Geneza Znaku czyli krakowscy kato-marksiści (1)

 |  Written by Godziemba  |  3
W pierwszych miesiącach po przejęciu władzy komuniści nie atakowali otwarcie Kościoła, blokując jednak pomoc ze strony zachodnich charytatywnych organizacji katolickich.

    We wrześniu 1945 roku władze komunistyczne wprowadziły jednak świeckie prawo małżeńskie, zadecydowano także  o dobrowolnym, tylko na wyraźne życzenie rodziców, nauczaniu religii w szkołach. W odpowiedzi Konferencja Episkopatu Polski w październiku 1945 roku „przestrzegając przed materializmem, bezbożnictwem, sektami i propagandą antychrześcijańską” zachęcała katolików, by „szczerze współpracowali przy odbudowie Rzeczypospolitej w zdrowym duchu demokratycznym, ale zarazem trwali niewzruszenie przy swoich wierzeniach religijnych, opierali się hasłom uniezależnienia życia prywatnego i zbiorowego od wyższych norm moralnych, zapewnili naukę religii dla młodzieży w szkołach i wychowanie w duchu chrześcijańskim, a przeciwstawiali się zakusom, które by chciały rozpętać szkodliwą dla państwa i jedności narodowej walkę z Kościołem”.

    W końcu marca 1945 roku pod patronatem metropolity krakowskiego – kardynała Adama Sapiehy, zaczął ukazywać się „Tygodnik Powszechny”, pismo społeczno-kulturalne finansowane przez kurię krakowską. Założycielem i pierwszym redaktorem naczelnym pisma był ks. Jan Piwowarczyk, znany przedwojenny publicysta. W 1946 roku jego miejsce zajął Jerzy Turowicz. Zdecydowana większość członków redakcji: Maria Czapska, Antoni Gołubiew, Stanisław Stomma, Konstanty Turowski, Józef Święcicki, Hanna Malewska, była w okresie międzywojennym działaczami lewicowej akademickiej organizacji katolicko-społecznej „Odrodzenie” . Szczególnym przedmiotem zainteresowania „Odrodzenia” były zagadnienia społeczne. Członkowie organizacji współpracowali z socjalistami, a nawet komunistami, a Jędrzej Giertych ostrzegał, iż „organizacje młodzieży akademickiej najrozmaitszych wrogich obozowi narodowemu kierunków (wśród nich nawet niektóre ośrodki katolickiej, ale wrogiej obozowi narodowemu i być może opanowanej tu i ówdzie przez masonerię organizacji „Odrodzenie”) produkują nie socjalistów, sanatorów, masonów, ale komunistów. „Komunizm intelektualny” stał się w niektórych kołach polskiej inteligencji po prostu snobizmem i modą”.

    W pierwszym numerze pisma jego redaktorzy zapewnili, iż „Tygodnik” będzie pismem apolitycznym i bezpartyjnym, skutkiem czego miało być wykluczenie z tematyki pisma aktualnych zagadnień politycznych. Deklaracja ta nie miała większych konsekwencji praktycznych, gdyż jak słusznie zauważył Stanisław Mużański: „samo istnienie pisma katolickiego w państwie totalitarnym, ufundowanym na podstawie ideologicznej marksizmu-leninizmu, jest faktem politycznym, którego znaczenie w stopniu co najwyżej niewielkim tego rodzaju deklaracja osłabia”.

    O ile ks. Piwowarczyk poczuwał się do obowiązku otwartego ustosunkowania się do problemów społeczno-politycznych kraju, doceniając rolę jednostki, to Turowicz uważał, iż „trzeba przekształcić zasadniczo stosunek jednostki do zbiorowości, przesuwając wyraźnie akcent na zbiorowość (…). Trzeba zastąpić anarchię demokracji liberalnej ładem demokracji kierowanej”.  Zgodnie z tradycją odrodzeniową dużą wagę przywiązywał także do przebudowy społeczno-gospodarczej kraju w duchu sprawiedliwości społecznej.

