„Kamienie na szaniec” są filmem, jak na polską kinematografię nienajgorszym: dobrze zrobione, zmontowane, dobrze zagrane. Ekranizacja książki o Rudym, Alku i Zośce ma jednak jeden znaczny defekt – jest zaprzeczeniem wartości, o których pisał harcmistrz Aleksander Kamiński.
Robert Gliński, brat kandydata PiS na stanowisko premiera technicznego – prof. Piotra Glińskiego, kręcił do tej pory firmy o marginesie społecznym. „Cześć, Tereska” jest filmem o młodej parze żyjącej w zakazanym związku, mających nieślubne dziecko, mamy też dwa filmy o homoseksualizmie: „Świnki” (tu w dodatku homoseksualna prostytucja) oraz dokumentalny „homo.pl”. Z tej społecznej piwnicy reżyser zapragnął wdrapać się na szczyt bohaterstwa i na zwieńczenie polskich realiów w etosie patriotyzmu i męstwa. I nikt nie powinien domagać się literalnego naśladownictwa fabuły z książki Aleksandra Kamińskiego, wszak licentia poetica to prawo do przesuwania granic dosłowności.
Ale Gliński odstępuje od treści „Kamieni na szaniec” właściwie zawsze w tym samym. Tam gdzie pojawia się prawdziwy patriotyzm, tam film cichnie. Reżyser powtarza, że to film o „młodości i przyjaźni”, jednak warunki, w których te wartości poddano próbie były tak specyficzne, że grzechem by było je pominąć. A jednak Gliński to zrobił. Wojna z Niemcami to w filmie tylko okrucieństwo, spłycone do krwi, przelewanej właściwie nie wiadomo za co. Oto czego przestraszył się reżyser u trzech chłopców z okupowanej, tego nie dowiemy się z filmu:
U Gnińskiego wszystkie zmiany wymowy „Kamieni na szaniec” dążą w jednym kierunku. Reżyser złapał herosów polskiego Podziemia za kołnierze i podjął próbę skrojenia ich na miarę współczesnej młodzieży – mało dojrzałej, porywczej, niezbyt patriotycznej nawet. I oto wyobraźmy sobie, że Hoffman kręci „Potop”, w którym Zagłoba i Wołodyjowski na widok księcia Janusza Radziwiłła w Kiejdanach składającego przysięgę na wierność szwedzkiemu królowi, zamiast krzyczeć „Hańba”, krzyczą „Vivat!”. Ot, drobna zmiana. Jakże dzisiejszym Polakom by się spodobała! Zamiast walki, zamiast wysiłku, zamiast wierności wybraliby na ekranie wygodny koniunkturalizm. Gliński skroił garnitury trójce dzielnych chłopaków jakby byli dzisiejszymi bywalcami galerii handlowych w wełnianych szaliczkach i włosach postawionych na żel. Reżyser zapragnął chyba pokazać nie Rudego i Zośkę (Alka w filmie prawie nie ma), ale pokazać dzisiejszą młodzież, wrzuconą w kocioł II wojny światowej. Zapomnijcie Polacy o wielkości swoich przodków, zwykli jesteście, zwykłymi pozostańcie! Nie zapoznawajcie się z prawdziwym „Pokoleniem Kolumbów”! Nie traćcie okazji, aby siedzieć cicho!
Robert Gliński, brat kandydata PiS na stanowisko premiera technicznego – prof. Piotra Glińskiego, kręcił do tej pory firmy o marginesie społecznym. „Cześć, Tereska” jest filmem o młodej parze żyjącej w zakazanym związku, mających nieślubne dziecko, mamy też dwa filmy o homoseksualizmie: „Świnki” (tu w dodatku homoseksualna prostytucja) oraz dokumentalny „homo.pl”. Z tej społecznej piwnicy reżyser zapragnął wdrapać się na szczyt bohaterstwa i na zwieńczenie polskich realiów w etosie patriotyzmu i męstwa. I nikt nie powinien domagać się literalnego naśladownictwa fabuły z książki Aleksandra Kamińskiego, wszak licentia poetica to prawo do przesuwania granic dosłowności.
