Kto wygrał? Kto ma rację? Przekonajcie się sami:
Źródło: Rzepa, zrzutka od znajomych
Zlustrujemy sobie rodziców?
Dorota Kania: A chcesz? To zacznij.
Moi: psychologowie, nie należeli do partii ani związków
zawodowych oprócz „Solidarności". Banalnie.
Mój tata pracował całe życie w zakładach
mechanicznych w Tarnowie, do PZPR nigdy nie należał.
Moja mama zmarła, gdy miałam trzy lata, druga mama
należała do partii do 1979 roku, kiedy przeszła na
emeryturę.
No proszę, a jaki to miało na ciebie wpływ?
Żaden, bo na moje wychowanie wpływ mieli głównie
mężczyźni – prócz taty, któremu zawdzięczam
religijność, byli to dziadkowie – piłsudczycy, z których
jeden przed wojną działał w PPS-ie.
Czyli w twoim wypadku partyjność jednego z rodziców
nie miała na ciebie wpływu? Innym to wypominasz.
Nie chcę wchodzić w moją sytuację osobistą, o
najważniejszym ci powiedziałam. Mogę dodać, że
rodzina pamiętała o wujach, z których jednego
zamordowali Niemcy, a drugiego Sowieci.
Dobrze, zostawmy twoją rodzinę. Współautor
„Resortowych dzieci", wiceprezes radia za PiS, Jerzy
Targalski prócz tego, że był zaangażowany w opozycję,
sam należał do PZPR.
Pytaj o to Jerzego Targalskiego, ja się nie będę za
niego wypowiadać.
A nie pytałaś go o karierę ojca? Targalski senior całe
życie w PZPR, redaktor partyjnych pism, pracownik
Zakładu Historii Partii przy KC PZPR, w latach
gomułkowskich na placówce, w polskim ośrodku w
Sofii.
Najlepiej, by to Jerzy Targalski mówił o sobie, a nie ja.
Przecież pisząc taką książkę, Targalski wznosi się na
Himalaje hipokryzji i komizmu.
A ja wcale nie sądzę, by to było śmieszne, i nie
dostrzegam w tym hipokryzji. On całym życiem
zaświadczył, że nie chce mieć z komuną nic wspólnego.
Wystarczy przeczytać jego teksty o PRL i III RP, nie
wspominając już o jego roli w opozycji w czasach PRL.
Dlaczego mam go teraz lustrować?
Jak to? Bo innych lustrowałaś, ale zostawmy to. Ojciec
przedwojenny komunista, potem w PZPR, lekarz
wojskowy. O kim mowa?
O Bronisławie Wildsteinie.
Byłym prezesie TVP. A ten pan: ojciec w PZPR, dziadek
w KPP, generał UB i wiceminister bezpieczeństwa?
Nie wiem.
Wspaniały człowiek, opozycjonista z lat 70. i 80.,
wielokrotnie zatrzymywany przez SB, emigrant, świetny
tłumacz i dziennikarz, dziś dyrektor w radiu, który
będzie miał ulice nazywane swoim imieniem, Andrzej
Mietkowski.
Jest wiele innych osób po prawej stronie,
konserwatywnych dziennikarzy, którzy mieli dziadków w
KPP, a o nich nie napisaliśmy.
Bo kłania się zasada Goeringa: „To ja decyduję, kto jest
Żydem". Wy decydujecie, kto jest „resortowym
dzieckiem".
Kryterium, jakie przyjęliśmy, było bardzo proste i jasne.
Było nim zachowanie dziennikarzy w III RP i ich
stosunek do najważniejszych spraw: lustracji,
dekomunizacji, likwidacji WSI oraz do katastrofy
smoleńskiej.
Jak nie jesteś prawicowy, to zlustrujemy ci starych i
nazwiemy „resortowym dzieckiem". Super.
Skupiliśmy się na ludziach, którzy robili karierę w III RP,
a ich korzenie sięgają starego systemu.
To uzupełnijmy listę pominiętych. Prezesem radia i
zwierzchnikiem Targalskiego był Krzysztof Czabański,
dziś publicysta „w Sieci", w PRL-u członek PZPR.
Szefem Jedynki był felietonista „Gazety Polskiej" Marcin
Wolski, również członek PZPR.
