Refleksja nad śmiercią Robina Williamsa

 |  Written by HdeS  |  34
W piosence pt. „Prawda”, autorstwa Roberta Friedricha, Kazik śpiewa: „niewola człowieka na tym polega, że musi mieć więcej niż mu potrzeba”. Przyszedł mi do głowy ten cytat po usłyszeniu wiadomości o śmierci Robina Williamsa. Nie będę się rozwodził nad śmiercią aktora, za którym nie przepadałem – świeć Panie nad Jego Duszą, ale nad informacjami o przyczynach jego samobójczej śmierci. Nagle okazało się, że ten pocieszny, przynajmniej z wyglądu, ale i ról które odgrywał, facet był alkoholikiem i ćpunem. I do tego jeszcze w stanie depresji. A czegóż to mu brakowało za życia? Był znany, był popularny, był ceniony, był bogaty i w zasadzie (mimo mojej krytycznej oceny jego aktorstwa) w gównianych produkcjach nie grywał. Pierwszy wniosek jaki mi się nasunął jest jeden i strasznie przykry - za dobrze mu było. Drugi wniosek to taki, że musiał być słabym człowiekiem. Z, kuriozalnej w moim przekonaniu, wypowiedzi Sławomira Idziaka, jaką usłyszałem dzisiaj w jakimś telewizorze, można było się dowiedzieć że to całe Hollywood to jest coś strasznego, załganie, zakłamanie i niszczarka dla ludzi. Wszyscy źle się tam czują, są pod nieustanną presją więc chlają, ćpają i oddają się rozpuście, bo czemu innemu mają się oddawać jak już mają po dziesięć samochodów, sześć domów, dwa samoloty i do tego całą kupę mniej lub bardziej wydumanych stresów? I jeszcze za dużo zarabiają. I do tego permanentnie, zawodowo, a i zapewne hobbystycznie (co z czasem przeistacza się w drugą albo i pierwszą naturę) także odgrywają kogoś innego niż są w rzeczywistości. I do tego ta straszna słabość do posiadania wszystkiego w ilości „więcej niż im potrzeba”. O ile w kwestiach materialnych jeszcze jest to jakoś w miarę możliwe do osiągnięcia, tak w pozostałych, tych rzeczywiście istotnych, nie ma takiej możliwości. Nie wiem jakimi ideami w życiu kierował się śp. Williams (niech mu ziemia będzie taką jaką uzna za stosowne Najwyższy), ale raczej nie były to uniwersalne przestrogi zawarte chociażby w Dziesięciu Przykazaniach czy Siedmiu Grzechach Głównych. Tak się zastanawiam czy jego koleżanki i koledzy po fachu i inni artyści oraz tzw. „artyści” bez względu na narodowość i miejsce zamieszkania, wyciągnął jakieś wnioski z tego co sobie zrobił? W zasadzie nie powinienem się zastanawiać „czy” ale „czy ewentualnie któryś” wyciągnie jakieś wnioski. Albo chociaż cień refleksji, bo Ten Z Dołu tego „więcej” ma pod dostatkiem.
Zdjęcie – www.kiepy.pl
4.5
4.5 (8)

34 Comments

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
wiele jest racji w tym co piszesz, środowisko hollywodzkie jest zmanierowane i chyba zepsute, ale często te wszystkie dziwne zachowania wynikają z przejmującego, wewnętrznego bólu.
Robin Williams, z tego co czytałam, miał depresję. To jest naprawdę straszna choroba.
Znalazłam demotywator. Myślę, że dobrze oddaje to, co mógł czuć:
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
za mrzonkami. Tyle się słyszy, że te Gwiazdy i "Gwiazdy" jeżdżą po różnych Tybetach czy uprawiają jakieś jogi czy inne fuj-..uj głupoty, a potem kończą jak Williams albo podobnie. Mając na prawdę dostęp (dzięki sławie i bogactwu) do olbrzymich możliwości poznania wielu rzeczy odkrywają z zapałem godnym lepszej sprawy że alkohol i narkotyki to droga do nikąd. Trapi mnie pytanie, dosyć retoryczne - co jest przyczyną takiej depresji i nihilizmu? Czy człowieka można wpędzić w depresję czy człowiek daje się (również sobie samemu) wpędzić w depresję? I zrozum mnie dobrze - absolutnie nie potępiam ludzi w depresji jakie by jej nie były przyczyny. Zastanawia mnie na ile ludzie są sami sobie winni i na ile wynika to z róznych okoliczności typu braku samoakceptacji i tym podobnych wewenętrznych wrogów.
Pozdrawiam
Obrazek użytkownika ro

