Fałszywi przyjaciele

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
W Gdańsku przez kilka dni bezpośrednio do rzeki wypuszczano szambo. Zawiodła instalacja, którą wcześniej chwalono się jako najdłużej nieprzerwanie działającym obiektem w mieście. Jak wiemy, to miało po drodze zupełnie inne wydatki. Media społecznościowe i te, którym z prezydentem Adamowiczem nie po drodze, temat nagłaśniały, reszta nie była nim zbytnio zainteresowana. Warto spojrzeć na to również pod kątem potencjalnego bratobójczego starcia między Pawłem Adamowiczem a kandydatem koalicji PO – Nowoczesna. Czyżby jednak nie było ono planowane, a całe dotychczasowe odcinanie się tych partii od urzędującego prezydenta było jedynie działaniem pozorowanym? Może tak być, skoro media odpuszczają idealną okazję, by wśród swoich odbiorców wykreować nastroje na rzecz zmiany w gdańskim ratuszu.
„Moczę nogi w wodach zatoki, brodzę w kale, brodzę w kale/wokół gniją rybie zwłoki, ja idę dalej, idę dalej” – śpiewał przed laty trójmiejski zespół Dzieci Kapitana Klossa, ten sam, w którym swą trwającą do dziś karierę sceniczną zaczynał Olaf Deriglasoff. Początek drugiej połowy lat 80-tych uchodził za czas ogólnopolskiej klęski ekologicznej,  zwłaszcza, gdy już na rabunkową i niewrażliwą na kwestię środowiska komunistyczną gospodarkę nałożył się Czarnobyl. Od skojarzeń z tą piosenką nie sposób ostatnio uciec, pytanie, kto sięgnie po nią w kampanii wyborczej? Szambo ponoć już przestało się lać, atmosfera w mieście pozostała jednak ciężka, o czym przekonał się premier Mateusz Morawiecki. Jego spotkanie z mieszkańcami zostało zakłócone przez współczesną wersję „aktywu robotniczego”, czyli kilkoro działaczy KOD, wśród których rozpoznano również faceta, który niczym wierna groupie odwiedza podobne imprezy w całej Polsce i wszędzie prowokuje awantury. Wcześniej rozpoznany przez internautów Piotr Łopaciuk został uniewinniony przez sąd, przed który trafił, co za niespodzianka, za zakłócanie spotkania z Anną Anders. Zachowanie to opozycji teoretycznie nie służy, w praktyce jednak nie pomaga również rządzącym, ponieważ kreuje pewną atmosferę, podobną do tej, jaka towarzyszyła kampanii Bronisława Komorowskiego. Przeciwnicy władzy dostają sygnał, że zachowania na krawędzi, a czasem już wręcz wyczerpujące zachowania politycznego bandytyzmu pozostają bezkarne. To zachęca kolejnych frustratów, ale i budzi frustrację wyborców, którzy PiS cenią przecież za konsekwencję i zdecydowanie. Nie należy lekceważyć faktu nagłaśniania, wyolbrzymiania a nawet wymyślania incydentów na spotkaniach z politykami PiS. Poza dużymi portalami odbywa się to również rzekomo oddolnie, pod pretekstem informacji obywatelskiej, np. za pomocą portalu youtube, gdzie użytkownicy o nickach, wyglądających na generowane przypadkowo, publikują materiały w których opis, informujący o rzekomych zajściach podczas rozmów polityków z obywatelami towarzyszy zdjęciom, z których nic takiego nie wynika. Stało się tak choćby w przypadku wizyty Mateusza Morawieckiego w Garwolinie.
