Bestiariusz

 |  Written by Ellenai  |  57
Przyjmując kogoś na pokład, warto mieć z niego jakiś pożytek. W przeciwnym przypadku byłby to jedynie zbyteczny balast.
Przepraszam za ten marynistyczny początek, ale ostatnio marynarskie porównania przychodzą mi bardzo często do głowy. Zupełnie nie wiadomo czemu ;))

A zatem jaki pożytek może być ze mnie? Pomyślałam, że zapewne jestem jedynym na pokładzie etnologiem. A jeśli nawet nie jedynym, to na pewno „nielicznym” laugh I pomyślałam także, że w takim razie może podzielę się z Wami pewnym tematem z mojej dziedziny, który być może Was zainteresuje. Wszak dorośli czasem też lubią… bajki.


Pomyślałam o… bestiariuszu.

W czasach średniowiecznych bestiariusz był gatunkiem literackim, którego istotną cechą charakterystyczną były opisy zwierząt – nie tylko tych realnych, ale i baśniowych. Stąd, obok zwierząt dobrze nam dziś znanych, w bestiariuszach pojawiały się również gryfy, jednorożce, bazyliszki czy smoki. O nich możemy także przeczytać w wielu baśniach dla dzieci, więc każdy właściwie się z tymi stworami zetknął. Jeśli natomiast przyjrzeć się naszym rodzimym podaniom i legendom, to także odnajdziemy w nich różne fantastyczne, ale jednak mniej znane dzieciom na całym świecie,  istoty, takie jak wąpierze, strzygi, utopce, dziwożony, wiły czy paskudniki. Najwyraźniej nasi przodkowie lubili mroczne historie smiley

Jak wiadomo, mianem  „baby” określano różne znachorki, które nie tylko potrafiły leczyć ziołami czy były zręcznymi akuszerkami,  ale także potrafiły zarówno rzucać jak i odczyniać „uroki”. Oprócz tych wiejskich znachorek były także inne „baby”, które wymyśliła ludzka fantazja. Istniała więc baba jagodowa, baba grochowa, baba wodna i baba żytnia. Zupełnie nieszkodliwa była z nich jedynie baba wodna, żyjąca nad brzegami rzek i jezior, która wyglądała po prostu jak mocno podstarzała rusałka, choć zapewne nie miała ich mocy, bo trudno sobie wyobrazić, by jakikolwiek młodzieniec na widok jej pląsów kompletnie tracił głowę i dawał się jej utopić wink. Pozostałe baby były demonami atakującymi ludzi. Baba jagodowa zasadzała się na dzieci zbierające leśne runo i próbowała je dusić. Baba grochowa dusiła i gryzła żniwiarzy, kiedy utrudzeni pracą i upałem, zasypiali w cieniu. Dzieci zaś chętnie porywała i zjadała. Baba żytnia atakowała ludzi pracujących w łanach żyta – jeśli ich dopadła, łamała im ręce i nogi. Baby te grasowały głównie na Podlasiu. Jednak baba żytnia, zwana w innych regionach Południcą, była powszechnie obecna w podaniach słowiańskich i – jako Południca, znacznie bardziej bezwzględna od swojego podlaskiego odpowiednika. Nie tylko bowiem łamała nieszczęśnikom kończyny, ale także potrafiła zesłać paraliż, a czasem nawet urwać głowę. Niepilnowane dzieci porywała i wynosiła do lasu, gdzie je pożerała lub zakopywała żywcem pod miedzą. Na szczęście jej upiorna działalność była okresowa, bo po żniwach zapadała w długi sen zimowy. Była też cmentarna baba, która, jak sama nazwa wskazuje, grasowała na cmentarzach, gdzie rozkopywała groby, rozrzucała kości i czasem próbowała zaciągnąć kogoś zabłąkanego pomiędzy mogiły, aby go nastraszyć .