Powtórzę, że głównym kryterium była postawa w III
RP, a nie nasza z kimś znajomość. Bo jest również o
naszych znajomych, jest choćby fragment o Marku
Królu, byłym naczelnym „Wprost".
Jego zastępca we „Wprost", Piotr Gabryel, też się
załapał na PZPR i co z tego? Bardzo porządny, uczciwy
człowiek, dziś wicenaczelny „Do Rzeczy".
O nim i wielu innych nie pisaliśmy z jednego powodu:
przyjęliśmy założenie, że zdecyduje zachowanie tych
ludzi w III RP, to, jaki mieli wpływ na budowę tego
systemu. A czy taki Bronek Wildstein budował III RP?
Czy może był przeciwko dekomunizacji i lustracji? Czy
ci, których pominęliśmy, zaangażowali się w obronę
agentów, czy sprzeciwiali się rozwiązaniu WSI? Nie, i
dlatego o nich nie pisaliśmy.
Niektórym nawet to nie pomogło. Tomasz Wróblewski
podpisywał listy otwarte za dekomunizacją i lustracją, a
w PRL był działaczem NZS i korespondentem Wolnej
Europy w Waszyngtonie. A w książce jest.
Znalazł się, bo opisywaliśmy jego dziadka i ojca. Byłoby
hipokryzją, gdybyśmy nie wspomnieli również o nim.
Zresztą wymieniony jest tylko w jednym akapicie.
Wróblewski jest mało prawicowy, więc znalazł się w
„Resortowych dzieciach". Ta książka to rodzaj szantażu:
jak nie jesteś nasz, to zlustrujemy ci starych i się
tłumacz.
Jaki szantaż? My nie zajmowaliśmy się grzebaniem w
życiorysach...
...No proszę cię...
– Ależ oczywiście! Cały nacisk położyliśmy na opisanie
systemu III RP, jego wszystkich uwarunkowań.
I tylko zupełnym przypadkiem jaramy się, gdy
znajdziemy komuś papę w MO czy żydowskie nazwisko
dziadka?
Nie mam z tym żadnego problemu, nie chodzi o
Żydów, lecz o komunistów. A wyciąganie
poszczególnych nazwisk nie ma sensu.
To po co to robicie?
Nie chodzi o lustrowanie przodków, tylko o pokazanie,
jak zbudowany został w najważniejszych dziedzinach
system III RP. Główne role odgrywają w nim ludzie
wywodzący się ze służb specjalnych i nomenklatury
PRL, bo taki właśnie był dobór kadr. I ten system
całymi rodzinami, pokoleniami przeszedł z komuny
wprost do III RP. Pokazaliśmy ludzi, którzy tworzą
główny nurt mediów, a którzy swą pozycję
zawdzięczają związkom rodzinnym.
Czyli nie chodzi o personalia, ale o analizę
socjologiczną. Mówisz to serio?
Każdy socjolog ci powie, że ma znaczenie, z jakiego
domu ktoś wyszedł, gdzie się wychował. My
pokazaliśmy zjawisko opanowania mediów przez ludzi,
których korzenie tkwią w PRL-u. Przypomnieliśmy też,
że właściciele prywatnych stacji zaczynających w latach
90. byli zarejestrowani jako tajni współpracownicy SB. To nie jest przypadek.
Jak również to, że piszecie tylko o ludziach, z którymi
się nie zgadzacie.
Opisujemy ludzi nadających ton w mediach, a wśród
nich nie ma dziś osób o poglądach konserwatywnych. I
tak jest przez ostatnie dwadzieścia lat. Jedni, jak
Michnik, Żakowski czy Olejnik, nadają ton, a inni są w
drugim szeregu i podejmują głos przewodników stada,
roznosząc go, gdzie się da. Nie tak dawno wybuchła sprawa tłumaczenia na rosyjski
raportu z likwidacji WSI. Otóż podano sensacyjną
informację, jakoby ten raport przetłumaczono, zanim
jeszcze został ogłoszony. Okazało się to nieprawdą, ale
to nic. Przez pięć dni mieliśmy jatkę. Zaczął „Wprost",
powtórzyli inni, a spuentował Żakowski, sugerując, iż
Macierewicz jest rosyjskim agentem. I to wszystko
oparto na kłamstwie!
Jeśli tak jest, to mamy klasyczny przykład manipulacji.
Tylko co mają z tym wspólnego „resortowe dzieci"?