ro
Z trudem rozumiemy ludzi, którzy są do nas podobni - mają podobny status materialny, poglądy, upodobania.
Artyści nie rozumieją nas, bo oślepiają ich "światła rampy". My nie rozumiemy artystów, bo widzimy tylko ich cienie rzucone na płaszczyznę ekranu lub na dekorację sceny.
Żeby napisać coś więcej niż zwyczajną rymowankę, jaką czasem popełniam, trzeba wywołać w sobie stan, który na wszelki wypadek nazwę głupawką, lub się temu stanowi poddać, gdy nadejdzie. Wydaje mi się, że raz czy dwa poczułem powiew tego czegoś, czego głupawka jest przedsionkiem.
Żeby nie było: wcale nie uważam "tego czegoś" za jakąś Krainę Czarów.
Nie! To jest po prostu inna przestrzeń. Szkoda, że Banach był "tylko" genialnym matematykiem! Gdyby jeszcze był artystą... Znaleźć topologiczną funkcję odwzorowania jakiegoś wydarzenia w poezji!
 
Ale wracając: próbuję sobie czasem wyobrazić, jak mogą funkcjonować ludzie, którzy w stanie tej "głupawki", lub czegoś głębszego od niej a dostępnego nielicznym, funkcjonują nie przez kilka chwil, ale godziny, dni, lata.

I znów żeby nie było: wcale nie uważam ich za lepszych czy gorszych od "zwykłych" ludzi.
Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
warto zasięgnąć trochę informacji.
Proszę przeczytać oświadczenie wydane przez St. Jude Children's Research Hospital: 

St. Jude released a statement Monday following the beloved actor’s death:

“Today the world lost an iconic man and entertainer, and St. Jude Children’s Research Hospital lost an incredible friend and supporter. We send our deepest sympathies to the family and loved ones of Robin Williams.

Mr. Williams generously gave his time to raise awareness and funds for St. Jude and for our patients battling childhood cancer. His humor brought bright smiles and laughter to our patients and families and his generosity deeply touched the hearts of all who knew him. He and his family remain in our thoughts and prayers.”

Nie osądzajmy zbyt pochopnie. Słowa z tego wyjątkowego oświadczenia napisanego w imieniu dzieci w najcięższym stadium choroby nowotworowej (bo takie przypadki tam są leczone) i ich rodzin, są świadectwem tego co starał się dawać od siebie Robin Williams, mimo własnych problemów.
PS
Napisałem kiedyś notkę na temat niesamowitej historii założenie i działalności tego szpitala, a właściwie całej fundacji. Warto poznać tą historię i obecną działalność tego centrum leczenia nowotworów u dzieci: Święty Juda od spraw beznadziejnych
 

Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
Nagle okazało się, że ten pocieszny, przynajmniej z wyglądu, ale i ról które odgrywał, facet był alkoholikiem i ćpunem... Pierwszy wniosek jaki mi się nasunął jest jeden i strasznie przykry - za dobrze mu było. Drugi wniosek to taki, że musiał być słabym człowiekiem.
Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
Czy napisałem, że był zły, niezdolny, cudowny czy cokolwiek? Napisałem, że był słaby. A co był silny? Nie był ćpunem i alkoholikiem? A może słowo "ćpun" Cię razi? A czy Ty go nie oceniasz w jakiś sposób? A jeśli już tak, to czemu niby Twoja ocena ma być lepsza od mojej? Odniosłem się do samobójczej śmierci jednej z tzw. "ikon" i przyczyn które doprowadzają do upadku ludzi stawianych powszechnie za wzór godny naśladowania. Czy go potępiłem? Nie, bo niby czemu miałbym to robić?
Pozdrawiam
PS.: A może rzeczywiście w życiu jest jak w piosence - "jakie życie taka śmierć, nie dziwi nic"?
Obrazek użytkownika chryzopraz

chryzopraz
Chyba niepotrzebnie się unosisz.
 
RW był słaby, dlatego pił i ćpał, uzależnienia spowodowały depresję, która go w końcu zabiła.

