Przed, w, po Solidarności Walczącej

 |  Written by R.Zaleski  |  6

Moja przygoda z SW zaczęła się 31 08 1982 - przypadkiem i nieświadomie. Pojechałem do Wrocławia zapisać się na studia. Poszedłem szukać swojej gdzieś zapodzianej kuzynki, trafiłem na demonstrację, którą organizowało SW. Największą w czasie stanu wojennego. Na ul. Legnickiej było wtedy najgoręcej. Rozpoznałem się następnego dnia, oglądając dziennik chyba, bo jak rzucałem kamieniem, to omsknęła mi się noga na hałdzie wykopanej ziemi.

Na moście Grunwaldzkim silniki samochodów milicyjnych „suk”wyły na tylnym biegu, gdy stojący przedtem z kałachami u jego wylotu zomole, wskakiwali do nich. Chmura kamieni i atak rozstawionego półkolem tłumu ich błykawicznie przegonił, choć myślałem, że będą strzelać. Gdzie indziej wtedy strzelali. Kolega prawnik wyjaśnił mi niedawno, że byłem winien współudziału podpalania gazika, który milicjantom nie odpalił. Bo jakiś facet robił to tuż przy mnie. Ręce mu się trzęsły gdy pocierał zapałki. Na Świdnickiej ludzie w oknach, chyba klaskali, ktoś dał mi kwiatka. Wracałem wieczorem totalnie zmordwany, omijając przezornie zomowskie patrole. Przechodzień spytał o godzinę. Zauważyłem że w obu rękach mam kamienie, też zapas w kieszeniach, którego się od razu pozbyłem. Mięśnie prawej ręki miałem naciągnięte, bolały parę dni. Rano ciotka odwiozła mnie taksówką na dworzec. Ulice zasłane były kamieniami.

 

Przedtem jeszcze, zaraz po rozpoczęciu stanu wojennego, w poczekalni dworca PKP zakładaliśmy organizację podziemną, klasową taką, licealną. Dyskutowaliśmy nawet o broni, bo mój kolega coś tam wykopywał. Skończyło się na ulotkach dostarczanych z Wrocławia.

Chyba w marcu 1982 poszedłem w Jeleniej Górze nocą do miasta i namalowałem parę napisów

Zrobiliśmy też akcję na wybory, z kolegą Pawłem Pawłowiczem – pieczątki z kawałka PCW, i szara taśma klejąca, i były nalepki „durny do urny”, „chcesz głodować idź głosować”.

 

Potem, na studiach, był NZS, najpierw przenoszenie „bibuły” we Wrocławiu, próba drukowania, potem wożenie książek, bibuły, wiele wydawnictw SW do Warszawy i książek. Powrotnym kursem warszawską produkcję. Najpierw Darek Ściepuro. Potem R. Wachowski „Wachoś”, to byli moi „szefowie”. Pod łóżkiem, na stancji często leżał wyrok paru lat więzienia. Na początku człowiek się tym przejmował a potem się przyzwyczaił. Na demonstracje miałem zakaz chodzenia w związku z pracą kuriera, ale czasem chodziłem. Pracą, bo jak policzyłem to godzinowo wychodził etat, czasem pół, bezpłatny oczywiście. Za to miałem dojście do dobrych książek. Chyba wykonywałem tę pracę solidnie, bo usłyszałem kiedyś w Warszawie, że jestem „sumieniem wrocławskiej opozycji”. Woziłem bibułę w torbach, parę na tym zużyłem. Nie wysiadałem na centralnej, tylko na wschodniej. Jechałem autobusem na Sady Żoliborskie do kilkopiętrowego bloku, potem do lokalu nieco dalej, w wysokim bloku. Dzieliłem drogę w myślach procentowo. Dojście do dworca, z dworca do lokalu, powrót, jak się miało 75% zrobione, to było pocieszające. Czasem jechało się na korytarzu. Nigdy nie wpadłem, choć pod koniec, w związku z inną sprawą minąłem się z SB o godzinę, w jakimś mieszkaniu. Czasy były beznadziejne, trochę jak teraz, trochę jak za Gierka. Dzięki temu co robiłem, nie czułem się wprasowany w tę nędzną rzeczywistość, tak jak dzięki blogowaniu teraz. W 1987 okrągły stół wisiał już w powietrzu. SW miała twardy kurs, więc zdecydowałem się wstąpić do tej organizacji. Złożyłem przysięgę. Miałem pseudonim „Witek”. Dalej robiłem mniej więcej to samo. Jednak jeździłem w innych kierunkach - np. do Rzeszowa, Łodzi. W okresie okrągłego stołu trochę z Kornelem. Potem była działalność związana ze wschodem (o tym w liku pod tekstem) Kornela poznałem tak; przyszliśmy z Jarkiem, siedzimy rozparci na kanapie, obok nas na podłodze siedzi jakiś facet w kurtce. Wtedy była jakaś taka moda w SW, że się nie zdejmowało kurtki. Tak sobie siedzimy, czekamy. W końcu przyszedł Zbyszek i powiedział, że to Kornel jest. Najbardziej poszukiwana osoba w Polsce.

