American Hustle, czyli każdy coś kręci

 |  Written by Éowina Rebel  |  1
,,American Hustle’’ to kolejny film Davida O'Russela, który podbił serca amerykańskich krytyków, wszelkich gremiów przyznających nagrody filmowe, a także, choć w nieco mniejszym stopniu, widzów na całym świecie. Obraz ma już na swoim koncie trzy Złote Globy, trzy nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej oraz poważaną w Stanach nagrodę Gildii Aktorów Ekranowych (SAG Award) za wybitny występ całego zespołu aktorskiego. W marcu przekonamy się, jak film odebrała Amerykańska Akademia Filmowa, która nie szczędziła mu nominacji. ,,American Hustle’’ zostanie na gali Oscarów przywołany aż dziesięć razy w tak istotnych kategoriach jak ,,najlepszy film’’ i ,,najlepszy reżyser’’ oraz we wszystkich kategoriach aktorskich, i znajduje się w gronie faworytów do zdobycia największej puli prestiżowych statuetek wraz z ,,Grawitacją’’ Alfonso Cuaróna (również 10 nominacji) i ,,Zniewolonym’’ Steve’a McQueena (9 nominacji).Film opowiada opartą na faktach historię tzw. arabskiego przekrętu (eng. Abscam) z końca lat 70, kiedy to agent FBI namówił parę oszustów finansowych, by w zamian za uniknięcie kary za własne malwersacje wzięli udział w konstruowanej przez niego anty-korupcyjnej prowokacji. Ta para oszustów to główni bohaterowie filmu: Irving Rosenfeld (Christian Bale) oraz jego współpracowniczka i kochanka Sydney Prosser (Amy Adams). W rolę agenta federalnego Richiego DiMaso wcielił się, znany z wcześniejszego fimu O'Russella ,,Pamiętnik pozytywnego myślenia", Bradley Cooper. W drugoplanowych rolach możemy zobaczyć partnerującą Cooperowi w ,,Pamiętniku’’, Jennifer Lawrence, która gra młodą i naiwną żonę Irvinga, Rosalyn, oraz Jeremy'ego Rennera, w roli w jednego z uwikłanych w aferę polityków. Nie mniej ciekawie jest na trzecim planie, gdzie zobaczymy między innymi samego Roberta De Niro w roli przywódcy mafii czy znanego amerykańskiego komika Louisa C. K. jako szefa działu FBI. Tak doborowa obsada w jednym filmie nie zdarza się zbyt często.


I właśnie aktorstwo jest głównym atutem tego filmu. O’Russell, który prowadzi aktorów w sposób dość niekonwencjonalny, pozwalając na dużą dozę improwizacji na planie, potrafi wykrzesać z nich iście oskarowe kreacje. Zarówno Bale, który do roli znacznie przytył i zgodził się na mocną charakteryzację, jak i Cooper, który ponoć sam wymyślił swoją oryginalną filmową fryzurę, są niezrównani w słownych potyczkach na ekranie. Obaj jednak ustępują pola paniom. Amy Adams za rolę pozującej na Brytyjkę uwodzicielskiej Sydney została już nagrodzona Złotym Globem i rzeczywiście prezentuje nam niezwykle bogatą paletę emocji: od pewności siebie, drapieżności i wyrachowania, kiedy z pomocą swoich kobiecych wdzięków umiejętnie manipuluje Richiem, aż po kruchość i delikatność, kiedy odkrywa przed nim, kim jest naprawdę. Z kolei Rosalyn w interpretacji Jennifer Lawrence wydaje się naiwna i nieporadna jako pani domu, a jednocześnie każdą rozmowę z Irvingiem potrafi poprowadzić tak, że jej ewidentne błędy wydają się być wręcz zasługą. To pierwsza rola tego formatu, w której Lawrence ujawnia swój talent komediowy i choć niektórzy krytycy zarzucają jej błędy warsztatowe, jak chociażby gubienie akcentu, to trzeba przyznać, że bez scen z jej udziałem dużo trudniej byłoby nazwać „American Hustle” komedią. Uwagę zwraca też Renner, który wcielił się w Carmaine’a Polito, burmistrza Camden w New Jersey. Jego rola jest może pozbawiona komizmu i aktorskich fajerwerków, ale jednocześnie wydaje się najbardziej autentyczna.

