Najdłuższy dzień

 |  Written by Jonathan  |  22
Ostateczny termin inwazji wyznaczono na 5 czerwca. Tymczasem zła pogoda uniemożliwiała przeprawę przez Kanał La Manche. Głównodowodzący gen. Eisenhower zgodził się poczekać jeden dzień dłużej. Szóstego czerwca 1944 r. 3000 statków i 2500 łodzi desantowych wiozących 156 tysięcy żołnierzy, w eskorcie 500 okrętów wojennych ruszyło w stronę wybrzeży Francji. Nieco wcześniej wystartowały 822 samoloty transportowe i szybowce wiozące amerykańskich i brytyjskich komandosów. Z powietrza lądowanie miało wspierać ogółem ponad 13 tysięcy samolotów.
Niemcy nie wiedzieli, w którym miejscu nastąpi inwazja. Feldmarszałek Runstedt, głównodowodzący niemiecki na zachodzie, był przekonany, że alianci wylądują w okolicach Calais i Dieppe, w miejscu gdzie kanał jest najwęższy. Hitler i Rommel dowódca jednostek obrony wybrzeża, sądzili, że inwazji należy spodziewać się w Normandii. Wszyscy zresztą dowódcy niemieccy z Führerem włącznie, wierzyli w moc Wału Atlantyckiego, czyli zbudowanego olbrzymim kosztem wzdłuż wybrzeży francuskich systemu umocnień i fortyfikacji. Armia niemiecka liczyła 59 dywizji: siła potężna, lecz rozciągnięta na olbrzymiej przestrzeni od Holandii po Bretanię. W większości były to jednostki piechoty, tylko 10 z nich były to dywizje zmotoryzowane lub pancerne. Niemcy mieli zresztą niewielkie możliwości szybkiego reagowania na zagrożenie: maqis (francuscy partyzanci) i panujące w powietrzu lotnictwo alianckie systematycznie niszczyli linie kolejowe, mosty i wiadukty. Lądujący na plażach Normandii żołnierze alianccy utworzyli 6 czerwca pięć przyczółków: w ciągu tygodnia przyczółki rozrosły się do 70 kilometrów wszerz i do 18 kilometrów w głąb lądu. Najbardziej zacięte walki toczyły się o normandzkie porty – Caen, Cherbourg i Saint-Lo - bowiem sztuczne przystanie nie mogły przyjąć zaopatrzenia w ilości wystarczającej dla potrzeb wciąż rosnącej alianckiej armii. Niesprzyjająca pogoda, która uziemiła lotnictwo, oraz błędy w dowodzeniu sprawiły, że wypieranie zawzięcie broniących się Niemców z Normandii zajęło aliantom ponad miesiąc. Zwycięstwo w bitwie o Normandię alianci zawdzięczali także Hitlerowi. Przewidział on wprawdzie miejsce lądowania sił desantowych, lecz był przekonany, że po pierwszej inwazji nastąpi druga, w innym miejscu. Trzymał więc w odwodzie, na wypadek drugiego ataku potężne zgrupowanie sił pancernych zaś oddziałom już zaangażowanym w walkę zabronił cofać się, choćby miało oznaczać to zajęcie lepszych pozycji obronnych. Tego właśnie domagał się Runstedt, został więc przez Hitlera zdymisjonowany. Rommel natomiast odniósł rany w czasie alianckiego ataku lotniczego. 

 

 
5
5 (4)

22 Comments

Obrazek użytkownika max

max
Nieodmiennie przypomina mi "akcję" chyba najwybitniejszego czołgisty II wojny, Michaela Wittmana. Niedługo poźniej, gdy obrona niemiecka zaczęła się kruszyć, a odwody pancerne w końcu dotarły (przemieszczali sie nocą, ze względu na absolutną dominację aliantów w powietrzu) do akcji wszedł słynny 501-y batalion czołgów ciężkich. 

