Wybory pod specjalnym nadzorem

 |  Written by KaNo  |  8

Teraz, gdy wycisza się zgiełk wokół rocznicy wyborów czerwcowych, chciałbym zaproponować nieco inne spojrzenie na wydarzenia, które miały wówczas miejsce. Pierwszą i zasadniczą rzeczą jaką należy uczynić, to powrót do podstawowego znaczenia słów, którymi opisujemy tamte wybory. Przykładem niech będzie powtarzający się, z drobnymi modyfikacjami, tytuł prasowej informacji o obchodach rocznicy.
W całej Polsce trwają obchody 25. rocznicy 4 czerwca 1989 roku. To wówczas doszło do częściowo demokratycznych wyborów w Polsce.

Bezrefleksyjne przemiatanie nagłówków gazet powoduje zakorzenienie się takiej zbitki słownej w naszym codziennym języku. Można ją usłyszeć w setkach wypowiedzi, dziesiątkach artykułów. Tymczasem, no właśnie, wystarczy chwila, żeby dostrzec wewnętrzną sprzeczność zawartą w tej zbitce.

Zbudowany został wokół tych wydarzeń jeszcze jeden mit, który bardzo silnie się zakorzenił: wybory były rezultatem rozmów pomiędzy władzami PRL i opzycją reprezentującą społeczeństwo polskie. Do pierwszej części stwierdzenia nie można mieć zastrzeżeń, natomiast druga jego część jest nieprawdą. Osoby, które brały udział w rozmowach okrągłego stołu nie miały żadnego mandatu społecznego. Co więcej, nie zabiegały o takowy. Nie zwołano posiedzenia Komisji Krajowej NSZZ Solidarność przed obradami okrągłego stołu, jedynego wówczas ciała wybranego w sposób demokratyczny i posiadajacego mandat społeczny. Należy przypomnieć, że Lech Wałęsa nie był Przewodniczącym NSZZ Solidarność, taka funkcja nigdy nie istniała, był Przewodniczącym Komisji Krajowej. W rezultacie na stu wybranych w 1981 roku członków Komisji Krajowej jedynie 4  usiadło do obrad.

Efektem obrad okrągłego stołu była decyzja o przeprowadzeniu wyborów do Sejmu, nowo utworzonego Senatu i wybór Prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. W tym miejscu mamy do czynienia z największym przekłamaniem. Według powszechnej opinii ustalono zasady prawne umożliwiające „częściowo demokratyczne” wybory. W rzeczywistości ustalono wynik wyborów – 65% PZPR i przystawki, 35% „reszta.” Taki wynik wyborów zapewniał komunistom dodatkowo bezpieczną większość przy wyborze Prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. Senat nie miał znaczenia politycznego, wyłącznie prestiżowe.

7 kwietnia 1989 Sejm PRL dokonał nowelizacji Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Tego samego dnia przyjął również ordynacje wyborcze do Sejmu PRL oraz do Senatu PRL.

13 kwietnia 1989 Rada Państwa podjęła uchwałę o zarządzeniu wyborów do obu izb parlamentu na dzień 4 czerwca 1989, określając dzień 18 czerwca 1989 jako datę głosowania ponownego.

Mimo, że najważniejszy wynik wyborów (tych do Sejmu) był już znany, zaraz po przyjęciu ordynacji wyborczej do Sejmu PRL oraz do Senatu PRL, komuniści przystąpili do działań operacyjnych zabezpieczających wybory. Na przełomie kwietnia i maja 1989 roku wiceminister spraw wewnętrznych gen. Henryk Dankowski sprawdził kandydatów na posłów i senatorów pod kątem współpracy z tajnymi służbami. Skontrolował w ten sposób parę tysięcy osób.