Nikt, jak sądzę, tu nie mówi, że właśnie takie zachowania są godne naśladowania. Chodzi o to, żeby dostrzegać i oceniać człowieka nie tylko poprzez jego słabości i ułomności, ale także starać się zobaczyć dobro, które czyni. RW czynił dobro. Starał się też wyjść z uzależnień, był na odwykach. Widać nie jest to łatwy proces, jemu się nie udało. Cóż my możemy wiedzieć o przyczynach, które doprowadziły go do rozpaczy, skoro nawet kochająca rodzina nie potrafiła rozeznać się w sytuacji.

Mnie mrozi jedna myśl, dotycząca samobójczej śmierci - jak bardzo samotny musi czuć się człowiek zadający sobie śmierć, jak bardzo bez wyjścia zdaje mu się jego sytuacja, jak bezwartościowe jego życie i on sam jako ludzka istota. Czasem dowiadujemy się strzępów "uzasadnień" z listów pożegnalnych, czasem nawet tych listów nie ma.

 

Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
Pytaniem moim jest dlaczego człowiek wrażliwy, wydawałoby się, że myślący (i bardzo proszę mnie za to sformuowanie nie atakować) pakuje się do czarnej dziury z której jest wyjście tylko w jedna stronę? Przecież taki Robin Williams (w mojej notatce będącym tylko punktem odniesienia do zła które się coraz powszechniej wyprawia) doskonale wiedział, chociażby po licznych zgonach z przyczyn podobnych w swoim (artystycznym i "artystycznym") środowisku. Pewnie, że trzeba cenić i cieszyć się, że ludzie wychodzą z uzależnień, ale nie jest to powód do niewiadomo jakiej chwały. Ale gdzie zapodziewa się na wejściu myślenie podstawowe o swoim zdrowiu, skutkach swoich fanaberii, a przede wszystkim o bliskich, którym gotuje się los podobny do losu Niemców pod Stalingradem? Większą chwałą należy darzyć tych którzy (czasem mimo wszystko) do szamba nie wchodzą.
Pozdrawiam
Obrazek użytkownika chryzopraz

chryzopraz
Niestety, świat nie jest czarny albo biały ani żaden człowiek nie jest tylko dobry lub tylko zły. Dlatego nasze życie jest pełne pokus, niespodzianek, wahań, zwykłych błędów i fatalnych w skutkach wyborów. Piszesz tak, jakbyś nigdy nie zmagał się z samym sobą, nie miewał pokus i wątpliwości, zawsze wiedział jak należy postąpić. Ale to chyba nieprawda? Więc dlaczego jesteś niewyrozumiały dla ludzkich błędów i słabości?
 
Myślę, że człowiekowi, który wyszedł z uzależnienia należy się szacunek za pracę, jaką nad sobą wykonał, zwłaszcza, że wiemy, iż nie każdemu się to udaje.
A porównanie ze Stalingradem chyba mocno nie na miejscu.

 

Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
poznania bliskich ludzi uzależnionych i bardzo świadomie użyłem tego porównania. Proszę uwierz mi, nie jest to porównaine przesadzone.
Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
i tylko tę część, która pasowała do ogólnych refleksji notki. Zbyt łatwo przechodzi się do takich uogólnienień. Swoją jednostronną opinią skrzywdziłeś RW. 
Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
refleksję. Dopisz swoje drugie pół prawdy i część część pasującą do Twojej refleksji na temat Robina Williamsa i już. Każdy ma prawo do swojej refleksji nawet jeśli Tobie ona sie nie podoba. Zarzucasz mi z jakiegoś powodu moją jednostronność (czyli zapewne atak na śp. Williamsa), a może tak do końca nie zrozumiałeś co napisałem. Przecież w tej notce wcale Williams nie był najważniejszy. A tak przy okazji, czy krytyka śmiertelnych uzależnień jest czymś nagannym?
Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
Dopisz swoje drugie pół prawdy i część część pasującą do Twojej refleksji na temat Robina Williamsa i już. Każdy ma prawo do swojej refleksji nawet jeśli Tobie ona sie nie podoba. 