12-kilometrowa "dziura" (jedna z kilku) w linii frontu powstała na skutek skutecznej ofensywy alianckiej wyprowadzonej z rejonów desantu oznaczonych przez aliantów jako "Gold" i "Omaha". Jedynym odwodem, który posiadal Sepp Dietrich (do czasu ulubieniec Hitlera, przestał nim być w 1945, kiedy dowodził na Węgrzech, inna opowieść) był wspomniany 501 batalion.

W praktyce, już wtedy, stan osobowy i sprzętowy jednostek niemieckich miał się nijak do realiów. 
13 lipca 1944 roku kompania niemieckiego asa pancernego (czesc wspomnianego batalionu) liczyła 5 (wedle innych źródeł 6) czołgów, zamiast standarowych 12-tu.

Jako rekonesans Wittman wyznaczył sówj własny czołg, Tygrysa. W miasteczku Villers-Bocage eksterminował kilkanaście (sic!) pojazdów aliantów, od czołgów do transporterów, przez działa przeciwpacerne. Po czym, pod ogniem aliantów, wycofał sie, wrócił po "skrzydłowych" i co najmniej podwoił liczbę "ustrzelonych".

Bohater w mundurze Waffen-SS? Tak. Zginął w sierpniu 1944 roku.


"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Jonathan

Jonathan
czytam frazę "niemiecki bohater" przypomina się ogniomistrz Schultz. No oczywiście kanonierzy Ash i Kowalski również...:)

Be careful what you wish for, cause it may come true.
Obrazek użytkownika max

max
Grzegorz Brzęczyszczykiewicz.
Gorszego to sortu twórczość niż 08/15, ale podejście podobne. :)

pozdrawiam :)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Hun

Hun
...czytam frazę "niemiecki bohater" zgrzytają mi w przykry sposób jakieś trybiki w głowie... Jeden bohater z SS, drugi bohater z Gestapo, trzeci bohater mordujący z Me-109 uciekinierów na wrześniowych drogach...

Potem  zgrzyta mi jeszcze mocniej, pojawiają mi się bohaterowie Krasnoj po 17 września. Wspólna defilada bohaterów obojga narodów i obu bratnich armi w Brześciu... Potem bohaterowie NKWD strzelający jeńcom w tył głowy, inni bohaterowie NKWD prowadzący ośrodki wypoczynkowe wyrębu lasu na dalekiej północy, no i setki bohaterów obu narodów i obu armii po rozpoczęciu etapu drogi Stalingrad-Berlin...

Zgrzyta mi osobne wspomnienie narodu, który od Durera, Goethego i Wagnera przeszedł do Dirlewangera...

O ile mogę współczuć narodom niszczonym przez komunizm w Sowietach, o tyle jakoś nie mogę współczuć hajlującym milionom, ochoczo odpowiadającym na każde wezwanie swego wodza...

Naród, który niby przegrał wojnę, po czym po kilkunastu latach miał już tak dobrze, jak nigdy wcześniej i jak prawie nikt w Europie...

Tak, "i to nas nie załamie" Schultz oraz Kowalski, Ash, i jeszcze ten taki nieśmiały, co dowodził działem i nie zdążył wycofać się na czas (nie chce mi się isć do drugiego pokoju po książkę) - dobrzy Niemcy, uwikłani w swoje czasy (oprócz zupaka Schultza, rzecz jasna)... I potem podobny model w kolejnych książkach Kirsta, po początkowym zaciekawieniu w końcu mnie to zemdlilo...

Zgrzyta mi "niemiecki bohater", zgrzyta mi szwabska buta, zgrzyta energiczne i skrupulatne wypieranie własnych "dokonań" z pamięci zbiorowej, zgrzyta mi szwabska dominacja itp itd, mogę tak długo, włacznie z tym, dlaczego nie wzrusza mnie Drezno...

No dobra, utoczyłem sporo żółci, ale to tak odruchowo, po tym esesmańskim bohaterze...

Pzdr, Hun

"...And what do you burn, apart from witches?   - More witches!..."
Obrazek użytkownika Jonathan

Jonathan
powtarzał w ostatnim tomie porucznik Nowak. I co nie miał racji? Miał! Ich nie załamało. Oni mają dobrze, a my mamy obozy zagłady. Za mało było procesów po 1945, za mało.
P.S. A tego nieśmiałego, chłopaka siostry Asha też nie mogę sobie przypomnieć. Na V był...