Widać to również na przykładzie protestu w sejmie. Protest, rozpoczęty od zgłoszenia postulatów, które większość społeczeństwa, w tym zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości, uważała za słuszne, zmienia się w coś w rodzaju szóstego sezonu polskiej edycji Big Brothera, gdzie politycy opozycji ścigają się, kto będzie miał ładniejsze zdjęcie z niepełnosprawnymi. Ci zaś tracą społeczne poparcie w miarę, jak zyskują wsparcie ze strony polityków, czym wpisują protest w oś sporu opozycji totalnej z władzą. A że opozycja wciąż przegrywa walkę o rząd dusz, również od nich ludzie, zmęczeni nastawionym na konfrontacje zachowaniem i obrazkami bałaganu w sejmie zaczynają się odwracać. Gdy oglądamy obrazki z posłami opozycji pchającymi wózki, na które nawet przy tym nie patrzą,  nie sposób nie traktować całej sprawy politycznie i domagająca się realnie poprawy sytuacja niepełnosprawnych w Polsce nie ma tu już nic do rzeczy. Grupa, protestująca w sejmie zgodziła się, by jej politycznym głosem było środowisko, które zawsze wykazywało się największą obojętnością, jeśli nie pogardą, wobec tych, którym po 1989 roku w Polsce się nie poszczęściło. Swoim przeciwnikiem, czego już nawet nie ukrywa, uczyniła natomiast ten rząd i ugrupowanie, które podjęły najwięcej prosocjalnych działań od czasu transformacji ustrojowej. Na ich wózkach Ryszard Petru i Joanna Scheuring-Wielgus chcą dziś dojechać do kolejnej kadencji, ale trudno uwierzyć, by tak tandetną propagandą pomagali komukolwiek – czy protestującym, czy samym sobie. Tak, jak nie pomoże protestującym Lech Wałęsa, opowiadający w sejmie przede wszystkim o sobie. Zresztą, to nie im ma pomóc, co zdradza w swoim tweecie gwiazda tzw. „strajku kobiet”, Marta Lempart. „Pomysł: codzienne próby wejścia do Sejmu kolejnych osób, za którymi przyjdą media, a obrazki PiS-bezprawia pójdą w świat. Typuję @PresidentWalesa. Zróbmy z tego akcję narodową #SejmJestNasz.” Nic dodać, nic ująć.
Petru jest już poza Nowoczesną, Nowoczesna natomiast, razem z PO i PSL kolejny tydzień znalazła się poza studiem programu „Woronicza 17”. Bojkot i próby nacisku na TVP, by ta ukarała dziennikarza za podanie sprawdzonej informacji weryfikują hasła o „wolnych mediach”, choć nie wiem, czy ktokolwiek takiej weryfikacji potrzebował po ośmiu latach rządów PO. W części audycji nie ma tylko polityków Platformy, u Michała Rachonia również PSL i Nowoczesnej. W ten sposób ta część opozycji sama pozbawia się głosu w tych mediach, w których ma szansę dotrzeć poza swój elektorat. W powstałą niszę gładko wchodzą zaś postkomuniści, dla których, przy niezłej koniunkturze sondażowej, jest to znakomita okazja dla zaznaczenia swojej stałej obecności w polskiej polityce. Być może telewizyjne dyskusje, w których naprzeciw Zjednoczonej Prawicy stają Kukiz’15 i SLD okażą się przepowiednią. Dla PiS byłoby to zresztą całkiem dobre przemeblowanie sceny politycznej. Trudno w tej chwili jednak wyobrazić sobie kolejny sejm bez Platformy, którą uzupełnią zapewne posłowie Nowoczesnej, już bez własnego ugrupowania i klubu. Wydaje się jednak, że ci, którzy uznali wynik wyborczy z 2015 roku za koniec obecności lewicy w parlamencie, mocno się pospieszyli. SLD tymczasem ubarwia (choć jednokolorowo) polską politykę, idąc na starcie nie tylko z PiS, lecz również z Platformą, wobec której mocno akcentuje swoją odrębność. Nie miejmy złudzeń, w przyszłym sejmie te partie razem będą próbowały blokować działania PiS, ale wcześniej wydarzy się między nimi wiele ciekawych rzeczy i smakowitych polemik. Gwarantuje to osoba Włodzimierza Czarzastego, który w swoich wypowiedziach liberalnej opozycji specjalnie nie oszczędza.
Bieżą polityka nie może przesłaniać jednak faktu, że choć bardzo dużo udało się osiągnąć w dziedzinie polityki historycznej i symbolicznej, i tutaj dobra zmiana zdaje się chwilami wytracać tempo. Muzeum Polin promujące poprzez mural komunistycznego bandytę Baumana, półmilionowa dotacja Narodowego Centrum Nauki przyznana Barbarze Engelking-Boni (autorce specjalizującej się w wykazywaniu jak najgorszych postaw Polaków wobec ludności żydowskiej podczas II wojny światowej), wreszcie niepokojące plany wystawy w muzeum w Auschwitz, która, choć poświęcona pamięci Witolda Pileckiego i obozowego ruchu oporu, zagrażać ma ponoć zachowanym na miejscu pamiątkom – to wiadomości tylko z ostatnich kilku dni. Oczywiście można tłumaczyć te wydarzenia argumentem, że rząd nie ma wpływu na wszystkie instytucje, zaś w niektórych jest on (jak w przypadku Polin) niewystarczający do przeforsowania lub blokowania czegokolwiek. Skoro jednak możliwe, choć trudne, są zmiany w wymiarze sprawiedliwości, czemu nie walczyć mocniej o tak istotną przecież dla Zjednoczonej Prawicy sferę polityki historycznej?

Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>