Z Twojej propozycji nie skorzystam bo sataram się za wszelką cenę unikać półprawd. Granica między półprawdą a kłamstwem jest bardzo cieńka. Każdy ma prawo do swojej refleksji, ale jeżeli dotyczy ona innej osoby to powinna za tym stać odpowiedzialność za słowa.
Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
Które moje słowo było nieodpowiedzialne?
Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
Które moje słowo było nieodpowiedzialne?
Pisałem o nieadekwatnym doborze przykładu do przyjętych w konkluzji uogólnień, nie o pojedyńczych, wyrwanych z kontekstu słowach.
Obrazek użytkownika nurni

nurni
Całę szczęscie że nikogo nie trzeba tu przekonywać czy Willliams był aktorem wybitnym czy przeciętnym. Tu dopiero miałbym kłopot...
Mnie jego nazwisko w obsadzie od wielu lat zniechęcało do obejrzenia najnowszego filmu.
Ale tu  gusta, wróćmy do najważniejszego.

To od Kano własnie dowiedziałem się przed chwilą że zmarły aktor angażował się nie tylko w promocje małeństw homoseksulanych, był nie tylko jednym z najhojniejszych sponsorów tatmtejszej Partii Demokratycznej ale i zrobił niemało dla dzieci nieuleczalnie chorych.

Tymczasem HideS stawia sprawę bardzo ciekawie i w mojej ocenie wcale nie  osądza człowieka.
Pyta prędzej jak socjolog o środowisko w którym obracał się RW. O ten świat za przeproszeniem wartości w którym szydzi się do kamery pozornie ze wszystkich, ale ucieczka nie jest możliwa.

Nie znam powodów dla których miałbym RW odmówić wrażliwości.
To niemożliwę, nawet szyderstwa w tok szołach były jakąś maską czy kreacją.

W sieci pojawiły się całkiem odważne, choć kto wie czy nie prawdziwe hipotezy o przyczynach jego depresji.

http://talkingpointsmemo.com/livewire/pro-life-site-robin-williams-abortion

Gdzie indziej podnoszone są jakieś poważne problemy finansowe.

Tak czy siak - Hides ma 100 racji.
Trauma jedna czy druga była nie do wyleczenia w tym środowisku, w tych wektorach. Tam gdzie albo i'm fine - albo spadaj, nie zawracaj głowy.

Wątek podniesiony przez Kano jest o tyle ciekawy bo mówi iż RW próbował uciec od tego co jest główną przyczyną depresji. Nie udało się.



 
Obrazek użytkownika bu-dzin

bu-dzin
1) zgadzam sie z p. KaNo.
Nie znałem p. Williamsa osobiście, ale znany był on tu w Kalifornii ze swojej filantropii i ciepla wobec innych ludzi.  Na dodatek był wściekle dobrym komikiem potrafiącym na poczekaniu improwizować w rewelacyjny sposób. Był też dobrym aktorem dramatycznym - wycisnął ze mnie łzy filmem "Good willl hunting" a to nie łatwa sztuka... Niech mu ziemia lekką będzie!

2) Problemy psychiczne niestety są czymś czego "zdrowy" nie potrafi zrozumieć (tak jak syty głodnego w przysłowiu) i częste są rady typu "weź się garść" które tylko czasami skutkują, w innych przypadkach człowiek postanawia sobie obciąć ucho lub odebrać życie nawet gdy ma wkoło siebie kochających go ludzi.  Polecam  "Shine on you crazy diamond" zespołu Pink Floyd.

3) Bardzo ciekawa i prawdziwa w/g mnie jest refleksja autora notki o naszej niewoli posiadania. Ja bym tylko nie rozciągał jej za daleko na sytuację zmarłego aktora, przy niewystarczających danych. Ja myślałem w jego kontekście raczej o tragedii wspomnianej w pkt. 2)   Niewola posiadania to jest nic w porównaniu z cierpieniem człowieka (i kochających go ludzi) jak mu się psuje "jednostka centralna"  ;-(

...a że ludziom w holi-łudzie się "zdrowo" w dupskach przewraca to jest prawda. 
Obrazek użytkownika polfic

polfic
"Polecam  "Shine on you crazy diamond" zespołu Pink Floyd."

Genialna kompozycja.
Obrazek użytkownika chryzopraz

chryzopraz
Mam jeszcze jedną refleksję - RW i dzieci z St. Jude Hospital. Jak wytłumaczyć dzieciom, które walczą o życie, że RW sobie to życie odebrał. Jak mówić o śmierci człowieka, który dawał im radość i nadzieję, a sam tego nie otrzymał. To nie lada wyzwanie dla psychologów.
 