Ale Gliński odstępuje od treści „Kamieni na szaniec” właściwie zawsze w tym samym. Tam gdzie pojawia się prawdziwy patriotyzm, tam film cichnie. Reżyser powtarza, że to film o „młodości i przyjaźni”, jednak warunki, w których te wartości poddano próbie były tak specyficzne, że grzechem by było je pominąć. A jednak Gliński to zrobił. Wojna z Niemcami to w filmie tylko okrucieństwo, spłycone do krwi, przelewanej właściwie nie wiadomo za co. Oto czego przestraszył się reżyser u trzech chłopców z okupowanej, tego nie dowiemy się z filmu:
- Nie poznajemy chłopaków sprzed wojny. Nie tyle ich dobre wyniki na maturze są nam potrzebne, ale Rudy, Alek i Zośka to byli przecież prymusi, zdyscyplinowani, uczący się jak na elitę przystało, w szkołach dobrych, w rodzinach kochających i pobożnych. Na scenę srebrnego ekranu wchodzą chłopcy odważni, roześmiani i beztroscy. Młodzież nie dowie się, że ma do czynienia z rzetelnymi obywatelami, którzy także w czasach pokoju walczyli o swoją ukochaną ojczyznę.
- Nie poznajemy religijności chłopaków. A przecież nawet w tak intymnej korespondencji jak listy miłosne Alka i Basi, dwojga zakochanych, mamy wielokrotnie wspomniane modlitwy, radość z przeżywania Świąt Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Nieskończonego Miłosierdzia Bożego w filmie nie ma, jakby nie przystawało do współczesnej młodzieży. Może nie przystaje, fakt, ale jakież to przygnębiające, że zamiast dzisiejszym dwudziestolatkom pokazać klasę pokolenia Kolumbów, pokazuje się im format Szarych Szeregów w pomniejszeniu, jakby tylko taki można było przełknąć.
- Nie poznajemy wagi „Małego Sabotażu”. Nikt już nie policzy ilu chłopców odeszło z tego świata za namalowanie kotwicy na warszawskich murach, ile „żółwi” (symbol powolnej pracy w niemieckich zakładach pracy) rysowanych kredą w zmyślnie sprawny sposób, wywoływało pogonie niemieckich żandarmów za uczniakami walczącymi z nazizmem kredą i farbą. Brak w filmie akcji „Wawra”(organizacja będąca częścią Szarych Szeregów) polegających na leczeniu Polaków z postaw konformistycznych i kolaboranckich. Na ekran nie trafił więc restaurator Paprocki, który nie tylko reklamował i ogłaszał się w „Der Sturmer”, ale też i prowadził prenumeratę niemieckiej gadzinówki. „Mały Sabotaż” chłopakom z filmu nie wystarcza – narzekają, chcą więcej, w ramach tych akcji jakby się nie mieścili. Mało tego – ukazane akcje, tj. gazowanie sal kinowych i słynna na całą Polskę akcja odkręcenia niemieckiej tablicy z pomniku Kopernika są przedstawione w filmie jako… zabawa?
Tak! Dynamiczna muzyka współczesna, chłopaki jakby grali w berka z Hitlerjugend, kopali się z nimi jak na szkolnym boisku. Oj, nie na tym polegała konspiracja, gdzie za zdjęcie flagi nazistowskiej groziła ołowiana kulka. - Nie poznajemy też wagi Wielkiej Dywersji. Poza szkoleniami nie widzimy jak pod starannie zaplanowanymi akcjami Szarych Szeregów wywracały się niemieckie pociągi z uzbrojeniem jadącym na wschodni front. Ileż dyscypliny emocjonalnej wymagało wyjście z rodzinnego domu, w którym niewiele o działalności chłopaków wiedziano, wyjazd z miasta w las, w którym dokonywały się czyny heroiczne, a później powrót i udawanie jak gdyby nic się tego dnia nie wydarzyło. Gliński przestraszył się prostej prawdy, ściśle opartej na faktach, że Polskie Państwo Podziemne było najprężniejszym ruchem oporu w Europie. Brać film o wielkich i czynić z nich takich zwyczajnych, pomijać ich heroizm – po co?
