Resortowe dzieci i UE w Londynie

 |  Written by R.Zaleski  |  1

Dwa spotkanie były wczoraj w Polskim Ośrodku Społeczno Kulturalnym w Londynie. Pierwsze „10 lat w u: bilans dla Polski ” z Krzysztofem Bluszem wiceprezesem fundacji Demos Europa i dr. Markiem Cichockim z Centrum Europejskiego Natolin. Prowadził je Krzysztof Pszenicki.

Moderator zaproponował wcześniej prelegentom, by jeden mówił o wadach, a drugi o zaletach naszych 10 lat w UE. Obaj się nie zgodzili. I obaj mówili o zaletach. W obu wypadkach miałem podobne odczucia w, czasie ich 15 minutowych wystąpień. Najpierw deja vu – podróż w czasie do dziennika telewizyjnego z czasów końcowego Gierka, tak po 5 minutach, a potem zrobiło mi się niedobrze, tak po 10ciu. Słowo daję, to było fizyczne odczucie.

Bluszcz wyliczał korzyści: z cyferkami, porównaniami, procentami. Usłyszałem, że „lata świetlne dzieliły nas od UE”. O tym, że o ile jeszcze w latach 50tych Hiszpania miała taki dochód jak my, o tyle w 89 już 2,5 raza większy. Ale o Korei Południowej, która pod koniec lat 80tych miała taki dochód na osobę jak my, a teraz ma 2 razy większy, nic nie było. A myśmy w tym czasie, albo się do UE dostosowywali, albo w niej byli.

"Trzykrotny wzrost dochodów rolników” powiedzmy, i dodam opustoszałe wsie, miasteczka, zamykane sklepiki, otwierane markety – nie nasze – handel już w większości nie jest polski. „Widzimy jak zmienia się kraj” tokował dalej. „Więcej sprzedajemy na zachód, niż kupujemy”. Jakie k....a MY? Większość eksportu, to zagraniczne firmy korzystające z naszej taniej siły roboczej. Wg prof. Kieżuna (”Patologia Transformacji”), w 2010, na 100 największych „polskich” firm tylko 17 miało przewagę polskiego kapitału. On określa to jako „ekonomiczną kolonizację”. Ta kolonizacja zapewnia rozwój, owszem, ale znacznie wolniejszy, od tego co moglibyśmy osiągnąć sami. Ale PRLowskie myślenie naszych elyt to uniemożliwia. Trudno jest zobaczyć gwiazdy, jak się chodzi na czworakach. Nie powinniśmy wchodzić do UE, a jak już w tym siedzimy, powinniśmy to zrestrukturyzować, ograniczyć do sensownych wymiarów. Bo to najwolniej rozwijający się na świecie obszar gospodarczy.

„Poniżej progu ubóstwa jest ponad milion ludzi mniej” Ustawowego, zmanipulowanego progu. W skrajnym ubóstwie żyje podobny procent ludzi, jak 10 lat temu, i on rośnie od paru lat. „Spadło bezrobocie z prawie 20% do 10 %”. A bezrobocie młodzieży 4te w UE. Zabawny argument w Londynie – centrum polskiej emigracji. Tu siedzi te minus 10%. Na sali podniósł się szum, padły uwagi. Prelegent stracił rozpęd. Ale „to czasowa emigracja” zapewniał. Popatrzyłem na niego, jak na idiotę, chyba nie tylko ja. Pewna starsza pani pomachała dłonią przy głowie. „Zmniejszyły się nierówności społeczne z 35% do 30%.” Każdy w kraju to widzi, prawda? „Polska gospodarka jest o połowę większa”. Po pierwsze nie Polska, tylko kolonialna. Po drugie dług – w tym wypadku czysto polski - wzrósł dwa razy. A o tym prof. Wilczyński (sympatyk PO) pisał, że „wygląda na to, że wielu polityków wciąż nie rozumie, że przy wzroście gospodarczym o 4% i długu publicznego o 3%, realny wzrost gospodarczy wynosi 1 %”.

„Polacy są zamożniejsi”. Bo emigracja przysyła więcej pieniędzy niż UE netto? Choć rekordzistą w tych zawodach jest chyba Tadżykistan. „Wzrasta ilość pieniędzy, które Polacy mogą wydawać na dobra niepodstawowe, np. edukacja, kultura” a nakłady gazet spadają, rynek książki też. Z miast znikają imprezy kulturalne. Polska znika. Wyjechały w przeliczeniu na liczbę ludzi z dwa województwa. Gdyby ktoś np. je zajął zbrojne, to byłoby wielkie „aj waj” a tak to nie ma problemu. Nawet więcej, prelegent stwierdził, że o to walczyły całe pokolenia Polaków, „by każdy mieszkał gdzie chce”. Jakie k...a CHCE? Nie spotkałem tu nikogo, kto by chciał wyjechać, wszyscy musieli. By utrzymać rodzinę, godnie żyć, część młodych singli może i chciała na jakiś czas. Wygoniła ich ta banda rządząca Polską, za pomocą telewizji, starych układów, ukradzionych społeczeństwu pieniędzy, czasem morderstw politycznych tych, co im przeszkadzali.

