Janusze, Grażyny i znikające miliony

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Koalicja Obywatelska, nie epatując przy tym przesadnie swoim logo, ruszyła z kampanią billboardową, oczywiście wymierzoną z Prawo i Sprawiedliwość. „PiS wziął miliony, a wszystko drożeje” krzyczy więc do przechodniów plakat, a drugi odkrzykuje „…i chce być bezkarny!”. „…a prąd drogi, jak nigdy” – dopowiada trzeci. I tak w całej Polsce, z tysięcy nośników reklamowych, które same w sobie kosztować musiały miliony właśnie. Już po programowych wystąpieniach Rafała Trzaskowskiego czy Grzegorza Schetyny można było zauważyć, że jedyną praktyką na wybory samorządowe pozostaje krytyka PiS i negatywny przekaz. Wiadomością opozycji do Polaków pozostaje twarz Jarosława Kaczyńskiego zamiast własnej. Czy przekaz ten trafi do kogoś, oprócz już przekonanych? Być może, jeśli w ogóle ktoś myślał nad nim dłużej, niż pięć sekund, doszedł do wniosku, że w ten prymitywny sposób odwoła się do powszechnego i niezależnego od ekipy rządzącej przekonania, że władza kradnie. Tyle, że samo to przekonanie nigdy nie wystarczało do dokonania zmiany. Potrzebne były dowody na potwierdzenie społecznej intuicji, czy były to transmisje z obraz sejmowych speckomisji czy nagrania z „Sowy”.
Dziś przeciętni obywatele odczuwają raczej poprawę swojej sytuacji, doceniają socjalny wymiar aktywności rządu, nawet jeśli nie utożsamiają się z częścią jego politycznych założeń, a dzięki internetowi i własnym doświadczeniom pamiętają, że jeśli zdarzyło im się nie tak dawno skandować „Złodzieje! Złodzieje!”, to pod zupełnie innym adresem. Co więcej, przeświadczenie o czerpaniu przez ludzi władzy profitów z funkcji sprawia, że nawet rozpowszechniane przez opozycje informacje o premiach czy nagrodach, często zresztą zmanipulowane, nie odnoszą praktycznie żadnego skutku, dopóki zwykły Nowak ma poczucie, że nie odbywa się to jego kosztem. Ten sam Polak, który przez poważne autorytety określany jest „Januszem”, mężem „Grażyny”, choć statystycznie jest raczej Piotrem, mężem Anny, choć i tak nie wiadomo, czemu akurat te dwa imiona stały się dla elit synonimem wszystkiego, czym elity te gardzą. „O to mam największe pretensje do Kaczyńskiego, że z cynicznych powodów dał nieoświeconemu plebsowi poczucie dostępu do władzy” - mówił w maju „Newsweekowi” prof. Wojciech Sadurski. „Większość ludzi nie czyta ani książek, ani gazet. Jesteśmy otoczeni analfabetami. Oni podążają za tymi, którzy obiecają im wszystko” – tłumaczy dziś polityczne wybory Polski, Anda Rottenberg. Powraca też coroczna, wakacyjna odmiana celebryckiego hejtu. Polacy na plażach kolejny już raz przeszkadzają Dorocie Zawadzkiej, etatowej psycholog dziecięcej TVN. Oczywiście nieszczęśnicy, którzy ośmielili się zająć miejsce, które upatrzyła sobie pani z telewizora, muszą zostać nazwani Januszem i Grażyną. Uderza przy tym roszczeniowość celebrytów, zwłaszcza tej jednej stacji telewizyjnej. Dorośli mają ustąpić im miejsca na wakacjach, młodzież zaś buntować się w imię ich zagrożonej pozycji i interesów. Pretensjom Doroty Wellman poświęciłem już akapit zeszłotygodniowego tekstu. Trzeba jednak pamiętać, że elity pretensje zaczynają mieć również do tych, których nie mogą przedstawić w swoim stylu jako nieudaczników.