- Nie poznajemy w filmie polityki. Jedyny tekst światopoglądowy wyraża Heniek, który jest socjalistą i gardzi piciem herbaty z filiżanek zamiast ze szklanek. Ot, starcie postępowych lub konserwatywnych poglądów sprowadzone do ciepłego napoju. Znów się Gliński boi. Bo Rudy ponoć działał w ONR, ale ten Rudy z książki Kamińskiego przynajmniej był zaangażowany w dyskusje, Zośka był wrażliwy społecznie, Alek religijnie. A tutaj cicho sza, tutaj znów z ekranów wyłazi dwudziestolatek jakby z III RP, polityką się nie interesujący.
- Nie zaznamy w filmie patosu. Wiem, że to stan dziś wyśmiewany i przyoblekany w szydercze barwy, ale przecież czasy były patetyczne. Ludzie ginęli z okrzykami „Polska” na ustach, dla tej Polski wyrzekali się wygód i błogiej bierności. Scena przysięgi AK-owskiej jest u Glińskiego po prostu kpiną. Nawet tak niekwestionowanej legendy się bać, jak Armia Krajowa? Harcerze stoją w lesie, flaga przed nimi, palce składają do przysięgi (jeden z nich rękę trzyma nieprawidłowo – trzy palce to dzisiejsze pozdrowienia skautowe, a nie polskie ślubowanie). Nagle ich oczom ukazuje się trójka niemieckich żołnierzy z koszykami na grzyby. Przerwa w przysiędze, znowu zabawa w berka, łapanie Niemców, nowoczesna muzyka. Czy Gliński naprawdę uważa, że konspiracja była zabawą? Że nie było wart, obstawy? Że chłopcy się na przysięgach nie wzruszali? Nie – bo młodzież dzisiejsza tego nie zrozumie, więc Gliński i w tamtą młodzież wsadził współczesną sobie (a może wymarzoną?) ignorancję.
- Nie dowiemy się z filmu co chłopców skłaniało do takiej determinacji w walce. Czym dla nich był sabotaż, dywersja, akcje zbrojne, przygotowania do Powstania. Jak ważna była przysięga na „ptaka i dwa kolory”. Nawet Zośka zdaje się szydzić, gdy po śmierci Rudego cedzi przez zęby: „Ku chwale ojczyzny”. Tutaj Gliński przestraszył się tego, czego boi się redakcja z Czerskiej, studio telewizyjne na Wiertniczej, a nawet panowie z Wiejskiej. Bo chłopcy spod znaku Polski Walczącej byli zanurzeni w tematyce polskości niezwykle mocno – rzec można, że politykowali aż za bardzo, wypowiadając się np. na łamach prasy konspiracyjnej na temat nacjonalizacji wielkiego przemysłu czy kształtu powojennych granic. Wtedy wielu dwudziestolatków potrafiło argumentować o przyłączeniu Kamieńca Podolskiego czy Wrocławia do nowej Polski, dziś młodzież potrafi wskazać tylko, że Jarosław Kaczyński to straszne zło. A więc znowu Gliński wybiera swojego płytkiego widza, porzucając głębie przedstawianych bohaterów.
U Gnińskiego wszystkie zmiany wymowy „Kamieni na szaniec” dążą w jednym kierunku. Reżyser złapał herosów polskiego Podziemia za kołnierze i podjął próbę skrojenia ich na miarę współczesnej młodzieży – mało dojrzałej, porywczej, niezbyt patriotycznej nawet. I oto wyobraźmy sobie, że Hoffman kręci „Potop”, w którym Zagłoba i Wołodyjowski na widok księcia Janusza Radziwiłła w Kiejdanach składającego przysięgę na wierność szwedzkiemu królowi, zamiast krzyczeć „Hańba”, krzyczą „Vivat!”. Ot, drobna zmiana. Jakże dzisiejszym Polakom by się spodobała! Zamiast walki, zamiast wysiłku, zamiast wierności wybraliby na ekranie wygodny koniunkturalizm. Gliński skroił garnitury trójce dzielnych chłopaków jakby byli dzisiejszymi bywalcami galerii handlowych w wełnianych szaliczkach i włosach postawionych na żel. Reżyser zapragnął chyba pokazać nie Rudego i Zośkę (Alka w filmie prawie nie ma), ale pokazać dzisiejszą młodzież, wrzuconą w kocioł II wojny światowej. Zapomnijcie Polacy o wielkości swoich przodków, zwykli jesteście, zwykłymi pozostańcie! Nie zapoznawajcie się z prawdziwym „Pokoleniem Kolumbów”! Nie traćcie okazji, aby siedzieć cicho!
