Kiedy tak schamieliśmy?

 |  Written by Katarzyna  |  14

Nie, nie chcę nikomu psuć humoru, ani smaku popcornu czy piwa. Nie chcę też, by ktoś poczuł się urażony, że nazywam go chamem, bo pije na koncercie piwo, ale sami oceńcie, mam rację czy czepiam się?
O co chodzi? A no, po pierwsze, o zamianę sali kinowej na smażalnię popcornu, a po drugie, koncertu - na pijalnię piwa.

Od kilku lat nie chodzę do kina, bo nie wytrzymuję smrodu, jaki unosi się w sali kinowej, rozgrzanej wielbicielami wielgaśnych tutek kukurydzy smażonej na tłuszczu wielokrotnego użytku. A raczej nie wytrzymuje go moja wątroba i poczucie estetyki.
Nie wiem czy nie jestem zbyt staroświecka, ale dobry film wciąż uważam za sztukę i z tego też powodu nie oglądam go ani w tv, gdy tną go bezlitośnie reklamami, ani w kinie w oparach popcornu.
Buntuję się przeciwko traktowaniu sztuki jako ilustracji do reklam, buntuję się przeciwko traktowaniu mnie jako prymitywa, któremu iluzję filmowej narracji można przykryć maścią na obolałe nogi. Takim już jestem dziwolągiem i chyba się nie zmienię.

Nie mogę jednak w żaden sposób zrozumieć, dlaczego ktoś idzie do kina tylko po to, by nażreć się, popić Mirindą czy Coca-Colą nadpalony tłuszcz i czknąć wywalając nogi na oparcie sąsiedniego krzesła. Przecież to wszystko można mieć za darmo w domu!

Pamiętam z dzieciństwa, kiedy naśmiewano się z pegeerowskich wycieczek do stolicy, których uczestnicy na operowych przedstawieniach spali, albo rozwijali długo i namiętnie cukierki czekoladowe w szeleszczących papierkach czy też pluli słonecznikiem, klaskając nie w tym miejscu, gdzie trzeba. Krążyły nawet na ten temat przaśne dowcipy, pełniące przy okazji rolę podręcznika savoir vivre.
Dziś nie ma pegeerów i nie ma też przedstawień operowych czy teatralnych dla proletariatu. Proletariatu też coraz mniej, bo i przemysłu jak na lekarstwo, ale braku ogłady towarzyskiej nie da się tak łatwo wyeliminować. I tak narodził się nam nowy obyczaj tym razem kinowy; żremy popcorn tam, gdzie kiedyś szeleściły jedynie papierki cukierków.

A czemu czepiam się piwa żłopanego na koncertach? Zaraz wyjaśnię.

Moje pokolenie mogło bezkarnie słuchać jedynie „Mazowsza” czy „Śląska”. Muzykę poważną skutecznie obrzydzali nam w wielu rodzinnych domach albo sąsiedzi, albo domownicy krzycząc na zbyt głośno nastawione radio czy patefon; zamknij ten jazgot, głowa puchnie od tego rzępolenia!
A jednak czasem udawało się posłuchać jazzowych standardów, uczestniczyć w niezapomnianym koncercie pianisty czy cyklicznej popołudniówce muzyki symfonicznej. Tak, tak były kiedyś takie, np. dla studentów, uczniów. Wstęp był groszowy, a szpanem było zaliczać się do elity, której słoma z butów nie wychodziła, choćby koncert był przeraźliwie nudny, a instrumenty niedostrojone.
Do dziś przechowuję programy oper, operetek czy przedstawień teatralnych z czasów studenckich. Przybieram się, by je upamiętnić w blogu, bo mogą dziś niektórych „konsumentów kultury III RP” przyprawić o zawrót głowy.

Koncerty jazzowe to inna para kaloszy.