Podhale zamieszkiwały dziwożony – brzydkie, kosmate stworzenia o nienaturalnie długich, zwisających piersiach, których zajęciem było gnębienie wiarołomnych żon oraz porywanie dzieci i młodych dziewcząt. Najbardziej bezwzględne były jednak dziwożony dla starych ludzi, których potrafiły załaskotać na śmierć.
Wyjątkowo groźnymi demonami były wąpierze i strzygi.  Te pierwsze to nic innego, jak swojska odmiana wampirów. Żywiły się krwią, a zaatakowane przez nie ofiary także przemieniały się  w wąpierze.  Natomiast strzygi były żeńską odmianą demonów wysysających krew. Wierzono, że stają się nimi po śmierci ludzie o dwóch sercach. Nie mniej krwiożercze były zmory, które najczęściej atakowały w nocy ludzi pogrążonych w głębokim śnie, wysysając z nich krew i pozbawiając sił witalnych, choć nie pozbawiając ich życia.

Obok jednak tych najgroźniejszych demonów, była cała masa takich, które nie zabijały, nie napadały Bogu ducha winnych, ale złośliwie potrafiły czynić wiele szkód.
W pobliżu gościńców i traktów lubiły gnieździć się bełty – demony, które myliły ludziom drogi, przy czym – nie wiadomo dlaczego – szczególnie upodobały sobie tych, którzy opuszczali karczmy w celu udania się do domu. Bełty tak ich zwodziły, że w tym domu nader często pojawiali się dopiero nad ranem – wyziębnięci, posiniaczeni i zwykle bez grosza przy duszy wink.
Na manowce lubiły także zwodzić ludzi błędne ogniki czyli pokutujące dusze zmarłych, o których wieść gminna głosiła, że pilnują nawet po śmierci swoich, nagromadzonych w nieuczciwy sposób, skarbów.
Postrachem gospodarzy był natomiast paskudnik – wyjątkowo szkaradny stwór, jak sama nazwa wskazuje, który zamieszkiwał pomieszczenia gospodarskie i szkodził zwierzętom, wysysając z nich krew oraz sprowadzając na nie różne choroby. Najlepszą obroną przed zagnieżdżeniem się w gospodarstwie paskudnika było powieszenie nad wejściem do stajni czy obory martwej sroki.

Dla równowagi, świat zaludniały też istoty, które były do ludzi dobrze nastawione, a często także im pomocne. Zdecydowaną sympatią cieszyły się na przykład bożątka, czyli ciche i grzeczne istotki powstałe z duszyczek zmarłych dzieci, których nie zdążono ochrzcić. Zamieszkiwały one w chatach ludzkich, ale chroniły się przed wzrokiem domowników. Gospodynie zostawiały im w miseczkach odrobinę pożywienia, a one odwdzięczały się, chroniąc dom przez złymi duchami.
Pomocnym duchem był także dworowy, którego wyobrażano sobie jako małego, licho odzianego dziadka, który w zamian za drobne podarunki w postaci kawałka chleba, kłębka wełny lub jakiejś szmatki do wyścielenia legowiska, sumiennie opiekował się zwierzętami gospodarskimi i pomagał w pracach polowych.