W niedzielę, 4 czerwca 1989 r., odbyła się pierwsza tura wyborów do Sejmu i Senatu. Wzięło w niej udział 62% uprawnionych do głosowania. W wyborach do Senatu kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" uzyskali 92 mandaty, strona koalicyjna ani jednego. Z kolei w wyborach do Sejmu "Solidarność" zdobyła 160 ze 161 możliwych do zdobycia miejsc. Kandydaci koalicyjni z 299 przysługujących im mandatów uzyskali zaledwie trzy. W pierwszej turze kandydaci musieli uzyskać więcej niż połowę głosów ważnych. Natomiast na 35 kandydatów z listy krajowej, na której znajdowali się czołowi przedstawiciele koalicji rządowej, tylko dwaj (Mikołaj Kozakiewicz i Adam Zieliński) otrzymali ponad 50% głosów, co zgodnie z ordynacją oznaczało, że pozostali zostali wyeliminowani, a 33 mandaty poselskie będą nieobsadzone.

W dyskusji przeprowadzonej 5 czerwca na rozszerzonym posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR padały m.in. następujące wypowiedzi:
Tow. Cz. Kiszczak - Przeciwnik ostro walczył od początku do końca, posługując się różnymi środkami. My działaliśmy w „białych rękawiczkach”, nie wykorzystując nawet ewidentnych okazji. Wyniki wyborów przeszły oczekiwania opozycji. Zaszokowały, nie wie, jak się zachować. Wybory do Senatu to nasza całkowita klęska. (...)
Tow. S. Ciosek - Nie rozumiem przyczyn porażki. Partia musi za nią zapłacić, nie poszła za nami. To gorzka lekcja. Odpowiedzialni będą musieli ponieść konsekwencje. Obecnie sprawą najważniejszą wybór prezydenta, do czego potrzeba 35 mandatów - które przepadły. O tym rozmawiać już z opozycją, bo prezydent to zabezpieczenie całego systemu, to nie tylko nasza wewnętrzna sprawa, to sprawa całej socjalistycznej wspólnoty, nawet Europy. W tej sprawie pilnie odbyć rozmowy z opozycją (Komisja Porozumiewawcza) i z Kościołem. (...) ("Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretariatu KC. Ostatni rok władzy 1988-1989").

8 czerwca na posiedzeniu Komisji Porozumiewawczej przedstawiciele Solidarności zgodzili się na zmianę ordynacji wyborczej, umożliwiającej obsadzenie 33 mandatów z listy krajowej przez koalicyjnych kandydatów.

11 czerwca 1989 rzecznik rządu Jerzy Urban poinformował o decyzji Okrągłego Stołu  powierzającej urząd prezydenta Wojciechowi Jaruzelskiemu.

12 czerwca Rada Państwa wydała dekret zmieniający ordynację wyborczą do Sejmu X kadencji. Na jego podstawie 33 mandaty z listy krajowej miały być przekazane do okręgów i obsadzone w drugiej turze wyborów.

Odbyła się ona 18 czerwca 1989 r. Do urn wyborczych udało się już tylko tylko 25% uprawnionych do głosowania. W jej wyniku "Solidarność" zdobyła jedyny brakujący jej mandat poselski oraz 7 z 8 pozostałych do obsadzenia mandatów senatorskich.

Ostatecznie więc kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" uzyskali w wyborach 260 miejsc w 560-osobowym Zgromadzeniu Narodowym.

23 czerwca Obywatelski Klub Parlamentarny zrezygnował z wystawienia własnego kandydata na prezydenta.

30 czerwca Wojciech Jaruzelski zdecydował o rezygnacji z ubiegania się o urząd prezydenta PRL.
W czasie, gdy była już znana lista posłów i senatorów, służby specjale mogły przystąpić do drugiego etapu weryfikacji. Tym razem nie tylko sprawdzano wybranych przedstawicieli, ale również „zdejmowano z ewidencji” akta tych, z którymi należało utrzymać kontakty operacyjne. W dniu 26 czerwca 1989 wiceminister Dankowski wydał zarządzenie Nr "SVD" 001427/89 r. (opatrzone klauzulą "Tajne spec. znaczenia"), w którym czytamy:
Ze względu na sytuację, jaka wytworzyła się po wyborach do Sejmu i Senatu, proszę o przesłanie w trybie pilnym na moje ręce następujących dokumentów:
1. Charakterystyk aktualnie wybranych posłów i senatorów, będących naszymi tajnymi współpracownikami. Niezależnie od informacji w charakterystykach proszę uwzględnić stopień związania ich z naszą służbą, dyspozycyjność w realizacji zadań, a także ugrupowanie polityczne, które reprezentują.
2. Charakterystyk osób, które nie są formalnie tajnymi współpracownikami, lecz z którymi w różnej formie utrzymywany jest stały lub okresowy kontakt operacyjny. W charakterystykach tych zawrzeć dane podobne jak w punkcie 1.
Osoby z w/wym. grup, które są zarejestrowane w ewidencji biura 'C' (tajni współpracownicy, kontakty bądź zabezpieczenia) należy zdjąć z ewidencji operacyjnej. Zdjęcie z ewidencji nie powinno oczywiście oznaczać przerwania kontaktu operacyjnego. Przeciwnie, należy podejmować różnorodne działania, by osoby te były coraz silniej związane z nami i coraz bardziej dyspozycyjne w realizacji zadań (o zdjęciu z ewidencji nie należy w zasadzie informować tych osób).
Sprawę proszę traktować jako wyjątkowo delikatną, a informacje o powyższym zleceniu winny znać bezpośrednio osoby zainteresowane. Gen. H. Dankowski.

