Złota rybka i złoty kot

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Mama Łukaszka przechodziła obok sklepu zoologicznego na osiedlu i zaciekawił ją napis na szybie "złote zwierzątka spełniające życzenia". Weszła do środka. Za ladą siedział jakiś znudzony chłopak.
- Czy one naprawdę spełniają życzenia? - spytała podekscytowana.
- Tak, proszę pani.
- I macie je jeszcze na sprzedaż?
- Tak, proszę pani.
Mama rozejrzała się podejrzliwie.
- Nie wierzę. Przecież tu powinien kłębić się tłum ludzi. Dlaczego tu nikogo nie ma?
- Bo nikt w nie nie wierzy. To znaczy: prawie nikt - poprawił się chłopak. - Mieliśmy tylko dwa złote zwierzęta dzisiaj: kota i rybkę. Tylko dwie panie zainteresowały się kotem i go kupiły. A tak nikt. Ludzie owszem, wejdą, spytają, wzruszą ramionami i mówią tak jak pani. Że gdyby to była prawda, to byłby tu tłum. Ale nikt jakoś nie chce tego tłumu zacząć. Po prostu ludzie wolą wierzyć politykom zamiast w złote zwierzęta spełniające życzenia.
- Przepraszam bardzo - przerwała mu mama. - Ale tak to mówisz, jakby te zwierzęta naprawdę spełniały życzenia...
- Bo to prawda.
Zapadła cisza.
- To jakiś program typu ukryta kamera? - spytała mama słabo.
Chłopak ciężko westchnął i sięgnął pod ladę. Wyjął spod niej i ustawił na blacie małe akwarium. Wewnątrz pływała mała złota rybka.
- Proszę powiedzieć jakieś życzenie.
Mama Łukaszka patrzyła chłopakowi dłuższą chwilę w oczy chłopaka, a potem uśmiechnęła się i rzuciła lekko:
- Chcę być piękna i młoda.
Rybka wystawiła pyszczek nad wodę i odezwała się:
- Phoszę bahdzo.
Mama Łukaszka wpadła w straszliwe osłupienie porównywalne z tym z wieczory wyborczego w dwa tysiące piętnastym roku.
Rozległo się głośne PYK i obok pojawił śniady pan. Zaczął mówić:
- Ty kobiet. Ty być piękna i młoda. Chodź seksa na zapleczu. No chodź - i pogłaskał mamę Łukaszka po ramieniu co wyrwało ją ze stupory i zaczęła krzyczeć.
Rybka znów wystawiła pyszczek ponad wodę.
- Nie! - zaczął krzyczeć śniady pan. - Nie tak my się umawiać! Ja mieć dostać socjal Germany!
Rozległo się głośne PYK i śniady pan zniknął.
- Co... To... Było? - wyjąkała mama Łukaszka.
- Mówiłem pani, złote zwierzę spełniające życzenia - powiedział ze spokojem sprzedawca.
- Ile ono może spełnić tych życzeń?! - krzyczała mama Łukaszka.
- Nie ma limitu.
- A ile ona kosztuje?
Sprzedawca wymienił dość konkretną kwotę, zaznaczając, że to razem z akwarium. Mama zapłaciła.
- Co to w ogóle a gatunek?
- Leszcz sopocki.
Pracownik sklepu przetransportował akwarium do mieszkania Hiobowskich i już po godzinie mama Łukaszka wpatrywała się w Leszcza sopockiego pływającego leniwie w jej kuchni.
- Mam życzenie - powiedziała mama.
Rybka pływała sobie dalej i nie zwracała na mamę uwagi.
- No? - rzuciła niecierpliwie mama.
Ryba udawała, że śpi.
- No?!!
Rybka wystawiła pyszczek z wody.
- Poważna sprawa. Nie lekceważę jej. Odniosę się do życzenia w poniedziałek o piętnastej.
- Teraz!!! - mama Łukaszka plasnęła dłonią o blat.
- A jakie to życzenie?
- Chcę mieć dużo pieniędzy!
- Pieniędzy nie ma i nie będzie - odparła z godnością rybka i spłynęła na dno.
Mama Łukaszka była zła i sięgnęła do szuflady po nóż.
- Pieniądze będą, oczywiście będą! - rybka szybko zmieniła zdanie.
- A ile?
- Jestem gotowa na każdą ilość!
Zapadło niezręczne milczenie.
- No i gdzie te pieniądze? - zapytała mama Łukaszka.
- Dwa hazy obiecać to jak haz dotrzymać - zachichotała rybka.
- Nie denerwuj mnie, bo jak ja zaraz...
- A czy zamiast pieniędzy nie wystahczy satysfakcja z byciem bahdziej euhopejskim z hacji posiadania hybki akwahiowej?
- Nie! Mają być pieniądze! Prawdziwe!
- Mój Boże - załamała płetwy rybka. - Gdybym miała taki guzik "daj pieniądze" to nic bym nie hobiła, tylko go naciskała.
- "Mój Boże"? Ty wierzysz w Boga? - spytała podejrzliwie mama.
- Jezus Mahia, oczywiście, że nie!
