Trudny moment dla dobrej zmiany

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  1
Choć opozycja za wcześnie zaczyna dzielić skórę na niedźwiedziu, wiosna tego roku będzie dla PiS bardzo trudna. Kilka niekorzystnych sondaży, niezależnie od ich umiarkowanej wartości, może zarówno ukazywać pewien niebezpieczny dla partii Jarosława Kaczyńskiego trend, jak i taką tendencję wykreować lub wzmocnić. PiS w trzecim roku rządów, po osiągnięciu poparcia bliskiego lub nawet przekraczającego połowę wyborców, zaczyna tracić elektorat napływowy. Co więcej, aby mniej pewnych przy sobie utrzymać, podejmuje działania, które budzą zniecierpliwienie i dezorientację twardego elektoratu. Ten zaś również ma swoją wytrzymałość, o czym coraz częściej przekonuje się prezydent Andrzej Duda.
Problemy PiS biorą się z widocznego od czasu zmiany na czele rządu rozdarcia między chęcią dalszej realizacji programu a ambicją zdobycia nowych wyborców spoza klasycznego elektoratu. PiS zdaje się chorować ostatnio na przypadłość, na którą cierpią od lat publicyści w kilku pozornie sprzyjających redakcjach. To przesąd, że istnieje jakieś mityczne „centrum”, w którym można zdobyć nowe głosy, które pozwolą definitywnie wygrać wybory. Oczywiście nie znaczy to, że taki elektorat nie istnieje. Problem w tym, że ta część centrowych wyborców, która była do zdobycia, na stronę Zjednoczonej Prawicy przeszła już razem z grupami tworzącymi środowisko Jarosława Gowina. Jeśli zaś nie znalazła się w nim w roku 2015, doszlusowuje do niego teraz i nie wymaga to od PiS rezygnacji z żadnych pryncypiów. Pozostali, których nie zniechęciło 8 lat rządów PO, jej wyborcza porażka (odsiewająca z tego grona konformistów, głosujących na Platformę tylko dlatego, że według nich partia ta była najsilniejszym, skazanym na wygraną graczem), są dla Jarosława Kaczyńskiego w większości straceni. Zauważmy, że gdy rekonstrukcja rządu objęła najczęściej atakowanych przez media i opozycję ministrów, nie wpłynęło to pozytywnie ani na komfort pracy rządu, jak i jego społeczne poparcie. Dla kogo PiS był partią niewybieralną, dla tego nią pozostał, medialny ostrzał natomiast przybrał tylko na siłę. I trudno się temu dziwić – kto odpuściłby po takim sukcesie?
Wciąż wiele głosów jest natomiast do zdobycia wśród elektoratu rozczarowanego III RP, nie chodzącego na wybory lub oddającego głosy protestu na partie antysystemowe, Kukiza czy narodowców, wobec PiS jednak, jako emanacji środowiska istniejącego w ramach polskiej polityki parlamentarnej od upadku PRL, sceptycznych. Są wreszcie osoby, które polityką się nie interesują, jeśli głosują, to „tak, jak wszyscy”, lecz gdy zaczynają odczuwać poprawę własnego losu i utożsamiają ją z polityką rządu, gotowi są poprzeć PiS, choćby wbrew oglądanym przez siebie najchętniej telewizjom. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to głównie od nich wywodziły się sondażowe premie PiS sprzed kilku miesięcy. Do obu grup PiS docierać mógł za pomocą konsekwencji i zdecydowania, połączonego z polityką dostrzegania obywatela, „słuchania ludzi”, jak nazwano to w kampanii wyborczej, niepraktykowaną tu właściwie nigdy wcześniej, odkąd mamy jakikolwiek wpływ na skład parlamentu i rządu.
Programy socjalne mają to do siebie, że szybko się do nich przyzwyczajamy i zaczynamy traktować je jako coś oczywistego. Wtedy zaś odrywają się w naszej świadomości od ich pomysłodawców, po prostu są. Do niedawna wydawało się, że PiS planuje iść za ciosem, zaś po 500+ na poważnie ruszy mieszanie+, 500+ dla seniora, wreszcie program „Za życiem”. Na podstawie szczątkowych jeszcze, lecz niepokojących informacji można odnieść wrażenie, że niektóre z tych działań są lub będą ograniczane. Jeśli to tylko element wojny informacyjnej z rządem, pół biedy. Jeśli to faktyczna strategia premiera Mateusza Morawieckiego za chwilę zderzymy się ze wszystkimi konsekwencjami, jakie wizerunkowo przynieść mogła zamiana ciepłej, prospołecznej Beaty Szydło na ekonomistę, kojarzonego głównie z bankowością, choćby nawet gospodarczego wizjonera. Pierwszoplanowa rola Szydło w nowym rządzie świadczyć miała o tym, że społeczne oblicze dobrej zmiany zostanie zachowane mimo pewnego przesunięcia akcentów. Utrzymanie tego wizerunku może być dla PiS być albo nie być. Tak samo, jak druga składowa dotychczasowego wysokiego poparcia – konsekwentna realizacja celów politycznych, nawet kosztem oporu opozycji i instytucji unijnych. Od kilku tygodni coraz więcej sygnałów, że na różnych polach planowane są ustępstwa, które w oczach twardego elektoratu nie są potrzebne, dla innych zaś stanowić mogą raczej słabość niż elastyczność. Prawo i Sprawiedliwość bez swojego politycznego kręgosłupa traci dotychczasowy magnetyzm.
Na to wszystko nakładają się spektakularne porażki, które najczęściej mają swoje źródło w ministerstwie kultury i jego okolicach. Brak wpływu na muzeum Polin, plany powoływania podobnych placówek (bez zapowiedzi gwarancji zachowania na nie wpływu, a więc realnej możliwości zmiany narracji historycznej) drażnią wyborców nie mniej, niż brak konkretów w rozliczaniu poprzedniej ekipy, o którym pisałem we wcześniejszych tekstach. Ostatni zaś pomysł PFN, plan promocji Polski poprzez wysłanie sympatyzującego z PO celebryty w podróż dookoła świata w używanym, zagranicznym jachcie, kojarzy się bardziej z epoką Radka Sikorskiego, niż dobrą zmianą. Rejs Kusznierewicza może być najdroższą imprezą tej kadencji. W znaczeniu politycznym, nie finansowym.
Na koniec zostawiłem sprawę najświeższą i najbardziej przykrą, weto prezydenta do ustawy degradacyjnej. Ogłoszone w Wielki Piątek, tak, jakby Andrzej Duda liczył się z negatywną reakcją swoich wyborców i wybrał moment, w którym każdą polityczną informację zneutralizują zbliżające się Święta. Poza fatalną datą dostaliśmy uzasadnienie, w którym obok punktów merytorycznych, praktycznie  obalonych zresztą przez publicystów, którzy poddali ustawę dokładniejszej analizie, znalazł się długi wywód o różnym stopniu odpowiedzialności członków WRON, wreszcie zaś politycznie poprawny koszmarek, zaklęcie o dzieleniu Polaków. Tymczasem nie potrzeba podpisu pod ustawą, by dostrzec podział na katów i ofiary. Łatwo też zauważyć, kto z nich zyskuje, oby tylko na krótko, na piątkowej decyzji prezydenta. Istotne jest również to, że prezydent nie zgłaszał wcześniej zastrzeżeń do projektu, zaś kilka dni przed wetem jego otoczenie wypowiadało się o nim pozytywnie. Część prawicowych mediów w produkowanych tak masowo, że trudno uwierzyć w ich spontaniczność, tekstach, przekonuje już, że decyzja pomoże zwiększyć mu elektorat. Jest to więc powtórzenie błędu, popełnianego w stosunku do PiS. Jednak wyrażające zawód i rozczarowanie reakcje na ostatnie weto pokazują, że Duda zaliczył właśnie największą w swojej prezydenckiej historii stratę wizerunkową. Nie tylko wśród własnych wyborców, lecz również polityków PiS, którzy chyba po raz pierwszy potrafią na głos wspominać o braku poparcia na drugą kadencję.
Oczywiście nic nie jest jeszcze przesądzone. Niektórzy z polityków PiS ulegli zawrotowi głowy od sondażowego sukcesu. Jeśli dziś równie łatwo nie wpadną w panikę, wszystko jest jeszcze do odzyskania. Może kosztem jednej dymisji w rządzie lub pewnej podlegającej mu instytucji. Ważny będzie tu zapowiadana na 14 marca konwencja PiS i Zjednoczonej Prawicy. W trudniejszej sytuacji jest prezydent, lecz i on może jeszcze wyjść na swoje, szybko wprowadzając odpowiednie zmiany i kończąc kwestię degradacji. Na pytanie, czy utożsamia się jeszcze ze swoim dawnym środowiskiem politycznym, otrzymujemy ostatnio sprzeczne, a czasem niepokojące odpowiedzi. Na ile za swojego uważa go jego polityczna baza przekonamy się zapewne podczas rocznicy katastrofy smoleńskiej, gdy prezydentowi przyjdzie stanąć przed uczestnikami obchodów. Co powie i jak zostanie przyjęty może zaważyć na politycznej przyszłości Andrzeja Dudy i całego obozu dobrej zmiany.

Artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie. Trzeba odnotować, że wywołał reakcję Profesora Piotra Glińskiego, który pisze:
"Red. Karnkowski z "GPC" za "spektakularną porażkę" resortu kultury uznaje "brak wpływu na Muzeum POLIN oraz plany powołania podobnych placówek bez zapowiedzi gwarancji zapewnienia wpływu na nie". Bardzo proszę Pana Redaktora, aby wskazał mi sposób uzyskania wpływu na Muzeum POLIN. Mam wysłać policję czy może jakaś nowa specjalna ustawa?! Przypominam, że strukturę nadzoru POLIN powołał inicjator jego budowy Prezydent Warszawy Śp. Prof. Lech Kaczyński. Może trochę szacunku... A co do planów, to też proszę nie fantazjować. Od początku mówiłem, że Muzeum Getta Warszawskiego będzie instytucją państwową. Odpowiedzialny dziennikarz nie powinien też wprowadzać w błąd opinii publicznej mówiąc o "ostatnim pomyśle PFN", gdy jest to pomysł ogłoszony 1,5 roku temu, a obecny hejt w tej sprawie zapoczątkowała "Gazeta Wyborcza". Gratuluję towarzystwa..."
źródło: https://www.facebook.com/ProfesorGlinski/posts/1852758528127775
5
5 (1)

1 Comments

Obrazek użytkownika stronnik

stronnik
Urzednik państwowy odpowiada w sposób, który znamionuje zdenerwowanie i arogancję.

To by należalo właściwie upublicznić znacznie bardziej, bo oto mamy rzadki przypadek takiego poziomu ze strony urzędnika z partii PiS.

Jeśli minister nie wie jak się zakręca kurek z pieniędzmi, to ja nie wiem dlaczego facet zostal ministrem?

A właściwie wiem, ale to już powoli staje się truizmem w odniesieniu do tego ministra. A może nawet kilku ministrów.
 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>