Murem za Hanką, blokiem przeciw

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Platforma, przegrywając na arenie polityki krajowej, od początku kadencji próbuje otwierać nowe fronty w samorządach. Tydzień, który upłynął od konwencji samorządowej tej partii, pokazuje, że jako pole bitwy Grzegorz Schetyna wybrał jednak bardzo grząski dla swoich kolegów i koleżanek grunt. Co więcej, wydaje się, że nie mogąc pozbyć się Hanny Gronkiewicz-Waltz jej partia postanowiła jej bronić, lub przynajmniej rozpisać role dobrych i złych policjantów pośród wysyłanych do mediów działaczy. Na medialny front kolejny raz rzucono również te same zgrane nazwiska i argumenty, najwyraźniej wierząc, ze za pomocą pedagogiki wstydu wciąż zostało w Polsce coś do ugrania.

Przez kilka tygodni w mediach pojawiały się informacje, ze zarówno partyjna góra, jak i młodzi posłowie PO namawiają Hannę Gronkiewicz-Waltz, by stawiła się przed komisją weryfikacyjną i wyjaśniła dotyczące jej wątpliwości. Ostatnio jednak ton ten zaczął się zmieniać. „Obawiam się, że gdyby stawiła się przed tą komisją, to następnego dnia wszyscy publicyści krzyknęliby: <<Dlaczego ona tam poszła>>. Prezydent Gronkiewicz-Waltz jest kulturalną, wykształconą osobą. Ludzie kulturalni nie mogą pozwalać sobie na to, żeby sprowadzono ich do poziomu chamskiej przepychanki” – mówiła na antenie Polsat News Joanna Mucha, zaś Robert Kropiwnicki w TVP Info przywoływał zasługi prezydent dla rozwoju warszawskiej infrastruktury, przekonując, że to z nimi właśnie jest ona kojarzona przez warszawiaków. Aby zresztą tak właśnie było, dba sam ratusz, dostarczający ostatnio do przedszkoli książeczkę „Moje miasto Warszawa”. Na jej pierwszych stronach, z wesołej karykatury dzieci wita uśmiechnięta pani prezydent.
Ale Hanna Gronkiewicz-Waltz już od wielu miesięcy nie jest uśmiechniętą panią z obrazka. Jej publiczne wypowiedzi, coraz bardziej bełkotliwe i coraz bardziej histeryczne, pokazują, w jak ciężkim stanie emocjonalnym się znalazła. Gdy Warszawski Sąd Administracyjny uchylił grzywny, jakie na prezydent nałożyła komisja, jednocześnie jednak uznał, ze nie ma ona prawa nie stawiać się na przesłuchania, Gronkiewicz-Waltz na konferencji prasowej stwierdziła, że nie będzie stawiać się przed komisją, dopóki ta nie wprowadzi w życie zaleceń RPO Adama Bodnara. Tym samym prezydent Warszawy dokonała nowego, autorskiego podziału kompetencji konstytucyjnych organów i władz.

Jeszcze większym kuriozum był jednak wywiad wiceprzewodniczącej Platformy, udzielony Konradowi Piaseckiemu w Radiu Zet. Prezydent Warszawy wygłasza frazesy o „pełzającym zamachu stanu”, powtarza zarzuty o niekonstytucyjności komisji, weryfikującej działania ratusza, wreszcie po raz pierwszy sugeruje, że wcale nie musi wycofywać się z polityki. Ktoś bowiem, według Gronkiewicz-Waltz, walczyć musi z narastającą dyktaturą. Widać tu i słychać polityczne szaleństwo, lecz czy jest w nim metoda. Coraz więcej w mediach komentarzy, że prezydent postanowiła zatopić Platformę. Na razie jest na dobrej drodze. Skoro zaś największym zagrożeniem jest według stronników ratusza wiceminister Patryk Jaki, naturalną koleją rzeczy to on pada ofiarą najostrzejszych ataków, nie tylko ze strony wciąż odmawiającej mu nie tylko prawa do działania, ale i kompetencji, Gronkiewicz-Waltz. Weekend upłynął pod hasłem wypominania młodemu politykowi, że w swoim czasie „stał pod blokiem”. Cóż, bardzo daleko stamtąd zaszedł, zaś tego typu ataki powodują jedynie mobilizację sympatyków atakowanego i ocieplają jego wizerunek. Oto zwykły chłopak spod bloku wydaje wojnę mafii urzędniczo-prawniczej i co więcej, ma szansę tę walkę wygrać, przy okazji pomagając jeszcze poszkodowanym ludziom. To przecież polityczna bajka, o jakiej specjaliści od kreowania wizerunków i kampanii mogą tylko pomarzyć.