Muzyka ta była ostro atakowana przez komunistyczną krytykę jako przejaw zgniłego imperialistycznego Zachodu.
Bikiniarskie spodnie, kolorowe skarpetki lub nagie stopy w rozczłapanych mesztach, za duża marynarka i kapelusz, to były atrybuty wolności na miarę PRL ostro tępione przez władzę.
Historię, jak stopniowo do Polski przenikał jazz i najlepsze światowej sławy zespoły, można odnaleźć dziś w Internecie i we wspomnieniach muzyków.
Atmosferę wśród artystycznej bohemy PRL można też odnaleźć w twórczości znanego popularyzatora jazzu - Leopolda Tyrmanda.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Z tego samego powodu, dla którego napisałam o przyczynach mojego bojkotu sal kinowych.

Przed kilkunastoma dniami miałam okazję posłuchać mistrza trąbki jazzowej, grającego przed laty z Michałem Urbaniakiem, Andrzejem Trzaskowskim, kwintetem Komedy, Adamem Makowiczem, by wspomnieć tylko kropelkę w morzu najsławniejszych dżezmenów, po całej Europie i Ameryce.
Frajdę sprawił syn, kupując rodzicom bilet na koncert kwartetu Tomasza Stańko w Olsztynie.
Trochę nas zaskoczyło miejsce tego koncertu; amfiteatr w podzamczu. Nasz zachwyt dla niego, nie tylko jako muzyka ale i kompozytora, podpowiadał raczej salę koncertową Olsztyńskiej Filharmonii.
Nic to, pomyśleliśmy, lato, krążąca w powietrzu atmosfera minionych „Nocy bluesowych”, zapewnienie większej liczbie słuchaczy artystycznych przeżyć za stosunkowo małą cenę, zapewne kierowała tym pomysłem.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy zapowiadając występ, pani nawet nie pokazała się na scenie. Ukryta gdzieś tam, umiała wydusić z siebie jedynie nazwisko głównego bohatera wieczoru dodając zdawkowe - „światowej sławy muzyk”. Muzycy kwartetu nie dostąpili już tego zaszczytu.
Bez wstępu potoczyły się znane melomanom standardy i improwizacje na instrumenty. Złota trąbka „polskiego bikiniarza” brzmiała tak, że można było zapomnieć o niewygodnych ławkach i przeciskających się co parę minut do ubikacji sąsiadach.

I tu kończę moje rozmyślania przy zmywaku wyjaśniając sedno ich złośliwego tytułu. Dlaczego tak schamieliśmy? Dlaczego koncert Stańko został przez organizatorów tak niechlujnie odwalony, dlaczego jazzman nie doczekał się nawet małego kwiatuszka, wszak dzień wcześniej obchodził swoje 73 urodziny. Dlaczego w trakcie koncertu nieustannie krążyła panienka z tacką pełną plastikowych szklanek piwa? Napoju tak moczopędnego, że trudno było nie biegać do wychodka, choćby w tym czasie ze sceny wybrzmiewała właśnie słynna „Kołysanka” Komedy z filmu „Dziecko Rosemary”…

Po koncercie pojawiły się entuzjastyczne recenzje: Ikona polskiego i światowego jazzu, Tomasz Stańko, wystąpił na deskach olsztyńskiego amfiteatru. Występ giganta świata jazzowego obejrzał tłum olsztynian w różnym wieku – śmiało można więc powiedzieć, że muzyka Stańko łączy pokolenia.

A ja zachwycona mistrzem, wdzięczna, że mogłam posłuchać na żywo muzyki, za którą przepadam, psuję sobie nastrój pytaniem o coś, czego nijak nie pojmę.

Powiedzcie mi, kochani, kiedy tak schamieliśmy, że staliśmy się dodatkiem do popcornu i do piwa? Czy jest na to jakaś rada?

źródło: Rozmyślania przy zmywaku;)

__________________________________________________________

zdjęcie: Tomasz Stańko Kwartet wystąpił w amfiteatrze

Zapraszam do słuchania

audycja 651 (czwartkowa)

5
5 (8)

14 Comments

Obrazek użytkownika ro

ro
Jest. 
Książka, płyta, Internet...

