Problem nr 1 - mięso w PRL (1)

 |  Written by Godziemba  |  0
Mięso odgrywało w PRL rolę pryzmatu, przez który społeczeństwo postrzegało władzę.
 
 
      Już na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych zaopatrzenie w mięso zyskało w hierarchii nierozwiązywalnych problemów systemu komunistycznego wysoką pozycję. Jej wyznacznikiem może być częstotliwość występowania kwestii mięsnej w materiałach Biura Politycznego KC PZPR. Pojawiła się już w końcu lat czterdziestych i utrzymała się do 1989 roku,
 

      Wzrost produkcji mięsa pozostawał daleko w tyle za przyrostem demograficznym w PRL. Jednocześnie od połowy lat 50. władze eksportowały znaczne ilości wysokiej jakości mięsa i jego przetworów. I tak np. w 1955 roku eksportowano ponad 99%, a dwadzieścia lat później 74,3% krajowej produkcji szynki konserwowej.
 
 
      O ile w latach 1950– 1976 produkcja drobiu wzrosła siedmiokrotnie, wołowiny zaś czterokrotnie, to ulubionej przez Polaków wieprzowiny zaledwie o dwie trzecie.
 
 
      Zaopatrzenie w mięso i jego niskie ceny postrzegane były jako jedno z podstawowych dóbr socjalnych, element umowy zawartej przez społeczeństwo z władzą. Pod koniec lat osiemdziesiątych dopłaty te pochłaniały prawie 30% budżetu państwa.
 
 
     W ostateczności sięgano po drastyczne środki -  nagłe podwyżki cen (1953, 1959, 1967, 1970, 1976, 1980, 1982), które wywoływały społeczny protest, nie przynosząc trwałych efektów ekonomicznych.
 
 
     Tak wielkiemu popytowi nie było wstanie sprostać polskie rolnictwo, ustawicznie poddawane różnym ekonomicznym eksperymentom, polityka rolna była w PRL polem „permanentnego ścierania się celów politycznospołecznych oraz produkcyjno-efektywnościowych”. Prywatne rolnictwo produkujące większość mięsa było trudnym do zniesienia ideologiczno-ekonomicznym cierniem. „Rolnictwo w naszym kraju rozwija się – zapisał Rakowski - bardzo dobrze zawsze wtedy, gdy partia czuje się słaba. Tak było w 1948 roku. W momencie, gdy zaczynamy „wierzyć w siłę” - tak było w 1949 roku - natychmiast uderzamy chłopów po kieszeni i w rezultacie następuje spadek produkcji. Potem, gdy jesteśmy znowu słabi - patrz 1956 rok - rolnictwo zaczyna się świetnie rozwijać. I da capo. Teraz znowu przychodzą towarzysze z Ministerstwa Finansów i proponują uderzenie chłopa po kieszeni”.
 
 
     Gdy władze obniżały ceny skupu mięsa żadna siła nie była zdolna zmusić chłopa do kontynuowania lub zwiększania produkcji i sprzedaży jej państwu, zwłaszcza że nieoficjalny rynek dawał znacznie korzystniejsze ceny.
 

     W obliczu braku mięsa władze komunistyczne starały się dostarczać go przede wszystkim do  „dużych ośrodków klasy robotniczej”, pozostawiając prowincję w niemałej mierze własnemu losowi, w praktyce korzystanie z usług „baby z cielęciną”.


     Po zakończeniu wojny władze komunistyczne zbytnio nie zwalczały prywatnych pośredników w obrocie mięsem, doskonale wiedząc, że  bez nich kłopoty z mięsem byłyby jeszcze większe. W rezultacie „bitwa o mięso” była jedną z ostatnich rozegranych w ramach „wojny o handel”. Rozpoczęto ją od rozprawy z rzeźnikami i masarzami, narzucając im niskie ceny detaliczne niewiele wyższe niż koszt żywca.  Prasa zaczęła publikować listy nieuczciwych rzeźników i restauratorów, ukaranych przez Komisję Specjalną na kilkuletni pobyt w obozach pracy w  Mielęcinie czy Chrustach.
 
 
    Jednocześnie z dniem 1 stycznia 1949 roku zniesiono kartki na mięso. W ten sposób wykazano zależność między spacyfikowaniem „spekulantów” a znormalizowaniem rynku.
 
 
      Na wsi obserwowano targowiska i tradycyjne miejsca obrotu zwierzętami, sprawdzano podróżujących. W miastach przeprowadzano ustawiczne kontrole sklepów rzeźniczych bądź knajp, kończące się zazwyczaj ich zamknięciem.
 