   Od samego początku środowisko krakowskie postawiło sobie za cel propagowanie tzw. katolicyzmu „intelektualnego” lub „otwartego”, sięgając do modnych na zachodzie lewicowo-katolickich filozofów Mouriera i Maritaina. Jednocześnie grupa ta zachowując duży dystans do polskiej tradycji narodowej świadomie zrezygnowała z podnoszenia na łamach pisma idei narodowej.

    Pragnąc częściowo uniezależnić się o kurii krakowskiej, grupa skupiona wokół Turowicza i Stommy, w czerwcu 1946 roku rozpoczęła wydawanie miesięcznika „Znak”, finansowanego przez niezależną Spółdzielnię Wydawniczą „Znak”. Jego redaktorem naczelnym został Stanisław Stomma, a zdecydowaną większość artykułów publikowały osoby związane z „Tygodnikiem Powszechnym”.

   W pierwszym numerze „Znaku” w słowie „Od redakcji” autorzy określili pismo jako „zgodne z podstawowymi założeniami i wiekową tradycją Kościoła oraz przejawami myśli i życia katolickiego doby najnowszej”, zapewniając jednocześnie, iż miesięcznik propagować będzie katolicyzm społeczny. Redakcja w pełni zaakceptowała przemiany społeczno-gospodarcze, uznając „konieczność przebudowy przedwojennego ustroju, oraz nieodwracalność wielkich przeobrażeń socjalnych, jakie przeżyła doba najświeższa”.

   Misja, które podjęli się publicyści „Znaku” polegać miała przede wszystkim na przełamywaniu bierności społeczeństwa wobec rzeczywistości, gdyż „bierność jest winą i to winą najcięższą, bo równoznaczną z zezwoleniem i mimowolnym uczestnictwem we wszelkim złu, które narasta poza orbitą naszego działania”. Innym deklarowanym celem pisma miało być ”pogłębienie życia religijnego w szerokich warstwach polskiej inteligencji”, poprzez informowanie jej „o postępach ideologii i ruchu katolickiego w wielkich ośrodkach Starego i Nowego Świata”.

   Z zadowoleniem przyjmując powojenne zmiany, publicyści miesięcznika zdecydowanie krytykowali rzeczywistość międzywojenną. Zdaniem m.in. Stefanii Skwarczyńskiej nie było powrotu do przestarzałych i obłudnych stosunków społecznych II RP. „Nie my staniemy – pisała – w obronie dawnego posiadania, (…) nie my staniemy w obronie tego, co skończyło się rakiem kapitalizmu”. Należało więc aktywnie włączyć się – u boku komunistów - w proces przebudowy Polski. „Ciągle popełniamy grzech – dowodziła Skwarczyńska – nienawiści i niesprawiedliwości, zapominając, że w wielkim dziele budowy świata nawet nasi przeciwnicy są naszymi współpracownikami, względnie, że my jesteśmy ich współpracownikami. Nie dajmy się raz jeszcze unieść pychą, że my tylko mamy monopol na osiągnięcia wartościowe”.

   Z kolei Jerzy Turowicz podkreślał, iż „katolicy mają obowiązek śledzić bardzo pilnie, dokonujące się przemiany, w konkretnych wypadkach mają prawo oceniać krytycznie zarówno zasady przebudowy, jak i technikę jej realizacji, jeśli uważają, że nie prowadzą one do sprawiedliwości społecznej, ale równocześnie muszą pamiętać o tym, że gruntowna przebudowa ustroju społeczno-gospodarczego jest konieczna, że nie ma powrotu do przedwojennych form ustrojowych. W ten sposób postulował prowadzenie jedynie konstruktywnej krytyki, nie podważającej istoty komunistycznych pryncypiów ustrojowych.

   Stanisław Stomma natomiast stwierdzając wyczerpanie się sił witalnych zachodniej cywilizacji europejskiej, uznawał za nieuniknione w najbliższej przyszłości zwycięstwo socjalizmu. Socjalizm był jego zdaniem „nową postacią ustroju i nową epokę w historii” w odróżnieniu do doktryny katolicko-społecznej należącej do „starej cywilizacji europejskiej”, która odchodzi do historii. Milczące pogodzenie się z deterministyczną koniecznością zwycięstwa socjalizmu oznaczało, iż polski katolicyzm winien wycofać się – wzorem francuskich doświadczeń - na pozycje religijno-moralne, rezygnując z próby walki o zachowanie dotychczasowego porządku społeczno-gospodarczego.

