Sztuka telefonowania

 |  Written by Marcin Brixen  |  3
- No dobrze, przecież wiem - oświadczyła trzeciej a pani pedagog. - Wiem, ze wszyscy macie komórki i przynosicie je do szkoły. Pomimo zakazu. Ale czy wy w ogóle wiecie jak nich korzystać?
Trzeciej a na moment mowę odebrało a potem wszyscy uczniowie zaczęli gwałtownie argumentować. Że oni szybciej obsługują telefony od dorosłych, Że więcej potrafią z nimi zrobić. Że wiedzą o komórkach takie rzeczy, o których dorosłym nawet się nie śniło. no i że teraz młodzież ma takie predyspozycje do elektroniki, że umie już esemesować zanim nauczy się pisać ręcznie.
- Czyli nie umiecie z nich korzystać - westchnęła pani pedagog. - No cóż, szkoła jest po to, żeby uczyć. Nauczymy was szlachetnej sztuki telefonowania.
Trzecia a wstrzymała oddech, bo zaczynało robić się ciekawie.
- Jak się uczyć to od najlepszych - rzekła z namaszczeniem pani pedagog. - Zaprosiłam do nas gości specjalnych. Jeden to pani premier Kowa-Epacz! A drugi to pani doktor Ogdalena-Magórek! Brawo!
Pani pedagog zaczęła entuzjastycznie klaskać. Trzecia a siedziała nieporuszona i patrzyła jak obie panie usiłowały jednocześnie wejść przez drzwi przepychając się przez framugę.
- Niech się pani tak nie szarpie, bo strzelą pani klamerki za uszami - wbiła szpilę pani doktor.
- Ona mówi! - odparła z nieopisaną ironią pani premier.
- Dlaczego zaprosiła pani same kobiety? Toż to czysty seksizm! - powiedział pani pedagog okularnik z trzeciej ławki. - Słyszała pani kiedykolwiek o parytetach? Jeden z gości powinien być mężczyzną.
Pani pedagog uśmiechnęła się z zakłopotaniem, rzuciła gościom kilka zdań wyjaśnienia, a okularnikowi wpisała naganę do dzienniczka,
- Naukę telefonowania zaczniemy od przypadku, kiedy to mu dzwonimy do kogoś. Proszę najpierw panią doktor. Otóż pani doktor pokaże wam jak się dzwoni. Nie należy się bać. Pani doktor nikogo się nie boi!
Pani doktor wyszła na środek klasy i zrzuciła wdzianko pozostając jedynie z stroju gimnastycznym. W części męskiej klasy wzbudziła entuzjazm, a w części żeńskiej - nienawiść. Pani doktor jednak się tym nie przejęła. Stanęła w rozkroku i zaczęła robić ćwiczenia rozgrzewające powtarzając przy tym ciągle "Trzeba rozmawiać! Trzeba rozmawiać!". Następnie sięgnęła po telefon lewą ręką i zapytała pani pedagog:
- Do kogo dzwonimy?
- Do Władimira.
Pani doktor strasznie zbladła.
- No co? - zdumiała się pani pedagog. - Przecież pani powiedziała, że jeśli będzie trzeba to nie będzie się pani bała do niego zadzwonić.
- Nnnnnnnnnnno tak, ale... Wie pani... Nie czuję, żeby akurat teraz było trzeba...
Ale było już za późno. Pani pedagog wzięła telefon, wystukała na nim numer i wręczyła pani doktor. Pani doktor przełknęła ślinę, w klasie panowała absolutna cisza. Słychać było jak w słuchawce buczy dzwonek. Nagle coś kliknęło i rozległ się męski głos, który powiedział po rosyjsku:
- Wołodia, słucham.
Pani doktor stała sparaliżowana, milczała i spoglądała trzymany w ręku telefon z tak strasznym przerażeniem, jakby to był wąż.
Wołodia kilkakrotnie zawołał "halo", po czym skwitował :"durak" i się rozłączył.
Pani pedagog nie była zadowolona z efektów szkolenia.
- I słusznie - pani premier spojrzała na panią doktor z lekceważeniem. - Trzeba wiedzieć, drogie dzieci, kogo postawić przy telefonie, żeby go odbierał. Co będzie, jak ktoś w środku nocy zadzwoni, żeby wam powiedzieć, że jest kryzys? Musicie zadać sobie pytanie, kogo chcecie, żeby odbierał takie telefony? Ja myślę, że takich profesjonalistów jak ja. I dlatego...
W jej słowa wdarł się dzwonek telefonu.
- Władimir oddzwania - pani pedagog spojrzała na wyświetlacz i oznajmiła pani premier:
- Będzie pani miała okazję się wykazać.
Ale pani premier zrobiła coś zupełnie innego. Spojrzała z napięciem na telefon, po czym przebiegła przez cała klasę gubiąc przy tym obuwie. Dopadła szafy na pomoce naukowe i wcisnęła się do jej dolnej części. Zamknęła za sobą drzwi i tylko jej ciche popiskiwanie sprawiało, że można było ją zlokalizować.
- Ciarki przechodzą mi po plecach - oświadczył Łukaszek. - Chyba wystarczy tej nauki.
- Ależ skąd! - zaoponowała pani pedagog. - Na następnej lekcji będziecie się uczyć odbierania esemesów. Tych właściwych esemesów. Od właściwych osób.
5
5 (5)

3 Comments

Obrazek użytkownika Szary Kot

Szary Kot
To jest stronniczy i niesprawiedliwy opis!
Pani Premier poleciała do szafy, zapominając o dzieciach?
Przecież mówiła, a ona zawsze mówi prawdę i wszyscy o tym wiemy, że zamknie się razem z dziećmi!!!
 
 

"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
... Telefon należało "wykonać" do Buraka Mahhomeda i prosić o połączenie z Tonaldem Duskiem. Wszyscy mogliby być usatysfakcjonowani.
I nie trzeba by było wciągać dzieci do szafy.
Choć z dziećmi to tak, że wszystkie są "nasze", ale niektóre są "mojsze".
Nie, nie "zaplułam" ekranu komputera: od czasu gdy ugryzłam kartę pamięci z aparatu fotograficznego - już nie zabieram kawy, herbaty ani innych płynów czy kanapek - gdy bloguję.
Pozdrawiam serdecznie i pięciogwiazdkowo.
 
Obrazek użytkownika Danz

Danz
Opisałeś całą scenę niezwykle "obrazowo", tak, że prawie widziałem truchtem biegnącą panią premier jeden metr w głąb.
Pozdrawiam.

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Więcej notek tego samego Autora:

=>>