 

Obrazek użytkownika stronnik

stronnik
A ja patrzę na takich ludzi z żalem ale i zdziwieniem. Żal mi ich bo popełniają czyn niezgodny z prawem bożym, czym narażają się na potępienie. I nie chcę tu pisać o tym że w wyniku depresji popełniaja zbrodnię na samych sobie. Oni popełniają zbrodnię znacznie wcześniej. Ta pogoń która jest poędzana na wszystkie sposoby stylem życiaj ki wymusza ten "holywood". Znamy to przysłowie o wronie co to krakać musi jako inne kraczą...

Nie powinniśmy oceniać innych. Po ich śmierci. Samobójcy możemy jedynie współczuć. Nic gorszego nie moze się człowiekowi przytrafić, jak samounicestwienie. Ale początek tego wszystkiego ma miejsce dużo, dużo wcześniej. W momencie gdy przytępują do tego towarzystwa, gdy są jszcze w pełni świadomymi ludźmi, przytomnie żądnymi sławy i pieniędzy. To jest wstąpienie na drogę ku grzechu i śmierci. Wszystko inne to jedynie konsekwencja tamtej, jednej jedynej decyzji powziętej w głowie komika w jakiejś chwili.

A fundajca... Cóż, niektórzy mają na tyle przytomności umysłu a może nawet strachu o pamięć o nich albo chwilowych obaw Boga, by zmusić się do tej filantropii, jeśli fiskus nie jest ich jedyną motywacją. Tego jednak już się nigdy nie dowiemy na pewno.
Obrazek użytkownika chryzopraz

chryzopraz
masz rację, choć z tej śmierci i tego życia każdy może wyciągnąć wnioski. I oczywiście nie pochwalam samobójstwa, napisałam, że ci ludzie muszą odczuwać przerażającą samotność i pustkę, dlatego tak - żal i współczucie.
 
Też nie wiem, czy do pracy z dziećmi popychał RW strach przed fiskusem czy dobre serce. Nie ośmielam się tego rozstrzygać, chcę wierzyć, że były to szlachetne pobudki.
 
Tę "zbrodnię na samym sobie" popełniają ludzie pod każdą szerokością geograficzną, każdej kondycji i każdego zawodu. Nie jest ona wyłącznością "holyłudu". Najpierw wkraczają w uzależnienie, a potem, choć oczywiście nie zawsze i nie w każdym przypadku, jest równia pochyła.
 
Przeczytałam gdzieś, że w Polsce ilość samobójstw w 2013 roku gwałtownie wzrosła w porównaniu z latami ubiegłymi. Czy jest to już problem społeczny? Dobrze byłoby mieć też statystyki, które powiedziałbyby coś więcej, na przykład czy byli to ludzie, którzy mieli wszystkiego "za dużo". Czy samobójstwa zdarzały się częściej wśród artystów (z każdej dziedziny) niż wśród innych zawodów Dobrze też wiedzieć, ile było prób samobójczych i jaką opieką otoczeni są ci pacjenci. Itd, itp. Socjolodzy i psycholodzy mają pełne ręce roboty - mam nadzieję.

 

Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
Dziękuję za ciekawą, a miejscami nawet burzliwą dyskusję. Podzieliłem się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat patologii, której przykładem jest samobójstwo śp. Robina Williamsa i chyba więcej nie mam nic do dodania.
Serdecznie pozdrawiam
PS.: Żadna z łapek "w górę/w dół" nie pochodzi ode mnie.
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Trochę Ci się oberwało od czytających :), ale niestety chyba i ja również  muszę wytknąć Ci niesprawiedliwość ocen, choć przypuszczam, że bierze się ona z nieznajomości choroby, jaką jest depresja. Nie traktuj tego jako bezpośredniego zarzutu, bo wszak na chorobach znać się nie musisz. Niemniej, w takim przypadku lepsza byłaby większa ostrożność w ferowaniu ocen. Wydajesz się zgadzać z powszechnymi przekonaniami, nie mającymi zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, iż aby zapaść na depresję, trzeba być  człowiekiem słabym i do tego mieć zdrowo przewrócone w głowie („za dobrze mu było”). Faktycznie większość ludzi tak właśnie postrzega osoby cierpiące na depresję. I ja także widziałam to w ten sposób do czasu, gdy przyszło mi przez ponad dwa lata borykać się z depresją osoby blisko ze mną związanej rodzinnie.
Dziś wiem, jak ta choroba  potrafi niszczyć osobowość człowieka i zarazem niszczyć jego relacje z otoczeniem i jak bardzo źle wpływa na bliskie mu osoby.  Wiem, bo w pewnym momencie, w poczuciu zupełnej bezradności, zaczełam szukać, czytać , dowiadywać się. Zanim jednak to się stało,  traktowałam te depresyjne zachowania niemal jako coś wymierzonego przeciwko najbliższym i przeciwko mnie samej także.  Wykorzystałam chyba wszystkie mozliw środki perswazji uważając, że chorego należy po prostu skutecznie przekonać, by „nie robił cyrku”. A więc prosiłam, ochrzaniałam, mobilizowałam, zawstydzałam, tłumaczyłam, krzyczałam, płakałam, złościłam się, wyrażalam współczucie, zapewniałam o wsparciu, bagatelizowałam problemy… itd. itd…
Daremnie. Wreszcie udało się jedno - namówienie na wizytę u lekarza. To wcale nie było łatwe, bo w Polsce, w świadomości społecznej,  psychiatra leczy, jak wiadomo, tylko „wariatów”. I przyzxnaj się tu człowieku, choćby jedynie przed sobą samym, żeś wariat. Pomogły nie żadne psychoterapie, ale długie i żmudne leczenie farmakologiczne.
Przepraszam za ten, może nazbyt prywatny wstęp, ale był on mi potrzebny, by przejść do sedna.