    Postulując swoisty realizm Stomma zdecydowanie krytykował maksymalizm Polaków, z którego wynikała „skłonność do mierzenia sił na zamiary i wiara w zwycięstwo własnej sprawy, nawet tam, gdzie wszelkie rozumowe przesłanki zdają się wykluczać możliwość rozsądnego rachunku na osiągnięcie zwycięstwa”.

   Kapitulancki wydźwięk artykułu Stommy wywołał liczne polemiki. Ks. Piwowarczyk na łamach „Tygodnika Powszechnego” zadał trafne pytanie: „Ale co nas obchodzi Francja? Mówmy o Polsce. (…) Jeżeli myśl dr Stommy byłaby ta, że katolicy polscy już teraz w swym konflikcie z marksizmem powinni uznać, że nie należy opierać się dążeniom społeczno-gospodarczym marksizmu, i że powinni się ograniczyć do obrony czysto religijno-moralnego życia, to jego radę musiałbym nazwać zachętą do samobójstwa”. Z kolei Józef Święcicki zarzucił Stommie, że pomija fakt, iż marksizm z całą mocą zmierza do rewolucji światowej. „A jeżeli tak, to  nie podobna zrozumieć na czym opiera się nadzieję, że marksizm, zwycięski marksizm, oszczędzi katolicyzm, że ten będzie mógł w ramach socjalistycznego państwa rozpocząć nową egzystencję, utrudnioną co prawda, ale bynajmniej nie uniemożliwiającą jego rozwoju”.

   Jeszcze krytyczniej koncepcję Stommy oceniali publicyści „Tygodnika Warszawskiego” słusznie wskazując, iż zamiast kapitulować należy „pokusić się o sformułowanie własnego programu przebudowy społecznej i przystąpić do walki o jego realizację wbrew programowi marksistowskiemu”.

   Stomma broniąc swojego zdania w kolejnym artykule pt. „O pozornym maksymalizmie i urojonym defetyzmie” z pełną mocą potwierdzał swoją opinię o nieuchronnym końcu cywilizacji zachodniej i odpowiadając na pytanie „czy należy wybrać akcję polityczną czy pracę kulturalną” zdecydowanie opowiadał się za priorytetem pracy na polu kultury.

   Poglądy zaprezentowane przez Stommę na łamach „Znaku”, określone zostały później jako „stomizm”. Sam autor wspominał po latach, iż „istotna stawała się kwestia dominujących dyrektyw i inspiracji, określających motywy etyczne. Na katolicyzm „unarodowiony” można było patrzeć jak na urealniony, znajdujący uziemioną postać, natomiast idąc konsekwentnie według linii rozumowania Bergsona można było wpaść w pułapkę w sensie oderwania się od rzeczywistości społecznej. Niebezpieczeństwa tego, przyznać muszę, nie dostrzegałem i stawiałem sprawę zbyt prosto. Wywołałem ostre polemiki i sprzeciwy”.

Cdn.


img: http://www.bu.kul.pl/stanislaw-stomma-1908-2005-sylwetka-i-publikacje,ar... SG
5
5 (6)

3 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
"Postulując swoisty realizm Stomma zdecydowanie krytykował maksymalizm Polaków, z którego wynikała „skłonność do mierzenia sił na zamiary i wiara w zwycięstwo własnej sprawy, nawet tam, gdzie wszelkie rozumowe przesłanki zdają się wykluczać możliwość rozsądnego rachunku na osiągnięcie zwycięstwa”."

To jest bardzo ciekawe. Widzę, że następcy posłuchali go i usiłują ten maksymalizm zniszczyć. Prawie im się udało :)

Pozdrawiam

Czekam na ciąg dalszy, zapowiada się jak zwykle ciekawie.
 
Obrazek użytkownika Godziemba

Godziemba
Ostrzegam jednak, iż z uwagi na długość tekstu, podzieliłem go aż na 4 odcinki :))

Pozdrawiam

P. S. Znakowcy byli więc prekursorami "pływania w g(ł)ównym nurcie".

Więcej notek tego samego Autora:

=>>