Im bardziej byłem uczciwy wobec siebie...

 |  Written by Nessun Dorma  |  4

„Im bardziej byłem uczciwy wobec siebie,
tym bardziej moja muzyka przemawiała do innych”

Marjana Mozeticha poznałem telefonicznie przed rokiem, kiedy to postanowiłem poprosić kompozytora o zgodę na wykorzystanie fragmentu jego utworu „Affairs of the Heart” jako ilustracji wiersza, prezentowanego na tle ulic Krakowa. Artysta, po zapoznaniu się z szkicowym tłumaczeniem tekstu, zgodził się i od tego czasu utrzymywaliśmy sporadyczny kontakt mailowy, nie wykluczając w przyszłości osobistego spotkania. Niedawno, spotkanie takie miało miejsce. Udało mi się odwiedzić kompozytora w jego mieszkaniu w Kingston. Marjan Mozetich nie tylko zgodził się na rozmowę, ale pozwolił także zarejestrować ją na video. Rozmowa przeprowadzona została w języku angielskim, poniżej proszę znaleźć jej polską wersję, w nieco swobodnym tłumaczeniu, by najlepiej zachować jej klimat, treść i charakter.

„Rozpocząłem komponowanie w stylu modernistycznym, ale zawsze liczyłem się z publicznością i zastanawiałem się, w jaki sposób moje utwory przemawiają do słuchaczy. Często czułem się znużony awangardową muzyką, była mało ciekawa emocjonalnie i w pewien sposób pusta. Taka była moda, ale uznałem, że powinienem dotrzeć do publiczności, znaleźć wspólny język muzyczny, który nie tylko przemawiałby do słuchaczy, ale także do mnie, zafascynowanego muzyką klasyczną. Jestem osobą emocjonalną i było dla mnie ważne tworzenie muzyki bardziej ekscytującej, przemawiającej do innych i mającej pewną siłę emocjonalną. W tym okresie charakter mojej muzyki zaczął się zmieniać i nawiązywać do stylu klasycznego. Wprowadziłem melodię, harmonię, regularny rytm i zauważyłem, że zaczyna to być doceniane. Reakcja innych ludzi dawała też poczucie większej satysfakcji. Zorientowałem się, że także dla mnie jako kompozytora, nowa droga okazała się bardziej ciekawa i inspirująca.

Im bardziej byłem uczciwy wobec siebie, tym bardziej moja muzyka przemawiała do innych. Emocjonalność, którą się inspirowałem miała przełożenie na odbiór słuchaczy. Nie zgadzam się z teorią, że artysta powinien tworzyć w odizolowaniu i skupiać się tylko na tym, co jest ważne tylko dla niego; wierzę, że twórca musi być w jakiś sposób związany ze środowiskiem i mieć świadomość, w jaki sposób sztuka działa na ludzi.

Duży wpływ mieli na mnie amerykańscy kompozytorzy Philip Glass i Steve Reich, których muzyka była niezwykle dynamiczna i miała wielki wpływ na słuchaczy. Wykorzystując elementy ‚pop” docierali do publiczności, którza znała i rozumiała ten rodzaj muzyki. Ma to również aspekt emocjonalny, gdyż można zajść daleko grając na emocjach. Muzyka może wywołać uczucie smutku i radości, ale trzeba wiedzieć, jak ją wykorzystać, tak by  nie ocierać się o kicz. Jej przekaz musi być zrównoważony i pełen znaczeń, wykraczających poza wywoływanie prostych uczuć radości i smutku.

Byłem szkolony, jako pianista i chciałem być pianistą koncertowym. Grałem późne sonaty Beethovena, trudne utwory Chopina, których wykonywanie było rodzajem duchowej nagrody, ale równocześnie uważało się wówczas, że podobna muzyka nie powinna już być tworzona. Dopiero dużo później zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie kontynuuję tej klasycznej tradycji? Popularna muzyka cały czas czerpie z tego źródła i nie możemy tej wielkiej klasycznej tradycji odrzucić – jest ona częścią naszej kultury i konieczne jest zachowanie równowagi pomiędzy tym co nowe, a tym co klasyczne. Moja muzyka jest bardzo tradycyjna, nie rezygnując z często z modernistycznych repetycji, niesie różnorodność emocji, prowadzi w rozmaite przestrzenie, wywołuje uczucia, podczas gdy muzyka minimalistyczna utrzymuje się na identycznym poziomie, ograniczając się zwykle do niekończących się powtórzeń, co może być nawet irytujące.

Ciągle wprowadzam elementy klasyczne, poszukuję; trudno mi powiedzieć, co jest tak wyjątkowego i fascynującego w mojej muzyce, że wywołuje u niektórych słuchaczy przekonanie, że słyszą muzykę, którą zawsze chcieli usłyszeć. Może zabieram w muzyce pewien głos, który nie nie był dotychczas wystarczająco słyszalny?

Chciałbym sądzić, że mam wpływ na innych kompozytorów, być może inspiruję niektórych do kontynuowania tradycyjnej drogi. Dotyczy to także pieśni, wykorzystujących utwory poetyckie. Poezja powinna być inspiracją muzyki, niekoniecznie w stylu, w którym komponuję. Napisałem pieśni do wierszy Gwendolyn MacEwen ponieważ poruszały metafizyczne aspekty życia i duchową stronę miłości.