Koledzy z którymi zaczynałem studia na naukach politycznych, tuż przed ich skończeniem podejmowali inne decyzje. Taki dialog np „Zapisuję się do PZPR. Ja też. Ja też. Ja też”. Takie czasy były. A ja wtedy miałem praktykę w ZSMP. Mieliśmy wybierać teczki osób do odznaczenia medalem Janka Krasickiego wg określonych reguł. Moje były ostrzejsze, nikt związany z milicją, służbami nie przeszedł. Ja skończyłem studiowanie w 1992.

 

Jakieś dwa lata temu spotkałem się z ze znajomym znajomego, pokazywał filmiki w necie z krakowskich „zadnym”. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że szkoda, że wtedy nie zrobiliśmy powstania, w czasie okrągłostołowych zmian. Mogłoby być nawet lokalne, przegrane. Ale honor Solidarności byłby uratowany.

 

Po SW została Partia Wolności, która potem dołączyła do Koalicji dla Rzeczpospolitej, potem ROP – nieefektywnej w porównaniu z SW organizacji, której szefem w Jeleniej Górze przez jakiś czas byłem. Około 2000 roku zrezygnowałem. PW w wyborach w 1991 dostała 0,7 % najwięcej – 2,42 we wrocławskim. Kornela mimo, że oddaliśmy wystarczającą ilość podpisów, nie dopuszczono do wyborów prezydenckich, twierdząc, że jest ich mniej, niż było. Gazeta – dwudnik, która lądowała w większości w magazynach dystrybutora monopolisty i nie trafiając do kiosków, wracała jako zwrot. Granie w polityce, wg systemowych reguł, zaprogramowanych przez KGBistów, nie mogło się skończyć sukcesem, gdy druga strona grała tak, by wygrać. Trudno zresztą było wygrać z całym światem, tak małymi siłami. Nasze argumenty do przeciętnego ówczesnego leminga nie trafiały. On usłyszał z TV od oślicy Joanny Szczepkowskiej, że „skończył się komunizm”. Ona zaś dopiero teraz zaczyna przeglądać na oczy - się pogniewała z TVN. Lepiej późno niż wcale. No to w końcu paniusiu z okienka, skończył się ten komunizm, czy nie skończył?

 

Po obaleniu rządu Olszewskiego, lokalny jeleniogórski tygodnik zechciał zrobić wywiad z „oszołomem”, „chorym z nienawiści” „zoologicznym antykomunistą” - jak to wtedy trzymający rząd dusz Michnik nas określał, „dolnośląskim działaczem Partii wolności i Solidarności Walczącej” i pokazać takie dziwadło swoim czytelnikom z „czerwonej kotlinki”. Redaktor zaczął.

„ - Czytając wystąpienia lidera Partii Wolności Kornela Morawieckiego odnosi się wrażenie, że ideologia waszej partii i ruchu sprowadza się do tezy, że Polska stała się ofiarą spisku elit postsolidarnościowych z postkomuną, mającego na celu wyprzedaż zachodniemu kapitałowi majątku narodowego - abyśmy zbankrutowawszy czym prędzej - wpadli znów pod moskiewski knut”

Odpowiedziałem, że okrągły stół to było „miękkie lądowanie elit komunistycznych” które „oddały władzę polityczną wyselekcjonowanej części opozycji, w zamian za panowanie ekonomiczne i pełne bezpieczeństwo” Sejm, który zajmuje się rzeczami drugorzędnymi „powinien stworzyć podstawy niepodległego państwa. Taką podstawą jest rozliczenie prawne elit komunistycznych. Wszystkich, którzy popełnili przestępstwa, winni są zabójstw, kradli, .... I rozliczenie moralne, trzeba sobie powiedzieć co było złe”. Teraz doszły nam do tego przestępstwa elit postkomunistycznych.”Drugą sprawą jest stworzenie prostego i jasnego prawa, a nie jak to się dzieje teraz bałaganu prawnego, który jest rajem dla złodziei... nie zredukowano administracji ani rozbudowanych przez komunę urzędów centralnych (a wtedy zatrudniały z 1/3 tego co teraz). To są sprawy najważniejsze” .

„- A który z trzech demokratycznych, postsolidarnościowych rządów próbował w pańskiej ocenie, zrealizować te sprawy najważniejsze?

- Tylko dwu ministrów w ostatnim rządzie. Antoni Macierewicz, minister spraw wewnętrznych i Jan Parys, minister obrony narodowej, a po nim wiceminister Romuald Szeremietiew. Starali się coś zrobić. Jeden zdekomunizować wojsko, by było ono narodowe, a nie zależne przez różne powiązania dowództwa z Moskwą. Drugi ujawnił a właściwie rozpoczął ten proces – agentów SB i UB w najwyższych władzach Rzeczypospolitej” „Oni zrobili bardzo dużo, w sytuacji w której nic się nie da zrobi攄 myśmy dawno tego żądali. Ujawnienia agentów, rozliczenia komuny. Żeby można było w tym kraju normalnie żyć ... Bo system jest nienormalny. Bez kolejnego „Sierpnia” się nie obejdzie, inaczej staniemy się jakąś na wzór południowoamerykański republiką bananową, bo mamy do czynienia ze spiskiem elit przeciw społeczeństwu” choć to sprzed 22 lat, jest aktualne.