Be careful what you wish for, cause it may come true.
Obrazek użytkownika max

max
O ile mi wiadomo Wittman nigdy do cywili nie strzelał. A wiadomo mi całkiem nieźle, tak sądzę, kiedyś przestudiowałem jego biografię. Innych brzydkich rzeczy też nie ma na koncie.
*
Założę się, że gdybym napisał o Amerykaninie z podobnymi osiągnięciami, nie byłoby głosów sprzeciwu. Albo o Polaku. Prawda? Ale napisałem o Niemcu.

Można inaczej: wojna z założenia zła, ludzie, którzy walczą i zabijają nie są godni żadnego upamiętnienia, niezależnie od nacji. Z tym podejściem nie będę polemizował.

Ale jeśli zakładamy, że odwaga i męstwo są godne pochwały, bądźmy konsekwentni. Nie pisałem o zbrodniarzu wojennym, z którym, Hunie, było nie było, wspomnianego pana zestawiłeś. Pisałem o żołnierzu.

Pozostaje kwalifikacja moralna, na zasadzie: jak walczyłeś po "tej" stronie - należy potępić. W porządku, ale ja tego nie popieram. Większość chłopaków wcielanych do armii we wszystkich wojnach wszechczasów wyboru nie miała. Niektórzy się wykazali ponad przecietną - owszem, w zabijaniu - ale tamci po drugiej stronie też chcieli, ich z kolei, zabić.

Jak napisałem, argument "wojna jest zła, z zasady" sprawi, że złożę broń. Ale jeśli uznajemy, że warto odważnych zołnierzy w jakiś sposób uczcić - to nie mogę się z Wami zgodzić. 

***
Zabawna ta polityczna poprawność. Hun będzie wiedział o czym piszę, bo już kiedyś się zgadało. Otóż w sieciowej gierce "World of Tanks" (są dwa zepsoły, bitewka trwa maks. 15 minut, ma się czołg i drugi team naprzeciwko) egzystował kiedyś, obok wielu innych, medal Wittmana. Za anihilację, w jednej bitwie, nie pamiętam, 6 czy więcej pojazdów przeciwnika. W ramach "political correctness" białoruscy (bodajże) twórcy gry, przemianowali go na inny.
I tak pominięto najwybitniejszego czołgistę II wojny. Niby mała sprawa - a znamienne. Gdyby ktoś się pytał - w "World of Tanks" grają miliony ludzi.


 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
trudno zaprzeczyć, że Wittmann był odważnym żołnierzem. Prawdą jest też, że wojna nie daje zwykłym, szeregowym żołnierzom wyboru. Pojawia się jednak pewne "ale" - Wittmann nie był szeregowym żołnierzem, a swoją odwagą i olbrzymim zaangażowaniem wspierał wojnę agresywną, zaborczą (w przeciwieństwie do tzw. wojny sprawiedliwej, którą toczyli choćby Polacy).
Odwaga nie tylko nie usprawiedliwia jego czynów, można nawet powiedzić, że jest dodatkowym czynnikiem obciążającym. Pewnie nie mógł nie walczyć, ale z pewnością był na tyle inteligentny, aby zdawać sobie sprawę w czym uczestniczy.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika max

max
Wittman dosłużył się jedynie stopnia hauptsturmfuehrera (z czasem) - czyli kapitana. W realiach służby w broni pancernej przekłada się to na dowodzenie kompanią, 5-10 czołgami.

To nie był ktoś z generalicji, on nie planował i nie rozpoczął tej wojny. Poszedł na front walczyć, kazali mu.

Nie tak dawno temu Godziemba opublikował u nas dwie notki o Erichu von Mansteinie, jednym z najwybitniejszych strategów II wojny ("jednym z" bo mam w pamięci, na przykład, Kesselringa) - przeczytałem, jak zawsze teksty Godziemby, z przyjemnością. Ale nie widziałem tam oburzonych komentarzy - a akurat ten pan miał to i owo na koncie (niewiele, ale miał). Czy zmienia to fakt, że był genialnym dowódcą? Nie.

