Salonowy obrońca "Ognia"

 |  Written by Godziemba  |  0
Ks. Józef Tischner pomimo związków z Salonem, pozostał wiernym obrońcą Józefa Karasia „Ognia”.

     Ks. Józef Tischner urodził się w Łopusznej i całą swoją młodość spędził na Podhalu, gdzie przesiąkł legendą „Ognia”. „To jest wielka legenda – dowodził podczas słynnej rozmowy z Michnikiem i Żakowskim – całego Podhala i mojego dzieciństwa. (…) Nie poszedłem więc do „Ognia”, ale mogę powiedzieć, że żyliśmy w jego cieniu”. Przyszły ksiądz uczył się w seminarium wraz z czterema kolegami, którzy wcześniej walczyli w oddziale Kurasia.

    Jakkolwiek potem zamieszkał w Krakowie, to nigdy nie zerwał swych związków z Podhalem. W każdą pierwszą niedzielę sierpnia odprawiał nabożeństwo przy kapliczce papieskiej na Polanie Rusnakowej pod Torbaczem. W wygłaszanych gwarą góralską homiliach wielokrotnie nawiązywał do historii Józefa Kurasia , zdecydowanie przeciwstawiając się „czarnej” legendzie „Ognia”. I tak w 1997 roku mówił: „Wiecie o tym dobrze, ze kie sie wypowie imię „Ognia”, to u jednyk serce rośnie, u drugik dusa sie skręco. A i do mnie dochodzą takie słuchy. Ludzie godajom tak: Ty, Józek, tyś jest cłek niegłupi. Tyś jest mądry, ale w jednym cie nie rozumiemy. Cymu ty mos takie zdanie o „Ogniu”, ze go zawse bronis? I ze bronis jego partyzantki? Tak ze wychodzi na to, ze jo cały dzień mądry, ino jak sprawa „Ognia” wychodzi, ze jo głupieje”.

    W trakcie uroczystej mszy odprawianej w 1995 roku w kurasiowej wsi – Waksmundzie, Ksiądz nawiązując do komunistycznej propagandy podkreślał: „ Ówczesna Polska nazywała się „ludowa”, Gdybyście byli z AK, można by jakoś wszystko ścierpieć i powiedzieć, że to nie lud buntuje się przeciw komunizmowi, lecz „obszarnicy”. Ale Wyście nie byli „obszarnikami”. Byliście ludem. Wasz ruch oporu miał wszelkie cechy pospolitego ruszenia. Nowe „porusyństwo”! To przeczyło teorii! Dlatego trzeba było Was nazwać „bandytami”. Skąd jednak akurat to, a nie inne słowo? Bo słowo to miało pokazać, że jesteście wrogami swoich sąsiadów; bliskich, najbliższych, a nie wrogami władzy. To było kłamstwo. (…) Propaganda komunistyczna, używając tego słowa, wprowadzała to, o co jej zawsze chodziło: starała się skłócić sąsiadów. (…)  dziel, a będziesz rządził”. Odnosząc się do sztandaru „Ogniowców” przypominał, iż „Nie jest to sztandar zwycięstwa. Ale nie jest to również sztandar przegranej. Czego to sztandar? To sztandar prawdy – to znak, że w gruncie rzeczy mieliście rację”.   

   Z kolei z okazji 50. rocznicy śmierci Józefa Kurasia napisał artykuł, który zamieścił w „Tygodniku Podhalańskim”. Określił w nim Kurasia mianem „żołnierza niepodległości” i podkreślił, iż pomimo przegranej, partyzancki trud miał głęboki sens i powtórzył za Zygmuntem Krasińskim:  „Myśmy są z niego i my jak On”.

   Największy rezonans wywołał jednak jego artykuł „Sprawa Józefa Kurasia „Ognia”  opublikowany w 35 numerze „Tygodniku Powszechnym” z 1996 roku.   Było to najważniejsze wystąpienie Księdza w obronie „Ognia”. Autor „Historii filozofii po góralsku” ze smutkiem stwierdzał, po gdy zabrakło „Ognia”, na Podhalu „zrobiło się smutno. Wraz z tą śmiercią umarła jakaś nadzieja”. Następnie  trafnie wskazywał, iż „Jestem przekonany, że kto nie pozna historii Józefa Kurasia „Ognia” i jego oddziału, ten nie zrozumie, czy był komunizm i w jaki sposób wchodził w Polski organizm społeczny”. Podkreślił wreszcie przyczyny walki komunistów z legendą dzielnego partyzanta, która objęła także pozbawienie go grobu. „Ciało w dziwny sposób – pisał – zniknęło. Dlaczego miał nie mieć grobu? Jeśli był bandytą, niech ludzie plują na grób bandyty. Widać jednak nie. W tym życiu i śmierci musiało tkwić coś autentycznego, co było groźne. Trup mógł pewnego dnia ożyć”. Podsumowując  apelował: „Dziś po latach, widzimy: „Ogniowi” i jego ludziom nie przywrócimy życia, nie przywrócimy im czasu spędzonego w więzieniach, możemy jednak przywrócić im honor jako podstawową wartość europejskiego ethosu – nie tylko żołnierskiego”.