Co do charakteru niektórych fantastycznych stworów nasi przodkowie nie potrafili się jednoznacznie zdecydować i często bywały one złe lub dobre, w zależności od okoliczności.
Taką postacią były choćby: borowy, płanetnicy czy wiły.
Borowy, jak można się domyślić, był opiekunem kniei i leśnej zwierzyny. Najchętniej zaszywał się w trudnodostępnych matecznikach i tym, którzy zakłócili mu spokój, plątał ścieżki i w sensie dosłownym – rzucał kłody pod nogi. Potrafił także przemienić się w groźnego niedźwiedzia i odstraszać intruzów strasznym rykiem. Ale potrafił być również pomocny: zagubionych wyprowadzał z lasu, oddawał zwierzęta gospodarskie, które zgubiły drogę i chronił dzieci przed zbójcami i dzikimi drapieżnikami.
Z kolei płanetnicy sprawowali nadzór nad chmurami, które napełniali wodą lub gradem, przeciągali sznurami w odpowiednie miejsce i tam je opróżniali, powodując deszcze, ulewy i gradobicia. Kierowali się przy tym często własnymi sympatiami i antypatiami. Dlatego jedne pola troskliwie nawadniali, a na innych niszczyli plony. Odstraszyć ich można było dźwiękami dzwonów.
O płanetnikach mówiono, że palą tytoń, zażywają tabakę i piją niespotykanie mocną gorzałkę.
Wiły natomiast można by nazwać personifikacją samej Matki-Natury, bo tak jak i ona potrafiły być groźne, a zarazem były też piękne i często dobre dla ludzi. Miały postać pięknych dziewcząt – rusałek o zielonych włosach i tańczyły lekko na zagubionych w lasach polanach. Biada jednak temu, kto dał się wciągnąć w ich ekstatyczne pląsy, bo „zatańcowywały” go na śmierć. Opiekowały się jednak zarazem całymi wsiami, a ludzi uczyły leczenia ziołami.

Poza istotami i demonami pałętającymi się w powietrzu i na ziemi, również w wodzie można było natrafić na różne dziwaczne indywidua. Najbardziej znanym demonem wodnym był oczywiście wodnik, znany na całej Słowiańszczyźnie. Była to postać wzbudzająca lęk, a zarazem niezwykle tajemnicza. Wieść głosiła, że lubi wciągać w wodne odmęty kąpiących się i łowiących ryby. Starano się więc omijać stawy, jeziora i odcinki rzek, co do których istniał przekazach, że zamieszkuje je ten stwór, albo próbowano go przebłagać, składając mu raz do roku ofiarę ze zwierzęcia – najczęściej kury. Obok wodników, wody zamieszkiwały także utopce, które nie gardziły nawet małymi zbiornikami wodnymi, takimi jak studnie czy przydrożne rowy. Były to nieduże, ale bardzo silne zielone stwory, o wielkiej głowie i wyłupiastych oczach oraz długich, zielonych włosach. W utopce zamieniali się samobójcy, którzy wybierali śmierć w głębinie. W wodzie były bardzo niebezpieczne, bo podobnie jak wodnik, topiły ludzi. Jednak prowadziły też życie towarzyskie i rodzinne we własnym gronie, spotykając się, zakładając rodziny i wychowując swoje utopcowe dzieci.
W odróżnieniu od wodników, utopce opuszczały czasem swoje wodne siedziby. Idąc księżycową nocą po moście lub grobli można było czasami spotkać siedzącego tam utopca, który pykając fajkę wpatrywał się w niebo. Nie był wtedy w żaden sposób niebezpieczny. Ot, taki melancholik kontemplujący srebrną poświatę księżyca…

Najbardziej jednak rozpowszechnionymi na polskich ziemiach były diabły, które pojawiły się wraz z chrześcijaństwem i natychmiast zadomowiły w polskich legendach i podaniach. Można je było spotkać praktycznie wszędzie – w karczmach i na bezdrożach, w dziuplach drzew (szczególnie wierzb) i na polach, w starych ruinach, a nawet w niektórych kościołach. Niemal każda wieś miała swojego własnego diabła, który sprowadzał ludzi na złą drogę. Niektóre z nich były groźne i przebiegłe, inne naiwne, czasem nawet wręcz głupkowate. Te najbardziej znane nosiły imiona  Boruty, Rokity, Hajdasza, Fugasa, Hejdasza i Diabła Iskrzyckiego.

