Życia dwa, w tym podwójne

 |  Written by Kazimierz Suszyński  |  3

         W dzieciństwie (czasach Gomułki, które dobrze pamiętam, choć bardzo źle wspominam) wielokrotnie sięgałem do półki ukrytej za rżniętą szybą pięknego starego kredensu. Powodowała mną ciekawość, wiedziałem, że są tam różne przedmioty, szczególnie pamiątki, które widywałem przy różnych okazjach w rękach rodziców jednak ich znaczenia nie rozumiałem. Kusiło obecne tam dość egzotyczne pudełko – po jakichś angielskich medykamentach. Były tam między innymi dawne zdjęcia. Pośród nich były takie stare, jakby legitymacyjne, fotografie – jak mówili - zabitych chłopców (choć, sam będąc małym dzieckiem, widziałem na nich dorosłych ludzi). Obecnie wracają już z tym mianem chłopców, chłopców od „P-8”. Zostali w pamięci i dlatego tutaj, teraz, po wielu latach, przychodzą.

Niejednokrotnie gramoląc się na kredens i niewprawnie sięgając po ów skarbczyk, rozsypałem te fotografie. Dwa charakterystyczne zdjęcia zazwyczaj razem wypadały ze sterty i działo się tak pomimo nieładu w tym zbiorze. Fotografie te przedstawiały najmłodziej wyglądających chłopaków. Ich podobizny wywoływały we mnie zawsze jakiś niewymowny smutek.


 
     Eugeniusz Szydłowski - „Orzeł”        Eugeniusz Kosiński - „Czarek”
 
Te pożółkłe fotografie, przedstawiały dwóch Gienków - jednak w tamtych czasach, ilekroć była o nich mowa, posługiwano się pseudonimami i to zdrobniałymi - "Orzełek" i "Czarek", "Czaruś". Ich młode lata zdążyli już dostatecznie pogmatwać niemieccy i sowieccy najeźdźcy.
Jeszcze bardzo dużo czasu miało upłynąć, sporo musiałem się naszukać i nagadać zanim poznałem spajające Ich losy i wydarzenia. O nich będzie ta opowieść.

Urodzili się w tym samym, 1925. roku. Obydwaj należeli do Armii Krajowej. Wraz z nadejściem komunistycznych rządów, każdy na swój sposób trafił do oddziału partyzanckiego 'Mars'  Zrzeszenia WiN, dowodzonego przez Leona Suszyńskiego ps.'P-8', który operował w okolicy Białegostoku, głównie na terenie Puszczy Knyszyńskiej. W tym grupowym braterstwie broni, Gienkowie trwali ok. 9 m-cy. Jednak po wsze czasy losy ich splótł pamiętny patrol. 

Był pierwszy listopadowy wtorek 1946 roku, a zarazem najtragiczniejszy dzień w historii oddziału. Do tej pory, przez 15 miesięcy, podczas ryzykownych akcji, zadali wiele dotkliwych ciosów komunistycznym siłom bezpieczeństwa praktycznie nie ponosząc strat. Miewali wprawdzie u siebie rannych, wydarzyły się 2 nieszczęśliwe wypadki oraz schwytano i skazano jednego z nich - „Lecha” czyli Witolda Kudzinowskiego. Partyzanci „P-8” stali się celem częstych, nękających obław bezpieki i KBW. Skala bywała ogromna - w nagonkach i zasadzkach na oddział, jednocześnie uczestniczyło od kilkuset do ponad 2.000 żołnierzy. Jednak dotąd nikt spośród nich nie poległ w walce.

