Sok z mango się wpycha w nasze życie

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Łukaszek wraz ze swoim dziadkiem zmierzali do sklepu osiedlowego po kolejną porcję świątecznych zakupów, gdy przed drzwiami sklepowymi zastąpił im drogę pewien pan. Pan spytał czy zamierzają zrobić zakupy.
- Owszem, zamierzamy - odparł uprzejmie dziadek.
Pan, uśmiechając się z zakłopotaniem zapytał czy byliby tak uprzejmi i kupili mu coś.
- Zapomniał pan zwyczajowego tytułowania kierownikiem albo prezesem - wtrącił Łukaszek.
Pan zamachał rękami.
- Nie, nie, nic takiego, panowie. Ja pieniądze mam. Proszę, żeby tylko panowie weszli i mi kupili jedną lub dwie rzeczy.
- Ochrona nie chce pana wpuścić, bo pan... Kradł? - spytał domyślnie dziadek Łukaszka.
- Skądże znowu! Wszystko panom później wyjaśnię... Także jakby panowie mogli...
- No dobrze...
- To proszę kupić to i tamto... I jeszcze proszę zobaczyć czy w sklepie jest sok z mango.
- I też kupić?
- Nie! - krzyknął nagle pan, zacisnął pięści i nagle w jego oczach pojawiły się złe błyski. - Nie kupować! Tylko zobaczyć!
- Dobrze, dobrze, - dziadek zagarnął wnuka i poszli do sklepu oglądając się jeszcze kilka razy na pana. Pan przykleił się do wystawy i usiłował zajrzeć do środka.
Kupili to, co mieli kupić, kupili też te dwie rzeczy dla pana pod sklepem. Wyszli.
Pan przełożył zakupy do swojej siatki, oddał pieniądze i zapytał.
- A... Sok z mango jest?
- Jest - rzekł dziadek i odsunął się dwa kroki na wszelki wypadek. Pan co prawda nie eksplodował gniewem, ale i tak jego reakcja była zdumiewająca. Zaciął twarz i zaczął miotać przekleństwa pod adresem soku, jego producentów i konsumentów.
- Ale co panu ten sok zawinił? - zdumiał się Łukaszek.
- Przecież się wpycha w nasze życie! - zawołał z rozpaczą pan. - Ludzie, nie widzicie tego? On jest wszędzie! W sklepach! Na bilbordach! W ulotkach reklamowych! Co ma zrobić człowiek, który chce żyć w kraju nieprzesiąkniętym sokiem z mango?! Powinien nastąpić rozdział państwa od soku z mango!
- Może pan odprowadzimy do domu - zaproponował szybko dziadek Łukaszka, mrugnął na wnuka i chwycili pana pod ręce. Pan nawet nie mieszkał daleko, bo w sąsiednim bloku. Wjechali windą, stanęli u drzwi. Na wycieraczce leżały ładnie wycięte kartki z gazetek reklamowych.
- Usuwamy wszystkie strony, na których jest sok z mango - wyjaśnił pan i zadzwonił.
- Kto tam? - rozległ się żeński głos. - Jeśli to akwizytorzy soku z mango to wynoście się do diabła!
- To ja kochanie - odparł pan.
Zazgrzytała zasuwa i wyjrzała jakaś przerażona kobieta.
- Panowie pomogli zrobić mi zakupy... Stało się coś? - zaniepokoił się pan.
Pani kiwnęła głową.
- To jest znowu na bilbordzie przy szkole - szepnęła.
Pan wszedł do wnętrze. W pokoju stał teleskop ustawiony na widok za oknem. Pan przypadł do niego i spojrzał. Łukaszek i dziadek weszli za nim. Nie potrzebowali teleskopu. Wyraźnie było widać reklamę sklepu polecającego w promocji sok z mango.
- Co tam jest? - z pokoju wyjrzał zaciekawiony mały chłopiec.
- Won do pokoju gówniarzu! - wrzasnął pan wpychając go z powrotem. - I żebyś się nie ważył odsłaniać okien!
- Wychowujemy syna w nieświadomości co do istnienia soku w mango - szepnęła pani. - A tu takie coś. Ciągle nam światowy spisek producentów soku z mango rzuca kłody pod nogi.
- Kiedy będzie dorosły to sam zdecyduje co będzie chciał pić, ale póki mieszka u nas, soku z mango nie dostanie - rzekł z zacięciem pan.
- Wiecie panowie co się stało w Pawełkowicach? - spytała świszczącym głosem pani. - Jeden człowiek pił ciągle sok z mango. I co? I zabił matkę. To jest napój matkobójców. Jak ktoś może coś takiego produkować?
- To jest światowy spisek uderzający w kobiety, nie ma kobiet, nie ma dzieci, nie ma dzieci jest depopulacja - wywodził pan. - Pisz Zofia skargę na ten bilbord. Zawłaszczają przestrzeń publiczną. Nie po to wchodziliśmy do Unii Europejskiej żeby teraz mieć wszędzie wszystko oklejone reklamami soku z mango. Nie mogę się doczekać kiedy ludzie przejrzą na oczy, zrzucą kajdany i będzie tańczyć na płonących zgliszczach fabryk tego napoju matkobójców. Panowie już wychodzą?
- Tak - powiedział słabo Łukaszek.- Jeśli możemy.
- Możecie, ale może czymś panów poczęstujemy? Mało kto u nas bywa. Goście to rzadkość - westchnęła pani. - Coś do picia?
- Wody - rzekł szybko dziadek Łukaszka.
- E tam, wody Mam coś lepszego - i pan sięgnął do szafki po kartonik.
- Co to jest?
- Sok z posmacza indyjskiego.
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>