A sedno jest takie, że przyczyn depresji może być wiele. Warto chyba przede wszystkim wiedzieć to, że nie jest to „choroba Hollywood’u”, nie jest to nawet choroba artystów, ani znudzonych wszystkim bogaczy. Na depresję cierpi około 10% populacji. Tak się przyjmuje, ale istnieja podejrzenia, że wiele osób ma depresję po prostu niezdiagnozowaną.  Choć najczęściej ujawnia się pomiędzy 15. a 30. rokiem życia, zachorować mogą także dzieci i osoby w podeszłym wieku. Wskazuje się na dwa szczyty zachorowania na depresję: pierwszy około 30. rż. a drugi około 60. rż. Około 15% pacjentów z ciężką depresją umiera wskutek samobójstwa, 20-60% chorych na depresję próbuje sobie odebrać życie, 40-80% ma myśli samobójcze.
Co do powodów zapadania na depresję, to zaledwie część z nich można by próbować podciągnąć pod wyrażone przez Ciebie „było mu za dobrze” lub „był słabym człowiekiem”. Najczęciej zresztą ten typ depresji dotyczy ludzi młodych. Taki model powstawania depresji zakłada, że osoba depresyjna przyswoiła sobie, mówiąc krótko i w pewnym uproszczeniu,  nieadaptacyjny wzór reagowania, czego powodem mogło być stawianie sobie nierealistycznych,  nadmiernych wymagań, brak stabilnego poczucia własnej wartości i histeryczne poszukiwanie źródeł samooceny w świecie zewnętrznym (czyli generalnie - nadmierne skupienie się na sobie samym). Przy przyjęciu takiego modelu, nakierowanego wyłącznie na jakieś defekty psychiczne, należy zakładac, że skuteczna powinna być psychoterapia, która odpowiednio niejako „wymodeluje” wzór reagowania na prawidłowy i nauczy chorego prawidłowych reakcji.

Okazuje się jednak, że sprawa wcale nie jest taka prosta, a co wiecej - kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że oprócz depresji z przyczyn pierwotnych (czyli tego jakby „uszkodzonego” ego), objawy depresyjne mogą występować także wtórnie, w przebiegu chorób somatycznych.
Co więcej, jeśli nawet weźmiemy pod uwagę wyłącznie depresję z przyczyn pierwotnych, to i ona także może mieć zgoła odmienne podłoże. Podłoże biologiczne.

I tu są dwie teorie: neuroanatomiczna, któragłosi, że przyczyną tego zaburzenia jest nadmierna aktywność prawego płata czołowego oraz neurochemiczna, według której przyczyną depresji może być niedobór w organizmie pewnych substancji - noradrenaliny oraz serotoniny. W takich przypadkach własnie pomagają leki nie dopuszczające do spadku poziomu tych tzw. amin biogennych.