Posługując się wskazaniami pochodzącymi z różnych źródeł, 21.10.1946r. grupie operacyjnej UB / KWMO udaje się podejść obozowisko oddziału. Partyzanci zmuszeni są nagle, po cichu, opuścić swoją bazę. Nikomu nic się nie stało, ale utracili cenne wyposażenie - namioty, koce, bieliznę, płaszcze, rower, radio, trochę broni i amunicji. Pod koniec października trudno będzie koczować pod gołym niebem. Szybko starają się pozyskać coś zastępczego. W sobotę 26.10 zatrzymują samochód PKS i zabierają plandekę. W niedzielę rano, z innego panstwowego auta, zabierają płótno i artykuły higieniczne. Wieczorem jakiś odprysk obławy KBW / MO trafia do domu, w którym trwają chrzciny, a wśród gości jest kilku zaproszonych partyzantów. Dochodzi do strzelaniny, w której ginie komendant MO z Czarnej Wsi a kilku innych naganiaczy zostaje rannych. Dwa dni później z rana patrol z oddziału "P-8", w którym jest brat Gienka Szydłowskiego - Leonard, zatrzymuje autobus. Jadą nim oprawca z UB w Suwałkach- Omiljanowicz i por.UB - Szczep. Pierwszy z nich, niestety nierozpoznany, wykpił się fałszywym, wojskowym, dokumentem, a drugi został po prostu wypuszczony na wolność (epizod relacjonowany w filmie  "P-8" z serii Z archiwum IPN). Wobec takiej zuchwałości na drogach, szefostwo WUBP podejmuje kolejne kroki i zawiadamia Warszawę:

(…) W celu likwidacji bandy „P-8” od dnia 30.X.46r. będzie kursował samochód Białystok-Sokółka i Białystok-Knyszyn z grupą operacyjną przebraną w cywilne ubrania.(...)”

5 listopada 1946r. oddział kwaterował w okolicach wsi Katrynka. „P-8” jako dowódca rutynowo rozsyłał patrole. Również ten 5-osobowy, w stronę Knyszyna, pod dowództwem „Wiatra” czyli Mieczysława Grygorczyka. Krótki listopadowy dzień szybko się skończył i po ciemku jechali furmanką. Dość pewnie się czuli. Znajdowali się w okolicy wsi Letniki, na terenie ówczesnej gminy Dobrzyniewo. Tutaj mieszkali sami oddani ludzie - ilekroć działo się coś złego, to wieści najpierw docierały do "P-8". ...  Jednak tym razem nagle, z bliska, z ciemności, odezwała się broń maszynowa ...

fragment Meldunku specjalnego z 18 listopada 1946 do MBP – Departament III w Warszawie

(…) wysłano grupę operacyjną Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego, pod dowodztwem SZOSTAKA, która   spotkała się w rejonie miasta Knyszyna z patrolą bandy "P-8” jadącą na furmance. Grupa operacyjna otworzyła ogień, w wyniku którego został zabity R.K.M.-ista bandy "P-8" ps."Czarek" i ranny SZYDLOWSKI Eugieniusz ps. "Orzel", którego ujęto. Pozostali z bandy korzystajac z ciemności zbiegli, przy zatrzymanym Szydłowskim znaleziono zdjecie 9 członków bandy "P-8", którą załączam. Skonfiskowano w czasie operacji:3 R.K.M-y, 2 automaty i 1 pistolet. 0 dalszych wynikach operacji powiadomimy. (…)



Eugeniusz Szydłowski ps.„Orzeł", zwany Orzełkiem

urodził się w Białymstoku 13.03.1925r. jako syn Eugenii i Wiktora - wachmistrza 10.Pułku Ułanów. W 1939r. ukończył szkołę powszechną i zdał egzamin do białostockiego gimnazjum im. Zygmunta Augusta. Niestety, podjętą naukę musiał przerwać już w grudniu tego samego roku, kiedy to rodzina wachmistrza Wojska Polskiego musiała zniknąć z oczu sowieckich okupantów oraz ich miejscowych kolaborantów i czym prędzej wynieść się z Białegostoku. Różne uwarunkowania materialne oraz konieczność gubienia śladów powodowały, że osiedlili się najpierw we wsi Zofiówka, a potem Grądy – obydwie te miejscowości leżały na obrzeżach Puszczy Knyszyńskiej. Tam Wiktor Szydłowski – ojciec Gienka zainicjował, a następnie koordynował terenową działalność konspiracyjną Związku Walki Zbrojnej, a po przekształceniu Armii Krajowej. W 1943r. zaprzysiągł syna, który obrał sobie pseudonim „Orzeł". Początkowo był tylko łącznikiem, ale w 1944r. , z bronią w ręku, brał udział w "Operacji Burza" na Białostocczyźnie.