Tym razem zdecydowanie się więc nie udało, bo udać się nie mogło. Czy dziennikarze dodali Jakiemu punktów w walce o prezydenturę stolicy? Prawdopodobnie tak. Czy zyskał dzięki nim sympatię osób słabo zainteresowanych polityką? Prawie na pewno tak, widać to choćby po życzliwym odzewie ze strony internautów. A jednak w tym narracyjnym samobójstwie widać konsekwencję opozycyjnych mediów. To odbicie niekończącej się opowieści, którą podsumować można by zdaniem „Zarabiający więcej, niż Ty kiedykolwiek zarobisz, krytycznie o PiS”. To wciąż to samo niezrozumienie, że społeczeństwo, które dotąd dawało w miarę grzecznie prowadzić się za rękę, choć nieraz przynosiło wstyd swoim wychowawcom, tym razem na dobre, jak się zdaje, zerwało się z łańcucha. Tydzień temu „Newsweek” kolejny raz zaatakował Polaków mającą ich zawstydzić okładką – tym razem patchworkiem zdjęć celebrytów i autorytetów moralnych, którzy już drugi rok czują się w Polsce naprawdę źle. „Nieprawdziwi Polacy na celowniku. Wytropić i potępić” – alarmują dziennikarze tygodnika Tomasza Lisa. Mija tydzień i Jerzy Stuhr dzieli się z nami (za pośrednictwem „Wirtualnej Polski”) informacją, że wstydzi się bycia Polakiem i za granicą prosi żonę, by w naszym języku nie mówiła do niego zbyt głośno. Tak naprawdę jednak to Polakom powinno być wstyd, rozczarowali bowiem dramatycznie wybitnego autora, intelektualistę, autorytet moralny. Jeśli ktoś potrzebuje głosu młodszego (choć też już niemłodego przecież) pokolenia, w „Gazecie Wyborczej” Ryszard „Tymon” Tymański opowiada o zawłaszczaniu przez PiS instytucji kulturalnych, które idzie dalej, niż w czasach komunizmu. O czystkach, czynionych w kulturze na szczeblu samorządowym przez Platformę Obywatelską ten niewątpliwie wybitny muzyk nie słyszał, lub też nie były one godne jego uwagi. „Tymon” pochyla się też z troską nad „liberalnymi prezydentami miast”, prześladowanymi przez prokuraturę, a że artysta związany jest z Trójmiastem z pewnością wie dobrze, o czym mówi.

Gdy politycy opozycji i jej stronnicy nie mówią akurat o samorządach i prześladowaniach lokalnych włodarzy, wracają do kwestii premierostwa. Zapowiada rekonstrukcja rządu rozbudziła oczekiwanie, że stery przejmie od Beaty Szydło sam prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Gorliwość opozycji i mediów w tej sprawie powinna jednak dać Kaczyńskiemu do myślenia, zakładając oczywiście, że w ogóle rozważa on taki wariant. Tego zaś nie byłbym pewien, bo premier Szydło jest dobrą twarzą swojego rządu, potrafi utrzymać wysokie zaufanie społeczne, a gdy trzeba udowodnić, że potrafi powiedzieć swoje bardzo mocnym głosem. Na całą Polskę, a czasem i Europę. Większość Polaków zdaje się całkowicie akceptować fakt, że poza prezydentem i premierem jest jeszcze jeden, żoliborski ośrodek władzy. Ataki medialne rozkładają się nierównomiernie, jednak dzielą się przez trzy. Model działania rządu, z Beatą Szydło na stanowisku premiera, sprawdził się przez ostatnie dwa lata, rekonstrukcja powinna więc działać jedynie mobilizująco, nie zaś paraliżująco. Polska jest w trakcie wielu kluczowych reform, przed nami zaś kolejne ambitne cele i programy gospodarcze i społeczne. Grupa zainteresowanych ich powodzeniem  wykracza poza elektorat PiS z 2015 roku, prawdopodobnie jest również szersza, niż obecnie deklarujący poparcie dla tej partii. Jeśli za dwa lata osoby te będą miały gwarancję, że PiS nie zamierza rezygnować z dotychczasowej polityki, zaś zmiana władzy nie gwarantuje w żadnym stopniu jej kontynuacji, osoby te dadzą Prawu i Sprawiedliwości drugą kadencję.  Ostatnie słowne starcie między obrońcami Hanny Gronkiewicz-Waltz a sympatykami Patryka Jakiego jest idealną ilustracją tego, o co toczy się gra i dlaczego w tej grze opozycja nadal bezapelacyjnie przegrywa.

Tekst ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>