Zagadki archeologii – co da się wyjaśnić?

 |  Written by Ellenai  |  5
Kolejna porcja zagadek archeologicznych. Zaczniemy od tej, która fascynowała mnie przez wiele lat, a która dziś – niestety – wydaje się być udowodnionym zgrabnych oszustwem.


Kryształowa czaszka
Według indiańskich podań istnieje trzynaście starożytnych kryształowych czaszek naturalnej wielkości, z ruchomą żuchwą. Wszystkie one mają ponoć mówić lub śpiewać. Są nośnikami informacji ważnych dla rodzaju ludzkiego i odkrywają największe tajemnice życia i wszechświata.
Tych 13 jednakowych czaszek nigdy nie odnaleziono. W XIX wieku zaczęły się pojawiać nieduże i proste kryształowe czaszki, co do których uważa się, że są prawdopodobnie autentycznymi wytworami pochodzącymi z Ameryki Środkowej. Oprócz nich jednak, już w wieku XX, zaczęły się także pojawiać czaszki naturalnej wielkości, a wśród nich ta najbardziej znana czaszka, nazywana „Czaszką przeznaczenia”,  „Czaszką Miłości”, „Czaszką Zagłady” czy też czaszką Mitchella-Hedgesa. Anna Mitchell-Hedges, wieloletnia właścicielka tego zabytku, opowiadała, że znalazła ją w dawnym mieście Majów Lubaantun w Belize, gdy była tam ze swoim ojcem.
O czaszce tej krążyły niesamowite wieści, które powielano w różnych książkach i artykułach. Między innymi takie, że ma 3600 lat, a jej twórcami są Majowie albo… kosmici. Miała się rzekomo „pocić” przed wielkimi katastrofami oraz emitować błękitne światło i dziwne dźwięki.
Twierdzono także, iż przy użyciu współczesnych narzędzi praca nad wykonaniem takiej czaszki trwałaby rok, a dodatkowo prawdopodobnie w ogóle by się nie udała, ponieważ przy użyciu diamentowych elektrycznych wierteł wytwarzane przez niedrgania, wysoka temperatura i tarcia spowodowałyby, że czaszka uległaby skruszeniu. Badacze podkreślali cały szereg innych okoliczności, jak te, że :
  • czaszka musiała powstać z jednej bryły kryształu
  • nie da się określić jej wieku, ponieważ kryształ górski nie koroduje i nie zmienia się
  • kwarc, z którego ją wykonano jest szczególną, piezoelektryczną odmianą dwutlenku krzemu, stosowaną w dzisiejszej elektronice, której właściwości zostały odkryte dopiero w końcu XIX wieku, natomiast ten fakt oznacza, iż czaszka ma biegun dodatni i ujemny
  • czaszka jest spolaryzowana pionowo, czyli przyłożony prąd na jej szczycie popłynie prosto do znajdującej się pod nią ziemi.
Co ewentualnie miało wynikać z tych odkryć, tego dokładnie nie wiadomo, natomiast podkreślały one jeszcze niezwykłość czaszki.

Właścicielka czaszki, Anna Mitchell-Hedges, zmarła w 2007 roku i wtedy jej mąż przyniósł czaszkę Jane MacLaren Walsh, antropologowi ze Smithsonian Institution’s National Museum of Natural History, która od lat badała historię kryształowych czaszek. Walsh porównała mikroskopowe ślady na czaszce ze śladami narzędzi stosowanych przez ludy prekolumbijskie oraz nowoczesnych urządzeń szlifierskich. Badania wykazały, że czaszkę wykonano za pomocą bardzo szybkich diamentowych, obrotowych narzędzi szlifierskich powszechnie stosowanych do obróbki kamieni w początkach XX w., czyli w czasach, gdy czaszka się pojawiła. Tej klasy sprzętem nigdy nie dysponowali Majowie, Aztekowie, ani inni mieszkańcy prekolumbijskiej Ameryki. Swoje spostrzeżenia ogłosiła na łamach amerykańskiego magazynu „Archaeology”.