(9)
24 Comments
Mam nadzieję że Gliński nie
09 March, 2014 - 07:35
@weteran. tchorznicki
09 March, 2014 - 08:25
Nie wiem, co ma tu do rzeczy fakt, że "ten" Gliński jest bratem "tamtego" Glińskiego.
Nie wiem, co ma tu do rzeczy fakt, że trzy filmy Glińskiego dotyczyły patologii. Gwoli prawdy należałoby dodać, że dwa inne jego filmy odnosiły się do stalinizmu.
A teraz do rzeczy:
"okrucieństwo spłycone do krwi" - cóż, "Rudy" zmarł w wyniku niezwykle okrutnego i krwawego pobicia w śledztwie. Zachowując należne proporcje chciałbym zapytać, czy Autor recenzji ma coś przeciwko dosłowności krwawej Męki Pańskiej w filmie Mela Gibsona?
"nie poznajemy religijności chłopców" - książka Kamińskiego nie obfituje w opisy ich religijności. Znalazłem tam 4 (słownie: cztery) krótkie wzmianki odnoszące się bezpośrednio do religii i praktyk religijnych.
"nie zaznamy w filmie patosu" -rozmawiając z bardzo wieloma weteranami AK nie zaznawałem patosu. Byłem chyba bardziej patetyczny od nich. A czasy patetyczne nie były, patetyczne bywały epizody.
Cóż, de gustibus non est disputandum. Do pozostałych kwestii odniosę się w trakcie dyskusji. którą jednak będę mógł podjąć dopiero po południu.
Dziękuję Blogowiczom za
09 March, 2014 - 11:24
Co do Pana "tł", to odpowiem zdanie po zdaniu: krótki opis twórcy, acz niedoskonały, uważam za potrzebny. Krytykę każdego dzieła przepuszcza się przez filtr analizy autora - u Malczewskiego negliż nie dziwiłby, u Wyspiańskiego owszem. U Glińskiego dziwi taka tematyka. Pokrewieństwo z prof. Glińskim to ciekawostka - dwaj bracia, którzy dużo osiągnęli w życiu, chwali się.
Okrucieństwo - fakty są takie, że "Rudy" - wg zasad konspiracji - miał prawo po 24 godzinach przesłuchania odpowiadać na pytania Niemców, bo tyle by Szarym Szeregom wystarczyło na zmianę lokali konspiracyjnych. Rudy potrafił też - aby nie było widać jego blizny na udzie - zasikać spodnie, co odwróciło uwagę przesłuchujących i wywołało szyderstwa, ale zrealizowało cel - Niemcy nie zauważyli blizny bodaj postrzałowej, czy ciętej, dowodzącej, że chłopak podejmował walkę podczas okupacji. A więc heroizm Rudego naznaczony był wyzwaniem charakteru (mimo 24 h i tak nie sypał) i fortelami (lepiej żeby się śmiali z moczącego się chłopaka niż widzieli dowód walk). A Ty, drogi blogerze, nie dowiedziałeś się tego z filmu, tylko ode mnie. Właśnie dlatego okrucieństwo zostało tu spłycone i pozbawione cnót charakteru Janka Bytnara "Rudego".
Religijność - film niejako poprawia książkę. Ale poprawia w odwrotny sposób. Kamiński, pisząc w PRL-u, nie mógł pisać o religijności zbyt wiele. Gliński już mógł, ale nie chciał.
Patos? Zapytaj, drogi blogerze, weteranów AK, o przysięgę AK-owksą. Zapytaj czy gonili Niemców na grzybobraniu. Zapytaj co, jak nie patos, trzymało ich na przesłuchaniach. Co krzyczeli ich koledzy przed śmiercią. Ostatecznie może zapytaj innych AK-owców, znajomi Rudego opowiadali mi właśnie z patosem.