Jak to co? To oni są autorami i wykonawcami tych
manipulacji. Włącz TVN, przeczytaj „Wyborczą" –
będziesz wiedział.
Żakowski, o którym wspominasz, do książki się załapał,
choć ani on, ani nikt z rodziny w partii ani SB nie był.
Po prostu go nie lubicie i to wystarczyło.
Jego ojciec był wykładowcą w WAT, ale rzeczywiście
Jacek Żakowski nie był w partii, co wyraźnie
napisaliśmy. Za to on chętnie wypowiada się o
porządku III RP i jest jego gorliwym obrońcą. Tu jasno
stwierdziliśmy, że nie więzy krwi czy własna
przynależność, ale sposób myślenia i jego publicystyka
zdecydowały o tym, że został umieszczony w książce.
O tym właśnie mówię: papiery ma OK, ale Kani i
Targalskiemu nie podoba się, co pisze, więc wrzućmy
go na okładkę. I dlatego zapowiada wytoczenie wam
procesu.
Nic o tym nie wiem, żadnego pozwu nie dostaliśmy.
Żakowski od lat prezentuje poglądy, które nazwaliśmy
„resortowymi", bo służą utrwaleniu peerelowskich
pozostałości w Polsce.
A Tomasza Lisa opisaliście, bo miał ojca w PZPR i
stryja w wojsku. Napisz książkę o manipulacjach Lisa,
ale co ma do tego stryj?
Od dawna w Internecie krążyły opowieści o
kompromitujących rodowodach różnych ludzi. Ponad
rok temu byłam na spotkaniu w Łodzi i wściekłam się,
gdy zobaczyłam plakat z podpisami pod zdjęciami:
„Tomasz Lis – syn oficera LWP", „Bartosz Węglarczyk –
wnuk Józefa Światły". Spytałam, kto kolportuje te
bzdury i kłamstwa. Przecież to ośmieszanie idei lustracji
i sensowności pokazywania rodowodów dziennikarzy.
Czyli ty po prostu chciałaś pomóc Lisowi?
Nie chciałam go wybielać, ale pokazać prawdę. Nie
ojciec, a stryj.
Ale i tak jest „resortowym dzieckiem"?
Bo resort to także PZPR czy sposób myślenia.
Lis zmieniał poglądy. W „Co z tą Polską" przyznawał
rację Kaczyńskiemu, przyjaźnił się wtedy z o. Ziębą i
komentował papieskie pielgrzymki.
I co z tego? Teraz pisze zupełnie inaczej.
Zgoda, ale to jego zmiana poglądów, a nie wpływ ojca
czy stryja.
Hanna Lis też komentowała pielgrzymki papieża, co z
tego? Opisaliśmy ojca Tomasza Lisa, bo był działaczem
PZPR i to z pewnością nie zaszkodziło jego synowi w
karierze. Tak samo jak to, iż jego stryj był
zarejestrowany jako tajny współpracownik WSW.
Tomasz Sekielski nie miał nawet trefnego stryja.
Poświęciliście mu dogrywkę, czyli artykuł w „Gazecie
Polskiej".
W książce go nie ma, bo informacje na jego temat
uzyskaliśmy już wtedy, gdy książka była w druku.
Ale jego rodzice nie byli resortowi w najmniejszym
stopniu!
I dlatego nie pojawił się w książce.
Przed chwilą powiedziałaś, że dlatego, iż nie dostaliście
materiałów.
Cały czas spływają do nas rozmaite materiały, nie
wszystko zresztą da się zmieścić w książce.
Jest coś kompromitującego w tym, że ojciec uczył
rosyjskiego?
Czym innym jest tekst gazetowy, czym innym książka,
dlatego nie chcę mówić o przypadku Tomasza
Sekielskiego.
Szkoda. W takim razie pytanie o zasadę: czy jest coś
złego w nauczaniu rosyjskiego?
Dzisiaj nie, ale w PRL-u było różnie. Niektórzy kończyli
szkoły sowieckie, byli w partii, wywodzili się z
resortowych rodzin, więc nie da się jednoznacznie
odpowiedzieć.
A sama praca w OHP czy hotelu robotniczym już jest
kompromitująca?
To wszystko zależy od bardzo wielu okoliczności. Cały
czas zarzucasz nam niedoskonałości tej książki, ale
dotychczas nikt inny nie napisał książki lepszej. Nikt
nawet nie spróbował!