Próbując dociec prawdziwego pochodzenia przedmiotu, przebadała też historię czaszki. Pierwsze informacje o jej istnieniu pochodzą z 1933 r. Nie znajdowała się ona jednak wówczas w rękach rodziny Mitchell-Hedges. Frederick A. Mitchell-Hedges, ojciec Anny, która była jego adoptowaną córką,  kupił czaszkę na aukcji w Sotheby’s w 1943 r. Wiadomo o tym, bo w  liście do swojego brata pochwalił się wówczas udanym zakupem. Jednak kilka lat później mówił już jednej z gazet, że odkrył ją osobiście w Ameryce Środkowej w latach 30.
Po śmierci Mitchella-Hedgesa, jego córka zaczęła podawać inną wersję odnalezienia czaszki twierdząc, iż odkryła ją osobiście w Lubaantun, bedąc tam ze swoim ojcem. Podawała jednak przy tym różne daty i okoliczności. W latach 60. XX w. o czaszce zaczęło być wyjątkowo głośno. To wówczas właśnie rozpowszechniano wiele opowieści o jej niezwykłych właściwościach. Głównymi autorami tych sensacji, jak się okazało,  byli Anna Mitchell-Hedges i współpracujący z nią Frank Dorland.

W opinii Walsh w rzeczywistości czaszka powstała w Europie między 1900 a 1933 r. Wzorem dla niej była prawdopodobnie przechowywana od końca XIX w. w British Museum inna kryształowa czaszka, którą zresztą także już zdemaskowano jako nowożytny wyrób. Wskazuje na to spore podobieństwo kształtów obu rzeźb. Czaszka Mitchella-Hedgesa jest jednak dość mocno udoskonalona. Ma więcej anatomicznych szczegółów i oddzielną żuchwę. Nie ma jednak żadnych nadzwyczajnych właściwości.
 
Kamienie z Ica – oszustwo czy może nie?




Wioska Ica znajduje się w Peru, około 300 km od Limy. To tutaj podobno zostały znalezione słynne kamienie, czyli bryły z czarnego andezytu, na których uwieczniono sceny, jakie uprawdopodobniałyby zgoła  sensacyjne teorie:
  • albo człowiek żył w czasach dinozaurów, a do tego wytworzył wówczas wysoko rozwiniętą cywilizację
  • albo dinozaury przetrwały swoją rzekomą zagładę pod koniec kredy i żyły jeszcze w czasach pierwszych cywilizacji, czyli jakieś kilka tysięcy lat temu.
Skąd takie karkołomne wnioski? Otóż rysunki na kamieniach z Ica przedstawiają szereg różnych scen, niewytłumaczalnych na gruncie dzisiejszej nauki. Są tam na przykład sceny przedstawiające trepanację czaszki i zabiegi przypominające przeszczep, wizerunki ludzi spoglądających przez lunetę, a co najdziwniejsze – sceny z polowań na dinozaury, ludzi dosiadających pterodaktyli oraz same obrazy brontozaurów, stegozaurów czy tyranozaurów. Niektóre piktogramy wykazują podobieństwo do słynnych rysunków na płaskowyżu Nasca.

Podobno, choć nie jestem w stanie nigdzie sprawdzić autentyczności tej informacji, pierwsze wzmianki o kamieniach w tym regionie pochodzą od misjonarza, Jezuity - Ojca Simóna, który towarzyszył Pizarro w czasie wyprawy Perú w 1525. W 1562 kilka z nich wysłano rzekomo nawet do Hiszpanii .
W każdym razie współcześnie pierwsze informacje o kamieniach z Ica pojawiły się dzięki miejscowemu lekarzowi, dr Cabrerze. Jeden z kamyków otrzymał on w 1966 roku w podzięce za pomoc lekarską od tamtejszego wieśniaka. Przez dłuższy czas przedmiot ten służył mu jako przycisk do papieru na jego szpitalnym biurku. Dopiero później zwrócił uwagę na widoczny na nim ryt dziwnego ptaka. Odszukał coś podobnego. Była to ... rekonstrukcja pterozaura, latającego jaszczura żyjącego przed 100 milionami lat. Mówi się, że Doktor Cabrera dzięki pomocy lokalnych mieszkańców odnalazł jaskinię, w której znajdowało się jeszcze około 100 tys. takich kamieni. Doktor Cabrera zmarł w 2001 roku. Jego kolekcję, liczącą ponad 1100 kamieni, można obejrzeć w Museo de Piedras Grabadas.