Podsumowując: gradacja kłamstwa to: kłamstwo, bezczelne kłamstwo, statystyka.

Kolejny prelegent powtórzył wyznanie wiary „ nie ma dyskusji, co do korzyści z wejścia do UE” w skrócie litanię pierwszego.Od 300 lat mamy poważny kłopot geopolityczny, a teraz już nie - zauważył.

Mówił też trzeźwo na koniec, że po latach konsumowania środków z funduszy strukturalnych, one się skończą około 2020 roku. A my nie mamy żadnych własnych mechanizmów rozwoju. Albo będzie rewolucja innowacyjna w Polsce, albo zmarnujemy efekty wejścia do UE. Pomysły na pójście w energetykę, przemysł wojskowy, który nie już w dzisiejszych czasach lokomotywą napędzająca gospodarkę. A w takim Izraelu jest - 300 razy więcej niż my eksportują broni, per capita – i co? Spytam. Jedno pokolenie żyło w bardzo dobrych warunkach, ale z perspektywy następnych to wszystko dobrze nie wygląda, skonstatował mówca .

„Polacy nie chcą zakładać rodzin” Jakie k...a NIE CHCĄ? W Anglii Polki rodzą więcej dzieci, niż Somalijki, dwa razy więcej niż w Polsce, a ich tatusiami są w absolutnej większości Polacy. To jakby polskie rodziny, prawda? Niestety za dwa pokolenia, to będą angielskie rodziny. A to co obaj panowie robią, to intelektualna prostytucja, która tylko szkodzi wielkiej polskiej rodzinie.

 

Gdyby prelegenci skrócili swój wykład, mogliby przejść piętro wyżej, i posłuchać Doroty Kani, współautorki „Resortowych dzieci”. Być może dzięki temu by zrozumieli, dlaczego Polacy „nie chcą” zakładać rodzin w Polsce i masowo emigrują.

Opowiadała o resortowych dzieciach, kolejnemu pokoleniu wewnętrznych okupantów. Ludziach dla których zarezerwowane są najlepsze miejsca w elicie kraju, nawet w ogóle bycie elitą. Bo w Polsce nie osiąga się z zasady sukcesu dzięki swoim zdolnościom, tylko pochodzeniu, „dojściom”, układom z niego wynikającym. Elita polityczna, medialna, ekonomiczna, sędziowie – to resortowe dzieci. Te genetycznie resortowe i jednocześnie mentalnie resortowe, lub tylko to ostatnie. Ludzie wychowani w kulturze przywiezionej na sowieckich czołgach, i ci którzy ją zaakceptowali, przechrzcili się na nią. Uważam, że państwo bez własnych służb nie istnieje. Wg Kani te „nowe” służby utworzyła stara bezpieka. W wypadku wojskowych” tylko odkręcono tabliczkę, i przykręcono nową”. Większość posłów, to resortowe dzieci.

Ma się wkrótce ukazać z tej serii „resortowe dzieci” tom o ludziach służb, kolejny w roku wyborczym o politykach. Padła propozycja, by napisać coś o emigracji, tu o MSZ zaczęła mówić Kania. Może „dyplomaci i emigracja”. Warto by to przyśpieszyć wydawanie pozycji z tej serii, dopóki jest gorące zainteresowanie, nawet dodając autorów. Bo rok wyborczy, to trochę późno, by osiągnąć realny efekt. By to do ludzi dotarło. Książka „Resortowe dzieci – naukowcy, fundacje”, też by się przydała, bo tego dnia miałem wrażenie, że się spotkałem z przedstawicielami tego gatunku.

5
5 (2)

1 Comments

Obrazek użytkownika stronnik

stronnik
A skąd siewzięli ci prelegenci-propagandziści? Z choinki się urawali? Nikt ich tam nie wygwizdał? Mają jakąś przeszłość czy tylko przyszłość o którą ktoś już zadbał? Kto ich zaprosił, kto sfiannsował to badziewie propagandowe?
W necie prawie nic o tych faciach? Z niebytu jakiegoś czy co?

Więcej notek tego samego Autora:

=>>