Odbyło się to w czasie, gdy resortem kierował gen. Czesław Kiszczak. Sam Kiszczak stwierdził później w wydanych wspomnieniach (Witold Bereś, Jerzy Skoczylas, Generał Kiszczak mówi ... prawie wszystko, s. 279), że pokazał swemu następcy Krzysztofowi Kozłowskiemu obszerny, bardzo tajny dokument kompromitujący dużą ilość ludzi. Postąpiłem źle, powinienem był go zniszczyć, gdyż później Kozłowski zapoznał z nim ludzi spoza resortu, swoich znajomych  - wyjaśnił.

Wynik tej weryfikacji i podjętych w jej ramach działań musiał być pozytywny, bo 18 lipca Wojciech Jaruzelski ogłosił, że będzie kandydował na urząd głowy państwa.

19 lipca 1989 r. Zgromadzenie Narodowe dokonało wyboru Wojeciecha Jaruzelskiego na Prezydenta PRL. Pierwszy krok został wykonany. W zmieniającej się sytuacji politycznej, między innymi ze względu na niestabilność „przystawek” PZPR, konieczny był praktyczny sprawdzian rzeczywistej kontroli nad sejmem. Sądzę, że taki był rzeczywisty cel wystawienia kandydatury gen. Kiszczaka na stanowisko Prezesa Rady Ministrów, a nie misja utworzenia rządu. Sam szef agentur wszelakich spojrzał groźnym okiem:
 
Dzisiaj wielki bal w Operze.
Sam Potężny Archikrator
Dał najwyższy protektorat,
Wszelka dziwka majtki pierze
 
2 sierpnia 1989 r. Kiszczak został powołany przez Sejm na stanowisko premiera. Za jego kandydaturą głosowało 237 posłów, przeciw było 173. Przeciwko głosowało między innymi 21 posłów ZSL i trzech posłów SD. Wynik najwyraźniej na tyle zadowalajacy, że można było zgodzić się na pierwszego „niekomunistycznego” premiera, należało tylko ustalić odpowiedni skład rządu. Powtórzono manewr sprawdzony podczas wyborów do sejmu i senatu.
 
Jeżeli przyjmiemy wybory 4 czerwca za początek III RP, to Kiszczak był jej pierwszym premierem. (Monitor Polski 1989 r. nr 26, poz. 204 - kopia na górze notki)
 
Jaki był prawdziwy wynik wyborów w czerwcu?
W 1991 roku powstała w Urzędzie Ochrony Państwa „Lista Milczanowskiego”. Szefem UOP był wówczas Andrzej Milczanowski. Lista powstała po sprawdzeniu około 7 tysięcy kandydatów do Sejmu i Senatu, nie kontrolowano członków rządu i pracowników Kancelarii Prezydenta. Operacja ta rozpoczęła się na przełomie września i października 1991 roku. Z zarządzenia gen. Dankowskiego wiemy już, że w czerwcu 1989 r. rozpoczęto niszczenie akt byłego MSW, a w szczególności teczek nowo wybranych posłów i senatorów (te, według słów Kiszczaka, zostały raczej „sprywatyzowane”). Karty tajnych współpracowników usuwano z kartoteki ewidencyjnej. Akt ten nie zawsze oznaczał definitywne zerwanie tajnej współpracy z tymi osobami. Część z nich była nadal wykorzystywana operacyjnie.
Mimo tego na liście Milczanowskiego znalazło się  49 posłów i 11 senatorów, po wykluczeniu 25 pięciu posłów i senatorów, którzy znaleźli się w zestawieniu, ale nie byli określeni jako tajni współpracownicy tylko jako TW-k, czyli kandydaci na TW. Wśród nich mogli być także ludzie nieświadomi zamiarów SB wobec siebie. O istnieniu listy wiedzieli tylko zaufani ludzie spośród polityków „okrągłego stołu”, którym dane te pokazywał Milczanowski.