Panie JaNie, Marii Peszek nie było, ale "Sorry Polsko" jakby mruczało w tle.
Ukłony od weterana Tchórznickiego.
Od samego mieszania herbata nie robi się słodsza
@weteran. tchorznicki
09 March, 2014 - 11:46
Nie było żadnych "praw konspiracji", które pozwalały na zeznania po upływie 24 godzin. Była to zawsze indywidualna decyzja aresztowanego. Niektórzy zostawali złamani, za co trudno mieć do nich pretensje, inni nie. Jeszcze inni popełniali samobójstwa. O technice niemieckich przesłuchań wiem, Brogi Blogerze, nie od Ciebie, ale od ludzi takim przesłuchaniom p;oddawanych.
Kamiński nie pisał w PRL, tylko w okupowanej Polsce, Drogi Blogerze. W 1943 roku. Pierwsze wydanie "Kamieni" było w 1944 roku.
Sądzę, Drogi Blogerze, że z weteranami ZWZ-AK, BCh, NSZ miałem okazję rozmawiać zapewne więcej i dłużej niż Ty. Co upewnia mnie w mniemaniu, że to nie patos pozwalał im wytrzymywać przesłuchania, ale poczucie honoru i lojalność oraz wiara w sprawę i w Boga.
A herbata faktycznie nie robi się słodsza od mieszania. Co więcej, przesłodzona jest niesmaczna.
Drogi Blogerze, filtr analizy
09 March, 2014 - 13:29
Szare Szeregi, w przypadku aresztowania kogoś ważnego, miały 24 godziny na zmianę adresów i lokali konspiracyjnych, stąd na szkoleniach Grup Szturmowych tłumaczono, że wystarczy doba wytrzymywania przesłuchań (a zazwyczaj nie torturowano od razu, Rudy był wyjątkiem), a potem można odpowiadać na pytania bez obaw o narażenie kolegów. Po aresztowaniu "Heńka" nie zastosowano tych procedur, sądząc, że to lokalna, praska sprawa - natomiast Rudy wiedział, że z powodu jego aresztowania, nastąpi zmiana lokali konspiracyjnych. A jednak nie sypnął przez 3 dni.
Natomiast martwi mnie w Twojej, Drogi Blogerze, odpowiedzi próba naciągnięcia mnie na licytację kto zna więcej weteranów. Sądzę, Drogi Blogerze, że z weteranami ZWZ-AK, BCh, NSZ miałem okazję rozmawiać zapewne więcej i dłużej niż Ty.
Pozwól, że w tę licytację nie wejdę, ale nie lekceważyłbym, na Twoim miejscu, rozmówcy.
Piszesz też, że: nie patos pozwalał im wytrzymywać przesłuchania, ale poczucie honoru i lojalność oraz wiara w sprawę i w Boga. (podkr. weteran.tchórznicki)
Tylko że to jest właśnie (gr.) pathos.
Od samego mieszania herbata nie robi się słodsza
@weteran. tchorznicki
09 March, 2014 - 13:51
Wskazałem ewidentne błędy merytoryczne i faktograficzne w recenzji. Chwilowo to wystarczy. Niemniej jednak nie zamierzam przechodzić do porządku dziennego nad retoryką oderwaną od faktów. Nie lekceważę rozmówców, wskazuję im tylko błędy. Niestety, rzadko kto chce się do błędów przyznać.
A jednak miałem nadzieję, że
09 March, 2014 - 13:56
Pozdrawiam więc jałowo ;)
Weteran Tchórznicki
Od samego mieszania herbata nie robi się słodsza
@weteran. tchorznicki
09 March, 2014 - 14:13
W tekście i polemice popełniłeś, co najmniej trzy błędy merytoryczne, które wskazałem. Dla przypomnienia:
1. Nie poznajemy religijności chłopaków. Błąd polega na tym, że z książki Kamińskiego też jej nie poznajemy. Argument pod tezę recenzji.
2. Rudy - wg zasad konspiracji - miał prawo po 24 godzinach przesłuchania odpowiadać na pytania Niemców. Nie bylo takich zasad.