Warto jeszcze na koniec wspomnieć o kilku postaciach fantastycznych, których nazwy tak przyjęły się w języku polskim, że stały się one bohaterami znanych przysłów i powiedzonek.
W podaniach staropolskich zaistniał bowiem nie tylko chochlik, ale także licho, kocmołuch, trusia, a nawet buc
Chochlik był złośliwym psotnikiem i do dziś mówi się np. „ chochlik drukarski”.
Licho również płatało złośliwe figle i psoty i choć były one na ogół drobne, to jednak na tyle uciążliwe, że psotne licho na dobre zadomowiło się w różnych powiedzeniach” „Licho wie”, „Niech to licho porwie”, „Licho go nosi”.
Kocmołuch to dziś określenie na brudasa, flejtucha, niechluja. Ten staropolski kocmołuch był natomiast pokracznym stworkiem mieszkającym pod progiem obory lub stajni. Całe dnie przesypiał, a w nocy podkradał się do krowy i wysysał jej mleko. I to było właściwie całe jego zajęcie.
Trusia to wcale początkowo nie był królik, ani też człowiek bojaźliwy i cichy lub udający tylko skromnego i cichego. Trusia to był wielki, kilkunastometrowy wąż mieszkający w dorzeczu rzeki Raby, który mimo tych imponujących rozmiarów  potrafił skutecznie unikać pokazywania się ludziom. Można było go zobaczyć jedynie na moment przed tym, zanim ginęło się w jego uścisku. Jednym słowem, potrafił zachowywać się cichutko, jak trusia.
I wreszcie ostatnia z wybranych przez mnie postaci – buc, zwany też dydkiem albo kurzym płuckiem. Było to wyjątkowe straszydło mieszkające w najciemniejszych zakamarkach domu – na strychach, w starych szafach lub ostatecznie pod łóżkiem, wychodzące w nocy po to, by bić i straszyć niegrzeczne dzieci. Był to wyjątkowy gbur, postać mrukliwa, nieprzyjemna i niesympatyczna. I takim właśnie pozostał do dziś.
 

*Wszelkie ewentualne podobieństwo do osób i zdarzeń autentycznych jest zupełnie przypadkowewink
 
5
5 (12)

57 Comments

tł's picture

Trusia mnie dobiła. Szczególnie w powiązaniu z końcowym zastrzeżeniem Autorki ;-)))!

Pozdrawiam

PS. Może znajdzie się jeszcze jakiś enolog. Byle nie ten, który ostatnio grasował na NEP ;-)))!
Ellenai's picture

Ellenai
Wiedziałam, że trusia musi zrobić wrażenie laugh.
No i mamy najlepszy przykład jak to pozory potrafią mylić, a zadbanie o dobry i konsekwentny PR potrafi z kilkunastometrowego węża zrobić nieledwie pluszową przytulankę :)
Ellenai's picture

Ellenai
Elfy to mitologia germańska. W Polsce nie mieszkały smiley.
Niektórzy badacze uważają, że ich odpowiednikiem są nasze rusałki i opisane przeze mnie wiły.
Bogunka to własciwie także rusałka, tylko o innej, regionalnej nazwie (bodaj także pochodzącej z Wielkopolski)
Nixy są z mitologii chyba skandynawskiej.
Natomiast o krasnoludkach mozna by opowiadać bez końca, bo mieszkaja prawie na całym świecie.
Krasnoludki to w ogóle ciekawy temat. Może kiedyś... smiley
SmokGorynycz's picture

SmokGorynycz
Na razie z oburzeniem chciałbym stwierdzić, odnotować i oznajmić fakt pominięcia najlepszych bab, czyli bab piaskowych. A baba piaskowa z polewą lukrową...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Rewolucje przerażają, ale kampanie wyborcze wzbudzają obrzydzenie."
Hela61's picture

Hela61
Piękny rozdział otwierasz Ellenai. To bajki ale może bardziej część naszej, polskiej tożsamości.
Wśród setek czy nawet tysięcy różnych odmian duchów, duszków, diabłow, czarownic - Ty wiesz to najlepiej - były też, chyba najbardziej rozpowszechnione  w Wielkopolsce cioty i ich męska odmiana ciat. Jak pisał O. Kolberg ... "Ciotę kobietę poznasz po koziełkach w oczach; ciata, mężczyznę /podobnie jak i morusa/ po brwiach czarnych i bujnych, a zrosłych w jedna liniję. Zkąd nazwa cioty? - Bo mówią, że jest ona jakoby "ciotką" złego czyli djabła"....
*************
Nie jestem etnologiem, a tylko uczyłam się czytać na" Dziełach wszystkich" Oskara Kolberga, które namiętnie czytuję zresztą także teraz.
Powtórzę, że piękny rozdział otwierasz i mam nadzieję na kolejne wątki.