Po wejściu sowietów został uwięziony na długie miesiące w białostockim więzieniu i to tak pechowo, że nie udało się mu zbiec w grupie ok. 100 uciekinierów 9 maja 1945r.. Staraniem znajomych rodziny, Eugeniusza udało się wyciągnąć z więzienia. Powrócił na wieś i wkrótce potem trafił do zbrojnego poakowskiego podziemia. W jego przypadku była to formacja samoobrony AK-WiN dowodzona przez „P-8" czyli Leona Suszyńskiego. Jako żołnierz oraz dowódca jednej z sekcji tego oddziału bierze udział w wielu zbrojnych akcjach. Znany, choć przyjmowany z niedowierzaniem, przez kolegów był incydent z września 1946r. Zdarzyło się to we wsi Nowiny Zdroje, gdzie dwóch żołnierzy oddziału „P-8” - właśnie Eugeniusz i jego młodszy brat Leonard ps. „Wrzos" - zostało zaskoczonych w zamkniętym pomieszczeniu, przez całą grupę UB/KBW. Błyskawiczne działanie obydwóch nie tylko uratowało im życie, ale wywołało sporą panikę i spowodowało znaczne straty wśród napastników. Po wielu latach można było przekonać się, że nie były to czcze przechwałki braci – wszystko znalazło potwierdzenie w stosownych meldunkach operacyjnych składanych dowództwu przez funkcjonariuszy UB/KBW. Można wręcz być pewnym, że wybielając się minimalizowali swą nieudolność i straty.

Niecałe dwa miesiące później szczęście opuszcza „Orzełka". Ranny w biodro, w potyczce 5.11.1946 – zostaje pojmany i trafia w ręce oprawców. Umieszczono go w szpitalu przy białostockim więzieniu, które wtedy, nawet formalnie, było ekspozyturą UB. Rana była paskudna, ale nie była śmiertelna – przy ówczesnym stanie naszej medycyny może zostałby inwalidą. Jednak w więziennej lecznicy, zamiast leczenia, zaaplikowano mu same badania – badania przez śledczych z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Białegostoku. Udręczony i wyczerpany „Orzełek” skonał tam 5 grudnia 1946 – równo miesiąc po zranieniu.

Dzięki staraniom bliskich i kolegów, uciekając się do przekupstwa, udało się wydostać ciało Gienka od bezpieki, a następnie, na tyle na ile było możliwe, godnie pochować na Cmentarzu Farnym w Białymstoku. Spoczął na polu nr 10, a fakt pochówku odnotowany został w miejscowym rejestrze. Około 2000r. pozostałe przy życiu rodzeństwo Eugeniusza ufundowało mu nowy nagrobek.


Eugeniusz Kosiński ps.„Czarek"


Choć nie był osobą znaną – żył krótko, a Jego czynów i śmierci nikt nie sławił wierszem ani pieśnią, to jednak w czasach prl wmurowano kamienną tablicę, na której wyryto jego imię i nazwisko. Sporządzono też skromną hagiografię jaką niewątpliwie był minibiogram zamieszczony w swoistej księdze pamiątkowej, „Polegli w walce o władzę ludową”, opracowanej z okazji jubileuszu ćwierćwiecza prl-u. Całe dziesięciolecia przedstawiano go jako jeszcze jedną niewinną ofiarę siepaczy ze zbrodniczych band. Zamieszczony na 220. stronie rzeczonej księgi wpis głosił:
 

Kosiński Eugeniusz, syn Józefa, ur.8.XII.1925r., wieś Szafranki, powiat Suwałki, funkcjonariusz MO, poległ 10.VI.1945r. pow. Białystok, z rąk nieustalonej bojówki reakcyjnego podziemia”.