- Wiedziałam - załamała ręce mama. - Wiedziałam, że w tym musi być jakiś haczyk. Nikt nie sprzeda tak tanio prawdziwej rybki spełniającej życzenia...
- Jestem phawdziwa! - darła się rybka.
Zadzwonił dzwonek u drzwi i mama poszła otworzyć. Na progu stał syn sąsiadki, Wiktymiusz.
- Z mamą niedobrze - powiedział.
Mama Łukaszka oczywiście poszła na pomoc. Z mamą Wiktymiusza było naprawdę źle. Leżała na kanapie, podrygiwała i się trzęsła, a jej głowa była podtrzymywana przez jedną panią, która była szefową obu mam w osiedlowym kole Komitetu Obrony Dewiacji.
- Straszne - mama Łukaszka kłękła przy tapczanie i dotknęła czoła mamy Wiktymiusza. - To chyba padaczkowe. Na tle nerwowym.
- Mogę załatwić termin do neurologa na pojutrze - odezwał się z tyłu jakiś miaukliwy głos.
- Milcz, ty bydlaku! - krzyknęła szefowa koła.
Mama Łukaszka spojrzała na mamę Wiktymiusza przed sobą, szefową koła obok siebie i Wiktymiusza też obok siebie.
- Jeśli wszyscy są tutaj, to kto się odzywa za moimi plecami? - szepnęła i obejrzała się. Za nią na dywanie siedział złoty kot i mył się łapką.
- To Syjam Żoliborski, złoty kot spełniający życzenia - wyjaśniła szefowa koła. Kupiłyśmy go we dwie i miał spełniać życzenia...
- Wiem - przerwała mama Łukaszka. - Ja kupiłam rybkę. Ale ona jednak życzeń nie spełnia, tylko bezczelnie kłamie...
- Ten to samo. Koleżanka miała cały szereg życzeń - szefowa wskazała drgającą mamę Wiktymiusza. - chciała żyć w kraju bezpiecznym, demokratycznym, tolerancyjnym, gdzie kobiety mają prawa.
- I co? - mama Łukaszka trochę się zarumieniła na myśl, że ona pomyślała tylko o pieniądzach.
- I nic. Gnojek się bezczelnie śmiał i powiedział, że nie może spełnić czegoś, co już jest. Że tylko głupie baby mogą żądać praw, które już mają, że to, że zaraz będą wybory najlepiej świadczy, że jest demokracja, i że... Och, on mówił takie rzeczy, że koleżanka wpadła w taki stan jak widać.
- Mógłbyś ją uleczyć? - mama Łukaszka spytała kota.
- Nie ma problemu - kot machnął ogonem. Rozległo się głośne PYK. Mama Wiktymiusza przestała drgać i zwiotczała. - Teraz pośpi parę godzin, a kiedy się obudzi będzie tak samo zdrowa i mądra jak przedtem.
- Milcz ty podły futrzaku - szefowa koła wstała z kanapy. - Jednak spełniasz życzenia. To posłuchaj teraz mojego. Chcę żyć w kraju, w którym obecny rząd jest opozycją, a obecna opozycja rządem.
- Nie ma problemu - zaśmiał się kot. - Ale takie życzenie rodzi pytanie jak wiele jesteś gotowa poświęcić. Jesteś gotowa być biedna, głodna, bezrobotna?
- Oddam wszystko - wycedziła szefowa koła.
Rozległo się głośne PYK i kobieta zniknęła.
- Coś ty zrobił? Gdzie ona jest? - wyszeptała przerażona mama Łukaszka.
- Nie "gdzie" tylko "kiedy". Cofnąłem ją w czasie - wyjaśnił kot. - Ma teraz swój zad, opozycję, wymarzony świat.
- Zaraz, moment - wtrącił się Wiktymiusz. - Jeśli cofnęła się w czasie, to ona nadal jest w dzisiejszych czasach, tylko starsza. To kim jest ona teraz?
I sięgnął po telefon.
- O ja cię - wyszeptał. - Jest europosłanką. I głosuje przeciwko Polsce.
- Nie mówi się "przeciwko Polsce" tylko "za Europą" - poprawiła go odruchowo mama Łukaszka i spojrzała na drzwi pokoju, bo ktoś właśnie wszedł. Był to Łukaszek.
- Wszyscy cię szukają - oznajmił swojej mamie. - Chodź na obiad.
- Ja tylko na chwilkę... JUż idę... - mama zerwała się spłoszona. Spojrzała na śpiącą mamę Wiktymiusza, na kota, który się mył, na samego Wiktymiusza i poszła.
- To wszyscy już wrócili?
- Tak, i zdziwiliśmy się, że ciebie nie ma, a jest akwarium z rybą.
- E, no... Właśnie... - zająknęła się mama Łukaszka. - A czy ta rybka coś... Mówiła?
Oczekiwała, że syn ją wyśmieje, ale Łukaszek zrobił niewyraźną minę i bąknął:
- Obiecywała złote góry.
- I co? I co?
- I dziadek ją wyfiletował, a babcia właśnie smaży...
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>