***
Wojna sprawiedliwa...
Termin politologiczno - filozoficzny, nawet bardziej filozoficzny - o ile pamiętam, wymyślił go Cyceron. Zawsze miałem tutaj mnóstwo wątpliwości, co do sensowności klasyfikacji - ale to temat na inną notkę. :) Generalnie: jak zabijają ludzi w słusznej sprawie to ok, a jak w niesłusznej, to nie ok? "Wojna obronna"  - w miarę logiczne, teza łatwa do obrony: wojna obronna jest sprawiedliwa. Reszta - niech Cyceronowi, świętemu Augustynowi i paru innym teoretykom "wojny sprawiedliwej" ziemia lekką będzie, ostatecznie "chcieli dobrze".

PS. Odwaga nigdy nie jest czynnikiem obciążajacym - ta cnota jest wartością zawsze i wszędzie, sama z siebie.
:)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
odwaga może obciążać. Z powodu jego odwagi zginęło więcej żołnierzy alianckich. Fakt, że razem z 95% niemieckiego społeczeństwa uległ zbrodniczej propagandzie nie usprawiedliwia jego działań.
W Norymberdze jakoś tak gremialnie bronili się, tłumacząc, że tylko wykonywali rozkazy.

Cyceron, jako senator i urzędnik rzymski, broniący praw Rzymu do prowadzenia wojen nie jest może zbyt wiarygodnym apologetą wojny sprawiedliwej. Słowa św. Augustyna możemy jednak traktować inaczej, mimo, że opierał się na cyceronowych pojęciach. O wojnie sprawiedliwej pisał przecież, widząc skutki najazdów barbarzyńskich.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika Traube

Traube
W armii państwa islamskiego z pewnością służy wielu sprawnych żołnierzy. Dobrze wyszkolonych, odważnych, posiadających zmysł taktyczny i świetnie posługujących się bronią różnego rodzaju.

Pytanie, czy takiego wojownika ISIS, który sam z kilkoma kolegami zdobył bronione przez szwadron wojska miasteczko, możemy nazywać bohaterem?

Zakładam, że akurat ten wojownik - z jakiegoś powodu - nikomu nie ucina głowy, nikogo nie podpala, modli się w zaciszu, kiedy jego koledzy gwałcą zdobyte kobiety.

On jedynie toruje drogę tym co obcinają głowy i pilnuje żeby im nikt tego procederu nie utrudniał, walcząc jak lew o utrzymanie zdobytych terytoriów.

Bohater?

 
Obrazek użytkownika max

max
Rozumiem Twoje stanowisko: zależy w jakiej sprawie i po co - potem ewentualnie można mówić o bohaterstwie.
W porządku.

Ja się tylko otwarcie przyznaję - atawistycznie samcza część automatycznie mojej natury oddaje hołd, właśnie za odwagę i umiejetności. :) Nie jestem specjalnie osamotniony - popatrz, na czym "jedzie" większość filmów akcji, zawsze i z przejęciem ludzie kibicują tym, których jest mniej. I też, zdarza się, eksploatują motyw "bohatera w złej sprawie".

pozdrawiam

 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika ro

ro
Wiele jest takich dziedzin, w których chciałoby się oddzielić cechy obiektywnie budzące podziw od "biotopu", w którym przyszło im zaistnieć i się rozwinąć. Nie tylko walka sensu stricte podczas wojny. Na przykład sprawność intelektualna hakerów (taki Mytnik), pisarzy, publicystów - czy ktoś odmówi sprawności "pióra" propagandystom takim jak Pieszkow, Lis, albo kiedyś Michnik, czy nawet zwykłym dziennikarzom tamtej strony? 
Ludzie i ich dzieła - melodia "Międzynarodówki", "Marsylianki"...
Ponadczasowe, prawda?

