Władimir Władimirowicz jak „Marshal Grodzki”?

 |  Written by Docent zza morza  |  0

Bo wiadomo, Putin jest jak Armia Czerwona – „gdzie on, tam granice ojczyzny”, a raczej tam najważniejszy ośrodek władzy „wsiej Rossijskoj Fiedieraciji”. 

Jak był prezydentem kraju „za pierwszego putina” – w latach 2000 - 2008 - to nie było wtedy najmniejszych wątpliwości.

Ale jak potem został premierem – to nagle premier Federacji okazał się najważniejszy, a prezydent Miedwiediew musiał grać drugie skrzypce.

Ale gdy w roku 2012 od nowa rozpoczął swoje dwie kolejne kadencje prezydenckie (bo chyba nikt nie śmiał nawet przypuszczać, by naród nie wybrał sobie cara, gdy ten sobie tego zażyczył?) – sprawy się unormowały i to znowu „prezidient Fiedieracijii”  był głównym rozgrywającym na Kremlu i w kraju.

A na sytuację po roku 2024 – gdy nieodwołalnie skończą się i tak już wydłużone dla W.W. (z 8 do 12 lat) konstytucyjne możliwości bycia prezydentem – to trzeba wymyśleć coś zupełnie nowego…

Numeru z Miedwiediewem jako kieszonkowym prezydentem raczej nie da się już powtórzyć – bo poddani (głównie w obu metropoliach) już poprzednio zaczynali szemrać i nawet troszku się burzyć – a ponad 80% poparcie "w narodzie" z lat minionych systematycznie zjeżdża w dół i niedługo spadnie poniżej 60 procent. Czyli, nie tędy droga…

Można oczywiście zawsze „pójść na rympał” i bezczelnie zmienić konstytucję, dając Władimirowi Władimiriczowi dożywotnią prezydenturę, ale to też b. ryzykowny i zbyt grubymi nićmi szyty numer.

Co zatem robić?

Był pomysł na zacieśnienie integracji z Białorusią i formalne stanięcie na czele nowego państwa – ZBIR-u – Związku Białorusi z Rosją – z nową demokratyczną konstytucją, a jakże - jako jego „priezidient” – który oczywiście byłby najważniejszy na naszym globie (a kto wie czy i nie w całej Galaktyce), ale „baćka” tak wierzga, że chyba nic z tego nie będzie, a i nowych sankcji po ewentualnym zastosowaniu „wariantu krymskiego” nie warto ryzykować, bo gospodarka Rossiji chyba już by tego naprawdę nie wytrzymała.

Można by też pogmerać przy własnej konstytucji by przesunąć kluczowe kompetencje do tego akurat organu, który Władimir Władimirowicz raczy w przyszłości zaszczycić „swoim światłym przywództwem”.

I ostatnie roszady na Kremlu wskazują na wybór takiego właśnie wariantu – nie zapomnijcie wiąc o coca-coli i popcornie, bo opera mydlana „Putin sercem Imperium” (i to b. mocno bijącym, także poza granicami kraju) dopiero się nam rozkręca…

A nasz marszałek „Tomuś-koperta”  Grodzki? 

Ten kieszonkowy putinista też uwierzył w swoją wyjątkowość i uważa, że stał się zbawcą oraz centrum państwa i narodu, który „przeprowadzi suchą nogą przez Morze Czerwone kaczyzmu”…

I dlatego jako „trzecia osoba w państwie” bezczelnie łamie konstytucję, uzurpując sobie prerogatywy będące wyłącznymi kompetencjami Rady Ministrów i Prezydenta, np. biorąc się za samodzielne i samowolne prowadzenie polskiej polityki zagranicznej, co niechybnie skończy się Trybunałem Stanu dla pana marszałka, jak nie gorzej.

Bo na takie postępowanie są określone paragrafy kodeksu karnego. A i kiedyś obóz Zjednoczonej Prawicy przestanie się wreszcie bać "Brukseli" i "wajchowego" , naprawdę zaczynając rządzić krajem…

A powiedzieć o „Tomusiu-Kopercie”, że jest tylko „kieszonkowym Napoleonem”, byłoby pomniejszaniem wielkości Cesarza, bo i pan marszałek i Władimir Władimirowicz są tylko współczesną wersją homo sovieticus, czyli produktu cywilizacji turańskiej, tak trafnie opisanej przez mistrza Konecznego.