Wróćmy jednak do prymitywnej kampanii wizerunkowej, której jedynym paliwem jest wciąż straszenie PiS-em. Władze PO zapomniały już najwyraźniej, że już 11 lat temu w podobny sposób próbowały nawiązać kontakt z silniejszym początkowo przeciwnikiem. Dopóki jednak komunikat Platformy w 2007 roku ograniczał się do hasła „Rządzi PiS a Polakom wstyd”, uzupełnianego w różnych konfiguracjach jakimś słowem, budzącym złe skojarzenia, np. „Agresja”. Poparcie stało w  miejscu. Dopiero złożenie obietnic, dokładnie takich, jak z cytowanej wyżej Rottenberg, zmobilizowało wyborców i dało Platformie władzę i kredyt zaufania na 8 lat. Opozycja nie pamięta dziś również, że poprzednie wybory samorządowe szturmowała za pomocą odcięcia się od polityki, którą zastąpić miało budowanie infrastruktury. Dziś, wręcz przeciwnie, samorząd ma być jedynie celem do zdobycia, a raczej zachowania przyczółku w walce z PiS o szczebel ogólnopolski. Infrastruktura może poczekać, zwłaszcza, że już i tak przecież swoje czeka i nikomu z wyborców nie przeszkadza fakt, że Rafał Trzaskowski obiecuje to samo, co jego poprzedniczka potrafiła obiecać ponad dekadę temu.
Warto wspomnieć o pewnej skromnej, zapomnianej już, a dziś wyglądającej bardzo zabawnie kampanii Platformy w internecie z 2014 roku. PO lansowała wówczas w mediach społecznościowych grafikę „A gdyby koszmar się spełnił? Rządy Przypadkowych i Szalonych”. Obrazek pokazywał, jak PO wyobraża sobie przyszły rząd prawicy. Premierem miał być  oczywiście Jarosław Kaczyński, któremu oprócz Piotra Glińskiego towarzyszyć mieli też prof. Bogdan Chazan i Janusz Korwin-Mikke, zaś Antoni Macierewicz miał być… „ministrem wojny z Rosją”. Wyjątkowo zabawnie wygląda to w sytuacji, gdy dziś ta sama Platforma straszy na każdym kroku Rosją, której najpotężniejszym agentem ma być Macierewicz właśnie. Może więc nie ma się co dziwić, że partia Grzegorza Schetyny nie chce pamiętać swoich kampanii wyborczych?
Na szczęście pamiętają o nich nie tylko sympatycy, lecz i pijarowcy Prawa i Sprawiedliwości. Spot „Totalna awantura to nie szansa dla Polski” jest w dużym stopniu powtórzeniem starego klipu Platformy „Oni pójdą na wybory. A Ty?”. Widzieliśmy w nim agresywne grupy i jednostki w trakcie rozmaitych napadów wściekłości, wszystko zaś zostało przypisane PiS, choć często nie były to wcale grupy jednoznacznie opowiadające się za tą partią. Najlepiej zapamiętaliśmy Andrzeja Hadacza, ciemną gwiazdę protestów w obronie krzyża, później bywalca Parad Równości i wielu innych imprez o zupełnie odwrotnym przekazie ideowym, dziś żarliwego krytyka „dobrej zmiany”, powszechnie i nie bez podstaw uważanego za prowokatora. Dziś imprezy, organizowane przez PiS, zwłaszcza zaś spotkania wyborcze Patryka Jakiego cyklicznie atakuje pani Magdalena, znana jako „Ruda”, która nie ogranicza się do agresji werbalnej. Ostatnio, na oczach kamer uderzyła z całej siły 75-letniego przypadkowego uczestnika imprezy Jakiego. O działaniach policji i prokuratury w tej sprawie nie słychać, podobnie jak o odcięciu się od metod zwolenniczki przez team Trzaskowski-Rabiej. Najwyraźniej przemoc motywowana politycznie ma dla nich zarówno złe, jak i dobre, akceptowalne barwy. Krótkie wideo PiS pokazuje cały szereg takich sytuacji i ilustruje stwierdzenie, że poza awanturą opozycja nie ma żadnego innego pomysłu. I, jak widzimy, faktycznie nie ma.
Wszystkie niechętne PiS środowiska, związane z elitami III RP wychodzą z założenia, że wystarczy bycie „anty-PiS”, a plebs, motłoch, „Janusze” i „Grażyny” zrozumieją swój błąd, przeproszą i w kolejnych wyborach oddadzą im władze, w ramach zadośćuczynienia godząc się jeszcze na okrojenie programów socjalnych. Tymczasem PiS ma ułatwione zadanie, ponieważ gdy ktoś zarzuci mu brutalizację polityki i akceptację dla przemocy, zawsze pokazać może Rudą, Farmazona i kilku innych watażków. Gdy opozycja powoła się na  krytykę z zagranicy – skontruje to hipokryzją Green Peace i Amnesty International .Gdy wreszcie będzie znów mowa o sądach – roztargnionego sędziego i odebrane przez niego właśnie pieniądze, 20 tysięcy, które robi większe wrażenie, niż rzekomo „wzięte” miliony.
 Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>