Chyba lepiej unikać takich "trzęsawisk", co niniejszym czynię.  
Obrazek użytkownika Hun

Hun
...osobistym stosunku Wittmana do oficjalnej ideologii panującej w tym czasie w jego kraju? O jego stosunku do Wodza? Do wojny, którą Wódz przez kilka lat jawnie przygotowywał i w końcu rozpoczął... Pamiętasz, co tam było na ten temat?

Odwaga i męstwo, o którym piszesz, to tylko część elementów składowych "żołnierza". Tak, jak i wysokie umiejętności operacyjno-taktyczne, które cechowały Wittmana. Tobie jednak to wystarczyło do skompletowania wyizolowanego "zołnierza-bohatera"... A gdzie w tej całej układance zaginął "wybitny esesman"? Pisałeś "o żołnierzu", ale nie napisałeś, gdyż nie napisałeś wszystkiego...

Gdybym znalazł wybitnego polskiego (lub amerykańskiego) czołgistę Ty postawiłbyś między nim a Wittmanem znak równośćci? Bo to żołnierz i to też żołnierz? Bohaterski obrońca Monte Cassino = Bohaterski Żołnierz II Korpusu? Wybitny polski dowódca partyzancki = wybitny sowiecki dowódca oddziału NKWD? Na pewno?

Kwalifikacja moralna nie jest dla Ciebie "do poparcia"? Bardzo mi przykro. Zastanów się jednak, czy nie należy jednak stosować jej w przypadkach wykraczających po za "chłopaków wcielanych do armii we wszystkich wojnach wszechczasów". Wittman nie był "wcielonym chłopakiem"...

To, co bym chciał jeszcze napisać o kwalifikacjach i wojnie - napisał Szary Kot i Traube, nic dodać, nic ująć...

A dlaczego mi zgrzytają trybiki? Może dlatego, że pewne książki o żółnierzach i cywilach (np. 5 lat kacetu) czytałem jak miałem 10-15 lat, a 08/15 dopiero na studiach?

Pzdr, Hun

"...And what do you burn, apart from witches?   - More witches!..."
Obrazek użytkownika Jonathan

Jonathan
między świetnym żołnierzem a bohaterem? No właśnie tytuł moralny. I jeden i drugi mogą sprawnie "eksterminować" żołnierzy i sprzęt przeciwnika. Tyle tylko, że tylko jeden z nich ma rację. Nie bez przyczyny po kilkudziesięciu latach dyskusji św. Augustyn sformułował koncepcję wojny sprawiedliwej. ALe nawet on nie byłby w stanie wyobrazić sobie wojny tak strasznie i okrutnie niesprawiedliwej jak ta, którą prowadzili Niemcy w latach 1939-45.
Świetni żołnierze niemieccy potrafią być uprzejmi, potrafią spotykać się ze swymi przeciwnikami i ich kompementować. Adolf Galland, generał Luftwaffe, który w czasie Bitwy o Anglię zestrzelił 58 samolotów alianckich (do końca wojny w sumie 104), spotkał się z naszym Stanisławem Skalskim (18 i 11/12 zestrzelonych maszyn niemieckich)  w czasie premiery filmu "Bitwa o Anglię" i rzekł: "Przez takich ludzi jak Skalski przegraliśmy Bitwę o Anglię,ale dzięki takim jak on zniknęła ponura wizja nazizmu,która zagrażała swiatu". 
Jak miło, prawda?

Be careful what you wish for, cause it may come true.
Obrazek użytkownika max

max
Czyli, bohaterem może być tylko i wyłącznie ten, który stoi po dobrej stronie.
Nieistotne, co w danym momencie ów osobnik myśli, czym się kieruje, w co wierzy i co wie.
Nieistotne co zrobił. "Dobrych" nalezy rozgrzeszyć z gwałtów i rabunków, źli pozostaną źli.
**
Nie, są wartości zawsze istotne, nawet w ponurych czasach wojny.
Honor, odwaga, lojalność, uczciwość.

Galland tak powiedził? Coż, albo się szczerze "nawrócił" (groteska), albo był politycznie poprawny. Z którego roku jest ta wypowiedź, z ciekawości? 