 
Ellenai's picture

Ellenai
Na dłuższą metę pewnie mimo wszystko bym Was zanudziłasmiley.
Ale niektóre nasze staropolskie, czy nawet szerzej - słowiańskie, zwyczaje czy obrzędy
są tak ciekawe i malownicze, że może od czasu do czasu warto będzie o nich coś wspomnieć.
Wspominasz o Wielkopolsce. Wiele różnych stworów było w róznych regionach niemal identycznych,
a jedynie nadawano im inne miana.

A te "koziełki" przypominają mi Renatę Begier. Tylko ona je inaczej nazywałalaugh
Hela61's picture

Hela61
Też miałam takie pierwsze skojarzenie co do koziełków. Lecz nieoceniony O.K. wyjaśnia, że było to odbicie w oczach cioty nie osoby, która z nią rozmawiała ale wizerunek diabełka z różkami.
Gdyby dobrać ciekawe tematy to na pewno nie będzie nudno. Nie poprzestawaj na tym jednym, proszę bardzo.
Ellenai's picture

Ellenai
Tak, wiem. Coś takiego: devil

:)))))

Helu, obiecuję, że pomyślę nad następnymi tematami.
Signa's picture

Signa
Teraz już wiem, że to nie od strzały pochodzi....
Świetne, Ellenai. smiley
Konstatuję, że Południce u nas przy domu są, i paskudnik się czasem zdarza. Ostatnio częściej jednak zmory.
Ellenai's picture

Ellenai
No własnie. Zabełtać czyli coś pomieszać, a także pomylić (zabełtać w głowie).
Moja babcia często uzywała tego określenia i zanim poznałam owe "bełty", dziwiło mnie
skąd też może pochodzić - bo przecież, jak słusznie zauważasz, nie od bełtu strzały.

Południce powinny już zapaść w sen zimowy. Najwyższa pora na nie laugh
Żeby oszukać zmory, należało obrócić łóżko o 180 stopni, albo przestawic w inny kąt.
Ale z paskudnikiem niestety łatwo nie będzielaugh
Signa's picture

Signa
...to Zegarmistrz światła purpurowy.smiley Rozbełtać jajko (w przepisach).
Tylko się zastanawiałam, dlaczego synonim jabola ma taką dziwną formę. A tu o, jest wyjaśnienie!
Z paskudnikiem to już wiem, że ciężko.
Podobno też diabeł nakrywa ogonem różne rzeczy. Na szczęście jest święty Antoni.
Ellenai's picture

Ellenai
Zegarmistrz światła ściągnął od mojej babci laugh.
Ona zawsze powtarzała, że ja tak plotę jak najęta, tak iż każdemu jestem w stanie zabełtać w głowie.
Zegarmistrz światła bełta błękitem. Ja - podobno paplaniną laugh
Ale babcia mawiała też: "co tak bełtasz tę zupę?!" - to kiedy nie jadłam, a tylko mieszałam w talerzu.
SmokGorynycz's picture

SmokGorynycz
kotłująca się. Przyczyna wirowania i kotłowania jest mniej istotna: łyżka dziecka w talerzu z zupą, wino marki D'Jabol w głowie miłosnika dobrych trunków, czy prądy... Cieśniny - dośc burzliwe - na wyjściu/wejściu Bałtyku to Wielki i Mały Bełt.. :)))
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Rewolucje przerażają, ale kampanie wyborcze wzbudzają obrzydzenie."
Ellenai's picture

Ellenai
I teraz trzeba by rozstrzygnąć, co było pierwsze - Mały i Wielki Bełt czy raczej te stwory?
Kto komu nadał nazwę? laugh

Pewnie jednak tak jedno, jak i drugie, wzięło nazwę od bełtania.