Nie jest moim zamiarem ocena motywów i działań, jakimi kierowałi się i jakie podejmowali politycy uczestniczący w tych wydarzeniach, a tym bardziej snucie innych scenariuszy, tym niech się zajmą, popularni ostatnio, „alternatywni” historycy. Mnie interesuje odpowiedź na proste pytanie, odpowiedź, która implikuje nasz stosunek do obecnego państwa, szczególnie teraz po 10.04.2010 r.

Czy eufemistyczne opinie, że 4 czerwca 1989 roku skończył się komunizm (nie „idea”) ale władza sprawowana przez komunistów, są uzasadnione?

 
5
5 (7)

8 Comments

Obrazek użytkownika MD

MD
Niezwykle cenna synteza wydarzeń tzw. "przełomu 1989 roku". Ten tekst powinien trafić do podręczników szkolnych, oczywiście jak nauka historii wróci do szkół.

Termin "częściowo demokratyczne" albo "częściowo wolne" wybory z czerwca 1989 roku jest metodycznie wbijany do masowej świadomości. Bardzo podobnie dość nachalnie propagowany był tytuł "pierwszego niekomunistycznego premiera" jakim obdarzono Tadeusza Mazowieckiego, tak jakby premierzy Jędrzej Moraczewski, Ignacy Paderewski czy Wincenty Witos byli komunistami.

Trzeba nam głośno mówić, że wybory w 1989 roku nie były ani demokratyczne ani wolne bo były zakontraktowane przy stole bez kantów przez ludzi Kiszczaka i tych, kórym tenże Kiszczak pozwolił zasiąść do tegoż stołu.
Serdecznie pozdrawiam
MD
Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
Trzeba o tym głośno mówić, szczególnie po 10.04.2010 r. co dopisałem do swojej notki po przeczytaniu Twojego komentarza.
Serdecznie pozdrawiam
Obrazek użytkownika nurni

nurni
reklamowano w telewizorze jako wydarzenie w 25 rocznicę "odzyskania niepodległości".
Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
Tak, tą niepodległością uhonorowali nas pierwszy prezydent i pierwszy premier. Nie będę już wymieniał ich nazwisk.
Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
Gdybyż jeszcze kolejni premierzy i prezydenci faktycznie prowadzili Polskę do niepodleglości, można by, mimo kontraktów, układów, magdalenek..... uznać, że był to poczatek zmian.
Wtedy te 35 % wydawało nam się sporo, bo mieliśmy nadzieję, że będą kolejne zmiany. Były. Na gorsze.
W zawłaszczaniu Polski mieliśmy jedynie dwa krótkie antrakty, które dla nich były "wypadkami przy pracy" - pięć miesięcy rządu Jana Olszewskiego i dwa lata rządów PiS-u.
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika KaNo

KaNo
dlatego, że została postawiona granica 35%, a w rzeczywistości jeszcze niższa, biorąc pod uwagę wprowadzonych do sejmu agentów. Zadbano o to, żeby mieli jak najwięcej czasu na przeprowadzenie "transformacji" (w Polsce wolne wybory odbyły najpóźniej pośród demoludów). Jaki układ wówczas zabetonowano przekonaliśmy się podczas nocnej zmiany.
Obrazek użytkownika MD

MD

I to jest jeszcze jedna bardzo ważna kwestia, że nawet te łaskawie dane 35% nie były w rzeczywistości wolne bo jaki odsetek wyborców wiedział który z kandydatów jest na usuługach SB.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>