3. Religijność - film niejako poprawia książkę. Ale poprawia w odwrotny sposób. Kamiński, pisząc w PRL-u, nie mógł pisać o religijności zbyt wiele. Gliński już mógł, ale nie chciał. Kaminski nie pisal tej ksiazki w PRL
Gdzie tu ad personam...
A gdzie rzeczowe odpowiedzi...
Drogi Blogerze,
09 March, 2014 - 15:11
błędem nie jest stwierdzenie, że chłopcy byli religijni, ale stwierdzenie (które pojawia się w moim komentarzu), że Kamiński tak pisał. Kamiński nie pisał tej książki w PRL (błąd w komentarzu), choć w PRL ją poprawiał, raczej z powodu nowych faktów niż nacisków ideologicznych. Wyznaję więc skruchę i przyznaję Ci rację, choć nie zmieniam przy tym tezy z recenzji, że Gliński ukazując naszych chłopców zlaicyzował ich i uwspółcześnił. Za porównanie przytoczyłem listy Alka i Basi, nie zaś "Kamienie". Oceń sam, Drogi Blogerze, ten film, wróć tutaj na blog-n-roll i napisz mi kontrtezę, że Gliński ducha Kamińskiego, a już zwłaszcza ducha Rudego i Zośki oddał w sposób adekwatny. A jeśli uznasz inaczej (co jednak zakładam), to raczej dołożysz do mojej krytyki swoje mocne tezy i będziemy śpiewali w jednym chórze.
Napisz mi proszę, skoro znasz temat, jakie były procedury w SzSz, gdy aresztowano któregoś z ważnych żołnierzy organizacji. Czym zajmowała się komórka do której przynależał i czym jego bezpośredni przełożeni?
Argumenty ad personam to nazwanie naszej dyskusji "jałową" - a i siebie obrażasz chyba, Drogi Blogerze, ciągnąc "jałowy" ze mną wątek. Pomijam już ów paternalizm i przechwalanie się ilu to znałeś weteranów, bo jakoś nie widzę się weryfikatora. Stworzylibyśmy algorytm ile warta była znajomość z Matulą (Matka "Rudego"), a ile z "Orszą"? Ale jak można założyć, rozmówcy ani na jotę nie znając, że przebywało się więcej z kombatantami aniżeli interlokutor? Przepraszam, ale szczerze tego nie rozumiem.
A opisywanie twórcy jest najnaturalniejszą cechą krytyka - jak wiele by zmieniło, gdyby się okazało, że Gall Anonim nie pisał za pieniądze Krzywoustego! Gdybym zdecydował się na notkę o Glińskim osobną, to nie byłoby uproszczeń, jednak podtrzymuję swoją tezę, że tworzenie dzieł o patologiach wymaga innego warsztatu niż tworzenie dzieł o bohaterach. Geremek pisal o prostytutkach, trudno mu się mówiło o Powstańcach Warszawskich. Nie świadczy to przeciw niemu, raczej wyraża jego specyfikę zainteresowań oraz odmienny warsztat.
___
Od samego mieszania herbata nie robi się słodsza
@weteran. tchorznicki
09 March, 2014 - 15:33
Komentowałem recenzję, a nie film.
Wykręcanie kota ogonem nic tu nie pomoże.
Teza o tym, że tworzenie dzieł o bohaterach wymaga innych kwalifiukacji niż tworzenie dzieł o patologiach jest bzdurna.
Nie oceniłem tej recenzji i teraz tego żałuję.
PS. A SzS nie miało żadnych innych procedur dekonspiracyjnych niż AK i inne organizacje. Schwytany żołnierz konspiracji, który nie był chroniony konwencjami genewskimi sam decydował o tym, czy i kiedy powie cokolwiek wrogom.
PPS. A Geremek, Drogi Blogerze, nie pisał o paryskich prostytutkach, tylko o marginesie społecznym średniowiecznego Paryża. Jako mediewista miał faktycznie mało do powiedzenia w kwestiach związanych z PW.
Ocenianie recenzji bez
09 March, 2014 - 19:29
A SzS nie miało żadnych innych procedur dekonspiracyjnych niż AK i inne organizacje.
Napisz zatem co to były za procedury, te, które funkcjonowały także i gdzie indziej.