Jennifer Lawrence i David O. Russell na planie ,,American Hustle''.
Fot. Francois Duhamel, Columbia Pictures

Jak w większości filmów O’Russela, humor w ,,American Hustle’’ jest typowo sytuacyjny i niewymuszony, wypływa zarówno z kombinacji zdarzeń, dialogów, jak i z groteskowości niektórych postaci. Ale przecież nie da się tego filmu sprowadzić jedynie do komedii. Właściwie trudno o obraz bardziej eklektyczny. Mamy tu też sporą dozę dramatu. Każda z postaci niesie swój własny bagaż skromnych początków: Irving wychowany w Bronxie patrzył jak upada biznes jego ojca a wraz z nim jego amerykański sen, Sydney wykreowała się na nowo, by uciec od pracy w nocnym klubie, a Richie chce za wszelką cenę awansować i pokazać innym, na co go stać. Wszyscy razem zaś wplątują się w kryminalną intrygę.

Wydaje się, że właśnie wątek kryminalny, będący fabularnym trzonem filmu, jest jednocześnie jego najsłabszą stroną. Jeśli wierzyć portalowi IMDB, podczas pracy nad filmem Bale ostrzegł reżysera, że improwizacje podczas scen mogą poprowadzić fabułę w zupełnie innym kierunku niż pierwotnie zamierzony, na co ten odparł, że przede wszystkim interesują go postacie, a nie fabuła. Niestety, to podejście daje się wyczuć. Niezwykle interesująca historia ,,arabskiego przekrętu’’ zostaje zepchnięta na drugi plan. Akcja rozwija się epizodycznie wraz z wprowadzaniem do gry kolejnych postaci, przez co widz przestaje za nią nadążać i łączyć poszczególne wątki w całość. Szczególnie na początku filmu, zanim historia nabierze tempa widz może zdążyć się nieco znudzić. Również narracja prowadzona przez Irvinga, Sydney i okazjonalnie Richiego może mieć na widza usypiający wpływ.

,,American Hustle’’ to również w pewnym sensie opowieść z morałem. I to nie tylko dlatego, że bohaterowie sami udzielają nam nauk w ramach swoich wewnętrznych monologów. Kwestie wygłaszane przez bohaterów są z jednej strony zgrabnie napisane i niewątpliwie prawdziwe, z drugiej jednak czasem zbyt okrągłe i oczywiste: oszukujemy innych, oszukujemy samych siebie, kreujemy się na innych niż jesteśmy w rzeczywistości, tak naprawdę każdy coś kręci, a ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć. Bardziej interesująca jest ta mniej dosłowna gra, którą reżyser prowadzi z widzem już do pierwszych sekund filmu, kiedy dowiadujemy się, że „niektóre z tych wydarzeń naprawdę miały miejsce”. Innymi słowy, część filmu jest prawdą, reszta to kłamstwo, a widz sam musi rozsądzić, co jest czym. Podobnie ciekawie przedstawia się gra emocji między Sydney i Richiem. Do końca nie wiadomo, czy cokolwiek z łączącego ich uczucia jest prawdą, gdyż jednocześnie oboje wykorzystują swoją ewidentną atrakcyjność dla drugiej strony, by manipulować. Film z oczywistych względów stanowi również komentarz społeczno-polityczny. Widzimy bowiem Amerykę, której gospodarka opiera się na korupcji, cwaniactwie i układach ze zorganizowaną przestępczością, nie tylko na przełomie lat 70 i 80, ale również współcześnie. Widać to choćby na przykładzie wspomnianego w filmie miasta Camden w stanie New Jersey. Oprócz rzeczywistego odpowiednika Carmine’a Polito, aresztowanego w ramach operacji Abscam, za korupcję i układy z przestępcami skazano tu dwóch innych burmistrzów, ostatniego w 2000 r. Amerykański sen to u O’Russella mit, mający niewiele wspólnego z rzeczywistością. Nic dziwnego, że scenariusz do filmu, napisany przez Erica Warrena Singera, oryginalnie nosił dosadny tytuł ,,American Bullshit’’.