Dlaczego?
Ty mi powiedz. Może zabrakło odwagi?
Tak, ostatnio w TV Republika zarzuciłaś to Wildsteinowi
i Zarembie. To była niesłychana szarża.
A na czym niby polegała ta szarża?
Z całym szacunkiem, ale skoro ty zarzucasz
tchórzostwo Wildsteinowi i Zarembie...
Adresowałam to do Piotra Zaremby. To jemu i jego
otoczeniu zabrakło odwagi. A nie mam racji? Napisał
taką książkę? Nie.
Wiem, że nie czytasz, ale Zaremba napisał kilka książek.
(śmiech) Tak, o prezydencie Stanów Zjednoczonych.
Jest autorem 10 książek, w tym najlepszej biografii
Jarosława Kaczyńskiego, wywiadów rzek z Kaczyńskimi,
Rokitą, Wildsteinem, dwóch powieści oraz książek
historycznych o Ruchu Młodej Polski. I rzeczywiście
zaczął wydawać gigantyczną, kilkunastotomową historię
polityczną USA. A to nieuk!
A dlaczego nie napisał biografii Lisa czy Moniki
Olejnik? Dlaczego nie pisał o mediach?
Zaremba miałby pisać biografię Lisa? Kpisz?
Zamiast tego pisał o prezydencie Stanów
Zjednoczonych... (śmiech)
Masz jakieś kompleksy braku wiedzy?
Nie mam żadnych kompleksów wobec niego.
Masz rację, to nie kompleksy, to realna ocena sytuacji.
Gdy powodem do kpiny jest pionierska w Polsce, a
może i w Europie tak szczegółowa historia polityczna
Ameryki, to mówimy o hucpie.
Ależ ja się cieszę, że pisze takie książki. Tylko czemu ani
on, ani ludzie, z którymi przez lata współpracował, nie
pisali tak drobiazgowych książek o polskich mediach? I
pytam ich, dlaczego?
Wildstein, który pracował z Zarembą długie lata, też
wziął to pytanie i zarzut braku odwagi do siebie.
Nie stawiam znaku równości między nimi. Wildstein
dokonał rzeczy fundamentalnej, która przejdzie do
pamięci potomnych, jaką było wyniesienie z IPN listy
katalogowej. To był akt niezwykłej, godnej podziwu
odwagi!
Tak karykaturalnego opisu zasług Wildsteina
dla Polski jeszcze nie słyszałem. Ty masz świadomość,
że go ośmieszasz?
Co ty mówisz?!
Lista w IPN była jawna...
...Ale nie można było jej kopiować i wynosić, a Bronek
to zrobił!
Owszem, ale nie nazwałbym tego jego fundamentalnym
osiągnięciem i „aktem niezwykłej, godnej podziwu
odwagi". Wildstein naprawdę osiągnął w życiu znacznie
więcej niż bycie „panem od listy agentów".
Przecież ja tego nie neguję. Mówię tylko, że Wildstein
jako pierwszy zwrócił uwagę na to, co jest w IPN, i to
było niesłychanie ważne. Natomiast nie przypominam
sobie, by Zaremba zrobił coś takiego, co wstrząsnęło
polskim życiem publicznym, i by wykazał się aktem
podobnej odwagi.
Życia ci nie starczy, by osiągnąć poziom Zaremby. I
zakończmy tę żenującą wymianę argumentów.
Och tak, przecież to twój przyjaciel...
I świetny dziennikarz.
A mogę mieć inną ocenę jego dorobku? Napisał jedną
świetną książkę i kilka bardzo dobrych analiz
politycznych.
Tak, to on ukuł pojęcie „przemysł pogardy", ale proszę,
skończmy już rozmowę o Zarembie. Masz sobie coś do
zarzucenia jako dziennikarce?
Pozwalałam sobie narzucać tytuły do tekstów, co mnie
narażało na procesy.
A propos, jak wygląda w tej chwili twoja sytuacja
procesowa?
Przegrałam nieprawomocnie proces cywilny, a
wygrałam karny wytoczony przez panią Dochnal, o
której powiedziałam, iż kontaktowała się z rosyjskim
szpiegiem Władimirem Ałganowem i przekazywała
pieniądze płatnym zabójcom.