Tyle bezpieczniackiego mitu, choć właściwie prawdą jest tu niemal wszystko - wszystko, oprócz czasu i okoliczności śmierci.

„Czarek”, żołnierz Armii Krajowej, po operacji Burza i nastaniu tzw. Polski lubelskiej, wstąpił do milicji. Wiosną 1945r. przydzielony został do posterunku w Czarnej Białostockiej. Podobnie jak setki jego rówieśników na Podlasiu, szeregowych żołnierzy AK, wykonywał w ten sposób ciche zalecenia lokalnych struktur państwa podziemnego. Używając, między innymi, takich metod usiłowano zachować kontrolę nad terenem i zatrzymać na miejscu młodych mężczyzn pod bronią – chroniąc ich jednocześnie przed deportacjami do ZSRS lub wcielaniem do, podporządkowanej sowietom, armii Berlinga. Nie mniej istotną rolą milicjantów, o AK-owskiej proweniencji, miała być ochrona ludności przed autentycznym bandytyzmem.

Gdy na początku 1945r. milionowa masa armii czerwonej odpłynęła z Podlasia na zachód i północ, teren pozostał pod kontrolą wojsk NKWD, sowieckich jednostek pomocniczych oraz raczkującego i jeszcze wyobcowanego UB. Milicja, poza kierownictwem, była całkowicie zinfiltrowana przez podziemie. Wiosną 45. roku, utworzona, po rozwiązaniu AK, na ziemiach Podlasia i części Mazowsza Armia Krajowa Obywatelska przystąpiła do likwidacji zalążków komunistycznej władzy, w tym MO. To wtedy, na początku czerwca, został rozbity posterunek milicji w Czarnej Białostockiej. Chętni szli z bronią do lasu, opornych rozbrajano, a nadgorliwi nierzadko ginęli. Działo się tak niemal na całym Podlasiu, poza głównymi miastami.

W taki właśnie sposób „Czarek” „poszedł do lasu”, a dla bezpieki „poległ”.

W partyzantce został żołnierzem plutonu „Słucz” będącego częścią, dowodzonego przez Aleksandra Rybnika ps.”Jerzy” oraz „Dziki”, Zgrupowania AKO Piotrków. Na początku lipca stało się ono celem frontalnego ataku. Rozegrała się wówczas jedna z największych bitew jakie stoczyły oddziały podziemia niepodległościowego z wojskami NKWD i regularnym wojskiem. W starciu tym, które miało miejsce pod Ogółami, łącznie po obu stronach, walczyło blisko 1000 ludzi. Znaczna przewaga liczebna strony komunistycznej, wspartej dodatkowo artylerią, tankietkami i samolotami, nie przyniosła militarnego rozstrzygnięcia. Zrozumiano jednak, że próby utrzymania się dużego oddziału i stanowienia namiastki polskiej administracji, nawet w sprzyjającym terenie, nie powiodą się i trzeba zmienić taktykę. Z końcem lata Zgrupowanie zostało rozwiązane, a dotychczasowy bezpośredni dowódca „Czarka” - „P-8”, utworzył samodzielną grupę AK-WiN składającą się z samych „spalonych” ludzi. W ten sposób Eugeniusz Kosiński został żołnierzem oddziału „P-8”. Był tam RKM-istą, niekiedy dowodził małymi wypadami. Strzały oddane z ciemności 5 listopada 1946r celnie ugodziły Czarka – trafiony osunął się. Kolegom udało się ewakuować rannego z miejsca potyczki. Niestety, w ich sytuacji, przy ograniczonych możliwościach, odniesiona rana okazała się śmiertelna.

Umarł nazajutrz wśród swoich.

Staraniem kolegów z oddziału został pochowany na cmentarzu w Knyszynie z asystą i salwą honorową.

W latach 90-tych XX w., rodzina, nie dysponując dokładnymi danymi, umieściła na płycie nagrobnej, błędny, ubecki, rok śmierci - 1945 zamiast 1946.