Muzyka popularna satysfakcjonuje głównie fizyczne aspekty życia, emocje związane z zakochaniem, uczuciem odrzucenia, smutku, codziennych doświadczeń. Utwory aspirujące do sztuki kierują się raczej w stronę duchowości. Poeta Leonard Cohen w muzyce pop połączył dość szczęśliwie te obie strony ekspresji, interesuje go nie tylko duchowość, ale i polityczno-społeczny aspekt egzystencji. Sam nie napisałem wielu pieśni, ale te które skomponowałem inspirują się przeżyciem duchowym.

Korzenie i tradycja są bardzo ważne. Pochodzę z słoweńskiej rodziny, ale nie czuję się do końca Słoweńcem, ponieważ wychowałem się wśród Włochów, moi rodzice rozmawiali po włosku, słuchaliśmy opery, włoskiej muzyki, ale także w sobotnie wieczory przychodzili do nas Słoweńcy, pili wino, śpiewali polki i słoweńskie pieśni ludowe. Nie wykorzystuję tego w szczególny sposób w swoich kompozycjach, ale myślę, że absorbowałem to kulturalne podłoże, które w moim wypadku ma charakter słoweński, włoski, a nawet niemiecki, gdyż teren skąd pochodzę był pod wpływem austriacko-niemieckim. Na to wszystko po przyjeździe do Kanady nałożyła się estetyka amerykańska. Uważam, że wszystkie te kultury są częścią mojej muzyki i mogą być słyszalne w tym, co robię. Przykładem może być „Fantasia sul un linguaggio perduto”, („fantazja na temat utraconego języka”) która jest wyrazem poszukiwania właściwej drogi i rozterek, koniecznych do zidentyfikowania własnego głosu. Czy ma być wzbogacony o echo przeszłości, czy też powinien pozostać modernistyczny, abstrakcyjny i oderwany od naszego codziennego życia?

Jakie są moje aspiracje? Rzadko o tym mówię, ale zawsze podziwiałem „wielkich kolegów” i ciągle moją ambicją jest być takim, jak niektórzy z tych wybitnych kompozytorów, bo właśnie oni tworzyli muzykę, która przemawiała do publiczności, dawała strawę duchową i energię, wzbogacając równocześnie kulturę i poczucie dumy. Bardzo lubię Czajkowskiego i chciałbym, by moja muzyka była równie ceniona.”

Pewnie z tego powodu na pianinie Marjana Mozeticha leżą nuty Etiud Chopina, w aranżacji i wydaniu Ignacego Paderewskiego. Bowiem muzyka wielkich nie straciła na aktualności i nadal można wiele się od nich nauczyć.

Opracowanie: Aleksander Rybczyński

Całość materiału stronie http://polskacanada.com

Bardzo ciekawe są spostrzeżenia profesora Marka Dyżewskiego, który po wysłuchaniu wywiadu z Mozetichem napisał: "
Rzecz znamienna: kierunek ewolucji języka dźwiękowego jest u Marjana Mozeticha podobny jak u Wojciecha Kilara i Henryka Mikołaja Góreckiego.
Na początku lat 60. minionego wieku byli oni, obok Pendereckiego, najwybitniejszymi twórcami
polskiej awangardy muzycznej. Rychło jednak odeszli od brzmień pozbawionych melodii, rytmu i harmonii i zwracając się ku tradycji i ku klasycznemu pojęciu piękna –
odnaleźli siebie, swój tak dziś charakterystyczny głos w świecie muzyki.
Odnaleźli też rzesze wdzięcznych słuchaczy."

Marjan Mozetich poznał kiedyś Wojciecha Kilara osobiście.

 

5
5 (3)

4 Comments

Obrazek użytkownika Traube

Traube
Jeden z najciekawszych i najbardziej wartościowych wpisów od powstania b-n-r nie doczekał się ani jednej, poza moją, oceny i ani jednego, poza moim, komentarza.
Obrazek użytkownika Danz

Danz
Wrzuciłem wpis na tt, ale odpowiedź jest marna niestety.
Pozdrawiam.

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Obrazek użytkownika ro

ro
Czyżby jeszcze jedno pole do niezgadzania się? (Co nie znaczy, że niezgody angel )

Właśnie, że muzyki jest za wiele! Przestała być sacrum - ta przez duże M i przestała być rozrywką - ta przez... mniejsze. Jest papką, którą wtłacza ludziom w uszy każdy, kto ma na to ochotę: oprawca muzyczny w radio, pani od marketingu w sieci handlowej, urzędniczka w urzędzie, młodociany sąsiad przez otwarte okno swojego pokoju, kierowca malucha, obok na światłach, który tylne siedzenie zamienił na kolumny głośnikowe, a na których zasilanie ledwie wystarczają 23 konie silniczka, w dzwonkach telefonów.
Wszędzie, nawet w lesie, po którym biegają ze słuchawkami na uszach dla zdrowia lub "dla kogoś"... 

Nie ośmielam się oceniać muzyki w kategoriach dobra - nie dobra, mogę najwyżej mówić o emocjach. A te mi coraz częściej idą w poprzek. Chciałem ostatnio trochę posłuchać radia - publicystyki w stacjach do których poglądów zaczynam mieć zaufanie, ale przestanę, bo nawet wywiad musi być dekorowany podkładem muzycznym, a w najlepszym wypadku przerwany w najciekawszym momencie, żeby wysłuchać, co gra w duszy redaktora muzycznego (Polskiego Radia Opole).
   

Więcej notek tego samego Autora:

=>>