Dyplomacja z Moskowią

 |  Written by alchymista  |  9

Rosja zrobiła pozorny krok w tył. Putin oświadczył, że rozkazał wojskom, które odbywały niezapowiedziane manewry, powrót do miejsc stałej dyslokacji. Nie wycofał jednak wojsk z Krymu.

Przeszło w godzinę po tym, jak pojawiła się niepewna informacja, że amerykańskie niszczyciele płyną w kierunku Morza Czarnego, ambasador Rosji przy ONZ Witalij Czurkin oświadczył, że „To Wiktor Janukowycz zwrócił się w liście do prezydenta Rosji Władimira Putina z prośbą o interwencję zbrojną na Ukrainie”. Z oświadczenia wynika, że istnieje jakieś pismo, która fakt ten potwierdza, i że Rosjanie być może zechcą ją pokazać, jeśli takie żądanie się pojawi. Jeśli Amerykanie będą stopniowo zwiększali napięcie, Janukowycz stanie się żertwą wielkiego chana i dołączy do czerwonej sotni w piekle. Oczywiście nie dziś, bo ciągle jest potrzebny, ale za kilka miesięcy, gdy wszystko się uspokoi i świat cały (z wyjątkiem Ukrainy) o nim zapomni.

Jeśli rzeczywiście wojna rozpętana przez „Gitlera” z Kremla stopniowo wygaśnie (a nie jest to wcale pewne), to warto się zastanowić jaką taktykę dyplomatyczną będzie stosowała Moskwa w najbliższym czasie. Gdybym miał Ukraińcom doradzić co mają robić, to ułożyłbym taką instrukcję negocjacyjną:

Po pierwsze. Jak łatwo się domyślić, Moskwa będzie próbowała doprowadzić do „negocjacji” między Janukowyczem a Jaceniukiem i Turczynowem pod auspicjami wielkich mocarstw. Jeżeli Jaceniuk z Turczynowem ulegną temu żądaniu, amerykańskie niszczyciele (jeśli rzeczywiście wzięły kurs na Morze Czarne) zapewne zawrócą na Morze Śródziemne, bo tam można złowić lepsze mięczaki. A więc NIE MA MOWY O ZGODZIE NA „NEGOCJACJE” Z JANUKOWYCZEM!

To będzie pierwszy etap negocjacji. Potrwa on dość długo. Gdyby nie to, że rosyjska gospodarka wkrótce poleci na łeb na szyję, spodziewałbym się, że Rosjanie będą przeciągać sprawę przez okrągły miesiąc, aż w końcu niby odpuszczą, by do tej sprawy nieoczekiwanie wrócić, gdy poczują, że Obama znudził się Ukraińcami i zwyczajnie mięknie.

Po drugie. Jednocześnie będą trwały negocjacje w sprawie Krymu. Strona ukraińska będzie żądała wycofania dywersantów i żołnierzy, Kreml będzie się upierał przy referendum. Z pewnością żądanie to rozszerzy na wschodnie okręgi Ukrainy. Dlatego Ukraińcy powinni postawić dodatkowe żądania, a mianowicie natychmiastowego opuszczenia CAŁEGO KRYMU, łącznie z bazą w Sewastopolu, przez wszystkie oddziały rosyjskie, łącznie z flotą. Celu zapewne nie osiągną, ale przynajmniej będą mogli spuszczać z tonu podczas negocjacji i pozwoli to uniknąć eskalacji rosyjskich żądań.

Po trzecie. Naturalnie, Moskwa podejmie wątek długów i swoich inwestycji na Ukrainie, ale Ukraińcy powinni sprawę ucinać w zarodku, stwierdzając, że o takich sprawach dyskutuje się podczas pokoju, a nie podczas wojny. Powinni dodatkowo żądać bezwzględnie i nie ustępując ani kroku, anulowania decyzji rosyjskiej Rady Federacji o udzieleniu zgody na wprowadzenie wojsk rosyjskich na Ukrainę, a także powrotu rosyjskich jednostek wojskowych na wschodniej granicy do ich garnizonów.