* * *

W dniu 25.03.1949r., w białostockim więzieniu, funkcjonariusz WUBP – Bolesław Miklaszewski (pokrętny łobuz, drań uczestniczący w egzekucjach, wyróżniający się ładnym, czytelnym pismem) - przesłuchiwał dowódcę oddziału „P-8”.
 

Więzienie w Białymstoku - budynek administracyjny

Tak zaprotokołowano odpowiedź:

„Kwaterując ze swym oddziałem w lasach knyszyńskich, w odległości około 2km od wsi Katrynka, w początkach listopada 1946r. wysłałem patrol „Wiatra” w kierunku wsi Knyszyn w celu rozpoznania terenu. Patrol „Wiatra” w ilości 5 ludzi koło wsi Letniki gm. Dobrzyniewo, spotkał się z grupą wojska KBW. W czasie boju z patrolu „Wiatra” został ranny „Orzełek” i „Czarek”, ze strony wojska zabitych nie było. Szydłowski Eugeniusz ps.”Orzełek” będąc ranny został zatrzymany przez wojsko, a Kosiński ps.”Czarek” zmarł następnego dnia i został pochowany w Knyszynie. Sprawy pogrzebu załatwiał „Wiatr”. W czasie pogrzebu patrol „Wiatra” oddała zabitemu salwę. Czy ksiądz był na pogrzebie tego nie wiem.”

Tyle UB chciał wnieść ze swej strony do protokołu. Trzeba pamiętać, że taki dopisek jak „czy ksiądz był na pogrzebie tego nie wiem”, to często wynik wielu męczących godzin ordynarnych wrzasków, dopytywań i bicia. Protokolant zapisywał to (co mu kazano lub co chciał) jako, mniej lub bardziej, potoczystą wypowiedź.

Tę zasadzkę KBW, pomimo swej pełnej wiedzy na podstawie znajomości dokumentów, kłamliwie przedstawiał rzeczony Miklaszewski, jako gwałtowny zamach na oddział wojska polskiego, dołożono Leonowi Suszyńskiemu do pierwotnego aktu oskarżenia (pomimo ujawnienia się w 1947r.)..

5
5 (5)

3 Comments

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
Zawsze czytam twoje wspomnienia z zapartym oddechem i za każdym razem - z obawą. Czy dotrwam do końca tekstu, czy będę musiała przerwać i wrócić później - boję się tego bólu, żalu, przerażenia. Boli - że tylu dzielnych wspaniałych młodych Polaków zostało pozbawionych wolności, młodości, radości i życia. Zachowali honor, walczyli o Ojczyznę, wierzę, że Dobry Bóg przyjął ich do swojej chwały. Dziękuję Tobie i staram się zachować we wdzięcznej pamięci Tych, Którym nie dane było zdobyć ani doczekać Wolnej Polski. Którzy ofiarowali Polsce i Polakom najcenniejszy dar - własne życie. Cześć i chwała bohaterom! Bardzo serdecznie pozdrawiam
Obrazek użytkownika Kazimierz Suszyński

Kazimierz Suszyński
To niemal koniec publikowania tego do czego się poczuwałem. Będą jeszcze uzupełnienia i kosmetyczne oraz ikonograficzne zmiany. To już wszyscy z oddziału, którzy zginęli w walce będąc pod dowództwem "P8".
Będą jeszcze wspomnienia o kilku ludziach. Dwóch zginęło w nieszczęśliwych wypadkach służąc Polsce, inny odłączył się i poległ w nierównej walce, jednego, zaskoczonego we własnym domu, zabito z zimną krwią. Dwaj inni, zaszczuci, wrócili do lasu - polegli z bronią w latach 50 i 52. Cześć Ich pamięci.       
Obrazek użytkownika ro

ro
Tyle lat trzeba było czekać, żeby słowa należne bohaterom mogły być wypowiedziane głośniej niż szept w gronie najbliższych.
Ile razy w ciągu tych lat  mijało się na ulicach zabójców i katów, czasem nieświadomie grzecznie ich pozdrawiając. A potem ich synów, przekonanych o "dzielnej przeszłości" swoich rodziców w tamtych - jak to oni nazywają - "trudnych czasach".

 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>