Od samego mieszania herbata nie robi się słodsza
@weteran. tchorznicki
09 March, 2014 - 19:36
Pozostań w spokoju ze swoim świeżo obudzonym zdumieniem. Żegnam.
PS. Moje zdziwienie wzbudził natomiast fakt pisania o czymś, o czym piszący nie ma zielonego pojęcia.
Napisz, Drogi Blogerze, jakie
09 March, 2014 - 20:02
Język Twój, cyniczny, do niczego nie prowadzi. Ocena mojego pojęcia, takoż. Chyba, że Twoim nerwom jest lepiej, dyskusji na pewno to do przodu nie posuwa.
Od samego mieszania herbata nie robi się słodsza
...
09 March, 2014 - 20:07
weteranie, dzieki za Twoje odpowiedzi
09 March, 2014 - 15:45
Muszę się wtrącić
09 March, 2014 - 14:25
Piszesz, że „filtr analizy autora jest aksjologicznie neutralny”. Owszem, powinien być. Jednak ten Twój akurat nie jest. Piszesz, że „kręcił do tej pory firmy o marginesie społecznym. „Cześć, Tereska” jest filmem o młodej parze żyjącej w zakazanym związku, mających nieślubne dziecko, mamy też dwa filmy o homoseksualizmie: „Świnki” (tu w dodatku homoseksualna prostytucja) oraz dokumentalny „homo.pl”, co jednak nie jest całą prawdą, bo kręcił także inne filmy, reżyserował spektakle Teatru Telewizji oraz spektakle w tradycyjnych teatrach. Twój „filtr” zgadza się w przypadku tych dwóch ostatnich filmów, ale już „Cześć Tereska” podejmuje problem znacznie głębszy i bardziej powszechny niźli to sugerujesz. To problem, do czego prowadzi subkultura blokowisk i brak oparcia w rodzinie.
Sam Gliński mówi: "Ja się zmieniam, czasy się zmieniają, tematy się zmieniają. Mój temperament jest taki, że pociągają mnie różne rzeczy. Jak robię dramat psychologiczny, to już myślę o filmie muzycznym”.
Jako twórca (reżyser i scenarzysta) filmu fabularnego zadebiutował filmem "Niedzielne igraszki"., osadzonym w realiach stalinowskiej Polski , który na swoją premierę musiał czekać aż cztery lata, zatrzymany na półkach przez cenzurę. Dziś zrobił film o Powstaniu Warszawskim. Trudno znaleźć powód, dla którego po swoich wcześniejszych produkcjach miałby się wydawać nieodpowiednim reżyserem dla takiego przedsięwzięcia. Ilu znasz polskich reżyserów, w stosunku do których Twój „filtr” wskazywałby, iż właśnie oni taki film nakręciliby lepiej?
Przy okazji... w którym miejscu Tł zastosował argumenty ad personam???
@Ellenai
09 March, 2014 - 14:32
Pozdrawiam :-)
Tł
09 March, 2014 - 14:54
Nie wiem dlaczego utrwaliło mi się, że miałeś 16 lat.
@Ellenai
09 March, 2014 - 15:00
Tł
09 March, 2014 - 15:22
W kwestii wybaczenia zawsze mozna na Ciebie liczyć.
Chyba specjalnie zacznę popełniać pomyłki, żeby potem móc doświadczać uczucia takiej ulgi.
Weteran. tchorznicki
09 March, 2014 - 11:35
Należy się najpierw zastanowić, czego oczekiwaliśmy. Czyżby "żywotów świętych"? A takie właśnie mam wrażenie po przeczytaniu tej recenzji. Ja natomiast sądzę, że ten film celuje w nieco inną – jak to się dzisiaj mówi – „grupę targetową”, niż my, ludzie zdecydowanie już dorośli.
On jest skierowany głównie do młodzieży.
A Gliński w wywiadach mówił często, że wykładając na uczelniach czy jeżdżąc ze swoimi filmami do szkół, widzi, że jego spotkania i rozmowy na temat filmów, które robi powodują, że młodzież zaczyna myśleć. I o to właśnie mu chodzi – o rozmowę, a nie o narzucanie jakichś dydaktycznych poglądów.