 
     W ten sposób władze komunistyczne chciały ostatecznie wyeliminować prywatnych odbiorców mięsa oraz  zmusić chłopów „do sprzedaży legalnej na miejscu, a tym samym przyczynić się do wypełnienia zobowiązań zgodnie z planem”.
 
 
     W grudniu 1949 roku nielegalny ubój i handel mięsem zalecano karać przynajmniej półrocznym pobytem w obozie pracy. W rezultacie czego coraz więcej chłopów trafiało do obozów pracy.
 
 
     Wbrew nadziejom komunistów zaopatrzenie w mięso nie tylko nie poprawiło się, ale skup mięsa systematycznie spadał.  Władzom nie pozostało nic innego, jak w końcu sierpnia 1951 roku przywrócić kartki, nazwane eufemistycznie „bonami mięsno-tłuszczowymi”.
 
 
     W jakim stopniu rozwiązywały one problem, pokazywała ulica:
 
Co tu gadać
Po cóż krzyć
Nie dadzą nam umrzeć
A więc trzeba żyć [...]
I byłaby już sprawa prosta
Gdyby nie ta bona mięsna Ona Ci już włazi w drogę i podstawia śmierci nogę.
I przed samym Twoim zgonem
Zabija śmierć salcesonem
Bo ta właśnie mięsna bona
Nie da żyć i nie da skonać.”


       W odpowiedzi na wzmożenia nielegalnego obrotu mięsem  władze nasiliły kontrolne w sklepach, na targowiskach, dworcach, gdzie - jak podczas okupacji - zatrzymywano kobiety szmuglujące mięso w bańkach z mlekiem. W grudniu 1951 roku MBP rozesłało specjalny okólnik informujący, że „jednym z podstawowych warunków powodzenia akcji kontraktacyjnej, która posiada decydujące znaczenie dla sprawy zaopatrzenia w mięso, jest zwalczanie nielegalnego uboju, handlu spekulacyjnego mięsem i trzodą oraz wszelkich innych form wrogiej działalności. [...] Do walki z wrogiem na tym odcinku muszą przystąpić zarówno PUBP, jak PKMO, a szczególnie Gminne Posterunki MO”.
 
 
      W lutym 1952 roku przywrócono obowiązkowe dostawy zwierząt rzeźnych przez rolników.  Ceny za dostawy obowiązkowe, pokrywające często zaledwie połowę kosztów produkcji  i wysoki podatek gruntowy skutecznie podcinały chłopską gospodarkę. W obawie przed wzrostem świadczeń  chłopi większość nadwyżek sprzedawali poza kontrolą państwa.  Nakazany „właściwym organom” nadzór nad obrotem żywcem i mięsem nic nie dał  i  we wrześniu 1955 roku przymusowe dostawy spadły do 48,4%. Przed sklepami mięsnymi ustawiały się olbrzymie kolejki.
 

        Po 1956 roku pozwolono ponownie na działalność prywatnych rzeźników co błyskawicznie poprawiło zaopatrzenie w mięso. Przerwa była jednak krótka i już w 1958 roku władze komunistyczne  rozpoczęły kolejny etap forsownej industrializacji - naturalnie kosztem rolnictwa. Pogłębiające się kłopoty z mięsem wywołały latem 1959 roku falę niezadowolenia.  

 

        „Partia znajduje się w stanie gorączki mięsnej. – notował w 1959 roku Mieczysław Rakowski - Brak mięsa odsłonił wszystkie inne słabości. Nie owijając spraw w bawełnę, mamy kryzys gospodarczy”.  Wypróbowanym lekarstwem na kryzys były podwyżki cen mięsa oraz rozpoczęcie nagonki na rzekomych spekulantów, wykupujących mięso u chłopów.
 
 
      Błyskawicznie zorganizowano też kampanię prasową, przypominającą tę z przełomu 1948 i 1949 roku, mającą przekonać społeczeństwo, że brakom winni są chłopi i spekulanci.
 
 
      Funkcjonariusze milicji zostali zobligowani do kontroli bazarów, targowisk, dróg dojazdowych do nich, dworców autobusowych i kolejowych. Zarówno funkcjonariusze mundurowi, jak i wywiadowcy zostali zobowiązani do rozpoznawania osób zajmujących się nielegalnym handlem, mieli także przeprowadzać rozmowy ze znanymi handlarzami i organizować wokół nich „sieć k[ontaktów] p[oufnych] i informatorów dla zapewnienia sobie stałego dopływu informacji o nielegalnym handlu żywcem i mięsem”.
 
 
        W końcu listopada 1959 roku do rozprawy ze spekulantami przystąpiło również Ministerstwo Handlu Wewnętrznego, potwierdzając całkowity zakaz sprzedaży mięsa i wędlin z prywatnego uboju. 
 
 
 
CDN.

 
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>