Ukazane w filmie lata siedemdziesiąte odtworzone zostały z godną podziwu pieczołowitością. Tandetne, ozdobione cekinami sukienki, głębokie dekolty, wzorzyste koszule, rzucająca się w oczy złota biżuteria, emalia na paznokciach i obowiązkowe tony lakieru do włosów – wszystko to zostało przemyślane i przedstawione w najdrobniejszych szczegółach, a autorzy kostiumów i charakteryzacji i scenografii zostali nominowani do wszystkich możliwych nagród, które przyznawane są w ich kategorii, z Oscarami włącznie. Do tego charakterystyczna muzyka, która towarzyszy nam od już od napisów początkowych.


Fot. Columbia Pictures

Wielbiciele filmowych soundtracków nie będą zawiedzeni. O’Russell przyznał w wywiadach, że większość muzyki do swoich filmów wybiera i zatwierdza sam. W tym przypadku, wybrane utwory nie tylko stanowią tło dla scen, ale bardzo wiele scen zostało zmontowanych pod konkretną muzykę, natomiast niektóre wydają się dodane do filmu właśnie po to, by pozwolić wybrzmieć konkretnym utworom, jak chociażby sceny w klubie disco z Sydney i Richiem, gdzie słyszymy Donnę Summer, czy słynna sekwencja, gdy Rosalyn sprząta dom do tematu „Live And Let Die” z filmu o Agencie 007 pod tym samym tytułem. Muzyka ma też znaczenie dla samej historii - to przecież uwielbienie dla Duke’a Ellingtona i jego płyta z utworem ,,Jeep's Blues’’ stały się kanwą romansu Irvinga i Sidney.
 


Osoby doceniające techniczną stronę filmu na pewno zauważą, jak wiele pracy włożono w montaż scen pod sekwencje narracji, gdzie jedno zdanie, a czasem nawet słowo ilustrowane jest osobnym ujęciem. Również ta praca została doceniona szeregiem nominacji i nagród. W filmie zastosowano też ciekawą, dynamiczną pracę kamery z charakterystycznymi najazdami na bohaterów.

,,American Hustle’’ to kryminalny komedio-dramat osadzony w barwnych latach 70. Mamy tu wspaniałą obsadę, kostiumy, scenografie, cięte dialogi, a w tle słyszymy miszmasz klasycznego rocka, jazzu i disco. Nie da się ukryć, że w tym barszczu O’Russell umieścił sporo grzybków - z różnym efektem, co odzwierciedlają podzielone opinie krytyków i publiczności. O ile ci pierwsi potrafią wyłowić z całości poszczególne elementy, które jak najbardziej zasługują na pochwałę, o tyle część widzów narzeka na klęskę urodzaju i nudę, szczególnie, że brakuje spoiwa w postaci dobrze poprowadzonej fabuły, a sam film trwa niemal dwie i pół godziny. Niemniej, większość z nich docenia brawurową grę aktorów i świetnie ukazaną epokę disco. Warto zobaczyć ,,American Hustle’’ i przekonać się, czy uwarzona przez O’Russella filmowa strawa i nam posmakuje.
5
5 (3)

1 Comments

Obrazek użytkownika Krzysztof Karnkowski

Krzysztof Karnkowski
Ponieważ w krótkim czasie oglądąłem zarówno "American hustle" i "Wilka z Wall Street", nieuchronne było porównanie obu tych filmów. Chętnie złożyłbym je w jeden - łączac ciekawszą dla mnie intrygę z "American Hustle" z żywiołowością i spektakularnością "Wilka...". A tak - zanim film wciągnął mnie w miarę rozwoju wątku burmistrza i rozterek zwiazanych z wrabianiem go w aferę i w miarę zwiększania porcji Lawrence - zasnąłem na chwilę ze trzy razy. Ale właśnie - im dalej, tym lepiej.
Co do samej Lawrence, mam wrażenie, że przefiltrowała swoją rolę przez wizerunek młodej, nieogarniętej matki lansowany przez programy z MTv. Zrobiłą to mistrzowsko, więc uwagi są nie na miejscu ;) Scena kuchenna, bardzo dobra, choć lepsze jeszcze była ta, w której cieszy się, jak dobrze i mądrze zrobiła, gdy popełniła akurat mogącą kosztować życie jej mężą głupotę.
Wątek arabski udany, natomiast wymowa całego filmu, cóż - dobrze, że pojawił się teraz, a nie, powiedzmy, w 2006 roku, bo na pewno byłby wykorzystywany do ocieplania wizerunku różnych mało ciekawych postaci, majacych kłopoty z CBA.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>