Ekspertyza peruwiańskiego Instytutu Górnictwa oparta o badanie powłoki tlenkowej rytów pozwoliła na określenie wieku znaleziska na "nie mniej niż 12 tysięcy lat". Wyniki te potwierdzone zostały później przez analizy zrobione na Uniwersytecie w Bonn.
Mimo to, autentyczność kamieni wydaje się być bardzo dyskusyjna. Przede wszystkim nie udaje się znaleźć owej jaskini, w której podobno zostały znalezione, a gdzie miało się znajdować  jeszcze 100 tysięcy owych kamieni. Poza tym dwaj badacze kwestionują wyliczenia przedstawione przez wyżej wymienione placówki badawcze. Neil Steede, archeolog badający niegdyś kamienie, stwierdził iż obrazki zostały naniesione w późniejszym okresie. Również hiszpański badacz Vicente Paris, po czteroletnim dochodzeniu, zadeklarował w 1998 roku, iż kamienie są fałszerstwem. Wśród dowodów przedstawił mikrofotografie ukazujące ślady współczesnej farby, a także ścierniwa, którego używano do wygładzania kamieni. Jednym z istotnych dowodów podpierających tezy wyżej wymienionych badaczy jest niewystępowanie erozji na kamieniach, przebywających przez tysiące lat w jaskini.
Na powierzchni kamieni, ani w ich składzie nie wykryto materiału organicznego, który pozwalałby określić wiek przy pomocy metody C14, a ponieważ miejsce odnalezienia kamieni nigdy nie zostało ujawnione, oszacowanie wieku przy pomocy geologii terenu jest także niemożliwe.

A same obrazki  na kamieniach –  jeśli nawet założymy ich autentyczność - czy mogłyby rzeczywiście powstać?
Wszelkie ślady istnienia dinozaurów urywają się dziesiątki milionów, a nie tysiące lat temu. Nie udało się odnaleźć choćby jednego fragmentu kości dinozaura, która byłaby młodsza niż około 60 milionów lat, ani też żadnego śladu materialnego dinozaura w warstwach geologicznych młodszych niż te ponad 60 milionów lat. Skąd zatem człowiek kilka tysięcy lat temu miałby mieć jakakolwiek  wiedzę o dinozaurach i ich wyglądzie?
Pozostawałaby więc ta druga teoria, że człowiek żył już w czasach dinozaurów, a kamienie są dużo starsze, niż nam to się wydaje. I tu znów – nie został znaleziony ani jeden dowód w postaci choćby kości ludzkiej, która mogłaby być datowana na dziesiątki milionów lat. Nigdzie, gdzie odkrywano skamieniałości dinozaurów, nie natrafiono na żaden ludzki szkielet.
Jest tu jeszcze jedna ciekawostka – mianowicie ta, że na rysunkach nie uświadczy się amargazaura, który występował na terenie Ameryki Południowej, natomiast odwzorowane są wizerunki takich gatunków dinozaurów, które tam nie występowały np. stegozaura i triceratopsa.

Oczywiście wszystkie te zastrzeżenia można podsumować także i w ten sposób, że nasza wiedza o dinozaurach i okresach z zamierzchłej prehistorii jest tak szczątkowa, iż może nas czekać jeszcze niejedno niespodziewane odkrycie, które każe nam zweryfikować swoje dotychczasowe wyobrażenia, a te dzisiejsze „niespodzianki” są zbyt szokujące, by skostniały świat nauki instytucjonalnej chciał się na poważnie nimi zająć.

Jest jednak jeszcze argument przeciwko autentyczności kamieni z Ica.
Podobno znaleziono parę wieśniaków, którzy przyznali się do fałszerstwa, jakiego dokonali dla zysku. Mieli to być niejaki Basilio Uchuya i jego żona, Irma Gutierrez de Aparcana. Ale tutaj jest także taka malutka zadra. Otóż transakcje sprzedaży oryginalnych znalezisk są w Peru nielegalne, a kary za taki proceder niepomiernie wysokie. Za sprzedaż falsyfikatów natomiast się nie odpowiada. Są tacy, którzy twierdzą, że to właśnie był ten właściwy powód „przyznania się” wieśniaków przyłapanych na sprzedaży kamieni.