Wciąż masz sprawę o to, że powołując się na
znajomości w wymiarze sprawiedliwości za rządów PiS,
obiecywałaś, że załatwisz zwolnienie Marka Dochnala z
więzienia.
Pani prokurator Beata Kozicka, która oskarżała mnie w
tej sprawie, już nie pracuje w prokuraturze, tylko jest
sędzią. Prokurator, który się podpisał pod aktem
oskarżenia, Józef Niekrawiec, jest w stanie spoczynku.
Nikt z tych, którzy mnie oskarżyli, nie pracuje już w
prokuraturze!
Jakie to ma znaczenie? Są inni.
Prokurator z Opola, która przyjeżdża tutaj na rozprawy,
nie zna w ogóle akt sprawy. Sprawa toczy się od
sześciu lat, a proces od czterech. Nie mam wyznaczonej
daty kolejnej rozprawy, a przed sądem nie stawiają się
świadkowie. Piotr Najsztub ma nałożoną karę 1000 zł
za to, że się nie stawia, ostatnio nie pojawił się Witold
Gadowski. Dwukrotnie odwołano rozprawy, na których
miał zeznawać Jarosław Kurski, wicenaczelny
„Wyborczej". To może trwać w nieskończoność, przez
co zawsze będzie można o mnie powiedzieć, że jestem
oskarżona.
Miałaś załatwić Dochnalowi zwolnienie. Nie zwolniono
go, ale pożyczyłaś od niego pieniądze.
Nigdy nie pożyczałam żadnych pieniędzy od Marka
Dochnala!
Tylko od jego teściowej.
Pożyczyłam 245 tys. od Barbary Pietrzyk, właścicielki
agencji nieruchomości Aneks. I nie miałam zielonego
pojęcia, czyją jest teściową! Sama zaoferowała mi
pożyczkę, bo bank nie dał mi całej potrzebnej kwoty na
zakup domu, który chciałam kupić.
Masz wciąż u niej dług?
Zwróciłam całą kwotę wraz z odsetkami przed jesienią
2007 roku, jeszcze przed przegranymi przed PiS
wyborami, a nie po nich, jak twierdzi Dochnal.
Skąd miałaś pieniądze?
Wzięłam kredyt z banku.
Ile miałaś procesów? Możesz się pomylić o dziesięć.
W życiu? Około dwudziestu, większość wygrana, kilka
w toku, a przegrane w Strasburgu.
Jesteś dziennikarką pisowską?
Jestem dziennikarką konserwatywną. Byłam w różnych
redakcjach i muszę powiedzieć, że „Gazeta Polska" jest
najlepszym z miejsc, w których pracowałam. Ludzie,
warunki, pełna niezależność. Tu nie ma takiej sytuacji,
że przynoszę jakiś tekst, a on się nie może ukazać.
Doroto, na koniec, naprawdę uważasz, że dziedziczymy
poglądy po rodzicach?
Oczywiście, że nie. Znamy przypadki ludzi z
komunistycznych rodzin, którzy zerwali z tą tradycją,
potrafili się przeciwko temu zbuntować i zasługują na
tym większy szacunek, bo było im trudniej. Każde z
resortowych dzieci miało wybór – mogło iść drogą
swych rodziców, co w Polsce oznaczało czerpanie z
tego korzyści, albo mogło się zbuntować.
Podobno nie ustajecie w pracy?
To dopiero pierwsza część. Będą też „Resortowe dzieci"
poświęcone służbom specjalnym, będzie o politykach,
biznesie, a na końcu o nauce.
3 Comments
niektórzy byli PZPR-owcy
11 January, 2014 - 08:05
http://blog-n-roll.pl/en/resortowe-dzieci-zabawa-w-postkomunizm
Kania nie potrafi wytłumaczyć
11 January, 2014 - 08:39
Na prawdę tak trudno przeczytać Zimniaka?
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news-na-resortowo,nId,1087133
I w 3 zdaniach zdefiniować problem?
Istotne jest właśnie rozróżnienie
11 January, 2014 - 09:06
Owszem, były trudne momenty i tata miewał wątpliwości, czy dobrze zrobił, bo miał wilczy bilet i w domu panowała bieda, ale wtedy my, dzieci, go zapewniałyśmy, że wolimy móc spokojnie patrzeć w lustro niż opływać w luksusy. Coć za coś.