Też sobie kiedyś wmawiałem, że atmosfera, że trzeba. 
Niczego takiego nie ma. I chyba nigdy nie było. Wmawialiśmy sobie.
 
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Masz rację. Też tak urządzymy sobie z mężem kulturę. Buntuję się jednak, bo normalność spychana jest na margines , a króluje chamstwo.
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Pytasz: Kiedy tak schamieliśmy? Odpowiem, że w międzyczasie. Kultura wysoka, jakkolwiek wysoka była wtedy, została zastąpiona "luzem" rodem z .... . No właśnie, skąd?

Nie jem popcornu, bo kukurydza nadaje się jedynie do tuczenia zwierząt. Nie piję piwa, bo podnosi poziom cukru we krwi bardziej niż czysta glukoza. Nie chodzę do kina, bo w mojej okolicy wszystkie multikina to własność Agory, więc mojej kasy tam nie zobaczą. Czyli, niby sytuacja beznadziejna. Nie do końca. Jest internet, gdzie można znaleźć wartościowe koncerty. Niestety trochę to kosztuje, ale za to jaki wybór. Dla miłośników muzyki klasycznej jest chociażby doskonały  https://www.digitalconcerthall.com/en/home , dla miłośników innej muzyki, też ogromny wybór. A potem tylko wystarczy podłączyć komputer do systemu stereo w domu (lub skorzystać z jakichś przyzwoitych słuchawek) i słuchać, słuchać, słuchać ... Dodatkowe możliwości daje system Bluray, którego odtwarzacze (np Sony) pozwalają na dostęp do różnych treści internetowych, w tym i muzyki. 

I mamy wtedy muzykę według własnego wyboru, "konsumowaną" w przyjaznych domowych warunkach, bez popcornu, panienek z piwem w plastykowych kubkach i schamiałej, nowomodnej gawiedzi. Polecam. smiley

Pozdrawiam wakacyjnie

krisp
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Dzięki. Rady na wagę złota, a przede wszystkim spokoju ducha. Linki przydadzą się nie tylko mnie. Dodam, że mam spory komplet warttościowych płyt winilowych i dobry sprzęt do słuchania. 
Pozdrawiam :-)

PS.
Chciałoby się jednak czasem wyjść do ludzi, którzy stawiają kulturze jakieś wymagania.
Obrazek użytkownika krisp

krisp
Chyba musiałabyś zainwestować w wehikuł czasu i przenieść się wiele lat wstecz, kiedy świat opierał sie jeszcze na 10 przykazaniach, rytm życia dykowały pory roku i pory dnia, a ludzie robili rzeczy ważne zamiast zajmować się pierdułami. wink

Pozdrawiam

krisp
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Wciąż wierzę  w człowieka. wink
Ale skoro zajrzełas tu powtórnie, to jeszcze zapytam: Jak opłacasz koncerty z linka, który podałes? Z tego, co się zorientowałam ceny są w euro. Nie wiem jak przelać ze złotówkowego rachunku.
Pozdrawiam :-)
Katarzyna
Obrazek użytkownika max

max
Prawo podaży i popytu.
Od kiedy oprawa wydarzeń kulturalnych (różnej maści i rangi) zaczęła być tworzona na podobieństwo gustów publiczności - mamy, co mamy. 

Katarzyno, większości "koneserów" podoba się popcorn w kinie, podoba się piwo w plastikowych kubkach. Nie tyle "schamieliśmy", co pozwoliliśmy burakom decydować. Taka "oprawa" dobrze się sprzedaje.

Sztuka, kultura nie mają i nie mogą mieć charakteru egalitarnego. 
Z drugiej strony: jarmark pozostaje jarmarkiem.

pozdrawiam serdecznie
 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna

...większości "koneserów" podoba się popcorn w kinie, podoba się piwo w plastikowych kubkach.

