O tzw. ideologicznym zawłaszczaniu

 |  Written by Waldemar Żyszkiewicz  |  0
Do napisania tych słów skłoniło mnie pytanie, które podczas dyskusji w Salonie24 zadał jeden z dyskutantów.

Zdziwiło go bowiem, dlaczego aktywiści antyteistycznej ideologii LGBTQ upatrzyli sobie na symbol właśnie tęczę, o której z pomnikowych tekstów kultury ludzkiej wiadomo, że od prawieków uznawano ją za dowód łączności Nieba z Ziemią, a według właściwej dla naszej cywilizacji tradycji biblijnej miała ona stanowić symbol przymierza Boga z człowiekiem, rozumianym jako gatunek ludzki.

Dzisiejsze spauperyzowane i mocno pogorszone szkolnictwo wyższe najwyraźniej nie przekazuje swym adeptom wiedzy o zjawisku tzw. ideologicznego zawłaszczenia, co sprawia, że zwłaszcza młodzi Polacy nie umieją już nazwać wielu, wcześniej dobrze rozpoznanych zjawisk, a tym samym nie potrafią się właściwie do nich odnieść.
 
Tak się składa, że tytułowy fenomen ideologicznego zawłaszczenia jest jednym z ulubionych przez środowiska lewicowe i lewackie sposobów walki ze sferą symboli i wartości ważnych dla tych środowisk, które leftyści uznają za swoich wrogów.

Sięgnięcie po cudze to elementarny gest pasożyta, niezdolnego lub zbyt leniwego do wypracowania własnych, oryginalnych i rdzennych wytworów, zarówno w sferze materialnej, jak i w przestrzeni kulturowej, duchowej, symbolicznej. Można tu mówić o geście naruszenia cudzej własności dla zaspokojenia potrzeb własnych, czyli dawać wyjaśnienie typu: ukradł bułkę, bo był głodny.

Ale sięgnięcie po cudze może mieć też na celu coś więcej, np. chęć pozbawienia kogoś własności dla osłabienia go, naruszenia jego prestiżu, upokorzenia, wreszcie dla ośmieszenia lub obrzydzenia mu jego własnej symboliki. Taka zmiana motywacji czynu jest istotna, wtedy też należy mówić o wrogim i zamierzonym ataku na czyjąś własność. I aktu wrogości z premedytacją – nie usprawiedliwiać.

Być może nawet sięgnięcie po tęczę przez seksualnych inwertytów było pierwotnie pozbawione motywu wrogości. Być może wynikało tylko z pewnej niewiedzy (patrz: ich ułomny, sześciobarwny łuk tęczy), ewentualnie zostało spowodowane brakiem oryginalności czy niemocy twórczej środowisk LGBTQ.

Jeśli jednak nawet tak kiedyś było, to – zwłaszcza w powiązaniu z kuriozalną brzydotą instalacji Julity Wójcik oraz agresywną polityką zawłaszczania przez rządców miasta przestrzeni symbolicznej zabytkowego placu Zbawiciela – ów aspekt wrogości polegającej na wmuszaniu katolickiej lub tylko tradycjonalistycznie usposobionej części mieszkańców Warszawy obcowania z metalowo-papierową paskudą nie ulega dziś żadnej wątpliwości.

To jest czytelny akt ideologicznej, kulturowej i estetycznej przemocy sponsorowany z publicznych pieniędzy przez stołeczny ratusz, którym zawiaduje Hanna Gronkiewicz-Waltz. Coś wreszcie trzeba z tym zrobić.
 
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>