I ostatnia zagadka na dziś - Klerksdorp spheres  czyli metalowe kule z Afryki



Metalowe kule, czy może raczej kulki, bo ich średnica wynosi od 2 do maksymalnie 10 cm są odnajdywane na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat w Południowej Afryce. Znajdują je górnicy pracujący w kopalni srebra Wonderstone Silver Mine  usytuowanej w Ottosdal, we wschodnim Transvaalu, w Republice Południowej Afryki.  W tej chwili jest już około 200 takich odnalezionych kulek.

W gruncie rzeczy znalezisko na pierwszy rzut oka jest dosyć niepozorne – ot, zwykłe kulki, tyle że idealnie ukształtowane i z jakimiś wyżłobionymi rowkami. Przy bliższym jednak przyjrzeniu się, okazuje się, że tych kulek są dwa rodzaje – jedne to kulki z litego metalu, niebieskawego, pokrytego białym nalotem natomiast drugie, po przecięciu okazały się być pancerzykiem 6-milimetrowej grubości, wypełnionym jakąś gąbczastą białą substancją, która po zetknięciu się z powietrzem natychmiast zamieni a się w pył przypominający węgiel drzewny. Metal, z którego wykonane są kulki, jest bardzo twardy i odporny na zarysowania. Roelf Marx, kurator muzeum Klerksdorp, twierdzi, że są one wykonane ze stali niklowej. Bez względu na to czy ów kurator mówi prawdę, najdziwniejszą w tym znalezisku rzeczą jest fakt, iż odnaleziono je w warstwach skalnych, których wiek szacowany jest na  ponad 2 miliardy lat, czyli na Prekambr, a więc na okres, gdy zgodnie z naszą wiedzą nie istniało jeszcze na Ziemi żadne inteligentne życie. Trzeba by więc uznać, że kulki w jakiś sposób dostały się do tych warstw później. Jak – tego nie wiadomo.

Jest jednak jeszcze jedna rzecz, której nie sposób wyjaśnić. Podobno kulki samoistnie wibrują.
O tej wibracji mówi nie tylko kustosz muzeum, lecz także John Hund z Petersburga, który również widział rotujące kule w muzeum w Klerksdorp, a pewnego dnia znalazł bardzo podobny przedmiot w innej zamkniętej kopalni w Ottosdal. Kiedy później siedział w restauracji przy stole, bawiąc się nim, zauważył, że kula jest bardzo dobrze wyważona. Zabrał ją więc do California Space Institute, aby ją tam zbadano. Naukowcy stwierdzili, że obiekt ten jest tak doskonale wybalansowany, że przerasta to ich możliwości pomiarowe.
– To byli ludzie, którzy budowali żyrokompasy dla NASA – zauważa John Hund, przypominając, iż kula została wykonana z dokładnością do około jednej stutysięcznej cala. Technicy z Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej potwierdzili, że nie dysponują technologią umożliwiającą wytworzenie takiej kuli. Ale to nie wszystko. Orzekli oni, że jedynym miejscem, w którym tego rodzaju rzecz mogłaby powstać, jest... stan nieważkości.

Oczywiście sama tych kul nie widziałam i pisząc tę notkę korzystałam wyłącznie z dostępnych opracowań. Ile w nich zwykłych plotek, a ile prawdy, tego określić nie jestem w stanie.
Ciekawa jestem natomiast ewentualnych uzupełniających tę wiedzę komentarzy lub choćby… Waszej intuicji.
5
5 (8)

5 Comments

Obrazek użytkownika Danz

Danz
Pasjonujące i świetnie napisane.  Chcąc, nie chcąc...wróciłem do czasów młodości i wieczornych dyskusji z grupką kolegów, czytających Alfę i Młodego Technika. Mogliśmy godzinami zastanawiać się nad istnieniem UFO, kamieniami z Ica, czy rozważać książki Von Danikena.  Piękne czasy...  Szkoda tylko, że wspomniane przez Ciebie "zagadki archeologii" okazały się "fałszerstwami". Niestety.  Dziękuję za przypomnienie tych... starych klimatów.
Pozdrawiam serdecznie.smiley