Bełt - (staropol. bełtać - mącić, błądzić) inne nazwy: błąd, błęd, błądzeń, błądzón, błędnik, błud, błudón i obłęd jest to złośliwy polny lub leśny demon, który mylił podróżnym drogę i sprowadzał na błędne szlaki. Występuje w tradycji wschodniej Małopolski.
chryzopraz's picture

chryzopraz
Diabły rozgościły się i rozpełzły po calutkiej polskiej ziemi. Nie brak ich też na Kaszubach.

Kaszubski diabeł to „djacheł” „djobeł”, „zły”, „sermater”. W tym regionie „djachły” mają nazwiska, są to Purtk lub Smętk. Broją, psocą, przywodzą ludzi do złego, jak to zwykle diabły. Tym się od krajowych kaszubski diabeł nie różni. Pięknie pisał o nich Franciszek Sędzicki.

Od diabła „pochodzą” diabelskie skrzypki. Jest to instrument strunowy mający struny z drutu, wysoki na dwa metry, przyozdobiony u góry wstążkami i maską przedstawiającą gbura (gospodarza) lub właśnie „osobę” z różkami. Diabelskie skrzypce nie służą do wygrywania melodii lecz do hałasowania, gdyż wyposażone są w różne brzękadła.
Kaszuby są położone w malowniczym terenie z wielkimi głazami narzutowymi, pozostawionymi przez ustępujący lodowiec. Głazy te nazywane są „diabelskie kamienie". O pochodzeniu diabelskich kamieni jest wiele legend.

Świetna notka, czekam na cd.

 

Ellenai's picture

Ellenai
Dziękuję za uzupełnieniesmiley.
Pewnie każdy znas potrafiłby przywołać jakieś stwory, z którymi spotkał się w rodzinnych stronach.
Nie ma bowiem takiego regionu, który fantastyczne istoty by omijały.
Ja mam szczególny sentyment do zielonowłosych wiłów i utopców, bowiem to właśnie o nich najwięcej
nasłuchałam się w dzieciństwie.
Moja babcia pochodziła z Polesia - tej jego części, która dziś jest poza naszą wschodnią granicą, czyli z takich bliskich Kresów.
Do tego mieszkała w dorzeczu Bugu, który tworzył rozlewiska, a tam wiły i utopce spotykało się na każdym kroku laugh.

Ludowe instrumentarium to w ogóle odrębny temat na całkiem ciekawą opowieść.
Na egzaminie z etnografii Polski mój wykładowca kazał zagrać mi na drumli.
Nie powiem, abym go poraziła swoimi umiejętnościami w tym zakresie smiley.

Swoją drogą, mało kto wie, co to takiego ta drumla. Ludziom kojarzy sie ona na ogół
z jakąs ludową wersją skrzypiec albo mandoliny. A tymczasem to zupełnie inny, niewielki instrument,
na którym gra się, trzymając go w ustach. Pudłem rezonansowym jest czaszka grającego smiley

 
Amelia's picture

Amelia
Poszerzyłam swoje słownictwo. Zamiast do kogoś : "Ty zołzo", mozna "ty południco", zamiast " ty gadzie" można "ty trusiu". Człowiek sobie ulży a zwyzywany sie nie obrazi ( chyba ,że nie daj Boże będzie wiedział o co chodzi - wtedy marna sprawa :). A tak poważnie to moim zdaniem bardzo ciekawy wątek. Mam nadzieje ,że będą dalsze teksty na ten temat. Mało wiemy o wierzeniach naszych przodków. Legendy znamy tylko te najbardziej popularne . Jestem pod wrażeniem. Dziękuję.