 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Jonathan

Jonathan
"Dobrzy" nie mogą popełnić zbrodni i gwałtu, bo automatycznie stają się złymi. Poza tym nie mieszajmy dwóch różnych systemów walutowych: wojny - sprawiedliwe i nie - prowadzą zbiorowości, dzielne i bohaterskie są jednostki. Można być dzielnym żołnierzem walcząc w okupowanym kraju - jak Twój czołgista - nie można jednak być bohaterem.
Właściwie jedyną nacją walczącą z zachowaniem zasad byli Polacy - dlatego wojnę przegrali najbardziej.

Be careful what you wish for, cause it may come true.
Obrazek użytkownika Jonathan

Jonathan
"Dobrzy" nie mogą popełnić zbrodni i gwałtu, bo automatycznie stają się złymi. Poza tym nie mieszajmy dwóch różnych systemów walutowych: wojny - sprawiedliwe i nie - prowadzą zbiorowości, dzielne i bohaterskie są jednostki. Można być dzielnym żołnierzem walcząc w okupowanym kraju - jak Twój czołgista - nie można jednak być bohaterem.
Właściwie jedyną nacją walczącą z zachowaniem zasad byli Polacy - dlatego wojnę przegrali najbardziej.

Be careful what you wish for, cause it may come true.
Obrazek użytkownika max

max
Właśnie o to chodzi.
Znam wiele przykładów, gdzie "zbrodnie i gwałty" uznawanych "dobrych" poszły w rozmyślne zapomnienie. A oni, ci "dobrzy", wylądowali na cokołach pomników.

Michael Wittman nie jest "moim czołgistą", jak to ująłeś. Primo, daleko mi do "ideałów", za które walczył. Secundo - jego osoba jest dobrze znana wszystkim pasjonatom dziejów broni pancernej, podobnie jak nazwisko Kretschmer znane jest osobom zainteresowanym wojną podwodną.

Kończę polemikę, naliczyłem co najmniej cztery osoby moimi komentarzami oburzone, a że bardziej sobie cenię symaptię (zakładam, optymistycznie, że istnieje :D) tych osób względem mnie, niż mało ważne dzisiaj meritum - zamilknę. Jak Behemot w blasku księżyca, pozostanę milczący. :)

Ale partyjska strzała będzie.
Jak rozumiem, Niemiec, walczący w I czy II wojnie, bohaterem być nie może. Z założenia, choćby miał życiorys nieskazitelny.
Przyjąłem do wiadomości, już więcej do tego i podobnych tematów nie wrócę - ale nie zgadzam się w 100%, choć Wasz punkt widzenia, pamiętając naszą polską historię, rozumiem.


 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Jonathan

Jonathan
zapalną ciekawej dyskusji :) Po raz kolejny okazało się jak bardzo potrzebna jest historia i jak bardzo jest ona magistra vitae.
P. S. "Bohaterski najeźdźca" - czy  czujesz jak nawet na poziomie językowym ten zwrot - jak to ujął po ślusarsku Hun - zgrzyta? :)
Pozdrawiam ciepło, cieplutko (40)

Be careful what you wish for, cause it may come true.
Obrazek użytkownika max

max
Szczerze, to troszkę więcej mam tam przeczytane niż "jedna biografia" - ale niech i tak będzie. :)

Stosunek Wittmana do ideologii i wodza był taki sam, jak 95% z jego pokolenia (i nie tylko), entuzjastyczny. Z czasem ten entuzjazm zaczął przygasać, w miarę jak Niemcom szło coraz gorzej. Ale zauważ: prawie wszyscy Niemcy dali się opętać, skutecznie i do końca, Hitlera wizji III Rzeszy. Cywile też! Te spontaniczne wiece, rankiem w zbombardowanym przez (dobrych) aliantów mieście, gdzie ludzie kryli się po piwnicach, licząc, że rodzina przeżyje - bo dom już i tak szlag trafił. A potem demonstrowali solidarnosć z wodzem. Skala obłędu.