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Mnie najbardziej szkoda kryształowej czaszki. Nie masz pojęcia jak bardzo pragnęłam mieć ją na własność. Nie z uwagi na jej wartość, ale by codziennie móc na nią patrzeć. Kompletnie mnie oczarowała smiley.
Szkoda, że jest sfałszowana.
A co do dawnych klimatów, to o UFO jednak pisać nie będę. O Trójkącie Bermudzkim również, choć kiedyś była to moja wielka pasja. Ale za to zajrzyj do moich kolejnych notek (szykuję jeszcze chyba ze trzy), w których cześciowo może odnajdziesz równiez swoje dawne klimaty, a częściowo coś nowego, o czym kiedyś się jeszcze nie mówiło. I wierz mi - trudno jednoznacznie będzie stwierdzić oszustwo smiley.
Obrazek użytkownika ro

ro
Temat przedstawiony został w sposób bardzo wyważony, bez przesądzania o "winie lub niewinności". Bardzo ciekawy. Zwłaszcza o tych kulkach, o których słyszałem, ale niewiele.

Pisałem już wczesniej o moim zachwianym zaufaniu do dziedziny nauki, zwanej geologią.
Nic na to nie poradzę: Hovind postawił odkryciom geologicznym zarzuty, których po pierwsze żaden z uznanych naukowców nie odparł, po drugie ja, laik w tej dziedzinie nie potrafię znaleźć w nich słabych punktów.
Skamieniałe drzewa w poprzek "warstw geologicznych", pracowicie układanych przez Naturę, rok po roku, przez setki tysięcy czy miliony lat. [Ponieważ nie znam się też na prawach autorskich, nie zamieszczę tutaj zdjęć, które można łatwo znaleźć, pytając Ciocię Guglę o "skamieniałe drzewa w warstwach geologicznych", a następnie klikając w link "Obrazy dla skamieniałe drzewa w warstwach geologicznych"].

Na geologii się nie znam, ale znam się trochę na fizyce i chemii, i wiem, że argon w roztopionej skale nie utrzyma się dłużej niż dwutlenek węgla w zagotowanej wodzie sodowej. Więc ten który znaleziono w próbkach, zaczął powstawać z izotopu potasu dopiero po ostygnięciu skały z wulkanu Św. Heleny.  Skoro w pięciu próbkach jak twierdzi Hovind, a nikt tego nie obala (tylko zamykają Hovinda, jak Alfonsa Capone'a "za podatki") zmierzono przy pomocy stosunkowo prostej metody wiek skał, a otrzymane wyniki kłócą się ze sobą ze zdrowym rozsądkiem, to
1.Ktoś podmienił próbki.
2.Ktoś niedbale wykonał oznaczenia.
3.Metoda jest zła.

Jeżeli któryś z tych punktów jest możliwy, to jaka jest wiarygodność innych badań dotyczacych wieku skał, skamielin, Ziemi wreszcie?

Rozumiem niechęć "prawdziwych" uczonych do udowadniania każdemu ignorantowi, że jest ignorantem, ale sorry Winetou, taka jest  przypadłość nauki, że musi odpowiadać nawet na bzdurne pytania.

Inaczej staje się religią.
 
Obrazek użytkownika DocEnt

DocEnt
Na wstępie również pogratuluję Ellenai ciekawej notki . Czekamy na więcej.
Ro, fotki drzew o których wspomniałeś są również w komentarzach pod jedną z moich notek nt. ewolucij.
Jeśli ktoś jest zainteresowany Hovindem i jego wykładami to znajdują się na http://www.drdino.pl

 
Obrazek użytkownika ro

ro
Jak powiedziałem: nie znam się na prawach autorskich (tak jak na geologii) i dlatego wolę dmuchać na zimne, zwłaszcza w III RP i zwłaszcza na blogu przez jej władzę nie kochanym ze wzajemnością. 

Opowiadał mi znajomy dziennikarz, że w materiale na portalu społecznościowym cytując pewną gazetę, słynącą z pozwów, powołał się wyraźnie się na źródło, a i tak parę tysięcy poszło się paść.
Na wiadomą ulicę.

Dlatego do swojego materiału wolę załączyć kiepskie zdjęcie własnej roboty, niż narażać siebie i Redakcję na procesy o prawa autorskie.

Pozdrawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>