Prawdopodobnie te dwa różne modele mogą się także jakoś przeplatać. Istnieje także depresja krótkotrwała, spowodowana przedłużającym się stresem lub jakimś silnym wstrząsem emocjonalnym. Z tej jednak wychodzi się zwykle stosunkowo łatwo. Na pewno jednak depresji nie można bagatelizować w ten sposób, że to choroba ćpunów, alkoholików i tych, którym jest za dobrze. Nie stawiaj też znaku równości pomiędzy typowym uzależnieniem, rzeczywiście wynikającym ze słabości człowieka, a  ćpaniem i alkoholizmem, które może być równie dobrze wtórne w stosunku do depresji. Wtedy nie ze słabości charakteru może ono wynikać.
 
Robin Williams nie był moim ulubionym aktorem. Myślę, że nie zmieściłby się nawet w pierwszej „dwudziestce’, choć trzy z jego filmów bardzo mi się podobały i zdarzało mi się do nich wracać (Stowarzyszenie Umarłych Poetów, Świat według Garpa i Fisher King). Niemniej, nie wiem jaki był prywatnie i Ty tego raczej też wiedzieć nie możesz. Wiadomo, że nie uchylał się od filantropii, a jego motywacje w tym zakresie mógł znać jedynie on sam. Działania świadczyłyby raczej na jego korzyść. Dlaczego więc uważać go za kogoś, komu się w głowie poprzewracało? Naprawdę nie „musiał” też być słabym człowiekiem. I co to ma wspólnego z Dekalogiem? Nie wiemy przecież co myślał, w co wierzył i jak żył na co dzień. Czy każdy bogaty i sławny człowiek musi być koniecznie zły?
Niech mu będzie policzone to, co zrobił w życiu dobrego.
 
Natomiast niewątpliwie dużo jest racji w spostrzeżeniu, że środowiska artystyczne, a szczególnie takie miejsca, jak Hollywood, wyjątkowo sprzyjają autounicestwieniu.
 
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
człowiek chory na depresję ma wrażenie jakby znajdował się w bardzo głębokiej studni. Tak głębokiej, że światło już nie dociera i nie ma żadnej możliwości wyjścia. Pozostaje już na zawsze tam na dnie przebywać. Wtedy samobójstwo może wydawać się wybawieniem. I nawet głęboka wiara nie pomaga....
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Ja także słyszałam to porównanie - "głęboka studnia". A ta bliska mi osoba powiedziała mi potem nawet, że w tamtym czasie nawet kolory widziała całkiem inaczej - jako poszrzałe i mniej wyraziste.
Próbowalam sobie te odczucia jakoś wyobrazic, ale przyznaję, że nie bardzo umiem. Mogę jedynie wierzyć, że tak własnie człowiek to odczuwa.
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
Nie wiem skąd w Tobie tyle niechęci, że dajesz disliki za opis medyczny (Ellenai) lub za pokazanie ludzkich, bolesnych, często pełnych rozpaczy przeżyć chorego na depresję (mój komentarz).
To nie są poglądy czy opinie. Zachowaj więc choć odrobinę ludzkiej wrażliwości!
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika HdeS

HdeS
pod tą notatką, ale napisałś chwilę po moim ostatnim wpisie, więc odpowiadam. Nikogo nie winiłem z powodu depresji, a śp. Williamsa w szczególności. Nie oceniałem jego życia - co zrobił dobrego, a co złego bo niby skąd miałbym to wiedzieć? Ostatnią rzeczą, którą Williams zrobił coś było strasznego. Nie wiem co go wpędziło w depresję, nie wiem co go skłoniło do ćpania i picia, tyle tylko, że nie był to człowiek wyzbyty rozumu i wyobraźni, a także świadomości konsekwencji swych czynów. Nie był też biedakiem pozbawionym możliwości wyciągnięcia siebie, a przy okzaji również z i wszystkich mu bliskich i życzliwych, z bagna w które sam wszedł. Proszę nie wybielajcie go w ten sposób, bo jeszcze za chwilę okaże się, trzeba będzie jego i jemu podobnych samobójców beatyfikować (przepraszam za przerysowanie). Nie wiem w co wierzył i czy Dekalog był mu do czegokolwiek potrzebny ale samobójstwo jest z nim sprzeczne. Po za tym traktuję Dekalog jako uniwersalny i naturalny drogowskaz, którym (przynajmniej po części) kierują się nawet ateiści. Człowiek ma rozum i wolną wolę, więc z nich korzysta jak umie. Śp. Williams też zapewne z tego korzystał i też, kiedyś tam zapewne, w którymś momencie źle z nich skorzystał i zorobił to co zrobił.
Serdecznie pozdrawiam
PS.: Terz chciałem dać piątkę za notkę o 13 sierpnia ale maszyna coś nie chce współpracować.
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Pisałam przed Twoim ostatnim wpisem, ale że komentarz długi, to i pisanie zajęło mi trochę czasu :)
Masz rację, że ostatnim czynem Williamsa było coś strasznego. Myślę jednak, że nie miał pełnej swiadomości swojego czynu. Depresja potrafi decydować za człowieka. Zamożność nie ma tu nic do rzeczy. On się przecież leczył od lat. Widać lekarze nie potrafili mu pomóc.