 

Spotkałem w SW wspaniałych ludzi. Polaków. Robiliśmy dobrą robotę dla Polski, na tyle, na ile potrafiliśmy. Przegraliśmy. Nie my jedni, w długim łańcuchu pokoleń. Ważne jest jedynie to, że byliśmy tam, gdzie być powinniśmy.

 

Działalność związana ze wschodem

http://romanzaleski.salon24.pl/430207,wschod-warszawa-90-demokracja-i-niepodleglosc

 

 

 

5
5 (5)

6 Comments

Obrazek użytkownika JaN

JaN
Zgoda ale to Kornel Morawiecki konsekwentnie odmawiał lustracji w szeregach SW twierdząc naiwnie że u niego nie było agentów. Zawrotne kariery biznesowe i finansowe niektórych osób dobitnie o tym świadczą że było inaczej. Służby konsekwentnie niszczyły każdą firmę która nie była prowadzona przez ich człowieka.
 
Obrazek użytkownika R.Zaleski

R.Zaleski
Kariery zrobili poprzez zacodnie firmy, pnąc się krok po kroku,te 2 najbardziej zawrotne. Tam to było możliwe. W latach 50tych AKowcy też siedzieli po bankach.

Archiwa świdczą o tym , że nic o nas nie wiedzieli, więc nie mieli wtyk. Wymyślali cuda na kiju, żeby pokazać że pracują. Mieliśmy niezły ubaw jak kiedyś to czytaliśmy. SW w dokumentach SB - chyba tytuł.
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Jak tak dalej będziemy dyskredytować polski udział w odzyskaniu i naprawie Rzeczypospolittej, to znowu "sierpień" urządzi nam GRU.
Jaki idiota, po tym, co napisano o 4czerwca weźmie jeszcze na siebie ciężar przypilnowania uczciwych wyborów? Nic tylko przepraszać niezadowolonych.
Gorzko przymuję ostatnio teksty i popisywanie się solidarnościowych kombatantów, jak to nas zdradzono, oszukano, a my takie biedne ofiary i zaczynam żałować, że cokolwiek robiłam. Nie warto było.  Teraz to dopiero widać jak na dłoni.  Gdzieś się rozmijamy z rzeczywistością.

 
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Mylisz 4 czerrwca z tym, co było potem. Wyjaśniłam to już w swojej ostniej notce http://blog-n-roll.pl/en/co-wydarzy%C5%82o-si%C4%99-4-czerwca#.U5FmcXZAeMU , nie będę się powtarzać. A ludzi trzeba szanować i podziękować za ich pracę, a nie opowiadać, że sfałszowano wybory.
To były jedyne uczciwe wybory,  bo przypilnowaliśmy, potem już fałszowano i nikomu to nie przeszkadzało. Ci, kórzy o tym mówili, byli traktowani jak oszołomy. Nie można tamtych wydarzeń mierzyć dzisiejszą wiedza i oceną.  Jedynym blogerem, kóremu chciało się opisać fakty jest Godziemba. Mogę inaczej je widzieć, ale to sa fakty, reszta to bicie piany, która zniechęca.
Dodam tylko to, co napisałam na Twitterze:

W dyskusji o 4 czerwca cały czas miesza się wybory do kontraktowego Sejmu z dogrywką czyli sfałszowaniem ordynacji.

I tak mamy nowy podział: prawicy- nazywającej 4 VI zdradą i komuchów- świętujących upadek komuny. Prawdziwy majstersztyk piarowski.

A potem będziemy się dziwić, że Polacy nie rwą się do polskiego Majdanu.

Obrazek użytkownika ro

ro
Podobna rzecz jak w przypadku dziewiętnastowiecznych powstań i Powstania Warszawskiego: wielki, choć oczywiście nieporównywalny wysiłek, których jedynym pozytywnym skutkiem jest duma narodowa (ja piszę to bez sarkazmu). Mam wielki szacunek do wszystkich, którzy COŚ wtedy - i w powstaniach i w ostatnim zrywie, zrobili. Ale nie zmienia to faktu, że zostaliśmy jako naród zrobieni "w trąbę", przez tych, którym w latach 80-tych i na początku ostatniej dekady, mimo ostrzeżeń, uwierzyliśmy. 
Ja w każdym razie czuję się z tym bardzo źle - gdy zostanę oszukany (a zdarzyło mi się to w moim przydługawym już życiu parę razy), nie wołam o pomstę do nieba, tylko mam pretensje do siebie samego.

Pozdrawiam
 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>