Amelia

Signa's picture

Signa
Chyba, że się powie: ty bucu! Albo: paskudniku! To ulga będzie krótka. Potem reakcja.wink
Amelia's picture

Amelia
 Buc bedzie zrozumiany inaczej, jednak zrozumiany:) Z paskudniekiem nie lepiej. A potem jak mówisz można zarobić w patrzałki. Trzeba używać tych z pozoru niewinnych, dwuznacznych . Delikatnie, powolutku i z umiarem.Inaczej kicha i może boleć :)

Amelia

nurni's picture

nurni
http://tiny.pl/q5xn8


Mnie najbardziej spodobały się "bełty" - jeśli się nie mylę, są to akurat stworzenia które przeżyły wszystkie zawieruchy, działały pod każdym zaborem czy okupacją, a kto wie czy nie rozmnażały się najmocniej w czasach uważanych za najprzyjemniejsze.

Tak czy siak schronisko dla ofiar podstępnego bełta przy ulicy Kolskiej w W-wie wciąż ma nadkomplety. 

Całe szczęscie wiara w bełty jeszcze tak nie do końca umarła.
Pan Aleksander Kwaśniewski, którego te łazęgi juz od dawna sobie upodobały, od tegoż dawna nie porusza się nigdzie sam. W każdej chwili może nastąpić kolejny atak istot uznanych przedwcześnie za baśnie, mity, zabobony.
krisp's picture

krisp
Czy opisywany przez Ciebie bełt ma jakieś powinowactwo do potocznej nazwy taniego wina, zwanego również J-23 lub jabolem, ulubionego napoju niegdysiejszych studentów (teraz to pewnie się inaczej nazywa). smiley

Pozdrawiam Blog'n rolowo

krisp
Ellenai's picture

Ellenai
Obu Panom, jak widzę, myśl w tym samym kierunku zmierza?
Przypomniałam Wam młodość, co? cheeky
krisp's picture

krisp
No, no, że tak powiem. W studenckich czasach, pijało się grzańca na bazie takowych trunków, kiedy fantazji nie brakowało, a pieniążków niestety był niedostatek. wink

Pozdrawiam Blog'n rollowo.

krisp
Ellenai's picture

Ellenai
A to mi przyłozyłeś!
Ja naprawdę nie wiem jak bełt smakuje frown
Ellenai's picture

Ellenai
Nikt wszak nie jest doskonały.


PS. Jak sądzisz? Da się to jeszcze jakoś nadrobić?crying
Hela61's picture

Hela61
Zbyt wiele wymagasz, bo czy pani etnolog miałaby na własnej skórze doswiadczać równiez kar wymierzanych czarownicon, np. topienia i stosu? Taki" Młot na czarownice" to gorsze niż dzisiejsze najgorsze horrory.
Ellenai's picture

Ellenai
Znam go jak zły szeląg. On jest podły.
On by na to patrzył ze stoickim spokojem. O tak: cool

:)))
Hela61's picture

Hela61
E, tam podły od razu. Może lubi mocne wrażenia?
Hela61's picture

Hela61
Dobrej nocy. Do wkrótce. :)))
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
Także leczy, jak inne baby i babki wyżej wymienione (pewnie stąd jej nazwa?)
- ma właściwości lecznicze – w medycynie ludowej zalecana w leczeniu chrypki, suchego, przewlekłego kaszlu, nieżytów przewodu pokarmowego oraz dróg moczowych. Gotowane korzenie podawano w leczeniu malarii, a liście lub ich miazgę podawano na rany skóry (przyspieszają gojenie się ran i regenerację naskórka). Nasiona wykorzystywane są jako środek przeczyszczający.
Hela61's picture

Hela61
Panie Tomaszu babka wąskolistna to również doskonały środek na żylaki. Wystarczy liście lekko stłuc i przyłożyć do "zapalonej" żyły czy nawet na świeżą ranę, bo przyśpiesza gojenie i zapobiega powstawaniu blizn.
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
Na szczęście ich nie mam. Ale nie wiem, jaki jest sposób na "niemanie" ;-)
Ktoś powiedział, że podobno dobre geny.
Ale to znów zależy od doboru rodziców, a na to wpływu nie mamy.
 