Po czwarte. Pozostaje jeszcze jedna, istotna kwestia: miejsce i język prowadzonych negocjacji. Uważam, że bezwzględnie powinien to być język angielski, żaden tam rosyjski czy francuski. Język jednoznaczny i konkretny aż do bólu. I z tego warunku nie można ustąpić. Jeśli Turczynow nie zna angielskiego, to i tak są tłumacze. Negocjacje powinny odbywać się w Kijowie, w żadnym wypadku nie w Moskwie. Zwycięzca dyktuje miejsce negocjacji. Jeżeli to się nie uda, negocjacje mogą się odbywać w Nowym Jorku, w siedzibie ONZ. W żadnym wypadku nie wolno negocjacji prowadzić na Krymie! Bo to by oznaczało, że Moskwa ma do Krymu takie same prawa, jak Ukraina. Nie wspominam już o symbolice Jałty, którą Rosjanie na pewno zechcą wykorzystać...

Po piąte. Kto będzie negocjował? Ze strony rosyjskiej raczej nie należy się spodziewać udziału Putina. On będzie sobie łaskawie „zatwierdzał” postanowienia swojego ambasadora lub je „odrzucał” albo wręcz „kwestionował”. Ale żądanie takie należy postawić, bo po pierwsze „a nuż się uda”, a po drugie, delegacja rosyjska musi być na odpowiednio wysokim szczeblu. Kwestii prestiżowych trzeba strzec jak źrenicy oka! Jeśli Rosjanie wyślą jakiegoś trzeciorzędnego dyplomatę, strona ukraińska powinna postąpić tak samo. Jeżeli strona rosyjska wyśle wytrawnych dyplomatów, strona ukraińska powinna sięgnąć po starych, ukraińsko-sowieckich patriotów, którzy dobrze rozumieją sposób myślenia przeciwnika. Nie zawadzi dołączyć do delegacji najbardziej twardogłowych wojskowych, jak choćby płk Iwana Jakubca, czy kogoś z jego profilem psychologicznym.
Bezwzględnie należy wciągnąć w rozmowy samego Obamę i to tak, aby nie mógł się wykręcić sianem, gdy cała sprawa po prostu go znudzi. Raz się wziąłeś, Buraku, za negocjacje, to cię tak łatwo nie puścimy. Reprezentujesz Stany Zjednoczone i honor Stanów Zjednoczonych.

Po szóste. Nie należy zaniedbać małych demonstracji zbrojnych. Można do tego wykorzystać rezerwistów, którzy powinni w swoich okręgach odbywać defilady z towarzyszeniem ludności. Szczególnie takie defilady będą potrzebne, gdy będzie się wydawało, że Rosjanie miękną i niby-ustępują ze swoich żądań.

Po siódme. Podczas negocjacji w żadnym razie nie wolno pozwolić sobą pomiatać. Reagować natychmiast na każde chamstwo i odpowiadać pięknym za nadobne. Niewykluczone, że rosyjska delegacja wzorem Chruszczowa zdejmie obuwie i zacznie walić nim w pulpit. Nie chodzi o to, aby ich naśladować, ale aby ich wyśmiać i zawstydzić. Uważnie słuchać to, co mówią Rosjanie i kwestionować niemal każde ich słowo. Będą chcieli oszukać negocjatorów i rozjemców pięknie brzmiącymi słówkami, tak jak teraz oszukują wszystkich, że to Janukowycz poprosił o interwencję na Ukrainie (a co, Janukowycz chciał, żeby wywieszano rosyjskie flagi na Krymie?). Będą łapali Ukraińców za słowa i zmieniali ich treść. Będą łgali w żywe oczy i najzupełniej bezwstydnie. Trzeba demaskować ich łgarstwa, z całą świadomością, że będą łgać dalej. Do takich rozmów trzeba ludzi o wyjątkowo sztywnym karku! Trzeba też co jakiś czas czymś Rosjan zaskoczyć. Na przykład podjąć próbę drobnej korekty jakiejś części porozumienia, by wzbudzić w nich stosowne podejrzenia. Każde żądanie należy popierać grzecznie sformułowaną groźbą (na przykład napomykać o odmowie zapłacenia długów albo o nacjonalizacji rosyjskich przedsiębiorstw na Ukrainie...), a za każde ustępstwo żądać drogiej ceny. Warto co jakiś czas przypominać o tym, że Ukraina mogłaby łatwo wyprodukować bombę atomową, ale jest krajem miłującym pokój. Nie wahać się przed położeniem własnego zdrowia i życia na szali negocjacji. Sprawiać wrażenie gotowego na śmierć i faktycznie z całą świadomością liczyć się z taką możliwością jak późniejsza zemsta Rosjan (np otrucie). Rozdzierać szaty i posypywać głowy popiołem, co jakiś czas zrywać negocjacje, by do nich „z bólem” na twarzy powracać. I nigdy, przenigdy się nie poddawać! A nawet gdy Putin złoży już swój podpis na stosownym dokumencie, nie należy oczekiwać, że na tym się sprawa zakończy. Albowiem kolejne negocjacje będą trwały kolejne miesiące, a kryzys będzie się przedłużał.