I dlatego nasz pan marszałek zawsze będzie uważał się za centrum wszechświata (i co najmniej równego swemu Bogu), a aktualnie sprawowane stanowisko za najważniejsze i kluczowe…

image

Nawet jeśli byłby to tylko szpital miejski (jak w przeszłości – a dokonywane wtedy przez „Tomusia-Kopertę” cuda chirurgiczne były stanowczo zbyt nisko opłacane, bo taki geniusz (i prawie "nadczłowiek") zawsze przecież  „zasługuje na więcej”, czy sejmik wojewódzki albo rada miejska – bo wtedy sprawy lokalne nagle "stają się najważniejsze dla mieszkańców”., itp.

Ale gdyby przewrotny los zesłał go np. do niesławnej spółki „Elewarr” - to wtedy polityka rolna, a szczególnie „magazynowanie i przechowywanie zbóż, rzepaku i innych surowców pochodzenia rolniczego oraz obrót tymi surowcami” niechybnie urosłyby w oczach „Tomusia-Koperty” do rangi spraw rozstrzygających o „dobrobycie i przyszłości narodu”.

Bo gdzie ON – tam przecież „zbawienie kraju i ludzkości” … dziś chwilowo wypadło na senat – ...ale jutro…? ??

A służbom interesującym się panem marszałkiem, to radziłbym zwrócić uwagę na ślad przez niego zostawiony, jeśli chodzi o łamanie prawa i charakterów ludziom mającym kiedyś pecha być jego rywalami lub podwładnymi. Bo sprawa łapówkarstwa to pewnie się już przedawniła, choć wyniki badania wariografem jego oskarżycieli zawsze będą miały swój ciężar gatunkowy.

Bo panu marszałkowi psychopatia to aż bije z oczu, i to tam można znaleźć słabości przybliżające jego nieuchronny upadek.

Bo jest on niewolnikiem swego charakteru – bo „Tomuś-Koperta” po prostu - we własnych oczach - zawsze"zasługuje na więcej”… i przekraczanie przez niego kolejnych nieprzekraczalnych granic jest tylko kwestią czasu i zapewne częścią jego bagażu z przeszłości. Bo wiadomo, że taki człowiek, mając choćby najmniejszą cząstkę władzy - będzie jej nadużywał...

I tutaj mogliby sobie podać ręce z Władimirem Władimirowiczem - który będąc lustrzanym odbiciem „Tomusia-Koperty” (tyle, że na dużo większą skalę), jako nieuleczalny narcyz i nieznoszący sprzeciwu psychol, koncertowo spieprzył sprawę swojego ostatniego ataku na Polskę.

Bo w odwecie za naświetlenie na forum europejskim i światowym kwestii odpowiedzialności Stalina za wybuch II wojny światowej, na Polskę i jej prezydenta zastawiono wyjątkowo wyrafinowaną pułapkę w Jerozolimie, i to na oczach całego świata, czyli:

  • polakożerczy,
  • brutalny,
  • kłamliwy,
  • wysmakowany i starannie przygotowany,
  • ale przede wszystkim nieoczekiwany i niezasłużony,
  • werbalny atak Putina...

...co miało się spotkać z martwą ciszą i brakiem zauważalnej reakcji z naszej strony - bo prezydentowi odmówiono tam prawa głosu ani nie dano by mu szansy na jakąkolwiek replikę - i najprawdopodobniej byśmy razem z prezydentem wpadli tam jak śliwka w kompot, gdyby W.W. nie poniosło w grudniu.  

image

A tak, po kretyńskiej tyradzie Putina, niespodziewanie ostrzeżony „ptaszek ...sobie po prostu wyfrunął”... i kremlowski wilk musiał obejść się smakiem, a Mosze Kantor to pewnie się w kuluarach potajemnie rozpłakał, „że taki ładny pieniądz tak głupio poszedł sze zmarnowacz”...

I okazało się, że z W.W. nie taki znowu superman - czyli „zimny czekista, niemal nadczłowiek i przebiegły szachista”, jakim go niektórzy próbują nam malować.

Bo i on ma swoje słabe punkty, czyli głównie własne wyobrażenia o :

  • „honorze czekistów” (czyli „nieskazitelnej przeszłości >>organów<< i czystych rękach funkcjonariuszy” – hehehe)
  •  "wojennej chwale sowietów" (czyli przypadkowym statusie świadka koronnego w dintojrze na byłym wspólniku)
  • oraz o "wielkości"  Stalina ("tylko"  60 mln własnych, sowieckich ofiar) - któremu najwyraźniej próbuje po cichu nieudolnie dorównać.

image

5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>