Ellenai's picture

Ellenai
Babkę wielokrotnie w dzieciństwie sprawdziłam na sobie.
Na drobne ranki i skaleczenia faktycznie jest niezawodna.
A przy kaszlu jest zalecana nie tylko w medycynie ludowej.
W aptekach też można kupić syrop z babki.

A tak skoro już rozmawiamy o sposobach ludowych, to na użądlenia doskonały jest korzeń pietruszki.
Hela61's picture

Hela61
A na trudnogojące się rany sok z aloesu.
Świeży liść geranium zwanego też anginką przyłożony do bolącego ucha koi ból, a wysuszony i dodany do herbaty zapobiega chorobom gardła.
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
A na trudnogojące się rany sok z aloesu? No popatrz! Na to też dobry?
Ja stosuję na kurzajki. Przyklejam kawałkiem plastra kawałek aloesu miąższem do takiej.  Aż zbrązowieje. Potem pumeks. I od nowa - do skutku.
Aloes w zimie. Natomiast w lecie - jaskółcze ziele czyli glistnik. Smarować trzeba jak najczęściej tym pomarańczowym sokiem.
Wydaje mi się, że przeszliśmy przez tą wąskolistną z guseł na leczenie ziołami!
A geranium silnie pachnące, też zawsze było w robocie, nawet wkładany dzieckom do  wewnątrz ucha świetnie pomagał.) Teraz pomaga ich dzieckom. (no, niech to przeczyta laryngolog!!!)
 
Hela61's picture

Hela61
Do ucha raczej bym nic nie wkładała, bo to niebezpieczne gdyż oderwie się jakiś kawałeczek, zagnieździ w uchu, otorbi i kłopot gotowy. I wtedy dopiero boli. Wiem, bo wieki całe leczyły mi różne konowały uszy.
Nie miałam nieprzyjemności mieć kurzajek i nie załuję, ale Panu współczuję. Ale o aloesie na nie nie słyszałam dotąd. Cenna wiedza, do przekazania dalej.

My tu sobie o ziołach i chorobach, a co na to Ellenai?
Jak nas pogoni jakąś południcą, czy inną topielicą to będziemy się mieć z pyszna.
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
Po prostu dość szybko wyschnie (bo przecież, przysłowiowo, ciepło jak w uchu) i wyleci!
Sprawdzone (przetestowane) na szóstce dzieci i 16 wnukach!
Hela61's picture

Hela61
Obawiam się, że z głębi ucha nie wyleci. Mnie raz nie wyleciało i były kłopoty. A może to też zależy od budowy ucha, bo jak się okazuje, nie wszyscy mamy taką samą.
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
To ile tych liści geranium na raz weszło???

 
Hela61's picture

Hela61
Raczy Pan żartować. Jeden, a z niego malutki kawałeczek, który wchłonięty do ucha wewnętrznego narobił kłopotu. Ale może skończmy z takimi detalami.
Ellenai's picture

Ellenai
Ziołolecznictwo w końcu w jakiś sposób z treścią notki się wiąże.
A poza tym mozna dowiedzieć się ciekawych rzeczy.
Możecie więc sobie trochę potrollować wink.
Południce trzymam na uwięzi laugh
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
że miałem kiedyś w doniczce takie remedium na wszystko!
Muszę się rozejrzeć za nią. Łatwo można ją rozmnożyc z nowych malutkich sadzonek
którymi obdarza nas licznie na brzegach liści. Stąd też jej nazwa.
Dzięki za info!
krisp's picture

krisp
Przyjmij proszę piękne noworoczne krispowe ukłony. smiley

Pozdrawiam Blog'n rollowo

krisp

Pages

Więcej notek tego samego Autora:

=>>