"Tajne akta S.", czyli 10.04.2010 oczami Niemca

 |  Written by Geolog1988  |  0
Czy ktoś z Państwa pamięta jeszcze dzisiaj, co działo się w ubiegłym roku wraz z pojawieniem się na niemieckim rynku wydawniczym książki Pana Jurgena Roth "Tajne Akta S."?
Ja niestety pamiętam...
Dlaczego niestety?
Ponieważ dopiero niedawno miałem okazję zapoznać się z jej treścią i skonfrontować ją z zapamiętanym szumem medialnym i politycznym, który obserwowałem przez kilka dni właśnie wokół niej.
 
Ale po kolei!
 
"Bild": "Czy Moskwa zabiła polskiego prezydenta?"
"Stuttgarter Zeitung": "Zmowa wysokich rangą polskich polityków z FSB"
Prof. Zdzisław Krasnodębski: "Pierwsza publikacja zachodnia, która kruszy mur milczenia"
Red. Michał Karnowski: "To może otworzyć ludziom oczy!"
Sebastian Rybarczyk (ekspert ds. wywiadu): "Mamy do czynienia z przełomem w śledztwie smoleńskim"
 
Mógłbym wymienić jeszcze dziesiątki, jeśli nie setki podobnych opinii dotyczących książki Pana Rotha, które pojawiły się w polskich mediach w ubiegłym roku. Opinii, które jednoznacznie dają do zrozumienia, że mamy do czynienia z szokującym przełomem.
Dlaczego przełomem? Ponieważ niemiecki dziennikarz śledczy potwierdził to, o czym wielu polskich dziennikarzy, polityków, przedstawicieli świata nauki mówiło od 5 lat.
 
Nawet nie wiecie, Państwo, jak wielkie przeżyłem rozczarowanie...
 
 
W przedmowie autor tłumaczy się, dlaczego w ogóle zajął się tematem katastrofy smoleńskiej. Jakże smutne wnioski można wyciągnąć z tych tłumaczeń...
Impulsem do poznania prawdy o Smoleńsku było... zestrzelenie malezyjskiego Boeinga 777 nad terytorium Ukrainy. Jurgen Roth pozostawia jako otwartą kwestię, kto odpowiada za tą zbrodnię - "rosyjscy separatyści" czy żołnierze ukraińscy.
 
Kolejne tłumaczenia dotyczyły rzekomego faszyzmu, którego reprezentantem byli polegli w
Smoleńsku, i którego reprezentantami są politycy i działacze PiS z Jarosławem Kaczyńskim i Antonim Macierewiczem na czele. Autor opowiada o atakach, jakich doświadczył w związku z zainteresowaniem sprawą smoleńską. Moim zdaniem przemyca między wierszami informację dla czytelników, która wyraża pogląd wielu Niemców - wyznawców "nowoczesności" i "skrajnych przeciwników totalitaryzmów": "10.04.2010 zginęli faszyści! Powinieneś się cieszyć, że coraz mniej ich na świecie!".
Czy w swoich tłumaczeniach Jurgen Roth jest przekonujący? Każdy powinien samemu to ocenić po zapoznaniu się z lekturą...
 
Następne kilkadziesiąt stron, w mojej ocenie, można sobie darować.
Jurgen Roth próbuje naszkicować nam obraz Putina i Rosji pod jego rządami. Opis ten jest tak naprawdę bardzo, ale to bardzo skróconą wersją książek "Wysadzić Rosję" oraz "Akta Litwinienki" a rykoszetem (moim zdaniem idealnie wymierzonym) obrywają również rzekomi najbliżsi ideowo Putinowi politycy europejscy (czytaj: faszyści). Mimo wielu "grzechów" polityków niemieckich i ich "słabości" względem Prezydenta Rosji ich postawa zaprezentowana przez autora jest, moim zdaniem, i tak lepsza niż postawa m.in. Victora Orbana.
 
Dalsze strony w książce to opis faktów, zeznań świadków, dowodów, które jedni próbują do dziś wyjaśnić a drudzy bezwzględnie zmanipulować. "Niebezpieczna umowa serwisowa", "Źle przygotowana podróż", "Tajemnicze strzały na miejscu katastrofy" - to tylko niektóre z wątków przytaczanych przez autora. Każdy, kto od samego początku interesuje się sprawą smoleńską, prawdopodobnie tak jak ja stwierdzi, że mamy w tym miejscu do czynienia w podsumowaniem naszej dotychczasowej wiedzy i próbą obiektywnego zestawienia informacji zebranych przez ekspertów, dziennikarzy etc skupionych wokół Antoniego Macierewicza i PiS oraz "ekspertów" i "dziennikarzy" skupionych wokół salonu III RP.
 
Przejdźmy jeszcze dalej, do (moim zdaniem) najbardziej smutnego fragmentu książki, czyli rozdziału "Pozostawieni sami sobie: Dziwne doświadczenia rodzin ofiar". Jurgen Roth opisuje to, co spotkało Panią Mertę, Panią Wassermann, Panią Błasik oraz "Niedoszłe sekcje zwłok" ofiar katastrofy. Mimo, że wszyscy doskonale znamy ten temat, to i tak nie można nie uronić łzy czytając ten rozdział. Państwo zdało egzamin? Proszę...
 
Zanim dotrzemy do końcowego fragmentu książki, który miał tak bardzo wstrząsnąć czytelnikami Jurgen Roth przytacza przez kolejne kilkadziesiąt stron opisy m.in: krwawego żniwa zbieranego przez seryjnego samobójcę wokół osób zaangażowanych w dochodzenie do prawdy; manipulacji medialnych stosowanych przez salon III RP wobec ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza; (mówiąc najdelikatniej) wątpliwych tez zawartych w raportach końcowych MAK i Komisji Millera; niszczeniu dowodów etc. Po raz kolejny nie dowiadujemy się niczego, czego byśmy nie zobaczyli, usłyszeli, przeczytali w polskich mediach...
 
I tak oto przechodzimy do ostatniego fragmentu książki i... tutaj zakończę, ponieważ to właśnie w nim możecie się, Państwo, dowiedzieć czegoś nowego już nie o katastrofie, ale o zamachu smoleńskim.
Dlaczego dopiero teraz używam słowa zamach? Ponieważ właśnie ostatni fragment książki Jurgena Rotha nie pozostawia wątpliwości, co tak naprawdę wydarzyło się 10.04.2010 w Smoleńsku i kto odpowiada za tą zbrodnię.
Mimo, że nie padają wprost żadne nazwiska, to naprawdę łatwo domyślić się, którzy wysocy przedstawiciele poprzedniego układu rządzącego dołożyli wszelkich starań, aby na pokładzie TU-154M zdetonowano materiały wybuchowe i zamordowano 96 osób znajdujących się na pokładzie oraz aby oficjalne, państwowe śledztwo przebiegało w taki a nie inny sposób.
 
 
Niezwykle ciężko ocenić mi tą książkę. Z jednej strony 90% jej treści nie stanowiło dla mnie nowości. BA! momentami irytował mnie "obiektywizm" autora. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo dobrze się stało, iż tego typu pozycja pojawiła się w niemieckich księgarniach. Plusem jest również naprawdę bardzo dobre i przejrzyste uporządkowanie naszej wiedzy na tematy wokółsmoleńskie z ostatnich 5 lat.
 
Czy kiedyś ujrzą światło dzienne dokumenty, na które powołuje się Jurgen Roth? Czas pokaże... Jeśli tak się stanie - wówczas z pewnością podniosę ocenę ;-)
 
Moja ocena książki: 5/10 (przeciętna)

 
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>