Z mojego własnego doświadczenia wynika również, że dydaktyzm nie jest najlepszą metodą uczenia młodych ludzi historii. Tę historię znacznie lepiej jest im przybliżyć uświadamiając, że my sami również jesteśmy jej częścią, bo ona dzieje się nieprzerwanie. My też ją budujemy, bo historią jest już to, co zdarzyło się wczoraj. Od nas wiec także zależy, jak ona będzie wyglądała.
Wracając zatem do filmu.
Można było oczywiście zrobić panegiryk, a tych młodych bohaterów postawić na piedestałach i kazać wielbić jak wzorzec niedostępny i niedościgniony. Jestem jednak zdania, że jest znacznie lepiej, gdy młodzi ludzie, których dziś uczy się, że patriotyzm jest śmiesznym dziwactwem, bo w razie zagrożenia pierwszą myślą powinno być, by „sp….ć jak najdalej”, widzą swoich rówieśników, którzy przypominają ich samych – mają czasem wady, muszą wybierać pomiędzy normalnymi dla młodych ludzi marzeniami i pragnieniami, a poczuciem obowiązku, odpowiedzialnością i oddaniem Ojczyźnie.
Tylko z bohaterem „zwykłym” inny zwykły człowiek jest w stanie się utożsamić. Jeśli w „Zośce” czy „Rudym” młody człowiek odnajdzie siebie samego, to jest to pierwszy krok do zrozumienia czym naprawdę jest ten obśmiewany patriotyzm.
Niewątpliwie tamto pokolenie miało wyraźne ideały, których dziś jest wyraźny niedostatek. Jednak zupełnie nie pojmuję dlaczego robić z nich nieomal świętych. Wątpię, by dosłownie każdy był prymusem, by nie myśleli o dziewczynach, by nie mieli również chwil zwątpienia, słabości, a żyli tylko i wyłącznie ideami.
Na przykład wiadomo, choć powszechnie się o tym raczej nie mówi, że „Zośka” miał dosyć ostry konflikt z "Orszą" - naczelnikiem Szarych Szeregów, dowódcą Akcji pod Arsenałem, z którym otwarcie walczyli o przywództwo, co spowodowało, że "Zośka" i jego drużyna z liceum im. Batorego do Szarych Szeregów wstąpiła dopiero w 1941 roku.
Piszesz: „Na scenę srebrnego ekranu wchodzą chłopcy odważni, roześmiani i beztroscy”.
Bo oni tacy również byli. Normalni. To wojna skazała ich na bardzo trudne wybory, którym sprostali.
Reasumując – wydaje mi się, że jeśli reżyser czegoś się rzeczywiście bał, to prawdopodobnie, co najwyżej, wiejącej z ekranu nudy unurzanej w dydaktycznym sosie, która zniechęci młodych ludzi dokładnie tak samo, jak zniechęcają ich szkolne lekcje historii.
Co do innych kwestii, które podkreślasz... o tym będę mogła porozmawiać dopiero po obejrzeniu filmu. Niemniej, dziękuję za Twoją recenzję, bo jest interesująca.
Autor
09 March, 2014 - 11:37
Panujący w Polsce od 25 lat "system" konsekwentnie starał się zniszczyć i ośmieszyć patriotyczne postawy i odniesienia. Dopiero od niedawna z czysto pragmatycznych względów obóz rządzący zaczął podejmować próby "odzyskania" patriotyzmu, który coraz powszechniej był kojarzony na scenie politycznej z Prawem i Sprawiedliwością.
Tutaj, gorąco polecam lekturę tekstu Aleksandra Halla z czerwca 2013 roku:
Tusk musi postawić na patriotów
dziękuję za recenzję i pozdrawiam
Bardzo dobry tekst. Wlasciwie gotowy scenariusz
12 March, 2014 - 10:34
Szkoda, ze Glinski okazal sie tak poprawnie politycznie.
Ale to ze zrobil w miare "poprawny " film w dzisiejszych czasach wscieklej polakofobii, antypolskiego rasizum srodowisk filmowych jest juz osiagnieciem.
Mozliwe, ze scenariusz proponowany przez Ciebie nie byloby kasy.
autor
10 March, 2014 - 17:59
---
precz z komuną!