   Artykuł Tischnera spotkał się ze znacznym odzewem, redakcja zamieściła kilka bardzo krytycznych opinii na jego temat, co skłoniło Księdza do napisania kolejnego artykułu „Tym razem idzie o honor”, opublikowany w „Tygodniku Powszechnym”  6 października 1996 roku. Ksiądz położył tym razem nacisk na doświadczenie pogardy i odebrania godności żołnierzom „Ognia”. „Nasze istotne „albo-albo” brzmi: albo komuniści – pisał – przywrócą honor pogardzanym żołnierzom „Ognia” i jego samemu, a wtedy przywrócą honor również sobie, albo będą nadal pieczołowicie konstruować swój świat pogardy dla takich jak „Ogień” i jego żołnierze, a wtedy sami również nie uwolnią się od pogardy ze strony innych”.  Środowiskowe uwarunkowania nie pozwoliły Księdzu na uwzględnienie w tym zestawieniu także wielu publicystów „Tygodnika Powszechnego” , „Gazety Wyborczej” i innych czasopism, którzy również atakowali „Ognia”, oskarżając go o rzekome „liczne mordy działaczy lewicy” oraz antysemityzm i rasizm.
   
     Ksiądz zdecydowanie opowiadał się również za postawieniem pomnika Kurasiowi.  „Myślę, że zasłużył na pomnik – podkreślał w wywiadzie udzielonym „Gazecie Krakowskiej” – Tragiczny pomnik bohatera wojennego, który symbolizuje jakąś część polskich losów w czasie wojny i po wojnie. W tej postaci zogniskowała się historia pewnego pokolenia. Oczywiście pomnik, to nie znaczy ołtarz. To znaczy cześć za odwagę, dla ryzyka, dla części nas samych. Bo kiedy się dobrze przyjrzeć, to w każdym z nas jest coś z niego. On może dlatego budzi takie kontrowersje, że ma dużo powinowatych”.

    Wybudowanie pomnika „Ogniowi” łączył z ogólnym pojednaniem, wskazując: „Jeśli domagam się oddania honorowi Ogniowi, to nie czyimś kosztem. Nie o to chodzi, aby się piąć w górę, wdeptując przeciwników w błoto. Ale o to, abyśmy zobaczyli dramat Polski. Abyśmy z historii Polski uczyli się, choć trochę rozumu. Bo dopóki tego nie będzie, to nie widzę duchowej wielkości Polski”. Nie wiadomo w jaki sposób chciał pogodzić historię „Ognia” z historią jego morderców, komunistycznych zbrodniarzy?

   Jego  obrona „Ognia” budziła zdumienie jego politycznych przyjaciół, którzy niewątpliwie nakłaniali go zmiany stosunku do bohatera Podhala.  W końcowym okresie życia ks. Tischner uległ tym naciskom i częściowo zmodyfikował swoją ocenę Kurasia.

    Zastanawiając się nad siłą i oddziaływaniem komunistycznego „złudzenia”, a także różnych wobec niego postaw Polaków, przypominał historię „Ognia”. „Reakcje na słowo „Ogień „ – zwłaszcza na Podhalu – pisał w „Znaku” w 1999 roku, na rok przed swą śmiercią -  są z reguły skrajne: dla jednych bohater, dla innych przestępca. Także w tym przypadku – a może przede wszystkim w tym przypadku – nie tyle chodzi o prawdę, co o pokarm. Lub lepiej: chodzi o taką prawdę, która mogłaby nasycić czyjś głód. (…) Pokarm, jakim karmili się ludzie „Ognia”, był słodki, ale w końcu okazał się dla nich trujący. Pokarm, jakim karmili się posłuszni rozkazowi żołnierze AK, był gorzki; pozwalał przerwać jednostkom, ale nie stwarzał nadziei dla narodu”. Ciekawie, że nie wspomniał o pokarmie, którym żywili się komuniści i ich współcześni sojusznicy.

   Pragnąc za wszelką cenę pogodzić obie strony, nie zadowolił nikogo. Należy jednak docenić wszystko co uczynił dla obrony legendy „Ognia”.  Pomimo swoich związków z lewicowo-liberalnym salonem, pozostał wierny swemu góralskiemu pochodzeniu.
 
 
Wybrana literatura:
 
M. Jurek – Ogień nie zgasł. Legenda Józefa Kurasia „Ognia” w latach 1989-2012
J. Tischner – Słowo o ślebodzie. Kazania spod Turbacza 1981-1997
 
Img: Zakopiański pomnik "Ognia" -  http://polskaniezwykla.pl/web/gallery/photo,317512.html    @kot
5
5 (4)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>