Po ósme. Bezwzględnie należy zadbać o destabilizację społeczną sytuacji w samej Rosji. Nie chodzi o wysyłanie tam Dmitro Jarosza z terrorystami (bo to tylko Rosjan zastraszy i skonsoliduje), ale o demonstracje, strajki itp. Skoro Putin raz się cofnie, zmusić go, aby cofał się bez przerwy. Aż w końcu moskiewska elita tego nie zniesie i utopi go w jego własnym sedesie.
 

Czytelnik ma prawo zapytać skąd mam kompetencje do udzielania takich porad. Proszę Państwa, to nie są moje kompetencje. To raczej lekcje, jakich udziela historia dyplomacji Polski i Litwy z Moskwą. Mogę Państwu serdecznie polecić takie publikacje, jak choćby Aleksandra Kraushara (Samozwaniec Jan Faustyn Łuba) czy Adama Darowskiego (Szkice historyczne – seria II i III). Naprawdę, nie znam się na dyplomatycznych zwyczajach XXI wieku i nie wiem jak się je bezę, ale wiem na pewno, że rozmowy z Mongołami wymagają przede wszystkim cywilnej odwagi, hartu ducha i niebywałej wprost zdolności do targowania się. Zapytajcie Wietnamczyków na bazarze. Oni to potrafią. Niewykluczone, że i pan Gazowaty coś wie na ten temat. Szkoda tylko, że zależy mu głównie na własnym interesie.

Jakub Brodacki

POST SCRIPTUM
I pamiętajcie, Ukraińcy, co się z Wami stanie, jeśli Wasi przywódcy Was zawiodą:

 

4.42857
4.4 (7)

9 Comments

Obrazek użytkownika tł

Cieszę się, Alchymisto, że powściągasz nieco przyrodzoną Ci pochopność ;-)!

A propos tajników "mongolskiej" dyplomacji. W 1985 roku porwano w Bejrucie 4 sowieckich dyplomatów. Zwolniono ich dość szybko, gdy porywacze otrzymali paczkę. Jedni mówią, że była w niej głowa jednego ze sprawców, inni - że były to jego genitalia...

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
A przy okazji serdecznie polecam tekst Radka Pyffla o roli Chin w całym konflikcie. Dam tylko jeden cytat: "Jeśli dziś Zachód okazałby się słaby wobec Rosji, którą Chiny są w stanie ogrywać, to w Pekinie z pewnością wyciągną z tego wnioski i to wykorzystają w innych miejscach globu, gdzie interesy nowej potęgi skrzyżują się z wpływami Zachodu. Konsekwencje ewentualnej kompromitacji Unii Europejskiej (być może i USA) wykroczyłyby więc daleko poza Ukrainę."
http://www.polska-azja.pl/2014/03/04/r-pyffel-siedem-powodow-dla-ktorych...
 
Obrazek użytkownika tł

To dość oczywiste, że ewenualne zwiększenie zaangażowania USA w Europie jest na rękę  Chinom na ich zasadniczym obecnie, pacyficznym obszarze interesów. Chiny wygrywają, jeżeli USA wykaże słabość w Europie. Ale jeżeli USA zaangażuje się mocniej w Europie, to Chiny wygrywają także. Na Pacyfiku ;-)! 

Zatem, co tam, panie, w polityce?
Chińczycy trzymają się mocno! 

Czyli o wyższości go nad szachami ;-)))!
Obrazek użytkownika max

max
Sam gram/grałem i cokolwiek pamiętam z historii szachów. :)

Jeśli za pierwowzór przyjmiemy czaturangę, która przez Persję i  (później) za pośrednictwem Arabów przywędrowała do Europy - to kolebką są Indie.

Jeśli chcemy odwoływać się do xiangqi - to Chiny. Tylko tutaj figury są dokładane w trakcie gry - jak w go.