Upieram się tak bardzo, by nie obarczać go niewspółmierną winą, bo znam bardzo dobrze i od wielu lat kogoś, kto dziś mieszka w Los Angeles i kto miał z nim kontakt. Podobno był to człowiek bardzo odległy od blichtru i pustoty Hollywood. Zwykły, ciepły, uśmiechający się gdy napotkał skierowany na siebie wzrok. To o niczym nie przesądza, bo to jedynie wrażenie jednej znanej mi osoby. Wrażenie zapewne autentyczne, ale czy na pewno słuszne? Nie wiem. Ale jednak znając je, poczułam, że winna jestem kilka słów wyjaśnienia.
Dziękuję, że po całym dniu potyczek przyjąłeś je ode mnie tak spokojnie i dziękuję za dobre słowo o mojej notce :)
Obrazek użytkownika stronnik

stronnik
Wr oci lem tu po kilku godzinach i przeczytalem wszystkie wpisy komentarzy. Robię  tak, gdy sam zamieszczam komentarz. Ot, tak dla porządku.
I co widzę? Pod ostatnim wpisem Ellenai widzę dezaprobującą  łapkę w dół. Zupełne kretyństwo jakim jest ta akurat łapka, poraziło mnie do żywego. Sens i znaczenie tego komentarza są właściwie spoza obszaru dyskusji merytorycznej, gdzie jakikolwiek "like" nie ma żadnego znaczenia i sensu. Zatem, "disliker" który nie lubi tego akurat komentarza, popisał się wybitną wprost bezmyślnością, jeśli nie głupotą. Piszę to w przeświadczeniu, że wróci tu może i postanowi postawić "diskile" przy moim tu wpisie. Ale może się też czegoś nauczy?

Stawiam "like", dla wyrównania rachunków :-))
Obrazek użytkownika chryzopraz

chryzopraz
łapka w dół, łapka w górę nie tylko pod tą notką stawiane jakoś bez sensu. To znaczy, będę szczera - ja tego sensu nie łapię, co może przecież oznaczać moją ułomność.

Bywały takie dyskusje, kiedy prawie każdy mój komentarz był zaznaczony kciukiem w dół (a nie pisałam ewidentnych bzdur) i wierz mi, czułam się niczym gladiator na rzymskiej arenie. Co gorsza, miałam wrażenie, że te "disliki" nie pochodzą od osób rozmawiających. To strasznie wkurzające, kiedy widzisz, że nie chodzi o dyskusję, ale o ... no właśnie, o co?

 

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
Myślę, że "nalotami dywanowymi" diskikera nie należy się przejmować i komentować, dyskutować.
Może to jakieś osobiste urazy i wyraz braku sympatii albo ktoś chce nas poróżnić???

I jeszcze koci apel, może chybiony, ale spróbuję, do owej osoby:

Drogi Dislikerze!
Jeśli nie zgadzasz się z czyjąś wypowiedzią, włącz się do dyskusji, komentuj.
Tak zza węgła to mało rycerskie!
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
że zupełnie niepotrzebnie przykładacie do tych łapek taką wagę. Sposób ich wstawiania wskazuje jednoznacznie, że niektórym osobom przyznawane są nie za treść ich komentarzy. Powiem szczerze, że żal mi tego "klikacza", który nie znajduje innego, bardziej cywilizowanego sposobu wyrażenia swojej niechęci. Nie nękajmy go, bo jeszcze wpadnie w depresję :)
Naprawdę postuluję zachowanie zdrowego dystansu do tych łapek. W każdym razie mnie one na pewno nie wadzą. Głos w dyskusji to co innego. Nawet jeśli rozmówca się z nami nie zgadza, to przynajmniej warto się nad jego stanowiskiem zastanowić.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>