W pierwszym komentarzu napisałem, wprost, "bohater w mundurze Waffen-SS" - albo podobnie, nie ukrywałem niczego. SS i Waffen SS - uznane w Norymberdze za organizacje zbrodnicze - i słusznie. Ale weź poprawkę, że Waffen-SS (żołnierze frontowi) liczyło w pewnym momencie (1944, jakoś wtedy) koło miliona ludzi. Większość z nich nie miała nic wspólnego z einsatzgruppen, z obsadą obozów koncentracyjnych, ba, nawet o takich praktykach nie wiedzieli. Poszli walczyć w trochę innym mundurze, nie feldgrau, z wyboru, przymusu bądź z przypadku. Jeśli z wyboru, to chcieli być bardziej elitarni (nagminnie łatano dziury na froncie właśnie dywizjami waffen-SS), jak i miec łatwiejszy "start" (o awans w wehrmachie było trudniej). Mniejsza.

Akurat Wittman, podobnie jak wielu innych, nie popełnił żadnych rzeczy "nagannych". Walczył za złą sprawę? Tak. Dla niego i innych ta sprawa nie była zła. Nie rozstrzeliwał ludności cywilnej, nie dorzucał cyklonu B do komór. Ogłupiony, jak miliony Niemców, wierzący w mit tysiącletniej Rzeszy. No i poszedł chłopak bić się, i dobrze mu to wychodziło.

Sprawy sobie nie zdawałem, że taką małą burzę spowoduję krótkim komentarzem. :)
Źle, że Niemiec, że waffen-SS, że wojna niesprawiedliwa?
Niestety, wybitnych czołgistów alianckich, czy polskich, nie ma, nic mi o nich nie wiadomo, a gdyby byli, ktoś by już "wygrzebał". :)

 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Hun

Hun
...nie napisałem, że masz przeczytaną "jedną biografię", "ale i niech tak będzie", że będziesz próbował pojechać mnie protekcjonalnie, niech będzie...

Szczerze, to: tak, właśnie źle, że wojna niesprawiedliwa; źle, że Waffen-SS

Szczerze - to właśnie fakt, że 95% szwabów ochoczo hajlowało, popierając dążenie ku wojnie, która miała dać Lebensraum na wschodzie kosztem zdemolowania kilku państw i anihilacji pieprzonych Untermenschów - ustawia mnie, pieprzonego podczlowieka-polaczka, w odpowiedniej pozycji do narodu nadludzi i jego bohaterów... Właśnie również takich z elitarnych Sztafet Szturmowych...

Szczerze - to szkoda, że z moich "porównań" wyciągnąłeś tylko Nieznanego Polskiego Czołgistę; tylko...

Mam również świadomość, że byli niemieccy zołnierze, którzy dawali polskim dzieciom cukierki... To takie moje, małe uproszczenie sytuacji.

Ja też pewne rzeczy odbieram "atawistycznie", jak to gdzies wyżej napisałeś... Np. (kiedyś) boks, albo filmy "o samurajach", kiedy nie wnikam, kogo i za co rozpołowił Musashi albo Zatoichi itp itd. Rzeźnie z niektorych filmów odbieram prawie jak "dzieło malarskie". Będąc jednak "obciążony" naszą historią nie jestem w stanie i nie zamierzam "doceniać" bohaterstwa jakiegokolwiek nazisty czy komunisty...

Szczerze - przykro mi. EOT

Pzdr, Hun
 

"...And what do you burn, apart from witches?   - More witches!..."
Obrazek użytkownika max

max
Jedno tylko. Nie "jadę Cię protekcjonalnie" - sam napisałeś: czy w tej biografii, którą czytałem, było o tym i tamtym. Szczerze - sam się poczułem wywołany przed tablicę, jako mały Jaś, stąd i replika.

Co do reszty, jest w komentarzu wyżej, do Jonathana.
Jeśli uraziłem - przepraszam z głębi serca, zrozum człowieka, który kiedyś zajmował się nałogowo szczegółami konstrukcji T-34, shermanów, panter, swierszczyków (nie mylić!:D) i innych podobnych. Ze sprzętu blisko do ludzi, którzy się nim posługiwali.

pozdrawiam
 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."

Więcej notek tego samego Autora:

=>>