O ile nie myli mnie pamięć, pan, który nazywał się Needham (Joseph?) sugerował jeszcze w latach 60-tych XX wieku, że szachy to istotnie chiński wynalazek. Większość badaczy historii szachów sugeruje jednak odwrotny kierunek: od czaturangi do xiangqi.

pozdrawiam obu Panów i wszystkich fanów królewskiej gry :)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Mylisz się, tł. Szachy wymyślili Chińczycy, serio. W przeciwieństwie do telewizora, które nie wymyślił Telewizorow. Ale to już insza bajka.
Obrazek użytkownika tł

Hindusi mocno polemizowaliby z Twoją opinią ;-))).

Nie wiem, czy wiesz, kto wynałazł jodłowanie :-)))?
Obrazek użytkownika max

max
"Gdyby nie to, że rosyjska gospodarka wkrótce poleci na łeb na szyję..."

To dość powszechny pogląd, wyrażany w mediach różnego autoramentu, szczególnie na przestrzeni ostatniego tygodnia. Niestety, to nie do końca prawda.

Euforia i przekonanie o niechronnej zapaści rosyjskiej gospodarka bazuje na dwóch przesłankach: spadku na giełdzie i spadku wartości rubla.

Akurat spadek wartości lokalnej waluty jest dość korzystny dla państwa, którego jednym z głównych źródeł dochodów jest sprzedaż surowców (których ceny, nota bene, rosną, to stały trend), z uwagi na fakt, iż sprzedaż ta jest zakontraktowana w dolarach.

Fluktuacje giełdowe mają wpływ tylko na niektóre podmioty, na przykład posiadające zobowiązania w walucie zagranicznej. Ale dlaczego miałaby na tym tracić Rosja?

A teraz kilka danych:
- dług publiczny Rosji wynosi około 10%. Wynik znakomity, szczególnei na tle cieżko zadłużonych państw europejskich i USA;
- od wielu lat Rosja utrzymuje dodatni bilans handlowy - jest on, między innymi, źródłem olbrzymich rosyjskich rezerw walutiwych;
- dług zagraniczny Rosji (liczony na głowę) jest mnie więcej dwukrotnei niższy, niż niemiecki. A właśnie Niemcy uchodzą w Europie za kraj dobrze prosperujący.
- bezrobocie w Rosji wynosi marne 5%.
Itd, itp.

Nie należy sugerować się PKB, ten wskaźnik jest od zawsze najmniej wiarygodny - nagminną propagandową praktyką jest zwiększanie go przez... uwzględnianie długu publicznego. W tym celują państwa UE, nasi kreatywni "księgowi" również.

Rynek ma swoje prawa - inwestorzy wrócą do Rosji, ci, którzy chwilowo się wycofali.

Niestety, Rosję towarzysza pułkownika - stać na wojnę.

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
A skąd pochodzą dane, które cytujesz? Czy są wiarygodne?
Z relacji wszystkich tych, którzy jeżdżą do Rosji wynika, że istotnie niezła sytuacja panuje w wielkich miastach, szczególnie w Moskwie i Petersburgu. Reszta jest zapuszczona do cna. Zapominasz też o błyskawicznym wyludnianiu się Rosji.

Sukces odbudowy Groznego w Czeczenii jest pozorny. Zbudowano kilka imponujących wieżowców, które stoją puste. Zapytasz: kto w takim razie je utrzymuje? Czeczeni. Płacą daninę mafii, która rządzi ich krajem pod przewodem mordercy. I tak makieta rozwoju sobie trwa. Dodam, że Czeczenia to obszar bogaty w najlepszą na świecie ropę naftową. Mogłoby tu wyrosnąć zupełnie naturalne bogactwo o wiele wieksze, niż ta inscenizacja.

Moje informacje o możliwej zapaści Rosji nie pochodzą z mediów, tylko od kolegi-ekonomisty. oczywiście nasza sytuacja nie jest lepsza. Ale oni stracą na tym więcej. O wiele więcej.
Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
przybyła do hromadske.tv. Na pytanie co sądzi o kłamstwach Putina, wygłoszonych na tzw. konferencji prasowej, odpowiada, że to jest stanowisko polityczne Putina. Dziennikarz zwrócił uwagę, że trzeba zacząć od tego, że Putin kłamie. A dyplomata na to, że najważniejsze jest nawiązanie relacji dyplomatycznych z Rosją.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>