I w tym cały ambaras, że ta większość narzuca styl. Mało tego, tak wychowuje również swoje dzieci. Widzę to czarno, ale nie bezndziejnie. Śmiech to najlepsze lekarstwo na takie zachowania. Tu naprawdę ogromną rolę widzę dla szkoły. Pod warunkiem, że nauczyciele nie lubią popcornu ;-))

Na koncercie byli również autentyczni znawcy muzyki Tomasza Stańko. Wielu z nich stało cierpliwie za płotem, bo nie dostali już biletów, albo nie mieli na nie pieniędzy. Bezbłędnie rozpoznawali utwory, umieli docenić improwizacje i umiejętności wirtuozerskie wykonawców.  Może dzięki nim muzycy nie musieli pytać siebie: Gdzie myśmy trafili!

I może jeszcze jedno zdanie:

Sztuka, kultura nie mają i nie mogą mieć charakteru egalitarnego. 

Sedno. I nie chodzi nawet o to, by nie dla wszystkich byłą dostępna, ale by młody człowiek był do jej odbioru przygotowywany, czuł się wybrańcem, konesrem, znawcą, elitą.  Taka młodzież jest (szkoły muzyczne, artystyczne), ale kto ją pokazuje? Na dziady zeszło radio, teatr, ale to już odrębny temat.
Pozdrawiam :-)

 

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

Gadający Grzyb
Z lekką przekorą powiem, że wiele zależy tu od kontekstu i konwencji.
Jeśli idę do kina na film czysto rozrywkowy, to sądzę, że cola i popcorn nie są żadną tragedią. Popcorn wręcz przydaje się do rzucania w ekran jeśli film to kicha ;) Na marginesie - w Stanach, w studenckich campusach popularne są różne przeglądy starych filmów klasy B, C... do Z włącznie - filmy tak koszmarnie złe, że aż trzeba je obejrzeć. I tam rzucanie popcornem jest wręcz częścią konwencji tej całej zabawy ;)

Co do Stańki - jeśli ktoś wpadł na pomysł by zorganizować koncert w atosferze wakacyjnego festynu, to i piwo musiało się pojawić. Swoją drogą, czy aby jakiś browar nie był sponsorem imprezy? Nie zapominajmy też, że jazz to muzyka rodem ze spelunek w czarnych dzielnicach. Owszem, późniejsi jazzmani wprowadzili ten gatunek na salony, podobnie jak - uczciwszy proporcje - Chopin wyprowadził mazurki i polonezy z chłopskiej karczmy do sal koncertowych.

No i tu pojawia się pytanie - czy wypada popić Chopina setą "siwuchy", albo czy wypada obalić browara "pod Stańkę"? Przyznam się, że nie rozstrzygnąłem jeszcze tego dylematu ;)
pozdr.
GG
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna
Piotrze, różnica pokolenia nas dzieli. wink To co dobre w USA niekoniecznie mi odpowiada. Oni po prostu szybciej schamieli niż my, ale żeby to kupować? laugh  Nie przekonasz mnie.

Co do jazzu. Zgadza się. Kluby jazzowe koniecznie z bufetem, ale też wtedy siedzi się, popija coś tam, a w tle muzyka dobrych muzyków, którzy potem lądują w salach koncertowych, bo gdzieś tam w końcu sali siedział przedstawiciel firmy płytowej.  W Polsce taką rolę pełniły "Hybrydy" czy warszawska "Stodoła".  Nie twierdzę,  że wszystko tam było na wysokie "C", ale od tego czasu jazz, który reprezentuje Stańko, stał się klasyką, a nie waleniem w bębny.

