie – wciąż aktywnie poszuki­wali odbiorców wytwarzanego sprzętu. Rynek ten jednak był dość odległy i stosun­kowo słabo znany polskim wojskowym – niepewne też były możliwości sfinansowa­nia ewentualnych transakcji.
 
        Wśród amerykańskich propozycji, które wiosną 1939 roku wzbudziły w Warszawie pewne zainteresowanie, wymienić można czołg opracowany przez wynalazcę i konstruktora Jamesa Waltera Christie, płatowce pości­gowe Seversky oraz kara­bin samopowtarzalny M1 Garand. Podjęte zostały także starania o zakup w USA strategicznych surowców. Żadne z tych przedsięwzięć nie zakończyło się podpisaniem nawet wstępnej umowy.
 
        Przez pewien czas liczono w Warszawie, że rozwiązanie części przynaj­mniej zbrojeniowych problemów może zostać zrealizowane w fa­brykach Czecho-Słowacji. Co prawda złożone jesienią 1938 roku propozycje nabycia znaczących ilości sprzętu z magazynów tamtejszej armii uznano za niezbyt intere­sujące, ale oferty na sprzęt pancerny z bieżącej produkcji bardzo poważnie analizowano.  Przybyła do Czecho-Słowacji 1 marca 1939 roku komisja Dowództwa Broni Pancernych MSWojsk. w ciągu dwóch tygodni zdołała po odwiedzinach w tamtejszych fabrykach doko­nać wstępnego wyboru przeznaczonego do zakupu sprzętu i nawet uzyskać nań wstępną ofertę. Wszystko stało się nieaktualne wraz z wkroczeniem w dniu 15 marca 1939 roku do Pragi wojsk niemieckich.
 
  
       Wspomniane pominięcie przez Becka w czasie pobytu w Londynie spraw związanych z dozbrojeniem polskiej armii wywołało burzę w Warszawie. Po powrocie do kraju minister zmuszony został do poruszenia tej sprawy w rozmowie z brytyjskim ambasadorem Kennardem. Teraz z kolei Brytyjczycy nie podjęli tematu. Wobec braku oczekiwanej reakcji strony brytyjskiej sprawę podniósł ponownie ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. W rozmowie odbytej 12 maja 1939 roku  z ministrem spraw zagranicznych lordem Halifaxem przedstawił ją jako bardzo pilną, określając jednocześnie zgodnie z otrzymanymi instrukcjami polskie potrzeby na około 60 milionów funtów. Suma ta okazała się zbyt wysoka dla stro­ny brytyjskiej, która swoją odmowę uzasadniła potrzebami własnego pro­gramu zbrojeń. Jednocześnie  Brytyjczycy wyrazili jednak gotowość prowadzenia dalszych dyskusji w przedmiotowej sprawie.
 
 
         W tej sytuacji w dniu 11 czerwca wyruszyła do Londynu wojskowa delegacja pod kierownic­twem byłego Dowódcy Lotnictwa MSWojsk. gen. Ludomiła Rayskiego, wioząc listę konkretnych potrzeb sprzętowych polskich sił zbrojnych. Trzy dni później przybyła do Wielkiej Brytanii delegacja dla przeprowadzenia negocjacji finanso­wych, mających stanowić podstawę dla planowanych zakupów. Na jej czele stanął, jako zaufany marszałka Śmigłego-Rydza wiceprezes warszawskiego Banku Handlowego płk Adam Koc.
 
 
        Polska strona chciała kupić w Wielkiej Brytanii sprzęt lotniczy (przewidywano zakup 150 płatowców myśliwskich „Spitfire lub pod.[obne]”, 100 płatowców bombowych Bristol Blenheim lub Fairey Battle, 500 silników Rolls- Royce Merlin, części zamienne, narzędzia i sprzęt lotniskowy o łącznej wartości 147 351 000 zł), sprzęt artyleryjski (ciężkie działa oraz działa przeciwlotnicze), sprzęt saperski, sprzęt łącznościowy, a także 6 okrętów podwodnych i 2 monitory dla obrony wybrzeża.
 
 
        Jakkolwiek w brytyjskim gabinecie ścierały się sprzeczne racje – a lord Halifax ostro krytykował nazbyt „ku­pieckie” podejście części kolegów, dowodząc, że „the financial help which we afforded, to Poland (…) must be regarded from the military rather than from the commercial point of view”, to oczywiste było, iż polskie postulaty ulec muszą bardzo znaczącej re­dukcji.
 
 
 
CDN.
 
 
 
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>