Klubów namnożyło się, ale głównie służą do konsumpcji piwa, a nie dobrej muzyki. lepszą można czasem usłyszeć na  Starym Mieście od ulicznego grajka. 
I o to właśnie chodzi, by na pierwszym miejscu była muzyka a nie muzyka i słuchacze dodatkiem do piwa.
Nie wiem, kto był sponsorem koncertu, ale mnie "kultura" ta wyraźnie nie odpowiada i na pewno byłam na takiej imprezie ostani raz.
A jeśli nie wierzysz, że Stańko załuguje na Filharmonię, to sprawdź, gdzie występował w innych miastach.
Pozdrawiam
 
Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

Gadający Grzyb
Ależ Stańko zasluguje na Filharmonię!
Nie w tym rzecz.
Rzecz w tym, że ktoś zaprosił Stańkę w charakterze grajka amfiteatralnego - a Stańko tę propozycję przyjął. To jest szersza patolgia muzycznego rynku w Polsce - kapele objeżdżające festyny sponsorowane przez samorządy. Żadna hańba - muzycy muszą z czegoś żyć.
Podobnie jak musiał z czegoś żyć Chuck Berry ściągnięty niegdyś do Sopotu na festiwal, tudzież John Lee Hooker ze swoimi czerwonymi skarpetkami i "bum, bum, bum, bum" - ten z kolei zagrał u nas w Rawie Mazowieckiej za sprawą Sławomira Wierzcholskiego na "Nocach bluesowych". Browar się lał, bluesmani grali, a publika wariowała na dziedzińcu Zamku Ksiąząt Mazowieckich...
...kwestia konwencji ... i oczekiwań...
A że ludzie popijają? Umówmy się - kto normalny wytrzyma Chopina albo Stańkę na dłuższą metę o suchym pysku? Na takie koncerty wraz z biletem wstępu należy dołączać piersiówkę ;)

Co do filmów i popcornu - jeżeli idzie się na film wymagający pewnego skupienia, wyciszenia itd. - tu oczywiście cola i popcorn nie wchodzą w grę.

Natomiast jest jeszcze inna sprawa - co zrobić z gniotami, które są są ewidentnie nędzne, a co do których wmawiają nam, ze powinniśmy je chłonąć w nabożnym skupieniu? Ja taki dysonans przeżyłem na "Bitwie pod Wiedniem" i byłem tak zniesmaczony, że musialem sobie ulżyć w tekście "Bitwa pod Wiedniem i czipsy". Całe szczęście, że te czipsy miałem - i coraz bardziej irytujaco, w miarę spektaklu, szeleściłem tą torebką wydziubując oślinionym palcem z zakamarków ostatnie okruszki. A ludziska się na mnie patrzyli jak na jakiegoś barbarzyńcę ;)
pozdr.
GG
Obrazek użytkownika Katarzyna

Katarzyna

A że ludzie popijają? Umówmy się - kto normalny wytrzyma Chopina albo Stańkę na dłuższą metę o suchym pysku? Na takie koncerty wraz z biletem wstępu należy dołączać piersiówkę ;)

Szok. I to napisał człowiek, który pretenduje do inteligencji Uff! Nie będę miała już pretensji do nikogo spod butki z piwem . Piotruś, ile chlapnąłeś pisząc ten komentarz? ;-))
Umówmy się, że jednak są tacy ludzie, zapewniam Cię.   Widać jestem nienormalna, bo ja do takich należę. Jak chcę mordę zachlać, to kupuję browara i piję, wychodzi taniej.
Co do popcornu. Kultura nakazywałaby liczyć się jeśli nie ze swoim zdrowiem to z tymi, którzy idą do kina na film a nie popcorn. Jak  film mi się  nie podoba to wychodzę.
A tak w ogóle to zadziwiające jest usprawieliwianie zwykłego prostactwa. Udowadniasz tylko jedno, że można z niektórych zrobić prostaków i nie powinno to nikogo oburzać.

Ps. Bilet otrzymałam na koncert a nie festyn. Na festyn nie poszłabym .

Więcej notek tego samego Autora:

=>>